Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 29 listopada 2015

Port Literacki po godzinach-relacja



W kwietniu, podczas 20. Portu Wrocław Artur Burszta, szef Biura Literackiego, lampką szampana żegnał się z Wrocławiem. Port wyruszył w świat, by zaszczepiać w ludziach miłość do poezji.  Działalność Biura bowiem nie ogranicza się jedynie do Miasta Spotkań, tu jedynie znajduje się siedziba redakcji.

Dla Biura nadszedł czas zmian i podsumowań. Po sześciu latach urzędowania w Przejściu Garncarskim redakcja się przeprowadza, a w związku z tym trzeba się ładnie pożegnać z dotychczasową siedzibą. Z tej okazji Artur Burszta zaprosił wszystkich chętnych do spędzenia andrzejkowego weekendu w murach redakcji. Jak tu nie skorzystać z takiego zaproszenia?

Już przy samym wejściu niespodzianka- Rarytasy bez kasy, czyli taka akcja, żebyś dał piątaka, a wtedy będziesz mógł wybrać sobie książkę, a kolejne dwie wybierasz za friko. A było w czym wybierać! Niestety, nie mogłam sobie pozwolić na szaleństwa, bo akurat godzinę wcześniej wydałam piątaki na książki, z których dochód wesprze Fundację Wrocławskie Hospicjum Dla Dzieci (o kiermaszowych akcjach Fundacji pisałam wczoraj), ale połakomiłam się na wiersze mojego ukochanego Eugeniusza Tkaczyszyna - Dyckiego, a do tego dobrałam tomik Anny Kamieńskiej w wyborze Bogusława Kierca oraz Marię Pawlikowską-Jasnorzewską w wyborze Marty Podgórnik.

Po zakupach zasiadłam w wygodnym fotelu wśród chmary dzieciaków. Bo oto na poduszkowej scenie ukazał się mój ulubieniec - Kazio Sponge, a wraz z nim rewelacyjna Anna Markowska-Kowalczyk oraz dotrzymujący im towarzystwa Jakub  Kowalczyk. 
Jakub Kowalczyk, Anna Markowska-Kowalczyk, Kazio Sponge
Oczywiście, Kazio rozrabiaka był w najlepszej formie. Tym razem miał spać. A raczej dać się ululać do snu pod wpływem czytanych przez Jakuba wierszy zebranych w wydanych przez Biuro „Sposobów na zaśnięcie" (TUTAJ możecie sobie przeczytać moje wrażenia po lekturze tej książki).  No, nie udało się. Ostatecznie pospał się Jakub, wymęczony przez Kazia (bo to najlepszy sposób na dorosłych, wymęczyć ich, wyskakać i wtedy nie każą iść spać, a sami ze zmęczenia padają). Dzieciaki były zachwycone i zupełnie spontanicznie na koniec rozpętały poduszkową wojnę.
Po szaleństwach, śmiechach-chichach, przyszedł czas na rzeczy dla dorosłych. Na scenie pojawili się prof. Andrzej Zawada, moderator rozmowy oraz goście: redaktor Jan Stolarczyk, wieloletni sekretarz Tadeusza Różewicza i prof. Jacek Gutorow, który dokonał wyboru i opatrzył posłowiem pośmiertny tom wierszy Tadeusza Różewicza pt. „Zniknąć".
Jan Stolarczyk, prof. Andrzej Zawada, prof. Jacek Gutorow
Jacek Gutorow od 25 lat czyta Różewicza. Uważa go za poetę ekspanywnego, mieszącego wątki, tego, który chciał wyjść z poezji. Pan Tadeusz był prorokiem­- wyjaśnia profesor- przepowiedział dewaluację słowa, w jego poezji wątek milczenia jest jednym z najważniejszych.

Skracać, ciąć byty niepotrzebne, to była metoda Różewicza - uzupełnia redaktor Stolarczyk, który opowiedział wiele ciekawych anegdot podczas spotkania, m.in. o tym, jak podpuszczał poetę, który niechętnie wydawał swoje wiersze. A było to tak. Różewicz pisał swoje utwory wyłącznie ręcznie, a potem czytał je redaktorowi. Gdy się tak uzbierało tych liryków z 50, 60, 70, to Jan Stolarczyk wił się i zastanawiał, jak je przerobić na książkę.
-Panie Tadeuszu, co z tą nową książką?
- Ale jaką książką?
- No, tą, która jest już ułożona.
- Nie będzie żadnej książki!
- Ale Miłosz wydał już dwie w tym roku...
- To sobie idź do Miłosza!

Z rozmowy dowiedziałam się, że Różewicz był człowiekiem komedii dell'arte, jak określił go jego wieloletni sekretarz. Z jednej strony potrzebował ludzi i kontaktu z drugą osobą, a z drugiej strony był powściągliwy emocjonalnie. Nie śmiał się, on się uśmiechał i to był uśmiech życzliwości, bo poeta wychodził ze świata sakralnego. Mimo że głosił odejście Boga, był przekonany, ze Bóg zostawił Jezusa, jako swojego namiestnika. Dyskutanci zauważyli, że bardzo mało jest opracowań dotyczących postaci Chrystusa w twórczości Różewicza, a to jest jeden z istotnych wątków tej poezji.

Niestety, na tym spotkaniu musiałam zakończyć swój pobyt w Biurze, choć atrakcji zawartych w programie było mnóstwo. Gdyby zdrowie pozwoliło na pewno wybrałabym się na czytania, które zawsze lubiłam, a tym razem swoje wiersze mieli przypomnieć m.in. Darek Foks, Łukasz Jarosz, Katarzyna Fetlińska i Jerzy Jarniewicz. Najbardziej jednak żałuję, że nie udało mi się dotrzeć na koncert Destylatora i zobaczyć Artura Bursztę w roli frontmena wyśpiewującego w punkowym klimacie wiersze Juliana Tuwima.


2 komentarze:

  1. Zamiast się kurować, to się kulturalnie szlajasz... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo musiałam zobaczyć Kazia i redaktora Stolarczyka, ale już później skapitulowałam i grzecznie wróciłam do domku. Szlag mnie trafia, przez te wszystkie moje choróbska tyle fajnych rzeczy mnie omija. Ale oby do stycznia :)

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.