Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

piątek, 30 marca 2012

Jonas Jonasson "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął"

 
 Autor: Jonas Jonasson
Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
Przekład ze szwedzkiego: Joanna Myszkowska Mangold
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012


 

Z takim dziadkiem to bym się na pewno nie nudziła. O ile byłabym w stanie zatrzymać go przy sobie. Allan  Karlsson właśnie kończy sto lat i wcale nie ma zamiaru uczestniczyć w imprezie urodzinowej, jaką dla niego przygotowali pracownicy domu spokojnej starości. A zwłaszcza nie ma zamiaru po raz kolejny znosić autorytatywnego tonu siostry Alice. Bierze więc nogi za pas i czmycha przez okno, by udać się w kolejną w swym długim życiu podróż.

Trafia zatem na dworzec, a tam poznaje młodziniaszka w długich włosach, któremu zaiwania walizkę,  wsiada do pierwszego lepszego autobusu i odjeżdża w siną dal. A ściślej mówiąc do stacji Byringe. Tam poznaje Juliusa, samotnego złodziejaszka, z którym się zaprzyjaźnia. A tymczasem...wypadałoby zaglądnąć do buchniętej walizki...A tam...Bagatelka! Pięćdziesiąt milionów! I zaczyna się wariacka przygoda połączona z ucieczką przed policją, przypadkowymi morderstwami ( no, jeżeli ktoś się pośliznął na słoniowej kupie, a później nie zauważył, że słoń właśnie ma zamiar sobie spocząć w owym miejscu, w którym znalazła się ofiara...no to kto tu mówi o morderstwie?), zawarciem nowych przyjaźni i podróżą po Szwecji.

Przyznam szczerze, że już dawno tak dobrze nie bawiłam się podczas lektury. Jonasson napisał historię przepełnioną absurdem i oryginalnymi postaciami. Szwedzki autor zapewnia nam nie tylko świetną zabawę, ale zabiera nas również w podróż przez historię XX wieku ukazaną w krzywym zwierciadle. Bo nasz stuletni Allan to nie byle kto. To właśnie on zna sekret bomby atomowej i dzięki swoim umiejętnościom poznał wiele osobistości. Jadł obiad z prezydentem Trumanem, popijał wódkę ze Stalinem, poznał Mao Zedonga i Winstona Churchila, a generała Franco uratował przed wysadzeniem w powietrze.  Miał ów staruszek spory wpływ na historyczne dzieje, ale chyba nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Bo tak naprawdę miał organiczny wstręt do polityki. Przeżył dwie wojny światowe, był zesłany do Władywostoku, gdzie spędził pięć lat na ciężkich robotach, po czym przyczynił się do zrównania miasta z ziemią. A wszystko to niby przypadkiem.  Trzeba przyznać, że życie to nasz bohater miał ciekawe.

Allan Karlsson  przypomina nieco dobrego wojaka Szwejka, nie jest bystry, ale dzięki swojemu szczęściu i beztroskiemu podejściu do życia potrafi zjednać sobie ludzi i  wyjść cało z tarapatów, w które się notorycznie ładuje. Ale nie ma co walczyć z losem: „Jest jak jest, będzie co będzie"- to życiowa maksyma, która dystansuje bohatera do rzeczywistości.

„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" to wybuchowa mieszanka Allenowskiego  absurdu i czeskiego humoru, to wariacka narracja, w której wydarzenia historyczne przeplatają się z karykaturalną fikcją. Przygody Allana, jego przyjaciół i słonicy Soni czyta się na jednym wdechu, dając się wciągnąć autorowi w tę szalona podróż u boku stuletniego utracjusza.

P.S. W książce znaleźć można receptę na długowieczność, ale to już zadanie dla wnikliwych czytelników.

czwartek, 29 marca 2012

Doris Lessing "Lato przed zmierzchem"

 

Autorka: Doris Lessing
Tytuł; „Lato przed zmierzchem”
Wydawnictwo; W.A.B
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Rok wydania:2008
 


  
 „Pewnego razu kobieta schodziła z ciemnego, skalistego wzgórza w jakiejś północnej krainie i zauważyła, że coś leży wśród skał. Myślała, że jest to ślimak, duży, brzydki ślimak, ale potem zobaczyła, że jest to młoda foka, która z trudem brnie przez skały. Do morza. Musiała dotrzeć do morza, to był jej cel.”
 

Foka to ssak, który żyje zarówno w środowisku wodnym, jak i lądowym. Współczesne senniki interpretują sny o foce jako próbę połączenia emocji i rozumu, co może oznaczać początek wyłaniania się czegoś z odmętów podświadomości. Jest to zmierzenie się z własnymi uczuciami i emocjami w drodze operacji intelektualnych. Kate Brown, bohaterka „Lata przed zmierzchem”, w każdym śnie próbuje uratować młodą fokę. Kroczy z nią w śnieżnej zamieci ku północy, próbując dotrzeć do morza. Droga jest pokryta lodem, a ssak morski ciężki. Podobno sny rodzą rzeczywistość, a przynajmniej są jej odbiciem, więc w takiej interpretacji można uznać, że ta powieściowa wędrówka to alegoria życia głównej postaci. Każdy krok zbliża Kate do poznania prawdy o sobie samej, zmusza ją do weryfikacji przeszłości, by tym samym mogła uwolnić się od ról, które nałożyli na nią rodzina i społeczeństwo.
 

Pani Brown jest wzorem żony i matki. Małżeństwo i macierzyństwo wykształciły w niej osobowość zależną. Jej niskie poczucie wartości przejawia się w ciągłym poszukiwaniu potwierdzenia tego, że jest potrzebna, że bez jej pomocy dom nie będzie właściwie funkcjonował. Bohaterka większą część swojego życia poświęciła rodzinie, nieświadomie tłamsząc swe prawdziwe „ja”. Odkąd jednak zaczęła pracować jako tłumaczka na konferencjach organizowanych przez „Żywność dla świata” ten stan rzeczy uległ zmianie. Bohaterka zaczyna podróżować, poznaje wielu ludzi, nawiązuje romans z młodym Amerykaninem, błąka się po hotelach, by ostatecznie wynająć mieszkanie z dwudziestoparoletnią Maureen. Podróż ze snu  przekłada się zatem na życie na jawie. Przez całą powieść Kate poszukuje bowiem odpowiedzi na pytanie o własną tożsamość, jest zagubiona i bezbronna, zupełnie jak foka, która jej się śni niemalże każdej nocy.

Powieść Doris Lessing do złudzenia przypomina „Panią Dalloway” Virginii Woolf. Autorka „Piątego dziecka” skupia się bowiem nie na fabule, lecz na postaciach i to w szczególności na bohaterkach kobiecych. Oprócz Kate na kartach książki pojawiają się jeszcze Maureen ze swymi oryginalnymi poglądami na małżeństwo oraz Mary Finchley, przyjaciółka głównej bohaterki, która jest typem kobiety nowoczesnej i niezależnej. Są też, oczywiście, postaci męskie, ale te wydają się być jedynie tłem.
 

Powieść wypełniają ciągłe retrospekcje i introspekcje, bieg wydarzeń jest więc co chwilę zakłócany i odwlekany. Pisarka skupia się na wewnętrznych doznaniach postaci, na wspomnieniach, refleksjach i ciągłych analizach. Mocnym atutem jest język nasycony metaforami i niesamowicie sensualnymi porównaniami. Każde niemalże zdanie to zamknięty obraz, a stosowane przez Lessing liczne synestezje zbliżają tekst do poezji. Jeżeli, więc macie ochotę na książkę o poszukiwaniu własnej tożsamości i przełamywaniu społecznych stereotypów na temat roli kobiety w rodzinie, a przy tym chcecie również zaspokoić swe liryczne potrzeby, to „Lato przed zmierzchem” jest książką, po którą na pewno warto sięgnąć.

poniedziałek, 26 marca 2012

Jak to Piła i Tango pod opiekę Grabaża trafili, czyli słów kilka o Strachowym koncercie

Meine Liebe Dammen und meine Liebe Herren
Pod klub już dojechał sprzęt legendarnym kontenerem
Chłopakom się gotuje w butach
A laskom cieknie ślina
Dobry wieczór czołem i cześć
Przedstawienie czas zaczynać!
Powracający o świcie
Ten z Nosem i
Mityczny Mi Też
Mandaryn
Kieras i
Lo
Nie myślisz już o smutkach bo...
Wciągasz melodii sztachy
Witają ciebie
Strachy na Lachy
nooooo się działo się :)
Jak to już Strachy mają w zwyczaju, w pierwszych wiosennych dniach zawitali do Miasta Krasnali. A pogoda piękna była i chłopakom humor dopisywał, co się później na koncercie owym wrocławiowym uzewnętrzniło. I ja, choć na koncert szłam w lekko niekoncertowym nastroju, z nerwobólem pod łopatką, ja, która się zarzekała, że tylko palcem u lewej nogi będzie na Strachach kiwać, ja, która pod barierki nie poszła - poległam totalnie. Co za set! Chłopaki zagrali WSZYSTKO co mi się już od dawna koncertowo marzyło. Poleciały utwory ze wszystkich płyt, chyba tylko nic z "Autora" nie grali. Ale był "Marmur" i "Nocne ulice" z "Zakazanych piosenek", "Dziewczyna o chłopięcych sutkach", "Chory na wszystko", "Ostatki", "Żyję w kraju", "Spacer do strefy zero", "Twoje oczy lubią mnie" z "Dodekafonii", i stare utwory z pierwszych płyt - moje ukochane "Dygoty", "Czarny chleb i czarna kawa", "Moralne salto", "Krew z szafy", "Raissa", "Dzień dobry, kocham cię", "List do Che". I oczywiście "Piła tango" na zakończenie odśpiewana przez publiczność.  Ale to jeszcze nic- chłopaki poczęstowali nas czterema nowymi kawałkami (mam nadzieję, że nie poprzekręcam tytułów)- "Rumieniec", "Bloody Poland", "Jesteście gorsi niż wasi starzy" i "Dobry wieczór".  Niektórzy mówią, że nowe utwory zalatują Pidżamą Porno. Mi tam nic nie zalatuje, raczej chłopaki rock 'n' rolla chyba poczuli, choć i mocniejsze akcenty są. Ale jeśli nowa płyta będzie utrzymana w takim klimacie, to ja to lubię :). W sumie wydaje mi się, że muzycznie będzie zbliżona do "Piły tango", a teksty...no cóż - teksty ledwo rozumiałam, bo nagłośnienie z deka niedomagało. Pomijam fakt, że stałam pod głośnikiem i teraz cierpię na  lewouszną głuchotę. Ale nerwoból za to minął :)
A po koncercie...
Dygresja nr 1 - Grabaż miał urodziny 13.03.
Dygresja nr 2 - Grabaż co wtorek prowadzi w Radiu Roxy autorską audycję, w której zaraża słuchaczy swymi muzycznymi fascynacjami (polecam bardzo, to świetna szkoła kształtująca muzyczny gust, dla tych, którzy nie przepadają za twórczością Grabaża wyjaśniam, że muzyka puszczana we wtorki nie ma nic wspólnego z Pidżamą i Strachami). Grabaż często nazywa swoich słuchaczy wiewióreczkami i misiami.
Dygresja nr 3- przedstawiam Wam Piłę i Tango.



Przerwa na reklamę:
Jeżeli podobają Wam się Piła z Tangiem, to zapraszam na bloga Agatki. To jej zgrabne i zdolne dłonie wyczarowały z bezkształtnej filcowej kuli te dwa urocze zwierzaki.
Koniec reklamy.
Piła i Tango to wiewióreczka i miś. Dla Grabaża. Z okazji urodzin. I powiedzcie, czyż nie są słodkie? Bo Grabażowi chyba się podobały :)





środa, 21 marca 2012

Mariusz Szczygieł , „Láska nebeská"




Autor: Mariusz Szczygieł
Tytuł:  Láska nebeská
Zdjęcia František Dostal
Wydawnictwo:  Agora
Rok wydania:  2012



„ Wydawnictwo Agora zaproponowało mi projekt, w którym do 17 książek z serii Literatura czeska miałbym napisać 17 felietonów. Z książek zapamiętuję tylko pojedyncze zdania i potem zaczynają one żyć w mojej głowie już własnym życiem. Felietony te są więc tylko improwizacją na temat danej książki, swoistym jam session, gdzie pojawiają się czasem zupełnie nieoczekiwane motywy".  Prawda to najszersza, o czym Szczygieł pisze- „Láska nebeská" jest bowiem skarbnicą anegdotek z życia Czechów. To niezwykle ciepła i wypełniona radością życia książeczka, która, jak to autor we wstępie podkreślił, ma na celu wprowadzić Polaków w dobry nastrój.  „Láska nebeská" - to lek na całe zło, ale również lustro, w którym Mariusz Szczygieł odbija nasze narodowe wady. Nie jest to jednak krzywe zwierciadło, to jedynie zestawienie dwóch graniczących ze sobą narodów, które diametralnie się od siebie różnią, choć kilka wspólnych cech również można z tych tekstów wyłuskać.

Siedemnaście felietonów pisanych na marginesach siedemnastu pozycji z czeskiej literatury, z których dowiecie się m.in. dlaczego Hrabal jest największym szkodnikiem kultury czeskiej, czym jest szwejkowanie,  co robi leniwy Czech, gdy chce zarobić, prowadząc bar w lesie, czy Czech i Słowak w Czechosłowacji żyją, czy może jednak w Czechach i w Słowacji, dlaczego wśród naszych sąsiadów zza miedzy  tak popularne są miejskie szalety i czy warto czasami napisać tradycyjny list?

Ciekawość to pierwszy stopień do napisania wciągającego felietonu. Do tego należy dodać sprawność językową, rubaszny humor i lekkie pióro i oto otrzymujemy literacki majstersztyk, który raduje duszę, poszerza horyzonty, a i do zastanowienia nad własnym podejściem  do życia zmusza. Takie są te Szczygłowe felietony, sięgnąć po nie koniecznie trzeba.

Jaki zatem obraz Czecha wyłania się nam z tychże felietonowych impresji? Beztroski, czerpiący z życia pełnymi garściami ( bo skoro większość Czechów nie wierzy w życie pozagrobowe, to  należy z doczesności korzystać w iście dionizyjski sposób), otwarty (narodową cechą naszych sąsiadów jest mówienie wszystkim "Dzień dobry"), zdystansowany do siebie- taki zwyczajny, prosty i beztroski człowiek. A Polacy, jacy są? Wystarczy zaglądnąć do tekstu „ O kurczaku á la Havel", by się tego dowiedzieć. Ale nie ma łatwo, od razu ostrzegam. Szczygieł wykazał się tu bowiem iście oryginalnym pomysłem i na podstawie analizy albumu o czechosłowackim i polskim plakacie filmowym czytelnik sam sobie może wysnuć wnioski o obydwu nacjach.

Rewelacyjnym tekstem jest felieton „O myślach narodu czeskiego", który prezentuje wymyślony przez Czechów  nowy gatunek literacki, mianowicie- literaturę klozetową. Ponieważ Czesi piją niezliczone hektolitry piwa, więcej czasu spędzają w miejskich szaletach i tam tworzą...Czegóż tam nie znajdziecie! A na końcu tekstu- rarytasik- Mariusz Szczygieł prezentuje swój top 10 ulubionych sentencji klozetowych, z których najbardziej życiowa jest chyba konstatacja „Alkohol nie da wam odpowiedzi, ale pozwoli zapomnieć pytanie".
„Láska nebeská", oprócz felietonów pisanych na marginesie serii literatury czeskiej, zawiera również kilka szkiców o słynnych i interesujących postaciach. Czytamy zatem o Świrusie -  Ivanie Martinie Jirousie- legendarnym undergroundowym artyście, który miał w głębokim poważaniu cały system, o Járze Cimrmanie - wynalazcy, muzyku, architekcie, który tak naprawdę nie istnieje, choć Czesi są innego zdania, albo o tym jak to Szczygieł miał siostrzenicę Franza Kafki tylko dla siebie, jednak okazji za ogon nie chwycił.

Teksty umieszone w zbiorze zostały uzupełnione fotografiami Františka Dostala. „Mały album z jego zdjęciami był pierwszą książką, którą kupiłem w Czechach (...) Ponieważ polscy czytelnicy nie mieli z jego zdjęciami do czynienia, pomyślałem, że idealnie wpiszą się w moje teksty (...)".  Trzeba przyznać, że pomysł w dziesiątkę trafiony- zdjęcia te bowiem są najlepszą ilustracją oddającą czeskiego ducha- tak jak teksty reportera.

Láska nebeská   to „związek dwóch słów, które dzięki swojemu brzmieniu i skojarzeniom mogą wprowadzić Polaka w dobry nastrój (...) Zresztą mam czasem wrażenie, że po to właśnie zostali wymyśleni Czesi. Żeby wprowadzać Polaków w dobry nastrój" pisze we wstępie autor. A ja mam czasem wrażenie, że Mariusz Szczygieł po to właśnie został stworzony, by nam takie prawdy z humorem i ciepłą ironią uzmysławiać.

niedziela, 18 marca 2012

Dzieci wiedzą lepiej

Msza dla dzieci. Podczas kazania, ksiądz wychodzi na środek kościoła, bierze mikrofon i z dzieciakami dywaguje na różne tematy. Było o niebie i o piekle. 

- Wiktoria * , a co trzeba zrobić, żeby iść do nieba?
- Umrzeć.


* Wiki to pięcioletnia córeczka mojego kuzyna.

środa, 14 marca 2012

Poranna pobudka

Śpi sobie człowiek, niczego się nie spodziewając, słyszy budzik w telefonie, podnosi jedną zaspaną powiekę - ok. można jeszcze pospać. Drugi alarm- podnosi dwie zaspane powieki, za oknem szaro- nie, no jeszcze chwileczkę dam się potulić Morfeuszowi, ewentualnie zrezygnuję dziś z porannego czytania. Człowiek sobie więc kima dalej, a tu jak nie ryknie!!! &!@!?!!!*?/???!!!!! Co jest, do jasnej Anielki?! Sen to czy jawa? Nie, no wyje i wyje....matko, to na klatce schodowej! Jezusie Maryjo! Alarm przeciwpożarowy! Co robić?! CO ROBIĆ?! Co się robi w takim wypadku? Szybko- siku. Zęby. Nie, no przecież ubrać się trzeba. Kurka, a miałam włosy umyć! No nic, będę straszyć wszystkich wkoło- a co, skoro mnie wystraszono, to ja też mogę kogoś. Dobra, torebka w łapę i ...spieeerniczamy.
Winda- nie. Na schody. Biegieeem. O, Pan Strażak- dzień dobry.
Przed budynkiem wóz strażacki, Panowie biegają, nie mogą się dostać do garażu podziemnego, nie wiedzą, gdzie się wyłącza alarm, nie mogą się dostać do żadnego pomieszczenia.
-Do kogo należy budynek?- zapytuje mnie zaspaną Pan Strażak.
- Panie, ja tu od niedawna, dzwonić trzeba do zarządcy! Numer jest chyba na klatce.
No numer jest, ale po drugiej stronie słuchawki uprzejmy głos automatycznej sekretarki informuje, że skrzynka jest przepełniona, a abonent niedostępny.
No to na stacjonarny.  Połączenie. Jest!
- Proszę Pani, alarm, straż, zróbcie coś, nikt nic nie wie!
-Proszę się uspokoić, Pan Krzysiu, który się opiekuje waszym budynkiem nie odbiera telefonu, a jeszcze go nie ma w biurze.
Nie, no przecież ja jestem spokojna, jak stonka podczas wykopków, dlaczego mam być zdenerwowana, bo się dodzwonić nie można do nikogo, kto zarządza budynkiem, a straż kompletnie nie wie co gdzie jest? Nie, no przecież nie ma co sobie nerwów szargać...I co też Pani powie- Pan Krzysiu nie odbiera telefonu, hmmm, no coś podobnego...
Po godzinie wycia alarmowego podobno pojawił się Pan Krzysiu, alarm wyłączył, a na forum zarządca podał wiadomość:

Witam,
Dzisiejszy alarm był spowodowany przez lokatora z lokalu nr 76. Kurz z gładzi przedostał się przez otwarte drzwi na korytarz uruchamiając czujkę optyczną na 9 piętrze.

Proszę Pamiętać, że alarm to alarm i należy postępować zgodnie z instrukcją Ppoż. tj. opuścić lokal i wyjść z budynku.
Z uwagi na brak rezydującego pracownika ochrony lub innego na obiekcie, konserwator budynku może dojechać do obiektu w czasie od 30-60min.
Alarm włączył się o 7.45 został rozbrojony o około 8.30. czas przyjazdu STRAŻY to około 15 min (7.50 już byli)
Pozdrawiam

Ja też pozdrawiam.

niedziela, 11 marca 2012

Wiosenko, piękna Pani

"Przyjście wiosny" - Jan Brzechwa

Naplotkowała sosna

Że już się zbliża wiosna.
Kret skrzywił się ponuro:
-Przyjedzie pewno furą…
Jeż się najeżył srodze:
-Raczej na hulajnodze.
Wąż syknął - Ja nie wierzę,
Przyjedzie na rowerze.

Kos gwizdnął: -Wiem coś o tym,

Przyleci samolotem.
-Skąd znowu –rzekła sroka-
Ja z niej nie spuszczam oka
I w zeszłym roku w maju
Widziałam ją w tramwaju.
Nieprawda! Wiosna zwykle
Przyjeżdża motocyklem.

-A ja wam dowiodę,

Że właśnie samochodem.
-Nieprawda bo w karecie!
W karecie? Cóż pan plecie?
Oświadczyć mogę krótko,
Że płynie właśnie łódką!

A wiosna przyszła pieszo.
Już kwiatki za nią spieszą,
Już trawy przed nią rosną
I szumią –Witaj wiosno.

środa, 7 marca 2012

Łukasz Dębski "Kierpce, wianki, obwarzanki, czyli wędrówki po Małopolsce"

 

Tytuł: Kierpce, wianki, obwarzanki, czyli wędrówki po Małopolsce
Teksty: Łukasz Dębski
Opracowanie graficzne: Anna Kaszuba- Dębska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012

Co może wyniknąć ze spotkania utalentowanej graficzki, malarki i reżyserki filmów animowanych z nietuzinkowym autorem kilkunastu książek dla dzieci? Łukasz Dębski i Anna Kaszuba-Dębska są nie tylko małżeństwem prowadzącym krakowską klubokawiarnię Cafe Szafe, ale to również para pasjonatów, którzy z poczuciem humoru  i w oryginalny sposób zachęcają najmłodszych do poznania jednego z najprzyjemniejszych rejonów naszego kraju.


„Kierpce, wianki, obwarzanki, czyli wędrówki po Małopolsce" to osobliwy przewodnik przeznaczony dla dzieci, choć uważam, że niejeden młodzian i dorosły powinien wcisnąć nos pomiędzy okładki tej uroczej książki, by wyciągnąć z niej kilka soczystych ciekawostek.

Krakowskie małżeństwo stanęło bowiem na wysokości zadania. Przewodnik podzielony jest na kilka części, w których zostały opisane legendy ziemi małopolskiej, ciekawe turystycznie miejsca, wspominani są również sławni ludzie, którzy pochodzili z Małopolski. Jest też kilka praktycznych rozdziałów poświęconych gwarze (byśmy, wybierając się na wojaże w tamte rejony mogli zabłysnąć znajomością języka autochtonów- zawsze wtedy tubylec spojrzy łaskawszym okiem na turystę) i strojom małopolskim. 



Książka jest przepięknie wydana. Oprócz krótkich i merytorycznych tekstów zwiera mnóstwo kolorowych zdjęć i ilustracji. 


Jeżeli zatem wiedzieć chcecie czym różnią się górale z Podhala od tych z Beskidu Niskiego, ile kopców znajduje się w Krakowie, kim był Lajkonik oraz czy życie może być słodkie dzięki soli, koniecznie bierzcie pod rękę „Kierpce, wianki, obwarzanki..." i wyruszajcie na wojaże.

wtorek, 6 marca 2012

Zilafka i słońce w oknie

Tydzień dopiero się zaczął, a ja już mam serdecznie dość. W pracy się nie wyrabiam. Ślęczę przy tych dokumentach i nie nadążam ze sprawami bieżącymi. Potrzebuję się sklonować, bo dłuższa doba na nic się zda- ile można pracować? Oczy mnie bolą i jestem na skraju załamania nerwowego. Znaczy się- załamałabym się już, usiadłabym na środku pokoju i sobie popłakała ze zmęczenia, gdyby nie pewien pozytywny pyszczek, który do mnie zawitał.
A to było tak: siedzę sobie wczoraj w pracy, roboty w cholerę, stresowo, napierniczam w klawiaturę, piszę sprawozdanie, a tu przyszedł Pan Listonosz i paczkę dla mnie zostawił. Paczka oklejona taśmą ze wszech stron, więc nożyczki w ruch poszły. Otwieram, a tam...noooo co za mordeczka prześliczna! I cieszy się do mnie tym swoim pyszczkiem! A do tego kartka z taaakim słoneczkiem. 
Papryczko kochana, nawet nie wiesz jak mi humor poprawiłaś tą zilafką. Dziękuję z całego edziowego serduszka. Cała firma zachwycała się zilafką.
Swoją drogą- moja radość jest tym większa,że nigdy nie wygrałam czegoś na blogu. A dla tych co nie są w temacie zdradzę, że swego czasu na blogu Papryczki było losowanie nagrody, którą była wspomniana zilafka. Teodor, zwierzę oryginalne i urocze swym wielgachnym nochalem wyniuchał mojego nicka i w ten oto sposób zostałam zwyciężczynią :). 
Zastanawiam się tylko, czy wymyślać jakieś imię dla nowego zwierzaka, czy pozostać przy zilafce. Co doradzacie?
A oto zdjęcia pozytywnego pyszczaka  i słonecznej karteczki.



poniedziałek, 5 marca 2012

Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego


Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego została ustanowiona w 2010 roku przez Radę Miasta Stołecznego Warszawa. Wyróżnienie przyznawane jest najbardziej wartościowym książkom reporterskim, które pogłębiają wiedzę o innych kulturach i ma na celu pośmiertne uhonorowanie Ryszarda Kapuścińskiego.
Do danej edycji konkursu można zgłaszać książki reporterskie w języku polskim, które ukazały się w roku poprzedzającym edycję Nagrody.
Wyróżnienie to 50 tys. PLN, dyplom oraz zdjęcie autorstwa Ryszarda Kapuścińskiego. W przypadku, gdy zostanie wyróżniona książka autora zagranicznego  dodatkowo 15 tys. PLN otrzymuje tłumacz.
Konkurs składa się z 4 etapów:
a) etap pierwszy - (styczeń) weryfikacja nadesłanych książek pod względem zgodności z kryteriami przyjętymi w regulaminie Nagrody (w tym roku publikacji i numeru wydania),
b) etap drugi - (marzec) wytypowanie 10 książek zakwalifikowanych do kolejnego etapu konkursu,
c) etap trzeci (kwiecień)  - wybór 5 finalistów
d) etap czwarty (maj) – ogłoszenie werdyktu.

Skład jury:
1. Małgorzata Szejnert- przewodnicząca
2. Joanna Bator
3. Andres Bodegård
4. Maciej J. Drygat
5. Piotr Mitzner
6. Bożena Dudko-sekretarz

Do tej pory Nagrodę otrzymali:
Za 2009 rok- Jean Hatzfeld Strategia antylop, tłum. Jacek Giszczak
Za rok 2010 - Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, tłum. Jerzy Czech

Ogłoszono już listę dziesięciu książek nominowanych do tegorocznej edycji Nagrody:

1. Barbara DEMICK, Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, przeł. z angielskiego Agnieszka Nowakowska, wyd. Czarne
2. Jacek HUGO-BADER, Dzienniki kołymskie, wyd. Czarne
3. Francisco GOLDMAN, Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa, przeł. z angielskiego Janusz Ruszkowski, wyd. Czarne
4. Liao YIWU, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych, z angielskiego przekładu Wen Huanga tłumaczyła Agnieszka Pokojska, wyd. Czarne
5. Jonathan LITTELL, Czeczenia. Rok III, przeł. z francuskiego Małgorzata Kozłowska, Wydawnictwo Literackie
6. Suketu MEHTA, Maximum city Bombaj, przeł. z angielskiego Marta Bręgiel-Benedyk, wyd. Namas
7. Lidia OSTAŁOWSKA, Farby wodne, wyd. Czarne
8. Raja SHEHADEH, Palestyńskie wędrówki. Zapiski o znikającym krajobrazie, przeł. z angielskiego Anna Sak, wyd. Karakter
9. Filip SPRINGER, Miedzianka. Historia znikania, wyd. Czarne
10. Colin THUBRON, Po Syberii, przeł. z angielskiego Dorota Kozińska, wyd. Czarne
Finałowa piątka zostanie ogłoszona 4 kwietnia, a laureata Nagrody poznamy 11 maja.

niedziela, 4 marca 2012

W nowym miejscu

Piątek- ostatnia noc w starym mieszkaniu. Śniła mi się katastrofa lotnicza. Jechałam z bratem samochodem i nagle przed nami na autostradzie zaczął lądować samolot. Maszyna wyglądała jak zabawka. Zorientowałam się, ze coś musi być nie tak, więc krzyczę do brata, że musimy wiać. Zatrzymał samochód, wysiedliśmy i w nogi! Ja dostałam takiego speeda, że zostawiłam brata gdzieś w tyle. I koniec. Następna scena- na fotelu siedzi mój tata. Ma obcięte dwie nogi. Był w samolocie i udało mu się przeżyć. Obok siedzi brat bez jednej ręki. Koniec snu. 
Sobota- pierwsza noc w nowym mieszkaniu. Ogarnęłam trochę cały kartonowy rozgardiasz, po czym przystąpiłam do urządzania sobie kącika do spanio-czytania. Klękam na nowe łóżeczko w celu podłączenia za nim przedłużacza i nagle- ŁUUUUUUP!!!! Pękła deska. Mało zawału nie dostałam. Chyba muszę rzeczywiście przejść na dietę...
A teraz mała galeria- tak to wszystko wygląda na dzień dzisiejszy. Ogarnęłam miotłą tylko część mieszkania, okien nie myję, bo teraz nie ma sensu. Jak już zostaną wstawione drzwi do pokoi i zostanie wykończona kuchnia, wtedy zrobię prawdziwe wiosenne porządki :)


 Pokój- graciarnia, dopóki nie zostaną wstawione drzwi do pokoi, czyli ok. 15.03., tak to sobie wszystko będzie tu leżeć
 Pokój z widokiem na hmm....- inne budynki. Jest mały i przytulny, tutaj będzie sobie ktoś mieszkał. Z tego pokoju jest przejście przez balkon do mojego pokoju.
 Łazienka- prawie skończona. Jeszcze tylko szafeczka-toaletka do zamontowania.
 Kuchnia- na parapecie kącik do robienia herbaty i kawy. Po lewej lodówka- działa! :)
A to mój pokój. We wnęce prawdopodobnie ustawię biurko, choć okno wychodzi na budynek, na którym zamontowany jest wściekle czerwony neon. Trochę mnie on wkurza, ale jak już będą roletki to myślę,że jakoś się z neonem zaprzyjaźnię.
Przy drugim oknie chciałabym postawić regał na książki.
Przy łóżku będzie komoda albo stolik nocny.
Nie wiem, gdzie postawię szafę. Muszę jeszcze znaleźć jakieś miejsce dla kota, którego mam zamiar zaadoptować na wiosnę.


A to przedpokój :)

A niedziela tak pięknie się zaczęła. Słońce zagląda przez okna, kawusia smakuje wybornie, po południu spacerek. Leniwie. Cudnie. Miłego dnia życzę.