Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

wtorek, 31 maja 2011

Karel Capek "Listy z podróży"

Jadąc w świat, oddaj się łasce bożej. Po co znać język, lepiej zaufaj ludziom: „powierzasz się im jako stworzenie nieme i bezsilne, niezdolne samemu wybierać, bronić się i komuś wymyślać [...] Podróżujesz z prostotą świętego Franciszka. Ponieważ nie umiesz mówić ich językiem, nie możesz od ludzi niczego chcieć”. Do tego należy jeszcze dorzucić, a raczej odrzucić, mapy, przewodniki i zdać się na siebie. Takie podejście odkrywa przed spragnionymi przygód włóczykijami uroki błądzenia, a te połączone z brakiem znajomości tubylczej mowy gwarantują niezapomniane przygody.

Do przeczytania całego tekstu, jak zwykle zapraszam na stronę e-czaskultury.
Dziękuję Wydawnictwu W.A.B. za egzemplarz recenzyjny.

poniedziałek, 30 maja 2011

Ślęża / Z Hurtem w Niebie

Z miesiąc temu mój przyjaciel rzucił hasło na fejsie, że zbiera ekipę na 29.05., co by sobie wspólnie podreptać na szczyt Ślęży. Szczytem jest to, że mieszkając blisko 9 lat we Wrocławiu, nigdy na Ślęży nie byłam, więc długo się nie namyślając, podjęłam decyzję. Idę. Wprawdzie Ślęża wielką górą nie jest, ale i ja też wielką traperką nie jestem, więc zapowiadała się przyjemna, spacerowa niedziela. Zresztą, będąc dzieckiem, łaziłam często po górach, zwiedziłam Pieniny, liznęłam trochę Tatr i z tego co zapamiętałam, problemów z chodzeniem po górskich szlakach nigdy nie miałam. Ale jak to się często zdarza, z upływem lat, obraz ze wspomnień się idealizuje....Wstyd przyznać, ale ledwo dychałam na tym spacerku ślężańskim....Ale doczłapałam z zaawansowaną zadyszką wprawdzie, ale liczy się, że do celu dotarłam. Było sympatycznie, dzięki Markowi poznałam fajnych ludzi i pooddychałam świeżym powietrzem. 

Prosto z autobusu pofrunęłam do domu. Szybki prysznic i ewakuacja do Niebo Cafe, a tam 11-ste urodziny lokalu i koncert Hurtu. Już nie będę się rozpisywać o tym, jaki to Hurt jest żywiołowy na scenie i jak mnie porywa z siedzenia i łydki podszczypuje do skakania, bo już się na ten temat rozpisywałam przy okazji innych Hurtowych koncertów. Nie wspomnę też, że najlepsze koncerty są w małych klubach, gdzie znika dystans między zespołem, a publiką, bo o tym też już pisałam.Ale zdjęciami się pochwalę :)






sobota, 28 maja 2011

Jak zaaplikować kotu tabletkę?


Czesio jest na etapie odrobaczania. Kota odrobacza się, podając mu tabletkę na odrobaczenie. Kot tę tabletkę powinien zeżreć całą, by cała operacja miała sens. Ale to nie jest takie łatwe. Jak zaaplikować kotu tabletkę? Oto jest pytanie, oto sztuka, oto kanoniczny tekst, który o takich perypetiach opowiada. Wiele przesady w tym nie ma...Kto ma kota, ten wie.
  1. Weź kota na ręce i otocz go lewym ramieniem tak, jak się trzyma niemowlę. Umieść palec wskazujący i kciuk prawej ręki po obu stronach pyska i naciśnij lekko trzymając tabletkę w pozostałych palcach prawej ręki. Gdy kot otworzy pysk wpuść tabletkę, pozwól kotu zamknąć pysk i przełknąć.
  2. Podnieś tabletkę z podłogi i wyciągnij kota spod tapczanu. Ponownie otocz kota lewym ramieniem i powtórz cały proces jeszcze raz.
  3. Wyciągnij kota z sypialni i wyrzuć rozmamłaną już tabletkę.
  4. Wyjmij nową tabletkę z opakowania, otocz kota lewym ramieniem jednocześnie trzymając lewą ręką wierzgające tylne nogi. Rozewrzyj pysk kota i palcem wskazującym prawej ręki wepchnij tabletkę tak głęboko jak się da. Przytrzymaj kotu zamknięty pysk i policz do dziesięciu.
  5. Wyciągnij tabletkę z akwarium a kota z garderoby. Zawołaj żonę do pomocy.
  6. Przyduś kota do podłogi klinując go między kolanami jednocześnie trzymając wierzgające przednie i tylnie łapy. Nie zwracaj uwagi na niskie warczące odgłosy wydawane w tym czasie przez kota. Niech żona przytrzyma głowę kota jednocześnie wpychając mu drewniana linijkę miedzy zęby. Następnie wsuń tabletkę wzdłuż linijki miedzy rozwarte zęby i intensywnie pogłaszcz kota po gardle, co skłoni go do przełknięcia.
  7. Wyciągnij kota siedzącego na karniszach i rozpakuj nowa tabletkę. Zanotuj sobie, żeby wymienić firanki. Pozbieraj kawałki porcelany z potłuczonej wazy, możesz je posklejać później.
  8. Owiń kota w ręcznik kąpielowy, a następnie niech żona położy się na kocie tak, żeby tylko jego głowa wystawała spod jej pachy. Umieść tabletkę w środku plastikowej rurki do napojów. Przy pomocy ołówka otwórz kotu pysk i wcisnąwszy rurkę miedzy rozwarte zęby mocno wdmuchnij tabletkę do środka.
  9. Sprawdź na opakowaniu, czy tabletki nie są szkodliwe dla ludzi, a następnie wypij jedna butelkę piwa żeby pozbyć się nieprzyjemnego smaku w ustach. Zabandażuj żonie rozdrapane ramię, a następnie przy pomocy ciepłej wody z mydłem usuń plamy krwi z dywanu.
  10. Przynieś kota z altanki sąsiada. Rozpakuj następną tabletkę. Przygotuj następną butelkę piwa. Umieść kota w drzwiczkach od kredensu tak, żeby przez szczelinę wystawała tylko jego głowa. Rozewrzyj mu pysk łyżeczką od herbaty i przy pomocy gumki ,,recepturki'' strzel tabletką miedzy rozwarte zęby.
  11. Przynieś śrubokręt i przykręć wyrwane zawiasy z drzwiczek na swoje miejsce. Wypij piwo. Weź butelkę wódki. Nalej do kieliszka i wypij. Przyłóż zimny kompres do policzka i sprawdź, kiedy ostatnio byłeś szczepiony na tężec. Przemyj policzek wódką w celu zdezynfekowania rany i wypij kolejny kieliszek, aby ukoić ból. Podartą koszule możesz już wyrzucić.
  12. Zadzwoń po straż pożarna, żeby ściągnęli tego cholernego kota z drzewa. Przeproś sąsiada, który wjechał samochodem w płot próbując ominąć kota przebiegającego przez ulicę. Wyjmij kolejną tabletkę z opakowania.
  13. Skrępuj tego drania przy pomocy sznurka od bielizny związując razem przednie i tylnie łapy, a następnie przywiąż go do nogi od stołu. Weź grube skórzane rękawice ogrodnicze. Wciśnij tabletkę kotu do gardła popychając dużym kawałkiem polędwicy wieprzowej. Już nie musisz być delikatny. Przytrzymaj głowę kota pionowo i wlej mu dwie szklanki wody wprost do gardła żeby spłukać tabletkę.
  14. Wypij pozostałą wódkę z butelki. Pozwól żonie zawieźć się na pogotowie. Siedź spokojnie, żeby doktor mógł zaszyć ci ramię i wyjąć resztki tabletki z oka. Po drodze do domu wstąp do sklepu meblowego i kup nowy stół.
  15. Zadzwoń do schroniska dla zwierząt, żeby zabrali tego mutanta z piekła rodem i sprawdź, czy w pobliskim sklepie zoologicznym nie mają chomików.
Autor nieznany
A jak podać tabletkę psu? Oto przepis:
Zawiń tabletkę w plaster szynki i zawołaj psa.

piątek, 27 maja 2011

Mariella Mehr "Oskarżona"


Nazywa się Kari Selb. Jest podpalaczką i morderczynią. Nie boicie się? To zapraszam do poznania bohaterki  „Oskarżonej” Marielli Mehr.

Całość tekstu ukazała się na stronie e-czaskultury.

środa, 25 maja 2011

Gadki-szmatki

Ach, co to był za wieczór! Wczoraj w „Literatce” odbyła się druga edycja „Gadek –szmatek”. Szef „Literatki” – Janusz Domin- przeszczepił tradycję „szmatkowego gadana” z krakowskiej knajpy „Piękny Pies”, gdzie od pół roku odbywają się gadane spotkania. Idea jest prosta – na scenę zaprasza się gości, którzy mają w światłach reflektorów swoje pięć minut. Czasu przekroczyć nie wolno chyba że publiczność łaskawie zgodzi się by przedłużono występ. W ciągu tych pięciu minut zaproszona osoba ma za zadanie przyciągnąć uwagę publiczności, przy czym wszelkie środki są tu dozwolone. We wczorajszych „Gadkach-szmatkach” wzięło udział 20 osób. Był wśród nich m.in. kubański artysta Jose Torres, mistrzyni karate Agnieszka Sypień, medyk sądowy Jerzy Kawecki, wrocławski artysta Andrzej Jarodzki. Mnie zupełnie wbiło w schody (z powodu braku miejsc i tłumów, przykucnęłam sobie na schodkach) zespół, grający hiszpańską muzykę. Sposób wykonania przez nich tradycyjnego fado poruszył chyba każdą strunę mej wrażliwej duszy. Swym niezwykłym poczuciem humoru zjednał mnie Stanisław Szel opowiadający o alkoholowych przypadłościach. Był również gość z Krakowa-Wojciech Bonowicz, poeta, który przeczytał kilka krótkich bajek. Zamiast Rafała Bryndala wystąpiła Agnieszka Wolny - Hamkało, wrocławska poetka. Przeczytała swoje wiersze i odprowadzona tęsknym wzrokiem konferansjera zeszła ze sceny. Łezka w oku się mi zakręciła, gdy na scenę wszedł profesor Bogusław Bednarek. Ech, pamiętam go ze studiów-wszyscy studenci pchali się do niego na zajęcia. Profesor nie zawiódł i tym razem, swym kwiecistym i barokowym stylem przedstawił trzy problemy, które niegdyś były bardzo istotne. Jednym z nich była kwestia akademicka. Student miał psa, którego nazwał Róża i kazał mu iść przed sobą. Drugi student ukradł mu tego psa, nazwał go Fiołkiem i kazał mu iść za sobą. Powstaje teraz pytanie: czy pies zwany Różą jest tym samym psem zwanym Fiołkiem?
Na scenie pojawił się jeszcze zespół „Projekt Wołodia” (raczej dwie piąte zespołu), który wykonuje piosenki Wysockiego i debiutująca młoda prozaiczka Sara Antczak, która przeczytała fragment swojej pierwszej powieści „Wolny i de Klesz”. A na koniec na scenie swoje pięć minut miała dyrektorka domu Seniora. Opowiedziała o 77-letniej dj-ce, która miksuje u nich w domu seniora na prywatkach.  Podała również przepis na napój, który jest u nich w kawiarence rozpijany:
1,5 l wody mineralnej, do niej wrzucamy 12 listków mięty, kilka plastrów zielonego ogórasa, sok z jednej cytryny i trochę startego imbiru.  Mi aż ślinka poleciała, na lato w sam raz.
To były trzy godziny wrażeń muzyczno-oratorskich. Za miesiąc kolejne Gadki – szmatki, na które na pewno zajdę. A u Was też są jakieś podobne ciekawe imprezy, spotkania?

wtorek, 24 maja 2011

Agnieszka Drotkiewicz "Jeszcze dzisiaj nie usiadłam"

Agnieszka Drotkiewicz przez ponad siedem lat przeprowadziła około osiemdziesięciu wywiadów. Wraz z Anną Dziewit wydała do tej pory dwa zbiory - „Głośniej! Rozmowy z pisarkami”  oraz „Teoria trutnia i inne”.  Jedną z kategorii łączących rozmowy w tych książkach była kategoria płci.  W „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam”- najnowszym zbiorze wywiadów przeprowadzonych przez, tym razem, samą Agnieszkę Drotkiewicz – kluczem otwierającym drzwi do każdego z indagowanych stało  się pytanie „Jak żyć?”.  We wstępie Drotkiewicz przyznaje, że wybór rozmówców był bardzo subiektywny i intuicyjny, różnią się oni bowiem wiekiem, doświadczeniem, wykształceniem zawodowym i płcią.  Intuicja nie zawiodła młodej pisarki, bo dostaliśmy do rąk książkę ,która sprawia wrażenie dobrze napisanej powieści o ludzkich losach. Każdy jej rozdział stanowi zamkniętą całość, ale jednocześnie otwiera się na kolejne karty opowieści.  „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam” jest jak swoisty Dekalog- to spotkanie dziesięciu życiorysów, dziesięciu punktów widzenia, dziesięć przykazań/pomysłów na życie.  Jest to również konfrontacja różnych doświadczeń oraz próba zatrzymania się i pochylenia nad drugim człowiekiem. Swoje okna na świat otworzyły przed Drotkiewicz osoby znane (Monika Richardson, Sylwia Chutnik, Dorota Masłowska),ale  też wśród rozmówców pojawiły się nazwiska brzmiące obco (Basil Kerski, Hanna Kowalczyk czy też Ewa Wieleżyńska).  Mamy tutaj antropologa i historyka kultury-profesora Rocha Sulimę, jest też tłumaczka i  redaktorka miesięcznika „Midrasz”- Bella Szwarcman-Czarnota, filmoznawyczni i medioznawczyni- Agnieszka Kozak oraz  antroplożaka kulinarna- Tessa  Capponi-Borawska.

Zbór wywiadów otwiera rozmowa z Bellą Szwarcman-Czarnotą, w którym redaktorka opowiada o swych żydowskich korzeniach, przechodząc płynnie do wątków kulinarnych. Bo tak naprawdę pytanie : jak żyć staje się tożsame z pytaniem: jak jeść? Wątek kulinarny to lejtmotyw, który pojawia się niemalże w każdej rozmowie przeprowadzonej przez Drotkiewicz. Gotowanie, sztuka kulinarna to nie tylko zbiór zasad, ale również sposób na nawiązanie relacji z drugim człowiekiem. Gotując, rozmawiasz, a rozmowa to dzisiaj zanikająca część ludzkiej kultury. Nie mamy czasu na to, by się zatrzymać, ciągle gdzieś gnamy, pędzimy, presja ciągłego doskonalenia się, bycia najlepszym odbiera nam czas na refleksję – „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam” - mówiła często najmłodsza siostra mamy Belli Szwarcman-Czarnoty. „Z jednej strony było w tym poczucie krzywdy, że musi tak często harować, a z drugiej strony był w tym triumf, że jest taka pracowita, jak nikt. Taka postawa prowadzi też niestety do tego, że nie wolno się nigdy cieszyć, nie wolno odczuwać przyjemności” -dopowiada bohaterka rozmowy. 

O tym, że mamy prawo do przyjemności, uświadamia nas Agnieszka Kozak, z którą rozmowa zamyka zbiór wywiadów.  W dyskusji z  filmoznawczynią Drotkiewicz znowu porusza temat jedzenia, czerpania z niego przyjemności oraz braku kultury i ogłady kulinarnej wśród Polaków. Monika Richardson natomiast wspomina o zaniku celebrowania nie tylko posiłków, ale również wielu zdarzeń, które nas spotykają. Wątek czasowej zgęstki oraz motyw gastronomiczny tworzą zgrabną klamrę spinającą wszystkie wywiady.

Ale nie tylko chlebem człowiek żyje, więc wśród poruszanych przez Drotkiewicz kwestii pojawiają się również tematy związane z pracą , duchowością, budowaniem tożsamości, religią, a nawet, gdzieś tam chyłkiem mignie temat literatury i feminizmu. W wywiadzie z Dorotą Masłowską Drotkiewicz porusza kwestię, która dotyczy również bezpośrednio niej samej. Pisarki rozprawiają nad psychologicznymi aspektami sukcesu. Dorota Masłowska jest jedną z  bohaterek „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam”, ale autorka „Wojny polsko-ruskiej” pojawia się również w rozmowie z profesorem Rochem Sulimą i wraz z Drotkiewicz toczą z antropologiem bezinteresowną rozmowę z o świecie, idealizowaniu wiejskiej sielanki oraz demonizowaniu miejskiego zgiełku. Basil Kerski, postać mniej znana, opowiada o kreowaniu metafizyki  w codziennym życiu i o hodowaniu drzewek morelowych.

 Powtarzające się wątki wędrują od jednego rozmówcy do drugiego tak, że mamy wrażenie iż goście Drotkiewicz spotykają się przy jednym stole, gdzieś w kawiarni, przy dobrym winie i rozprawiają, wymieniając się poglądami. Niesamowicie inspirująco i jednocześnie zaskakująco wypada w tych konwersacjach Monika Richardson. Gwiazda telewizyjna opowiada o porażkach, które motywują i o swojej pracy postrzeganej jako misji: „(...)cały czas mi się wydaje, że muszę się uczyć, że mam misję uświadamiania i pokazywania świata innym” –oświadcza dziennikarka.
Pasja połączona z pracą to również recepta na życie Hanny Kowlaczyk, która jest z zawodu i zamiłowania chirurgiem oraz specjalistką w leczeniu metodami terapii światłem i polem magnetycznym. Pani Hanna nie jest znaną osobą, ale historia jej życia jest chyba najciekawszym rozdziałem w „Jeszcze dzisiaj nie usiadłam”.  Kobieta z pasją opowiada o medycynie bioinformatycznej, o cielesności i duchowości i o łączeniu tych dwóch aspektów ludzkiej egzystencji. Jej historia porywa i wzrusza, o czym szczerze informuje Drotkiewicz: „ Cieszę się, że zgodziła się Pani na tę rozmowę, wzruszyłam się, słuchając Pani. To bardzo krzepiąca historia. Nie znam wielu osób, które by tak bezbłędnie i szybko odczytały swoje przeznaczenie i tak konsekwentnie nim kierowały.”
W swoich wywiadach Drotkiewicz schodzi z pozycji dziennikarki, staje się partnerką w rozmowie, to pozwala na stworzenie „kominkowego nastroju”  i przyjacielskiej atmosfery.  Nie prowokuje, nie naciska, pozwala rozmowie płynąć swym niespiesznym tokiem.
Trzeba przyznać, że historie, które Drotkiewicz wysłuchała tworzą komplementarną całość i dają panoramiczny obraz różnych dróg życiowych. Nie należy ich jednak traktować jak drogowskazy, czy też wskazówki na życie Wujka Dobra Rada, bo przecież każdy z nas jest inny i ma inne potrzeby, więc chyba najlepszą odpowiedzią na pytanie: jak żyć, jest refleksja Agnieszki Kozak: „ (...) szczęście dla każdego to coś zupełnie innego. Grunt w tym, żeby to znaleźć, nie zatrzymując się na ustalonych zasadach społecznych, regulacjach, religii”.

Agnieszka Drotkiewicz, Jeszcze dzisiaj nie usiadłam, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję wydawnictwu Czarne.

poniedziałek, 23 maja 2011

Gadżdety


Wczoraj wracałam z czytania w Teatrze Polskim. Na chodniku przy pl. solnym stało dwóch chłopaków. Jeden z nich miał komunijną komżę, a drugi, podejrzewam, że był jego kumplem, albo kimś z rodziny. Było już po 20:00, więc zapewne przyjęcie komunijne dla dzieci już się zakończyło i teraz zaczęło się przyjęcie dla dorosłych.
Chłopaki podbiegli do mnie.
-Psze pani, psze pani! A kupi pani od nas gadżety?
???
- A jakie gadżety macie?
- A to som takie specjalne kamyczki do ogrodu.
-ale ja nie mam ogrodu.
-To niiic, w domu też można ich używać. O, niech pani patrzy ile już mamy kasiory!
Po czym wyciąga z kieszeni drobniaki w kwocie, tak na oko, powyżej dwóch złotych.
- No dobrze, a do czego służą te wasze kamyki?
Tutaj następuje prezentacja. Ten w komunijnej komży podnosi jedno z zawiniątek i rozdziera z zamachem. Kamyczki wysypują się na chodnik.
-No i co teraz?
- Noooo, teraz to one są takie specjalne, bo jak się będzie przechodzić to one się będą wdychać.
-Ile chcecie za te magiczne kamyczki?
-Złocisza da pani.
W ten oto sposób stałam się posiadaczką tych oto magicznych zawiniątek. Teraz potrzebuję tylko ogrodu, by zrobić z nich użytek.
 Gadżety