Zapada zmrok. Robi się coraz ciemniej. Kury i świnie
już nakarmione, babka zabiera się do udoju. Przygotowuje wiadro, bierze stołek
i kubek z czystą wodą oraz szmatkę. wchodzi do obory. Przekręca kontakt. Mdłe
światło słabej żarówki rozprasza nieco panujący tu mrok. Dziewczynka zostaje na
szerokim progu i patrzy, jak babka w zawiązanej z tyłu głowy chustce, siedząc
na niskim stołku, myje krowom wymiona, a potem to prawą, to lewą dłonią pociąga
za cycki. Puste wiadro dźwięczy mleczną muzyką. Najpierw metaliczną i ostrą,
potem coraz bardziej miękką. Wreszcie strumień dusi się, tonąc w wysokiej
pianie. Krowa melancholijnie przeżuwa siano, nie zwracając uwagi na dojącą.
Oddawszy kilka litrów mleka, jej pełne wymiona się zmniejszają. Babka przynosi
wiadro do kuchni i tam przez złożoną we czworo gazę przelewa mleko do
wyparzonej wcześniej bańki. Jutro z rana dziadek wyniesie mleko na drogę, skąd
zostanie zabrane do mleczarni.
Małgorzata Gutowska
- Adamczyk, Kalendarze, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2015, str. 63.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.