Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

czwartek, 30 grudnia 2010

Do siego roku!

Kochani moi, zmykam do mej bajecznej krainy. Do Miłyna jadę co by z osobami bliskimi memu sercu spędzić kilka chwil. Już na samą myśl me serce się raduje. Podsumowania roku nie będzie, nigdy takowego nie robię. Czasami zdarza mi się zamyślić nad tym, jak przeminęło kolejne 12 miesięcy mego życia, ale na taką zadumę bierze mnie raczej przy okazji moich urodzin. Nie lubię podsumowań, bo zawsze mam wrażenie, że o czymś zapomniałam.
Trzymajcie się zatem ciepło, bawcie się dobrze i do zobaczenia w 2011 :).
P.S. Czesio dostał drapak. Znaczy się-oparcie po starym krześle. Posypałam je lekko kocimiętką. Czesio odleciał. Ociera się, drapie, staje na głowie- ten kot powinien występować w cyrku. Chyba go zgłoszę do "Mam talent" ;)

wtorek, 28 grudnia 2010

Nowy numer "Archipelagu"

Nowy numer już jest dostępny TUTAJ. A w nim (cytuję za wstępniakiem ze strony pisma):
Numer trzeci Archipelagu zdominowany jest przez MIASTA.

Odwiedzamy najsłynniejsze metropolie świata, swobodnie podróżując w czasie i przestrzeni. Obserwujemy Paryż za czasów Emila Zoli, przenosimy się myślami do parnej Hawany, szukamy śladów Brunona Schulza w Drohobyczu. Spacerujemy po współczesnym Londynie z książkami pod pachą, dumamy nad mitycznymi miastami Adama Zagajewskiego, zwiedzamy Tel Awiw, badając jego dziedzictwo kulturowe. Praga odkrywa przed nami swoje skarby i tajemnice, Lizbona czaruje światłem, a Berlin poznajemy od strony miłości do literatury jej mieszkańców. Wojciech Górecki wspomina swoje wojaże po Kaukazie. Zainspirowani podróżami, które nie wymagają ruszania się z fotela, podsuwamy książki o kolejnych miastach: Amsterdamie, Kabulu, Tokio, Nowym Jorku, Pekinie i Szanghaju, Reykjavíku, Buenos Aires i Kairze.

Przybliżamy czytelnikom sylwetki wielu pisarzy. Z Sulaimanem Addonią rozmawiamy o jego debiucie literackim, Miłość i jej następstwa i wolności. Antoni Libera mówi o sobie i sukcesie Madame, Marcin Bruczkowski uchyla rąbka swego prywatnego życia. Amos Oz dzieli się z nami pasją życia i tworzenia, a Jacek Dehnel opowiada nam o procesie pisania i wspomina swoje najważniejsze fascynacje literackie. Przedstawiamy portrety kilku ciekawych czeskich pisarzy, analizujemy twórczość Marcina Świetlickiego w zbiorze 49 wierszy o wódce i papierosach, a dzięki Leo Lionniemu spoglądamy nowym okiem na ilustrację dziecięcą.

Pochylamy się nad dwiema książkami o Romach autorstwa Jacka Milewskiego i Karla-Markusa Gaussa, zastanawiając się nad różnymi podejściami do członków tego narodu. Poprzez literaturę wspomnieniową, opisującą traumatyczne losy pisarzy z Sudanu, Rwandy, Korei Północnej, Kambodży i Sierra Leone zbliżamy się do esencji człowieczeństwa.

Anna Świtajska, założycielka
wydawnictwa Smak Słowa
, opowiada nam o swojej pasji książkowej i prężnym rozwoju oficyny. Poznajemy historię papieru od epoki Egipcjan piszących na papirusie po czasy współczesne. Dzięki Zuzannie Orlińskiej przekonujemy się, jak bujna wyobraźnia potrafi zmienić w oczach dziecka nawet najmarniejszy kawałek ziemi w pełen zakamarków tajemniczy ogród. Badamy Mikropolis, miasto z pogranicza fikcji i rzeczywistości, i jego mieszkańców – bohaterów komiksu Dennisa Wojdy i Krzysztofa Gawronkiewicza. Przybliżamy wyróżnione latem i jesienią nagrodami literackimi najważniejsze pozycje i ich autorów oraz zdajemy relację z paryskiego festiwalu literackiego Paris en toutes lettres.

Zapraszamy także czytelników do udziału w trzech konkursach, dzięki którym można wygrać atrakcyjne nagrody książkowe i sprawdzić swoją wiedzę o miastach, filmach i oczywiście samej literaturze."

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Romans z tradycją

Rodzice Katharine prowadzą dom otwarty- artyści, intelektualiści są u nich częstymi gośćmi. Pewnego dnia na podwieczorku pojawia się Ralph Denham- młody prawnik. Spędza z Katharine kilka chwil i od tej chwili zaczyna się jego wewnętrzna walka. W tym wszystkim nie zauważa, że jego przyjaciółka- Mary Datchet- dwudziestopięcioletnia sufrażystka, zaczyna czuć do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Ralph zdaje sobie sprawę z tego, że Katharine to nie jego progi, jej przeznaczony jest William Rodney- poeta, dobrze sytuowany, ale dziwaczny. Lecz William cierpi, bo Katharine go nie kocha. Mimo wszystko oświadcza się jej i ...zostaje przyjęty.  I wtedy na scenę wkracza Cassandra Otway- młodziutka i urocza kuzynka panny Hilbery... I tak się to wszystko pląta, miesza, zasady zostają złamane, ale czy wszyscy będą żyli długo i szczęśliwe?
Do przeczytania całego tekstu zapraszam na stronę G-punktu.

niedziela, 26 grudnia 2010

Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć

Ponad dwa lata temu Wojciech Tochman był gościem profesora Stanisława Beresia w Maglu Literackim. Reporter opowiadał, że jest na etapie gromadzenia materiałów do kolejnej reporterskiej noweli. Ucieszyła mnie ta wiadomość niezmiernie, ale gdy dostałam niedawno do ręki „marne” 150 stron najnowszej książki Tochmana, trochę się zawiodłam. Dopóki nie zaczęłam czytać...
Rzecz jest o ludobójstwie w Rwandzie, które miało miejsce w kwietniu 1994 roku. W sto dni zostało brutalnie zamordowanych prawie milion ludzi- mężczyzn, kobiet i dzieci. Okrutne mordy były efektem nasilającej się zajadłej nienawiści, panującej od pokoleń między plemionami Tutsi i Hutu. Na temat tego ludobójstwa powstało wiele opracowań, analiz, filmów (polecam w szczególności obraz Terry’ego George’a pt. „Hotel Rwanda”), po co więc kolejna książka?
W Klubie Trójki, Jerzy Sosnowski zapytał Tochmana, czy ma jakieś poczucie misji, dlaczego podejmuje takie tematy? Reporter odpowiedział, że stojąc przed zdjęciami w Kigali Memorial Centre czuł, że musi ocalić od zapomnienia te dzieci, które zostały roztrzaskane maczetami, kobiety, które przed śmiercią były w bestialski sposób gwałcone, mężczyzn, którym na żywca wyciągano wnętrzności. Żeby świat o tym pamiętał, żeby nie zapomniał, żeby dowiedział się również o tym, jak dzisiaj żyją osoby, którym cudem udało się uniknąć rzezi.
To jest mocna książka, Tochman przedstawia suche fakty, tnie językiem i wwierca się w nasze emocje, wywołując w wyobraźni obrazy, których nie chcemy oglądać. Te 150 stron to zbyt duża dawka okrucieństwa, ale właśnie o to chodzi reporterowi: „W tej chwili trzeba nazywać sprawy po imieniu, a nie bawić się w subtelne opisy świata (...) natłok informacji o ludzkim cierpieniu jest tak wielki, że to cierpienie się dewaluuje. Widzimy krew w telewizji i nic nas to nie obchodzi. Pijemy herbatę, jemy kolację. Więc chcę pisać tak, by czytelnik stracił apetyt. By go zabolało, by poczuł strach, mróz albo smród. Żeby się ubrudził, porzygał albo popłakał z bezradności.” Ja po przeczytaniu „Dzisiaj narysujemy śmierć” nie płakałam z bezradności, nie rzygałam, ale zostałam pobrudzona, pobrudzona taką dawką śmierci i zgnilizny, której długo z siebie nie będę mogła zmyć.
Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010. 
 Dłuższa recenzja książki ukaże się na łamach "Nowych Książek" w marcu. Zapraszam do zaglądnięcia.



czwartek, 23 grudnia 2010

Świątecznie

 Spokojnych świąt 
i ciepła 
i radości
i smacznego karpia, 
najlepiej bez ości
i pogody ducha
i dobrego trawienia
niefałszujących kolędników
i spełnienia
marzeń

środa, 22 grudnia 2010

Gwoździk

Skakał tak przez godzinę. Ponad godzinę. Gwoździka sobie na ścianie wypatrzył, to skakał. Nie wytrzymałam, bo mnie bestia rozpraszała. bo ja tu czytam Virginię Woolf, a futrzak mi skacze i skacze. Podeszłam, wzięłam futro na ręce, pokazałam gwoździka, a ta bestia szybko go w zęby i ...wyrwała go ze ściany...

niedziela, 19 grudnia 2010

Dla Jadzi

Jadzia pojechała w zeszłym tygodniu do rodzinnego domu. Rozchorowała się biedaczka i dostała zwolnienie, więc spakowała walizki i wyruszyła do ciepełka rodzinnego. A my tu z Czesiem tęsknimy i uśmiechy ślemy.

sobota, 18 grudnia 2010

Hurtownia książek i sprzątanie

Ja tylko na minutkę, żeby się pochwalić i zachęcić- obejrzyjcie koniecznie dzisiejszą "Hurtownię książek", bo w niej mój przyjaciel Łukasz Saturczak opowiada o swoim debiucie prozatorskim. Zapraszam.


Czesio dzisiaj przez pół dnia dzielnie pomagał mi w sprzątaniu. Wyszorowałam wszystko, a futrzak poodbijał swoje łapki, wcześniej, oczywiście, je gdzieś ubrudził. Bardzo starannie powyciągał z worka śmieci, które tam umieściłam, bo przecież woreczki po rybce jeszcze mogą się przydać.
Czesio też zaczął poznawać nowe terytorium. Wypuszczony na balkon obżarł się śniegu i czatował na ptaki, ale chyba stwierdził, że ptaszyska nie upoluje, więc znalazł sobie jakiegoś listka, z którym nie chciał się za Chiny Ludowe rozstać.
Czesio pomagał mi też dekorować pokój. Koniecznie chciał skosztować, jak smakuje sznurek choinek i bombki. Na dodatek ta bestia coraz więcej je, znaczy się- żre! Karma sucha się już prawie kończy, więc dzisiaj zasuwałam w ten mróz do sklepu, żeby sierściuch miał co jeść, bo konserwy też mu się pokończyły. Poza tym jajko mi się rozbiło na podłogę i kocisko pochłonęło całe żółtko. Ale to dobrze, bo podobno to na gładkość sierści wpływa. A wczoraj zeżarł mi rybę z kanapki. No ja Wam mówię- rozpuszczony jest jak dziadowski bicz!
Acha, i znalazł sobie jakąś czerwoną pozawiązywaną skarpetkę i z nią szaleje. Po co kotu kupować zabawki, ja się pytam, skoro on sobie powynajduje jakieś woreczki, koreczki, paproszki, listeczki, patyczki? Tylko ja nawet nie wiedziałam, że takie rzeczy dziwne mam w pokoju...

piątek, 17 grudnia 2010

Nim stanie sie tak

Wstałam dzisiaj rano z niezwykle miłym uczuciem ,że jeszcze tylko kilka godzin i weeekend :)))) W pracy szybko dzień zleciał i teraz mogę się zakopać w kordełkę (tak właśnie- w kordełkę- nie kołderkę), wsadzić nos w książkę, wcisnąć sierściucha pod pachę i wyruszyć w podróż wyobraźni wraz z Jędrzejem Morawieckim. A tymczasem zostawiam Was z piosenką, która cały dzień dzisiaj nie daje mi spokoju. Niech się spełni :)

środa, 15 grudnia 2010

Hanna Gill-Piątek, Henryka Krzywonos "Bieda. Przewodnik dla dzieci"

Ania marzy o tym, by mieszkać w pięknym pałacu otoczonym ogrodem i drzewami. Chciałaby mieć mnóstwo zwierząt, największy telewizor i wszystkie konsole, jakie się w ogóle pojawiły. W marzeniach jej tato jest prezydentem, a mama jest najładniejsza na świecie. Ale tak naprawdę Ania mieszka w jednym pokoju u babci wraz ze swoim rodzeństwem- Agnieszką i Mateuszem, mamy wiecznie nie ma, bo pracuje, by jako tako związać koniec z końcem.
Rok 2010 został ogłoszony przez Unię Europejską Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym.  Każdy kraj należący do Unii miał się w tym roku skupić nie tylko na programach walki z biedą, ale również przeprowadzać badania środowiskowe po to, by lepiej poznać, a co za tym idzie- zrozumieć, świat ludzi ubogich. Bieda nie jest tematem wdzięcznym, jak więc o nim rozmawiać z dzieckiem? Jak małemu człowieczkowi wytłumaczyć, że nie wszyscy jego rówieśnicy mają w domu ciepła wodę, nie jeżdżą na wakacje za granicę, a czasami nawet nie mają co na siebie włożyć, a wszystkie ubrania noszą po starszym rodzeństwie- o ile takowe posiadają. Hanna Gill-Piątek i Henryka Krzywonos znalazły pewien sposób. W ramach projektu „Oczy szeroko otwarte” realizowanego przez Świetlicę Krytyki Politycznej w Cieszynie wraz z całą masą innych osób (m.in. Anną Plutą, która jest autorką ilustracji do książki) wydały nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej mini-przewodnik po biedzie. I choć książeczka kierowana jest do najmłodszych, to niejeden starszy czytelnik mógłby w niej znaleźć kilka ciekawostek dla siebie.
Narratorką jest Ania, która opowiada o swoich kolegach i koleżankach oraz o rodzinie. Czasami bohaterka zamienia się w ekspertkę od biedy i opisuje aktualne statystyki, ale mówi również o tym, że bycie biednym wiąże się nie tylko z brakiem pieniędzy do zaspokojenia podstawowych potrzeb, ale są to również uczucia wstydu, złości i poniżenia, bo nie mamy tego, co mają inni. Dziewczynka wyjaśnia w prostych słowach czym jest bieda, skąd się wzięła, jaki jej obraz mają dorośli i w jakich stereotypach to zjawisko jest zamykane. To jest pierwsza część książki. Druga należy już do Henryki Krzywonos- współautorki przewodnika. Pani Henryka opowiada w niej swoje historie z dzieciństwa, gdy jej rodzinie nie wiodło się najlepiej. Opisuje swoje rozczarowania, gdy udało jej się zaoszczędzić dwa złote i czekała trzy miesiące na odpust, by kupić los na loterii, tak jak to robiły inne dzieciaki, i nic nie wygrała.
„Bieda. Przewodnik dla dzieci” to książeczka, która nie tylko może pomóc rodzicom wytłumaczyć swoim pociechom, czym jest bieda i dlaczego na świecie są ludzie biedni, ale również może wzbudzić refleksję w samych rodzicach nad stereotypami, jakim często jesteśmy poddawani.
Hanna Gill-Piątek, Henryka Krzywonos, Bieda. Przewodnik dla dzieci, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Pierre Thomas Nicolas Hurtaut, "Sztuka pierdzenia"

W filmie „Dzień świra” bohater odwiedza swoją mamę. Podczas obiadu opowiada rodzicielce, że jego uczniowie na lekcji pierdzieli. Mama karci bohatera za wulgaryzm, na co ten przeprasza i oświadcza, że uczniowie prykali. Scena owa przypomniała mi się podczas czytania kuriozalnej książeczki „Sztuka pierdzenia”, która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa słowo/obraz terytoria. Myślałam, że to żart literacki, satyra, figielek, a tu się okazuje, że to „poważna” rozprawa naukowa. No, może nie rozprawa, ale esej, czy też rozprawka na pewno. 
Pierre Thomas Nicolas Hurtaut był synem handlarza końmi, który został nauczycielem łaciny w szkole wojskowej. Zainteresowania i pęd badawczy młodego Francuza zadziwiają rozpiętością. Oprócz „Sztuki pierdzenia”, która ukazała się we Francji w 1751 roku,  napisał również tekst o ceremoniach ślubnych w oczach Anglików, wydał „Skrócony podręcznik historyczny o królach dynastii Merowingów, „Słownik homonimów języka francuskiego” oraz opublikował „Esej medyczny o upławach miesięcznych”. Można powiedzieć, że nic, co ludzkie nie było mu obce, więc czemu nie podzielić się swą wiedzą z innymi?
„Sztuka pierdzenia” to tekst wpisujący się w tradycję literatury skatologicznej, która we Francji znalazła podatny grunt. Wystarczy, że przypomnimy sobie Mistrza Rabelais’ go i jego rubasznych bohaterów- Gargantuę i Pantagruela.
Ludzka fizjologia zawsze była tematem tabu. Mówiło się o niej z zaczerwienionymi policzkami, albo zbywano milczeniem. No bo jak tu mówić o kupie, czy o pierdzeniu właśnie, wśród zacnego grona? Hurtaut jednak  chce udowodnić, że nie ma się czego wstydzić- pierdnięcie- rzecz ludzka. Autor zauważa, że niesłusznie uważa się, że pierdzenie i  mówienie o nim to rzecz wulgarna, czy też gruboskórna. Tak nie jest i dlatego zjawisko postanowił opisać.
Esej został podzielony na dwie części. W pierwszej otrzymujemy ogólną definicję pierdu, dowiadujemy się czym różni się pierdnięcie od beknięcia, poznajemy odmiany pierdnięć oraz  dowiadujemy się o tym, że pierdzenie jest jedną ze skuteczniejszych metod przy egzorcyzmach. Na zakończenie autor porusza niezwykle ważny problem: czy pierdnięcia są muzyką?
W drugiej części natomiast francuski eseista skupia się przede wszystkim na wyjaśnieniu różnicy między pierdzeniem, a puszczaniem bąków oraz nad pożytkami, jakie wynikają z jednego i z drugiego dla społeczności. Są tu również rozdziały dotyczące składu chemicznego oraz informacje o wpływie pierdzenia na piegi.
Na zakończenie autor przedstawia charakterystykę poszczególnych pierdnięć, biorąc pod uwagę stan cywilny pierdzącego, miejsce zamieszkania, czy też profesję.
Doprawdy, książeczka urocza i w swej absurdalności, po ponad dwustu latach nadal aktualna. Warto skorzystać z niektórych rad, o chociażby z takiej: „Żeby zdrowo, długo żyć, trza na wiatry wypiąć rzyć!”
Pierre Thomas Nicolas Hurtaut, Sztuka pierdzenia, przeł. Krzysztof Rutkowski, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2010.