Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 30 grudnia 2020

Podsumowanie cz. 3

 Na koniec chciałabym Wam napisać o dwóch poradnikach, które moim zdaniem są absolutnym must have początkujących rodziców.

Odkąd zostałam mamą, ciągle coś czytam z dziedziny rodzicielstwa, psychologii rozwoju. Interesują mnie tematy związane z Rodzicielstwem Bliskości, NVC, empatyczną komunikacją. W mijającym roku przeczytałam dość sporo książek poradnikowych. Najważniejsze z nich to:


"Dziecko z bliska" Agnieszki Stein.

Autorka w bardzo przystępny i ciekawy sposób opowiada o tym co dzieje się w umyśle i emocjach maluchów. Książka pomogła mi zrozumieć wiele kwestii oraz wytyczyła drogę do nauczenia się budowania silnej więzi z dzieckiem. Agnieszka Stein pisze o potrzebach dzieci, ale też pochyla się nad rodzicami. Dla mnie to takie kompendium wiedzy w pigułce z Rodzicielstwa Bliskości.



"Jak zrozumieć małe dziecko?" praca zbiorowa

Wiele ciekawych tematów traktujących od narodzin po adaptację przedszkolną. Jest tu o granicach, śnie, rozszerzaniu diety, funkcji zabawy w rozwoju dziecka, odpieluchowaniu. Dla rodziców, którzy troszkę się gubią w "obsłudze niemowlaków" jest to bardzo pomocne narzędzie.

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Podsumowanie cz.2

Literatury o tematyce duchowej staram się czytać sporo. Są to różne książki- biografie i żywoty świętych, objawienia, rozmyślania nad tekstami Pisma Świętego, medytacje. W roku 2020 było zaledwie kilka pozycji, które poruszyły mnie do głębi.

Faworytką zdecydowanie jest Debora Sianożęcka i jej publikacje dotyczące kobiet z rodowodu Chrystusa. W tym roku czytałam jej medytacje na temat postaci Tamar oraz Rachab. Jednak najmocniej przemówiła do mnie lektura "Kobieta z płonącym nosem. O złości kobiety biblijnie i     
terapeutycznie"
. Autorka jest psychoterapeutką, jej interpretacje postaci biblijnych oraz ich charakteru i losów są oparte o jej zawodowe doświadczenie. Debora jest też uczennicą o. Augustyna Pelanowskiego, który czuwa nad poprawnością merytoryczną jej książek. 


 

 



Prawie na równi z książkami Debory stawiam wydane przez Katarzynę Olubińską "Bóg w wielkim mieście" i "Kobieta w wielkim mieście". Autorka prowadzi bloga "Bóg w wielkim mieście", na którym dzieli się swoim doświadczeniem wiary. Obie książki są zbiorem wywiadów z popularnymi w mediach osobami. Każdy z jej rozmówców przedstawia łapiącą za serce historię jak Bóg sprowadził go na swoją ścieżkę. Do tego dochodzą pauzy w postaci rozważań autorki dotyczących wiary.

I na koniec książka, która zrzuciła i podarła w strzępy moje postrzeganie Kościoła Katolickiego za pontyfikatu obecnego papieża Franciszka. Autor, o. Adam Czuszel w "Notatkach z podziemia" opisuje swoją trudną sytuację kapłana, któremu przyszło żyć w czasach kuriozalnych , w których wg autora głowa Kościoła w sposób zawoalowany ten Kościół niszczy. Książka jest bardzo osobista i poruszająca. Oprócz rozważań nad fragmentami Pisma Świętego o. Adam oddaje cały tragizm sytuacji KK, jego zmieszanie i brak jasnych i klarownych przesłanek dla wiernych. To książka, którą zamykam rok. Serce mi pęka na pół, gdy ją czytam i widzę cierpienie i autentyczną troskę autora o zachowanie prawdziwego Chrystusowego Kościoła.

 

 

niedziela, 27 grudnia 2020

Podsumowanie cz. 1

 No już chyba najwyższy czas, by zerknąć wstecz i popatrzeć, co też dobrego w tym 2020 roku się działo, a co oczywiście miało związek z literaturą.

Założyłam sobie, że przeczytam 52 książki. Mało, powiecie, ale myślałam, że przy małym dziecku, ogarnianiu domu, domowników, kota i siebie, nie dam rady przeczytać więcej.  I teraz z czystym sercem rzec mogę: gratulacje! Jestem z siebie dumna. Na moim czytelniczym koncie na dzień dzisiejszy widnieją sto dwie pozycje. Jestem jeszcze w trakcie dwóch książek, ale mogę do końca roku nie zdążyć, więc przyjmijmy, że w 2020 roku przeczytałam sto dwie książki.

Wśród moich lektur było dużo beletrystyki, chyba najwięcej. Czytałam też reportaże, biografie, wywiady-rzeki, poradniki (najczęściej dotyczyły one rodzicielstwa i psychologii rozwoju), książki o tematyce duchowej. Czyli wszystko co mi wpadło w ręce :).

Do tego w 2020 roku założyłam Dyskusyjny Klub Książki i udało nam się stworzyć siódemkę zakochanych w książkach moli. Bardzo rozwijające doświadczenie taki Klub. Polecam wszystkim.

No dobrze, to teraz chciałabym się z Wami podzielić tymi lekturami, które w różnoraki sposób odcisnęły się w mojej pamięci i mocno mnie poruszyły. Dziś biorę na celownik szeroko pojętą literaturę piękną i literaturę faktu. Nie będzie to jakiś TOP 10, bo dlaczego mam się ograniczać tylko do dziesięciu pozycji, skoro książek, które mnie poruszyły było więcej?

1.      Hubert Klimko-Dobrzaniecki "Złodzieje bzu"

2.      Mikołaj Łoziński "Stramer"

3.      Kristin Hannah "Zimowy ogród"

4.      Łukasz Orbitowski "Kult"

5.      Katarzyna T. Nowak "Nienasycona"

6.      Barbara Piórkowska "Kraboszki"

7.      Zośka Papużanka "Przez"

8.      Julia Fiedorczuk "Pod słońcem"

9.      Magdalena Knedler "Dziewczyna kata"

10.  Elizabeth Strout "Olive Kitteridge"

11.  Delia Owens "Gdzie śpiewają raki"

12.  Katarzyna Nosowska "Powrót z bambuko"

13.  Ann Napolitano "Drogi Edwardzie"

14.  Joanna Gierak-Onoszko "27 śmierci Toby'ego Obeda"

 

niedziela, 20 grudnia 2020

Ks. Jan Twardowski, Zawsze obecna. Rozważania o życiu Matki Bożej.

 Na tę książkę trafiłam, poszukując informacji o życiu Miriam. Ksiądz Twardowski w charakterystyczny dla siebie sposób snuje rozważania dotyczące Maryi. Są to myśli niekoniecznie mocno związane z teologią, to raczej luźne rozmyślania o cechach Matki Bożej. Na ten czas - koniec Adwentu- lektura jak najbardziej obowiązkowa. Nie chcę się tu rozpisywać o tej uroczej publikacji, dlatego poniżej oddaję głos samemu autorowi, przytaczając fragmenty, które mnie szczególnie poruszyły.

 

Powracamy

Z Matką Boską jest tak

najpierw bliska najbliższa

jak choinka opłatek gwiazdka

mama, mamusia, matka

potem teologia tłumaczy sercu

że Pan Jezus na pierwszym miejscu

lata biegną samotność wieczność

powracamy do Niej jak dziecko

 

Nasze kościoły tak bardzo się rozhałasowały, rozkrzyczały. Teraz, kiedy wprowadzono wielkie milczenie w czasie Mszy Świętej od Podniesienia do Agnus Dei, odczuwamy świeży oddech. Chwila ciszy, kiedy człowiek musi się uciszyć, by wsłuchać się w samego Boga. To milczenie można nazwać milczeniem Matki Bożej- zamilknięciem na wszystko, by tylko usłyszeć to, czego Bóg od nas chce.

 
 

W naszym życiu wszystkie rozpacze, smutki, bóle same zapisują się wołowymi literami. Jak szybko zapomina się radości, uśmiechy, to, co spotkało nas dobrego. A właśnie to trzeba sobie zapisać: uśmiech, otrzymany list, dobro-bo to zaraz ucieka. Rozpacz zostaje, cierpienie trwa, a dobro tak szybko przemija, jakby go wcale nie było.

 

Jak człowiek zapamięta sobie, co spotykało go szczęśliwego, to jest pełen pamięci o radościach, których tyle jest w najsmutniejszym nawet życiu. I może potem nic nie mówić, ale nawet wtedy pociesza innych jak anioł, uśmiecha się jak dziecko w szopce. Jest dla innych oczekiwanym i nieoczekiwanym prezentem.

 

Gdy spotyka nas cierpienie- myślimy, że Bóg urodził się nie dla nas, bo on przychodzi tylko przez bramę tryumfalną i nie do takich przegranych jak my.  Tymczasem Bóg potrafi przyjść przez cierpienie, by doszukać się czegoś głębszego w naszej duszy, by coś w nas przeorać, zmienić.

 

Marzyliśmy o niebie w małżeństwie, czy w klasztorze, a niebo okazało się zachmurzone. Marzyliśmy o własnej świętości, tymczasem rozczarowani sobą, spadliśmy z tronu dawidowego do stajni i żłobu. Cezar był dla nas obojętny, Herod chciał nas zabić, niedobrzy sąsiedzi stale dokuczają i nie chcą nas przyjmować. A jednak to wszystko w planach Bożych jest potrzebne i ważne. Niewidzialne ręce prowadzą nas ku większemu dojrzewaniu wewnętrznemu.

 

Szukajmy w życiu zwykłych, ludzkich radości: tego, że ktoś nas lubi, że ktoś uśmiechnął się do nas, że spadł śnieg, że pióro zaczęło dobrze pisać, że kredka zaczęła ładnie malować. Małe radości przyjmować ze względu na Jezusa. Nawet jeżeli nie staniemy się mistykami, kontemplatykami, filozofami, ale będziemy najzwyczajniej żyli Ewangelią na co dzień, zwykłą radością, jaka w niej jest- zawsze będziemy szli prości, uśmiechnięci nad głębią tajemnic ofiarowań i oczyszczeń w naszym życiu.

 


sobota, 12 grudnia 2020

Petr Šabach, Babcie, Afera 2020

 

Nie jestem znawczynią czeskiej prozy, ale jestem jej niezaprzeczalną lubieśniczką*. Są pisarze, których czytam w ciemno, ale jestem otwarta również na tych autorów, których nie znam. Czytuję klasykę, ale jednak z większą z ciekawością sięgam po współczesnych prozaików. Petra Šabacha przeczytałam wszystko, co do tej pory zostało przełożone na język polski (genialne przekłady autorstwa Julii Różewicz -bo jakże by inaczej - tłumaczki, która jest laureatką m.in. „Literatury na Świecie” w kategorii Nowa Twarz za przekład książki Petry Hůlovej „Plastikowe M3, czyli czeska pornografia”). Nie da się ukryć, że Šabach jest jednym z moich ulubionych czeskich powieściopisarzy. Jeszcze żadna z jego książek mnie nie zawiodła i tak też jest w przypadku publikacji pt. „Babcie”.

Głównego bohatera - Matĕja – poznajemy, gdy jest uczniem podstawówki. Stopniowo w miarę rozwoju wypadków chłopak dorasta i w sumie powieść kończy się w momencie, gdy jest już dojrzałym mężczyzną. To tak w telegraficznym skrócie.

Losy Matĕja są pretekstem do przedstawienia kilku oryginalnych i nieco ekscentrycznych postaci z grona jego rodziny i przyjaciół. Przyglądamy się zatem babci Marii- uroczej staruszce komunistce, która ma tendencje do przekręcania tego, co usłyszy. Jej syn -stryjek Míla- oprócz tego, że próbuje wyhodować pomidory w kształcie pięcioramiennej gwiazdy (śpiewa do nich, bo podobno wtedy szybciej rosną), to ze wstrętem odnosi się do wszystkiego co ma związek z kapitalizmem. Poza tym stryjek wymyśla slogany ku czci Związku Radzieckiego i wartości pracy, które przysporzą mu nie lada problemów.

Z drugiej strony jest babcia Irenka i ciocia Daniela. Obie nie znoszą komunistów. Babcia Irenka jest damą z prawdziwego zdarzenia, ma arystokratyczne pochodzenie – elegancka w każdym calu, inteligentna, ceniąca dobrą literaturę (Szekspir, którego czytała Matĕjowi), natomiast ciotka uwielbia przytulać swojego siostrzeńca, absolutnie nie wolno nic jej mówić na ucho, bo zaraz powtarzał to dostatecznie głośno, by wszyscy mogli usłyszeć.

Postaci u Šabacha są „z życia wzięte”, podkolorowane lekko czeskim absurdem od razu wzbudziły moją sympatię (zwłaszcza babcia Maria). I jak to zwykle bywa w jego książkach bohaterom towarzyszą istotne wydarzenia historyczne. W tym wypadku jest to interwencja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku.

I pewnie można się doszukiwać sensów, „drugiego dna”, alegorii, grzebać w fabule, by dostrzec to, co dla oka niewidzialne...ale po co?

Dla mnie książki Petra Šabacha to przede wszystkim duża dawka ciepłego humoru podszytego groteską. Wszystko w najlepszym czeskim stylu. Czytam i się uśmiecham do porównań („Jego powieka okryła gałkę oczną niczym powoli opadająca kurtyna, zupełnie bez jego udziału” albo inna perełka „Czuł się jak proboszcz na łożu śmierci, który podaje wiernemu kościelnemu koniuszki palców do ostatniego ucałowania”), do absurdalnych, choć całkiem możliwych sytuacji (scena, gdy kolega uczy Matěja pływać, albo, gdy wujek Míla funduje bratankowi niezapomniane przeżycia w Dniu Dziecka). Bo w prozie tego autora najbardziej lubię to, że historie, które wymyśla są totalnie czasami odjechane, ale mogłyby się wydarzyć naprawdę w rzeczywistości pozatekstowej.

I tylko jedna rzecz pozostawiła we nie niedosyt- za mało mi było babć w „Babciach”. Marzyło mi się rozwinięcie wątku wspólnego mieszkania pod jednym dachem dwóch uroczych staruszek o całkiem odmiennych poglądach. Tak choć troszeczkę mogłaby być ta książka dłuższa.

Myślę sobie jednak, że książka Petra Šabacha jest jedną z tych, po które można sięgnąć, gdy chcemy odpocząć, pobyć w dobrym towarzystwie, uśmiechnąć się (czasem roześmiać się w głos). W sam raz do ogrzania się w coraz zimniejsze zimowe wieczory. 

 *lubieśniczka- termin ten bardzo przypadł mi do gustu, a jego autorką jest Aga Gil.