Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RELACJE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RELACJE. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 lipca 2016

MSA - Petra Soukupová

W Polsce wyszły dwie książki Petry Soukupovej - „Zniknąć" (nakład się już kończy, więc radzę się pospieszyć, wejść na stronę wydawnictwa „Afera" i dokonać zakupu) oraz „Bercik i Niuniuch". W obu publikacjach bohaterami są dzieci, tak jak w zaprezentowanym przez autorkę na spotkaniu opowiadaniu „Pierniczki". 
 
fot. Rafał Komorowski* (ostatnie egzemplarze „Zniknąć")
Nie da się ukryć, że czeska pisarka ma niesamowity dar obserwacji i z łatwością wciela się w dziecięcego narratora. Prowadząca spotkanie Katarzyna Dudzic-Grabińska spytała skąd w prozie autorki wzięła się ta dziecięca optyka?
Nie wiem jak to się dzieje, dla mnie pisanie z perspektywy dziecka jest naturalne.
 
fot. Rafał Komorowski
A czym różni się czytelnik dorosły od czytelnika dziecięcego?
Dla dzieci pisze się inaczej, trzeba zwracać szczególną uwagę na składnię, dobór nieskomplikowanego słownictwa, brak wulgaryzmów, szczęśliwe zakończenie.

Na spotkaniu była również mowa o poczuciu przynależności do środkowoeuropejskiej wspólnoty: Piszę o relacjach rodzinnych, one są jakoś umiejscowione, ale nie przywiązuję do tego wagi, unikam takiego szufladkowania, tematy, które opisuję są uniwersalne.

I jeszcze obowiązkowa fota z autorką.


*Zdjęcia pochodzą z materiałów MSA




poniedziałek, 18 lipca 2016

MSA - Jacek Hugo-Bader


Tak, spodziewałam się tego, na spotkaniu z Jackiem Hugo-Baderem były takie tłumy, że wylądowałam na schodach, a ludzie wciąż dochodzili jeszcze w trakcie dyskusji.
 
fot. Rafał Komorowski*
Spotkało się dwóch Jacków i rozmawiało o nowej książce „Skucha", różnych metodach pomocnych w pracy reportera, ciekawych zabiegach literackich w reportażach, a i nawet śpiewy były w wykonaniu zaproszonego gościa.
 
fot. Rafał Komorowski
Nie wiem, czy kiedykolwiek byliście na spotkaniu z Jackiem Hugo-Baderem, ale ci, którym udało się posłuchać na wieczorach autorskich tego, co reporter ma do powiedzenia, zapewne zauważyli, że niepotrzebni mu są prowadzący, ponieważ znany dziennikarz sam sobie świetnie daje radę i jak już rozpędzi się z opowiadaniem anegdot i snuciem refleksji, to nikt nie jest w stanie go przegadać.
fot. Rafał Komorowski
Ale gada do rzeczy i ciekawie gada, choć liczne dygresje zmuszają publiczność do maksymalnego skupienia. A mówił dużo o swojej sklerozie i pracy z dyktafonem: Jeżeli bohater nie zgodziłby się na nagrywanie rozmowy, musiałbym z niego zrezygnować, mam słabą pamięć i po pół godziny nie pamiętałbym już nic z tej rozmowy. Na szczęście w całej jego karierze nie zdarzył się jeszcze taki przypadek.

Prowadzący spotkanie Jacek Antczak (też reporter) poprowadził dyskusję w stronę najnowszej książki Hugo-Badera, która opowiada o losach ludzi tworzących polską opozycję. Zauważył, że autor zastosował w książce ciekawy i bardzo odważny zabieg literacki - porównał swoich bohaterów z rasami psów, Hugo-Bader wytłumaczył, że musiał w jakiś sposób rozładować ogromne napięcie, które jest w tych historiach, stad też wśród rozdziałów jeden jest poświęcony tematowi psiej kupy: Ja chciałem się powygłupiać, zrobić coś zupełnie od czapy, ponieważ książka niesie ze sobą ciężki kaliber, są tam choroby, cierpienie, alkoholizm, przemoc, więc aby od tego odsapnąć nabrać dystansu napisałem sobie rozdział o psich kupach.
 
fot. Rafał Komorowski
Z publiczności padały pytania dotyczące bohaterów, ich oceny moralnej, o podejściu Hugo-Badera do swoich bohaterów: Reporter opisuje, nie ocenia - podkreślił gość.

Na koniec ustawiła się ogromna kolejka po autografy i dedykacje. Ja na szczęście już mam wpis od Pana Jacka, szkoda tylko, że nie miałam czasu, by poczekać aż oblegające go tłumy stopnieją, bym mogła sobie zrobić zdjęcie z autorem. No cóż, może innym razem.

* Zdjęcia pochodzą z materiałów MSA.

czwartek, 14 lipca 2016

MSA - Michał Olszewski



Michał Olszewski jest jednym z moich ulubionych polskich reporterów. O jego wybitności świadczy fakt, że otrzymał w Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za książkę „Najlepsze buty na świecie". Od przeczytania fragmentu z tytułowego reportażu rozpoczęło się spotkanie. Zaprezentowany ustęp stał się punktem wyjścia do dyskusji na tematy tendencji Polaków do „przeżuwania" historii, niebezpiecznie rozwijającego się nacjonalizmu i otwartości na rozmowę dotyczącą „ciemnych plam" w dziejach naszego narodu.
 
fot. Rafał Komorowski *
Prowadzący spotkanie Leszek Pułka zainteresowany był tym, w jaki sposób Michał Olszewski dociera do swoich bohaterów, jak wzbudza ich zaufanie, gdzie są granice etyki dziennikarskiej?

- A czy reporter może mieć światopogląd?
- Reporter zawsze ma światopogląd, czasami jest on głęboko ukryty, czasami jest jawny. W „Najlepszych butach na świecie" można się domyślić jaki jest mój światopogląd, zawarłem go w przemyślanym układzie książki, w sposobie prezentowania faktów.

Na koniec dwa ciekawe pytania, pierwsze od prowadzącego, drugie z publiczności: Gdyby miał pan pisać o pięknie w Polsce, to jakich bohaterów by pan wybrał?
- Gdybym miał pisać o szczęśliwych Polakach, to pisałbym o klientach Ikei.
(Reporter uchylił się nieco od odpowiedzi, bo miał mówić o pięknie, a nie o szczęściu).
A jak pan myśli, gdzie w komunie Polacy byli szczęśliwi?
- Ooo, to ciekawe pytanie. Na pewno na dancingach i w smażalniach ryb. O, i jeszcze w Pewexie.

Po spotkaniu, tradycyjne podpisywanie książek i rozmowy w kuluarach.
fot. Rafał Komorowski
 * Zdjęcia pochodzą z materiałów MSA

wtorek, 12 lipca 2016

MSA - Jordi Llobregat i Peter Krištúfek

Do pójścia na spotkanie z Jordim Llobregatem namówiła mnie Ania z bloga „Myśli i słowawiatrem niesione". Nie znam tego pisarza, ale koleżance bardzo zależało na dedykacji (udało mi sie ją zdobyć i to w dodatku w języku katalońskim), a poza tym bardzo zachwalała jego twórczość. Cóż więc było robić - poszłam i nie żałuję, bo Llobregat okazał się przesympatycznym i roześmianym człowiekiem.

Rozpoczęliśmy od wysłuchania fragmentu „Sekretu Wesaliusza" - powieści, która przyniosła pisarzowi sławę. Prowadząca spotkanie Krystyna Ziarkowska zwróciła uwagę na dziwną dedykację książki: Dla ciebie, morze. Llobregat roześmiał się i przyznał, że w czeskim wydaniu dedykacja została podobnie przetłumaczona, ale to jego wina, ponieważ powieść jest pisana w języku hiszpańskim, gdzie mare znaczy morze, dedykacja natomiast jest po katalońsku, w którym mare tłumaczy się jako matka.
 
fot. Rafał Komorowski *
A czym jest „Czerwony zeszyt"? - zagadnęła pisarza prowadząca- To jest sekta (tu nastąpiła salwa szczerego śmiechu). To jest bardzo zabawne, bo w Hiszpanii i innych krajach grupy literackie wyglądają zupełnie inaczej. W rzeczywistości „Czerwony zeszyt" to grupa przyjaciół, która spotyka się na piwie, a tylko przez przypadek wszyscy w tej grupie są pisarzami. Członkowie tej grupy mają charakterystyczną cechę- czytamy siebie nawzajem, a to rzadko się zdarza w świecie literackim. Zwracamy uwagę na błędy, ale my przede wszystkim jesteśmy przyjaciółmi, dopiero potem pisarzami.

W dalszej części spotkania poruszane były tematy agentów literackich i ich obowiązków oraz przygotowań do napisania „Sekretu Wesaliusza"- Jestem perfekcjonistą, np. znalezienie informacji, czy w 1888 roku używano już słowa 'transwestyta' zajęło mi kilka tygodni.

Po spotkaniu poderwałam się, by zdobyć obiecaną dedykację.  
fot. Rafał Komorowski
 Najpierw ustalanie dla kogo ma być dedykacja,
fot. Rafał Komorowski
zaraz potem ustalanie w jakim języku będzie wpis.

Kolejne spotkanie, tym razem ze słowackim autorem, było dla mnie ważne, ponieważ Peter Krištúfek napisał jedną z najpiękniejszych powieści, jakie w życiu czytałam. „Dom głuchego", bo tę właśnie książkę mam na myśli, został przetłumaczony na kilka języków, w tym na język arabski. Pisarz opowiadał różne anegdotki związane z pracą nad przekładami, ale mnie najbardziej zaciekawił „Atlas zapominania", książka, która, niestety, nie została przetłumaczona na język polski. A to dlatego, że przekład takiego eksperymentu literackiego byłby dla tłumacza prawdziwym wyzwaniem. „Atlas zapominania" to książka konceptualna, gdyby ktoś chciałby ją przełożyć, to zostałby jedynie tytuł i autor, a tłumacz musiałby „wlać" treść w szablony, które nakreśliłem, te z kolei musiałyby zostać wpisane w konteksty historyczne danego kraju, w którym miałaby się ukazać ta książka.
fot. Rafał Komorowski
fot. Rafał Komorowski

fot. Rafał Komorowski
 
fot. Rafał Komorowski
Peter Krištúfek jest rozgadanym człowiekiem, dużo i ciekawie opowiadał o treści „atlasu zapominania" oraz o planowanych adaptacjach filmowych jego książek.

I na koniec, oczywiście autograf.
fot. Rafał Komorowski


* Zdjęcia pochodzą z materiałów MSA.