Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 26 grudnia 2012

Niezła szopka

Już od stuleci tradycyjnie podczas świąt Bożego Narodzenia w parafiach budowane są szopki. Zwyczaj ten korzeniami sięga roku 330, gdy to w Betlejem postawiono symboliczny żłóbek wykuty w marmurze i umieszczony w skalnej grocie.

Półwieku później tradycja z Betlejem przywędrowała do Włoch i to właśnie tutaj się rozwinęła.

Za patrona szopki uznaje się św. Franciszka, któy na początku XIII wieku w swej pustelni w Greccio zainscenizował dla mieszkańców pierwsze jasełka, które opowiadały o losach Świętej Rodziny.

Do Polski zwyczaj ten dotarł szybko. Już w XIII wieku w kościołach zaczęły pojawiać się stajenki z figurami Jezuska w żłóbku, Maryi, Józefa, pasterzy, Trzech Króli i zwierząt. Nowy na ówczesne czasy trend szybko zyskał popularność i przerodził się w tradycję. 

Dziś każda parafia stara się, by bożónarodzeniowa szopka była oryginalna i przyciągała rzesze wiernych. Niedaleko mojego rodzinnego miasta-w Chełmsku Śląskim-od dwóch lat można zobaczyć żywą szopkę. Karierę robi oślica Maja, która z chęcią nadstawia łeb do drapania. Są też kozy, owce, króliki i kolorowy ptak. I cielaczek nawet się zaplątał.




Przepiękną szopkę możemy podziwiać w Krzeszowie:



A w Waszych okolicach są jakieś ciekawe stajenki?

wtorek, 25 grudnia 2012

Instrukcja obsługi

Z instrukcji użytkowania patelni teflonowej pewnej renomowanej firmy:

Nie należy nadmiernie rozgrzewać naczynia, aby uniknąć dymu, który może być szkodliwy dla małych zwierząt z wrażliwym systemem oddechowym np. ptaków. Zalecamy, aby nie trzymać ptaków w kuchni.

Dziękuję za uwagę :)


niedziela, 23 grudnia 2012

Bożonarodzeniowo

Moi Kochani,
życzę Wam przede wszystkim zdrowych i spokojnych Świąt,
inspirujących rozmów,
wciągających lektur,
pięknych zapachów rozchodzących się z kuchni
i smakowitych potraw na stole wigilijnym,
dobrego trawienia i pogody,
by na spacer można się przejść po wybornej kolacji,
uśmiechniętych Aniołów
i trafionych prezentów.
Wszystkiego dobrego.
A na koniec zostawiam Was z najpiękniejszą polską koledą:


sobota, 22 grudnia 2012

Kristin Kimball "Brudna robota.Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości"


 

 Autorka: Kristin Kimball
Tytuł: Brudna robota. Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości.
Przekład: Alina Patowska
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Dolce Vita
Rok wydania: 2012





Wsi spokojna wsi wesoła, który głos twej chwale zdoła" ­- jak to powiedział jeden z ojców języka polskiego - Jan Kochanowski. Urokami życia na wsi zachwycał sie również Mikołaj Rej i całe grono pisarzy młodopolskich. Wszakże wtedy powstało zjawisko chłopomanii - masowego wyjeżdżania poza miasto, by w pięknych okolicznościach przyrody dać odetchnąć zszarpanym nerwom i pooddychać swojskim powietrzem (które na wsi nie zawsze jest takie świeżutkie...).  W literaturze, nie tylko polskiej, ale i światowej, motyw wsi został już mocno wyeksploatowany. Jej obraz jest przedstawiany jako sielanka, a tu proszę, przyjdzie taka Kristin Kimball i opowie czytelnikowi to i owo o tym, jak to na wsi naprawdę jest. I całe nasze wyobrażenie wsi spokojnej, wsi wesołej rozpadnie się na drobny mak.

Ona- Kristin- młoda kobieta, dziennikarka mieszkająca na Manhattanie. Uwielbia bywanie w towarzystwie, czuje się jak ryba w wodzie na bankietach, potrafi prowadzić rozmowy na poziomie. Wykształcona, inteligentna, delikatna-  przedstawicielka middle-class, typowa mieszczka.  Wegetarianka.

On- Mark-młody mężczyzna, rolnik mieszkający na farmie w Pensylwanii. Ceni sobie ciężka pracę, naiwnie wierzy w swoje szczęście i los, który zazwyczaj bywa mu przychylny. Wykształcony przez życie. Ekscentryk, zdeklarowany ekolog, twardy chłop-  typowy outsider, hipis. Wszystkożerca.

Żyją w zupełnie innych światach, ale los chciał, że ich drogi się splotły.  Zakochali się w sobie i zakupili ziemię.  Kimball wyrzuciła szpilki i garsonki, założyła gumiaki i ogrodniczki, torebeczkę odłożyła w najdalszy kąt, a za pas wcisnęła narzędzia przydatne na roli. I tak oto mieszczka została wrzucona w wir farmerskiego życia, a swe doświadczenia opisała w „Brudnej robocie".

Czytelnik ma zatem okazję przyjrzeć się  z bliska problemom, jakie towarzyszą przy zakładaniu ekologicznego gospodarstwa. Dla laika jest to świetnie napisany przewodnik, Kimball opowiada o problemach ze zdobyciem zwierząt, charakteryzuje  gatunki krów, świń, opowiada o rodzajach roślin uprawnych, o  o zasiewach, o maszynach rolniczych, o gołębiach, o psie i o kotach, a robi to w sposób przystępny i pobudzający nasz apetyt na poszerzanie wiedzy.

Obraz prowincji przedstawiony przez Kimball daleko odbiega od stereotypowych wyobrażeń. Rola to nie miejsce, gdzie latem wylegujesz się w hamaku, tu sobie coś poplewisz, tam zaorasz traktorem. To codzienny znój i robota w gnoju i smrodzie. To walka z siłami przyrody, ze szkodnikami. To ciągły brak czasu, by zająć się sobą, natura wszakże jest wymagająca i egoistyczna. Ale też i sprawiedliwa, bo potrafi wynagrodzić wysiłek  dobrego gospodarza. Kristin odkrywa zatem smak ekologicznej żywności, odkłada na bok swoje wegetariańskie fanaberie, bo farma to również miejsce, gdzie hoduje się zwierzęta na ubój.  Dostajemy zatem naturalistyczne opisy oporządzania naszych braci mniejszych - „Mark pokazał mi, jak oskubać pierś. Przytrzymał pod butem ogon, wsunął dwa palce w pióra na piersi pod mostkiem i pociągnął. Pierś oderwała się z lekkim sykiem, ukazując wnętrzności. Wyjęliśmy serca i wątróbki do miseczki. Mark oczyścił nóżki gołębia z piór i odciął je od korpusu, który obdarliśmy ze skóry, żeby nie trzeba było wszystkiego skubać. Głowy, wnętrzności i skrzydła oddaliśmy kotom, które krążyły dookoła, wpatrując się w nas wygłodniałym wzrokiem. Ostrzegam zatem czytelników z delikatnym podniebieniem i mocno rozwiniętą wyobraźnią, że podobnych opisów jest w książce więcej.

„Brudna robota" to również opowieść o kobiecie, która odkrywa swoją nową tożsamość, to historia o kiełkowaniu i rozkwicie ogromnej pasji i miłości do wszelkiego stworzenia. Na początku Kimball ma typowe wyobrażenie o prowincji: „(...) żywiąc w głębi duszy przekonanie, że konkret i dosłowność przeznaczone są dla głupich ludzi, a abstrakcyjne rzeczy dla inteligentnych(…),świat prac fizycznych i wszelkiego rzemiosła to takie miejsce, gdzie się ląduje, jeśli ma się za mało inteligencji albo ambicji, by pracować umysłowo", ale z czasem przekonuje sie, że prowadzenie farmy wymaga ogromnej wiedzy i życiowego sprytu. Autorka odkrywa, że gospodarstwo to specyficzna forma sztuki, to forma autoekspresji - Farma pokazuje, kim jesteśmy, czy tego chcemy, czy nie".

Rartasikiem są tu wplecione w narrację smakowite i proste przepisy kulinarne. Mark jest wszakże eksperymentatorem i wybornym kucharzem.

„Brudna robota" jest książką uroczą, ale i skłaniającą do refleksji. Autorka zwraca uwagę na to, że żyjemy w kulturze  nadmiaru i jednorazówek. Nie musimy się o nic martwić, a jeśli coś się zepsuje, to wyrzucamy na śmietnik i kupujemy nowe. Marki i Kristin rzucili wyzwanie takiemu stylowi życia. Porwali się z motyka na księżyc, ale po wielu trudach i dzięki wspólnemu wsparciu udało im się osiągnąć cel. Bo „Brudna robota" to również książka o spełnianiu marzeń.


piątek, 21 grudnia 2012

Koniec Świata...Książki

Jeszcze nie mogę wyjść z szoku. Weltbild wycofało się z polskiego rynku. Dwa dni temu pracownicy Świata Książki dostali wypowiedzenia. I co? Nie ma sponsorów? Nie ma kto zaopiekować się jednym z najważniejszych polskich wydawnictw? Na to się zgodzić nie możemy. Na facebooku ruszyła strona Ratujmy Świat Książki. Nie chodzi o to, by się żalić, nie chodzi o to, by narzekać. Jeśli macie jakieś miłe wspomnienia związane z wydawnictwem- podzielcie się nimi. Opowiedzcie o książkach, które wam się podobały, o ulubionych autorach. I rozpowszechnijcie akcję wśród znajomych. Nie pytajcie, czy to ma sens. Może nie ma, ale niech choć pracownicy Świata Książki wiedzą, że stoimy za nimi murem i ich praca zawsze była doceniana.
Sama pamiętam, gdy jako redaktorka działu literackiego w G-punkcie nawiązywałam współpracę ze Światem Książki. W dziale promocji pracowała wtedy Pani Dorotka Nowak- złota kobieta. Zawsze odpisywała na maile, w swoja prace wkładała dużo serca. Raz się zdarzyło, że zapomniała wysłać książki, to zadzwoniła do mnie z przeprosinami. Jej miejsce zajął później Pan Bartosz Kamiński, którego równie mile wspominam. 
Poza świetnymi ludźmi w dziale promocji, Świat Książki mógł się pochwalić naprawdę dobrymi seriami. Moją ulubioną jest seria nowa proza polska, w której wydano m.in. Sylwię Chutnik, Michała Witkowskiego, Eustachego Rylskiego, czy też ostatnio Zośkę Papużankę nominowaną do Paszportów Polityki.
A pamiętacie akcję promocyjną książki Michała Witkowskiego "Margot"?, gdy to wydawnictwo wysyłało do redakcji egzemplarze recenzyjne we wściekle różowych torebeczkach nabijanych brylancikami?

Szkoda mi tych ludzi, szkoda dobrych autorów. 

wtorek, 18 grudnia 2012

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy

Przedstawiam Wam Marynię, dobrego duszka świetnej inicjatywy Agnieszki Tatery i Radka Karbowskiego. O akcji Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy możecie przeczytać na blogu Agnieszki oraz na stornie na Facebooku
Bardzo gorąco zachęcam do wsparcia Orkiestry. Na pewno macie na półkach książki, które tylko kurz zbierają i z tęsknotą wypatrują nowych właścicieli. Możecie zatem spełnić dwa dobre uczynki za jednym machnięciem, bo i książka szczęśliwa będzie, że na inną półkę trafiła, a i konto WOŚP się wzbogaci.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Sylwia Chutnik "Cwaniary"


 

Autorka: Sylwia Chutnik
Tytuł: Cwaniary
Wydawnictwo: Świat Książki
Seria: nowa proza polska
Rok wydania: 2012






Zanim powstała książka przez trzynaście tygodni Sylwia Chutnik publikowała na swoim blogu „Bądź taka / nie bądź taka" powieść w odcinkach „Cwaniary". Być może już wtedy warszawska pisarka myślała o wydaniu internetowych postów w formie książkowej. Na pewno do takiej decyzji przyczyniły się głosy czytelników, którzy na żywo komentowali poczynania bohaterek. Jedną z aktywnych komentatorek była Marta Zabłocka- rysowniczka i fotografka. Pomysł wydania książki zaczął kiełkować, aż przerodził się w realny projekt. I tak oto dostajemy do rąk powieść ilustrowaną o czterech chuliganicach, które na własną rękę wymierzają sprawiedliwość.

Halina Żyleta, Celina Cios, Stefa Karwowska i Bronka- warszawiary, każda z nich jest po trzydziestce. To kobiety nietypowe; zamiast latać po centrach handlowych w poszukiwaniu nowych butów i torebek, zamiast łazić po kosmetyczkach, by zatuszować zbliżające się oznaki starości, one wolą iść w miasto, by utrzeć nosa „karkom", pijakom z nocnych autobusów, blokowym dziadygom i mężom, którzy okazują swym żonom męskość poprzez pięści. Tego próbował Karwowski, mąż Stefy i nieborak doigrał się. Zemsta była słodka i okrutna.
Ofiarą cwaniar staje się również bezduszny deweloper, który morderczymi metodami eksmituje ludzi i wykupuje warszawskie kamienice.                 

Sylwia Chutnik w „Cwaniarach" nawiązuje do tradycji powieści łotrzykowskiej. Autorka w wielu wywiadach podkreśla, że została wychowana na piosenkach o Czarnej Mańce i Antku Cwaniaku, a nad jej najnowszą powieścią patronat duchowy sprawują Grzesiuk i Tyrmand.  Jednak męski świat wraz z jego całym etosem zostaje tutaj ubrany w spódnicę. Chutnik chciała stworzyć silne postaci kobiece, których według pisarki brakuje w literaturze polskiej. Każda z nich ma swoje ideały i każda z nich została doświadczona przez życie. Halinie po zamordowanym chłopaku pozostało dziecko, które właśnie dojrzewa w jej łonie, co wcale nie przeszkadza dziewczynie w bójkach i chlaniu. Celina również straciła chłopaka. Obu bohaterkom społeczeństwo jednak odmawia prawa do żałoby, bo przecież nie można być wdową, będąc jedynie narzeczoną.  Bronka z kolei obcuje ze śmiercią bardzo blisko- nosi w sobie raka, a ponieważ jest kobietą, która zawsze bierze sprawy w swoje ręce, tym razem również nie popuszcza. No i Stefa z dwójką dzieciaków i mężem tyranem. Czemu, zapyta ktoś, te dziewczyny się tak awanturują? „Bo chcą się zemścić. A na czym? Na życiu i na śmierci. A co chcą znaleźć? Może równoległe światy". Bójki sprawiały, że zbliżały się do śmierci, a wtedy bardziej doceniały życie. Bo „Cwaniary" to powieść o walce z tym, co nieuniknione, to historia, w której chęć zemsty staje na szczycie wartości moralnych.

Ponurą wizję dopełnia dodatkowo obraz Warszawy, która staje się drugoplanowym bohaterem powieści. „Dziurawa Warszawa, nic tu nie działało (...) Zęby stolicy zrobione z bloków Grochowa (...) Nic tu nie było na zawsze, tymczasowość metropolii wylewała się z każdej bazarowej budy i niebieskiego toi toia".  To miasto tłamsi i wciąga jak bagno. Chutnik z wprawą (nic dziwnego, wszakże jest miejską przewodniczką) opisuje warszawskie dzielnice-Mokotów, Bródno, Targówek. Poznajemy nocne życie stolicy, a podróż po tym mieście zaczynamy od bródnowskiego cmentarza. Przy okazji pisarka prezentuje etykietę, jaka obowiązuje wśród nekrofilskich bywalców.

Podobnie jak w „Kieszonkowym atlasie kobiet" Chutnik indywidualizuje swoje postaci przez język. Autorka „Dzidzi" po raz kolejny wykazuje się niesamowitą sprawnością i słuchem językowym. Trafne powiedzonka, dialogi najeżone kolokwializmami i slangiem dresiarskim, oryginalne metafory i porównania- to wszystko dodaje powieści mięsistości.

Ale cóż nowego Chutnik wniosła swą powieścią? Pisarka pokusiła się o pewien eksperyment, próbowała świat męski ubrać w spódnicę, albo świat kobiecy ubrać w spodnie. Wynik finalny nie jest jednak optymistyczny. Walka kobiet z góry skazana jest na klęskę, wybrały sobie bowiem zbyt poważnego przeciwnika. I choć pozornie odnoszą sukces, to tak naprawdę nigdy nie osiągną wewnętrznego spokoju.

wtorek, 11 grudnia 2012

O Gadkach- szmatkach - literatkach i o Paszportach Polityki słów kilka


A we wrocławskiej „Literatce" już po raz szesnasty zaproszono kilkunastu gości do „Gadek-szmatek-literatek".  Zasady są proste- każda osoba biorąca udział w gadkach ma swoje pięć minut na scenie. Może wtedy robić wszystko- jeść budyń, skakać na jednej nodze, opowiadać dowcipy, dłubać w nosie, śpiewać, tańczyć, płakać, śmiać się, czytać fragmenty wierszy, prozy, zaprezentować film, oskubać kurczaka i takie tam jeszcze inne rzeczy. Co komu w duszy gra, niech przedstawia, warunek jest jeden- publiczność musi zostać zaczarowana. Jeśli więc drogi zaproszony gościu nie potrafisz przykuć uwagi tych co po drugiej stronie sceny zasiadają- giń marnie!
A dziś towarzystwo doborowe było. Najpierw niespodzianka- chór anielski odśpiewał pieśń o dobrym Ojcu Tadeuszu, a później przyszedł Mikołaj i rozdał cukierki. Takie dobre. Czekoladowe. Z orzeszkiem laskowym.
A jeszcze Wam na ucho zdradzę-ale niech to między nami zostanie- że jeden z aniołów zgubił piórko, które delikatnie opadło przed moje stopy obute w kozaczki z reniferkami.  Szybciutko podniosłam zdobycz i schowałam na szczęście.
A wracając do gadek - jako pierwszy wystąpił stały już bywalec gadkowego salonu- Profesor Bogusław Bednarek, który w swej kwiecistej przemowie przybliżył słuchaczom wartość i potęgę słów ze szczególnym wyróżnieniem słów zamrożonych.
Po nim krótka przerwa na reklamę, a w niej Karol Pęcherz-wrocławski poeta, performer, człowiek-orkiestra, mający mnóstwo pomysłów na promowanie literatury. Jest współzałożycielem fundacji im. Tymoteusza Karpowicza i współwłaścicielem jednej z najgryfniejszych księgarni- Tajne Komplety. Karol wydaje również niezależne pismo materiałów literackich „Cegła" i właśnie o nim opowiadał. „Cegła" to specyficznie wydawane pismo. Za każdym razem w innej formie. Była już „Cegła" w postaci kart „Flirt", w których znajdowały się cytaty z polskich poetów- do flirtowania, oczywiście. Następny numer Karol planuje wydać w formie pieczątki. Już zapowiedział, że będzie w nim nowy wiersz Marcina Świetlickiego. Kto będzie go chciał przeczytać będzie musiał przyjść do Tajnych kompletów z czymś, na czym będzie można przybić pieczątkę z nowym numerem :).
A jak już przy Świetlickim jestem to wspomnę, że dziś również miał swoje pięć minut na scenie. Razem z Tomaszem Pudło stworzył punkowy zespół „Pudliszki" i uraczył publikę dwoma utworami. Było czadowo!
Wśród zaproszonych gości znalazł się również profesor Miodek. Oprócz językowych ciekawostek związanych ze słowami Boże Narodzenie i pozdrowieniem noworocznym „Do siego roku!" (zawsze oddzielnie!) przytoczył historię słowa pasożyt. Otóż- przed 1936 rokiem słowo pasożyt pisane było jako pasorzyt jako coś co siedzi w rzyci. Po 1936 roku Rada Językowa stwierdziła, że „rz" zostanie zastąpione przez „ż", ponieważ pasożyt pasożytuje na życiu. Czyż to nie czysta pruderia naszych j językoznawców, takie zmiany i brak językowego poczucia humoru?
Wieczór umilali nam swoimi historiami również artyści-malarze i profesor kardiologii, który w dowcipny sposób przedstawił biografię Alzheimera (czy ktoś pamięta, że ten wybitny uczony miał na imię Alois?). Ubawiłam się, dowiedziałam kilku nowych ciekawostek i jak zwykle z niecierpliwością czekam na kolejne gadki.
A tymczasem w świecie literackim ważne rzeczy się dzieją. Ogłoszono nominacje do „Paszportów Polityki". Wśród nominowanych są: Zośka Papużanka, Szczepan Twardoch i Kaja Malanowska. W kuluarach krążą plotki, że to właśnie Twardoch odbierze nagrodę. Nie czytałam jego książki, choć ostatnio o niej głośno. Kai Malanowskiej również nie czytałam, ale  za to Papużankę połknęłam i to z apetytem. Na kogo stawiacie? Czytaliście nominowanych autorów?

sobota, 8 grudnia 2012

Marcin Gutowski "Trójka z dżemem. Palce lizać! Biografia pewnego radia"

 


Autor: Marcin Gutowski
Tytuł: Trójka z dżemem. Palce lizać! Biografia pewnego radia.
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012





1.04.1962 roku poszło w eter pierwsze zdanie: „ Tu Program Trzeci z Warszawy" . Minęło pięćdziesiąt lat, a Trójka wychowuje kolejne pokolenie swoich słuchaczy. W związku z tym pięknym jubileuszem przez cały rok odbywały się  różnego rodzaju imprezy i pojawiło się kilka publikacji autorstwa pracowników radia. Swoje wspomnienia wydali m.in. Marek Niedźwiedzki i Wojciech Mann, a teraz do tego zacnego grona dołączył Marcin Gutowski, który napisał biografię Trójki.

„Trójka z dżemem. Palce lizać!" to przekrój historii związanych z kultowymi audycjami, postaciami, to opowieści o kolejnych dyrektorach , o trudnej walce o własny, niezależny charakter radia. Trójka bowiem od samego początku stawiała na oryginalność, a pomysły kolejnych dyrektorów i redakcji sprawiły, że na przestrzeni lat wyrobiła sobie silny profil, zyskując tym samym ogromne grono wiernych słuchaczy.

Gutowski opowiada o takich audycjach jak Mój  magnetofon,  który później przekształcono w Muzyczną pocztę UKF, opisuje dzieje podstawowego bloku radiowego -Zapraszamy do Trójki,  wspomina o Poczcie Trójki, o audycjach muzycznych i satyrycznych. Przytacza mnóstwo anegdotek- a to o tym jak Ewa Dudzińska zrobiła relacje z wydarzenia, które się jeszcze nie odbyło, a Marcinowi Zembatemu pies zeżarł legitymację i strażnik nie chciał go wpuścić do radia,  jak to Marek Niedźwiedzki posyłał więźniom papier toaletowy i papierosy, jak powstała pierwsza radiowa drużyna piłkarska i dlaczego wszyscy chcieli z nią rywalizować. Są tu również krótkie notki wspomnieniowe o ludziach, którzy z Trójki odeszli Gutowski pisze m. in. o Jonaszu Kofcie, którzy chował się pod łóżko przed ludźmi walącymi do niego drzwiami i oknami z kolejnymi zleceniami, o największym bajarzu, wielkim Gadativusie - Lwie Kaltenberghu, o Monice Olejnik, która na wstępie opierniczyła dyrektora Turskiego za spóźnienie na rozmowę o pracę.

Z tych opowieści zebranych przez Gutowskiego wyłania się obraz miejsca, które przyciąga do siebie ludzi z otwartymi umysłami, gdzie panuje rodzinna atmosfera, a problemy są rozwiązywane wspólnymi siłami.

Ja sama jestem wierną słuchaczką Trójki, dlatego z taką ciekawością sięgnęłam po tę biografię. Przyznać trzeba autorowi, że napisał książkę poukładaną, nawet widać w niej pewien zamysł, ale dla mnie jest to zbyt lapidarne. Za mało faktów, za mało analiz, za mało wszystkiego. Gutowski zaczyna swoją opowieść od początku i ciągnie ja do samego jubileuszu, nie rozumiem zatem dlaczego w książce nie pojawia się wzmianka o tym jak powstawały programy alternatywne prowadzone przez Agnieszkę Szydłowską, nie ma słowa o Radiowym Domu Kultury prowadzonym przez Baszkę Marcinik, a co z Dobronocką, Trójkowo-Filmowo, Markomanią i audycją Michała Nogasia Z najwyższej półki?
Oczywiście Gutowski wspomina o innych kultowych audycjach- o Liście przebojów,  czy też Mini-Maxie, ale czyż rzetelna biografia nie powinna zawierać wszystkich faktów z życia bohatera?

Nie twierdzę, że książka Gutowskiego jest zła, ale ja jestem wymagająca i o radiu, którego namiętnie słucham od kilku lat, chciałabym wiedzieć wszystko, a „Trójka z dżemem. Palce lizać!" to jedynie podrażnienie moich kubeczków smakowych. I dziwi mnie fakt, że autor, który jest reporterem, nie drążył tematu, nie przeanalizował konfliktu, na skutek którego z radia odeszły na jakiś czas najważniejsi redaktorzy. A może taki zamysł autorski był, by pokazać jedynie zarys biograficzny? O.K., ale wtedy tytuł powinien brzmieć: „Trójka z dżemem. Palce lizać! Zarys historii pewnego radia".