Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 31 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Małgorzata Szejnert

Uwielbiam spotkania z reporterami (wiem, wiem, powtarzam to za każdym razem, ale cóż począć-taka prawda). Tym razem miałam okazję poznać-nie bójmy się użyć tego słowa-legendę polskiego reportażu-Panią Małgorzatę Szejnert. Przyznam się bez bicia, że przeczytałam tylko jedną jej książkę "Zanzibar. Dom żółwia" i wiem, że to jest ten typ reportażu, który mi bardzo odpowiada. 

Małgorzata Szejnert zanim zaczęła wydawać swoje książki, które reprezentują reportaż literacki pisany z ogromnym epickim rozmachem, publikowała krótsze teksty na łamach różnych czasopism. Niedawno nakładem wydawnictwa Znak ukazał się zbiór takich właśnie miniatur z lat 60-tych i 70-tych opisujący PRL-owską rzeczywistość ("My, właściciele Teksasu"). Prowadząca spotkanie Agnieszka Wolny-Hamkało spytała swojego gościa, czy potrafiłaby teraz wrócić do krótkiej formy:

Niestety nie potrafiłabym. Nie mam już w sobie takiego impetu i tej świeżości, która jest potrzebna przy tego typu tekstach. Czytam swoje reportaże umieszczone w My, właściciele Teksasu i żałuję, że już to utraciłam. Ale coś kosztem czegoś.

A jakie cechy powinien mieć reporter?
Przede wszystkim powinien być ciekawy i pracowity.

Byłam na wielu spotkaniach z reporterami i dziennikarzami. Zazwyczaj są oni osobami bardzo rozgadanymi i żywiołowymi. Hugo-Bader gada jak nakręcony i w sumie nie potrzebuje moderatora na spotkaniach, bo sam sobie sterem i okrętem. Jedna historia wpada w drugą, gęba mu się nie zamyka, a przy tym nie chce gadać w przestrzeń, tylko wiecznie kokietuje publikę i prowokuje do rozmowy. Mariusz Szczygieł jest z kolei niesamowicie ciepłym człowiekiem, jak z nim rozmawiasz masz wrażenie, że cała jego uwaga skupia się właśnie na tobie. A Pani Małgorzata? Miałam wrażenie, że jest trochę wycofana i choć odpowiadała chętnie na pytania, to jednak nie poczułam takiej emocjonalnej więzi. Co nie zmienia faktu, że mam zamiar uzupełnić braki w lekturze.




wtorek, 30 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Olga Tokarczuk

Powieść konstelacyjna to taki specyficzny rodzaj prozy, w którym wszystko rozpada się na miliony kawałeczków, tak jak w gwiezdnej konstelacji. Czytelnik zanurzony zostaje w wielogłosową, migotliwą narrację, która ma oddawać chaotyczność i niejednoznaczność świata. Tacy są "Bieguni", za których Olga Tokarczuk, twórczyni tej specyficznej odmiany powieści, dostała Nagrodę Nike. Kombinacje z figurą narratora i konstrukcją powieści nie są jednak dla pisarki najważniejsze, jak to wyznała podczas wczorajszego spotkania:
W powieści nie jest ważny język i forma. Pisanie to specyficzny rodzaj komunikacji, który pozwala piszącemu stać się kimś innym. Jest to rodzaj dogłębnej terapii, coś metafizycznego.
 

niedziela, 28 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Janusz Rudnicki

Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z Januszem Rudnickim. To było na Festiwalu Opowiadania. Czytał wtedy swoje dwa teksty - "Na wyciągu" i "Śmierć czeskiego psa". Popłakałam się ze śmiechu. Tak samo jak reszta publiczności. Rudnicki to nietypowa postać, to mistrza ironii i groteski. Ma literackie ADHD, nakręca go rzeczywistość, którą później opisuje w swoich absurdalnych tekstach. Ze wszystkiego potrafi zrobić anegdotę, co zebrana wczoraj w Mediatece publiczność mogła na żywo podziwiać. już na samym początku Rudnicki opowiedział, jak to musiał pożyczać dowód osobisty od Ignacego Karpowicza, by się w hotelu zatrzymać. Ciężkie jest takie życie, gdy głowa cały czas pracuje i przerabia wydarzenia na literackie fakty:
To jest tak jak z watą cukrową. Masz patyczek, który stanowi trzon, punkt wyjścia. Wkładasz go do maszyny (głowy) i zaczyna pracować wyobraźnia, która owija się wokół patyczka. W ten sposób otrzymujemy gotowy produkt literacki.
Rudnicki w swych tekstach nie stroni od wulgaryzmów, ale sposób w jakich je używa, jest zupełnie umotywowany. Są wulgaryzmy jastrzębie, które z góry zaskakują i są wulgaryzmy pneumatyczne, które od razu walą jak obuchem.
Zawsze mnie zastanawiało, jak to jest u Rudnickiego z figurami autora, bohatera i narratora. W jego prozie bohaterem i zarazem narratorem jest zazwyczaj Rudnicki. Teoria literatury mówi o tym, że nie można utożsamiać bohatera z autorem, ale na wczorajszym spotkaniu Janusz Rudnicki ogłosił wszem i wobec: Jestem autorem, narratorem i bohaterem-Święta Trójca. Autor jest bogiem, bohater świętym, a narrator konstruktem.

O nowym zbiorze opowiadań Janusza Rudnickiego możecie sobie u mnie poczytać TUTAJ. 

sobota, 27 lipca 2013

Coś dla miłośników dobrej poezji-wyprzedaż Białych Kruków w BL

W Biurze Literackim wielka wyprzedaż Białych Kruków. To prawdziwa gratka dla miłośników poezji, już od 0,50 gr można nabyć książki takich poetów jak Bohdan Zadura, Wojtek Bonowicz, Bogusław Kierc, Jerzy Jarniewicz i wielu innych. więcej info znajdziecie TUTAJ.

piątek, 26 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Ignacy Karpowicz

Z Panem Karpowiczem miałam jedynie przyjemność felietonową, choć ciągle próbuję znaleźć czas na "Balladyny i romanse", za które autor dostał Paszport "Polityki". Pisarz pochodzi z Białegostoku i jako jeden z dwojga ludzi w Polsce tłumaczy z języka amharskiego. I właśnie o języku rozmowa była o tym, że w różnych językach nie można czasami czegoś przekazać, a przecież język ustawia nasz ogląd świata.
Było o czytaniu i pisaniu: Ja piszę do czytania, do cichego czytania, moje teksty nie są przeznaczone do głośnego czytania, do audiobooków. Ja jestem człowiek cichy, który czyta po cichu.
Było o specyfice Białegostoku, jego różnorodności, mieszaniu się w nim sprzeczności, o postmodernizmie i coraz bardziej widocznemu powrotowi do realizmu.

czwartek, 25 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Emil Hakl

Emil Hakl jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych czeskich pisarzy. Za swoje książki został nagrodzony dwiema najważniejszymi literackimi nagrodami  – Magnesia Litera (za książkę roku) i Nagrodą im. Josefa Škvoreckiego. W Polsce w 2007 roku ukazała się powieść Hakla „O rodzicach i dzieciach”, sfilmowana w 2008 roku przez Vladimira Michalka. W 2010 pisarz opublikował zbiór trzech nowel „Zasady śmiesznego zachowania”, które na jesieni wyda u nas Wydawnictwo Afera. Na spotkaniu autor przeczytał publiczności opowiadanie "Cudowne lata", które napisał cztery miesiące temu. Zaletą tych spotkań są czytane przez autorów teksty w ich ojczystym języku. Tłumaczenie pojawia się na telebimie. Hakl miał swój egzemplarz, ale jeszcze przed korektą i ostatecznymi poprawkami, toteż ciągle się mylił i przedstawiał fragmenty, których nie było w wyświetlanym tłumaczeniu. Wyrozumiała publiczność obróciła sytuację w żart. Czeski pisarz słynie z tego, że jego proza to prawdziwe sytuacje bezpośrednio przepisane z życia. W związku z tym padło pytanie z sali, jak do tego podchodzą osoby, które on opisuje w swoich książkach, czy mają pretensje, jakieś uwagi, w szczególności chodzi o kobiety. 
Zawsze pytam osobę, którą chcę opisać, czy wyraża na to zgodę. Miałem taką sytuację, że opisałem pewną kobietę, ale nadałem jej w tekście pseudonim. Zadzwoniła potem do mnie  z pretensjami, że nie użyłem prawdziwego imienia i nazwiska.
 

środa, 24 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Marian Pilot

Pamiętam, jak dwa lata temu Marian Pilot dostał Nagrodę Nike. Takiego werdyktu nikt się nie spodziewał tym bardziej, że wśród finalistów znalazł się m.in. Mrożek ze swoimi dziennikami, Stasiuk, Bator, Karpowicz. Nie znałam Mariusza Pilota, ale zawsze staram się czytać książki, które otrzymały Nike. Tym razem nie znalazłam czasu na przeczytanie "Pióropusza", ale tak na szybko chciałam przekartkować "Pantałyk", bo krótszy, a lubię wiedzieć jak pisze autor, z którym zamierzam się spotkać. No i wpadłam po uszy. Co za proza! Co za język. Co za bohaterowie! Pilot reprezentuje w polskiej literaturze nurt, chłopski, który przeżywał swój boom w latach 60-70-tych. Gawędziarski styl, gwarowy język, czary i mary. O tym też było na spotkaniu-o wsi polskiej, o wstydzie, że ktoś wsiurem jest i o polskim sarmatyzmie i zadufaniu.


sobota, 20 lipca 2013

Edward Stachura w innym wydaniu

Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do tekstów Edwarda Stachury muzycznie zinterpretowanych przez Stare Dobre Małżeństwo. Zazwyczaj do nowych aranżacji podchodzę nieufnie, ale to co usłyszałam na wczorajszym koncercie Leniwca w Jarocinie zdobyło moje serducho. Posłuchajcie sami, jak Wam się podoba?

środa, 17 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Jaroslav Rudiš

Jaroslav  Rudiš robi ostatnio u nas karierę jako autor "Końca punku w Helsinkach" (RECENZJA). Pisarz okazał się niesamowitym gadułą. Opowiadał nie tylko o czeskim i niemieckim punku, ale wspominał również o swojej słabości do polskiego żurku. Zapytany o to czego Czesi mogą zazdrościć Polakom odpowiedział:

Pewnego rodzaju powagi, którą posiadacie wy i Niemcy. Gdybyśmy chcieli choć trochę być tak poważni jak wy, to w naszym wykonaniu byłoby to śmieszne. Do tego nasza tożsamość nie jest jasna. Jesteśmy po trochę Czechami, po trochę Austriakami, po trochę Słowakami. Ja mówię, ze jesteśmy takimi knedliczkami.








niedziela, 14 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Krzysztof Varga

Dziś jeden za najpopularniejszych polskich pisarzy-Krzysztof Varga. Jak to powiedział na wstępie prowadzący spotkanie Leszek Budrewicz-autor, który był nominowany do wszystkich nagród literackich i zawsze lądował na drugim miejscu. Varga pisze nie tylko powieści, co tydzień w "Dużym Formacie" ukazują się jego felietony. Niedawno Agora wydała zbiór tych tekstów pt. "Polska mistrzem Polski". To właśnie z niego dzisiaj zaproszony gość przeczytał dwa felietony. Pierwszy z nich był dość ryzykowną decyzją-tekst dotyczył prof. Zygmunta Baumana, wokół którego teraz toczy się zażarta dyskusja dotycząca jego współpracy z KBW. Drugi tekst to spisane wrażenia po obejrzeniu polskich komedii "Kac Wawa" i "Wyjazd integracyjny". Pomiędzy jednym a drugim czytaniem dyskusja o kondycji polskiego czytelnictwa, filmu i kultury.

Krzysztof Varga o wszystkożerności:
Jestem kimś, kto konsumuje kulturę. Jestem wszystkożercą. Nasza rzeczywistość polega na tym, by obmacywać wszystko.


 

Karen Duve "Jeść przyzwoicie"

 


Autorka: Karen Duve
Tytuł: Jeść przyzwoicie. Autoeksperyment
Przekład: Karolina Kuszyk
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013






Pewnego zimowego dnia 2009 roku Karen Duve, niemiecka dziennikarka, postanowiła, że zostanie lepszym człowiekiem. Wpływ na jej decyzję miała zapewne Jiminy, jej przyjaciółka i współlokatorka, która spożywa tylko produkty bio oraz jest wegetarianką. Karen zbliża się do pięćdziesiątki i powinna się za siebie wziąć. Ma nadwagę, astmę, podwyższony cholesterol i kilka jeszcze innych przypadłości wynikających z nieprawidłowej diety.

 Nie dolegliwości jednak są główną przyczyną postanowienia: Gdy dowiadywałam się z telewizji lub czasopism o makabrycznych scenach rozgrywających się w przemysłowych tuczarniach, zdawałam sobie sprawę, że nie są one dowodem sporadycznych zbrodni, których dopuszczają sie wyłącznie pozbawieni sumienia oprawcy czy indywidua o sadystycznych skłonnościach, łamiąc ustawę o ochronie zwierząt, lecz, że są one wynikiem działalności przyzwoitych obywateli, którzy-w granicach tego, co dozwolone, najzwyczajniej w świecie dążą do maksymalizacji zysku.

Karen Duve stwierdziła, że nie ocali wszystkich zwierząt, ale nie będzie przykładała ręki do ich bestialskiego traktowania. Obiecała sobie zatem, że przez rok, w ramach autoeksperymentu, przetestuje na sobie cztery sposoby żywienia wykluczające lub ograniczające w diecie produkty mięsne oraz te, które od zwierząt pochodzą. Eksperyment nie miał się jednak ograniczać tylko do przestrzegania zasad danej diety, niemiecka dziennikarka założyła, że wprowadzi również w życie filozofię związaną z testowanym sposobem żywienia.  Zaczytuje się więc książkami o biożywności (I etap), wegetarianizmie (II etap), weganizmie (III etap) oraz o frutarianizmie (IV etap), pozbywa się skórzanych rzeczy,  stara się ograniczać konsumpcję.

Niedawno na rynku księgarskim ukazało się kilka publikacji dotyczących etyki jedzenia (m.in. „Zjadanie zwierząt” Jonathana Safrana Foera), w Polsce właśnie teraz rząd debatował nad ustawą o rytualnym uboju zwierząt, więc książka Karen Duve pojawiła się w odpowiednim czasie, by zająć głos w dyskusji. Choć nie należy traktować tej publikacji jako misję nawiedzonej ekolożki.

Karen Duve podchodzi do tematu jako amatorka, dzieli się z czytelnikami informacjami wyczytanymi z różnych mądrych książek, rozmawia z innymi ludźmi, którzy od dawna praktykują przyzwoite jedzenie (nie ingerujące w życie innych istot, nie przysparzające im cierpienia). Dowiadujemy się zatem jak naprawdę wygląda wolno-klatkowy chów kur, jak ogłuszane jest bydło, czym różni się wegetarianizm od weganizmu, że weganie nie jedzą również miodu, bo uważają, że jest to okradanie pszczół, a frutarianie spożywają tylko te owoce, które nie naruszają macierzystej rośliny, bowiem, jak wierzą- rośliny też mają uczucia. W ramach eksperymentu Karen Duve bierze również udział w nocnej eskapadzie do fermy, by uratować kury hodowane w nieludzkich (niekurzych?) warunkach.


Fakty, które przytacza dziennikarka dla osób, które nawet trochę gdzieś tam słyszały o wegetarianach, weganach,  nie są też szczególnie odkrywcze, autorka wykazuje się przy tym rozbrajającą naiwnością i wygłasza czasami konkluzje godne małego dziecka: Ze wszystkich wstrząsających odkryć, jakich człowiek dokonuje w ciągu swojego życia (...) najgorsze było dla mnie uzmysłowienie sobie, że jasna, przyjazna fasada supermarketów i aptek kryje bezlitosną, ponurą fabrykę cierpienia, piekło, w którym zwierzętom przypada rola dusz potępionych, a ludziom-szatańskich oprawców.

Tak naprawdę „Jeść przyzwoicie" nie jest zapisem autoeksperymentu, choć w narracji przewijają się wątki dotyczące problemów ze zdobyciem odpowiednich produktów, z uciążliwym czytaniem etykiet, czy przypadkiem nie zawierają niepożądanych składników.  Książka zawiera przede wszystkim szeroko pojęte informacje i donosy dotyczące łamania ustawy o ochronie praw zwierząt, choć zdarzają się fragmenty dotyczące życia dziennikarki na jej prywatnym małym gospodarstwie. Poznajemy zatem psa Bulliego chorującego na raka, przesympatyczne kury, konia i upartego woła. Są również koty i pełno owadów.

„Jeść przyzwoicie" nie wywróciła moich poglądów żywieniowych do góry nogami, nie wzbogaciła mojej wiedzy, choć przyznać muszę, że kilka ciekawostek mnie zaskoczyło. Brakuje mi w tej publikacji opisu wpływu na organizm eksperymentatorki przejścia na inny sposób żywienia. Jaki to dało efekt, jak wpłynęło na ogólną kondycję. Owszem, autorka wspomina, że schudła, gdzieś tam przewija się informacja, że badania krwi ma dobre, ale to jest tylko lekko zasygnalizowane. Nie można jednak odmówić Duve ogromnej pracy, jaką włożyła w merytoryczne przygotowanie się do tematu.  Informacje, które przytacza popiera licznymi opracowaniami naukowymi, statystykami, istotnymi książkami i to dla osób, które też chcą stać się lepszymi ludźmi, by ograniczać cierpienie na tym świecie, może być przydatne na początku ich drogi.

sobota, 13 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Andrzej Muszyński

Dziś spotkanie z literaturą faktu. Andrzej Muszyński jest młodym reporterem i, jak to zauważył prowadzący spotkanie Leszek Budrewicz, zaczynał podobnie jak Kapuściński. 

W wieku 23 lat Muszyński wyrusza do Kambodży, z wyprawy pisze reportaż, który ukazuje się w "Dużym Formacie". Kończy studia prawnicze i zatrudnia się w małej kancelarii. Jednak życie prawnika nie do końca mu odpowiada, dlatego stawia wszystko na jedną kartę i postanawia rzucić posadę, by podróżować i pisać z tych wojaży reportaże. Zwiedził kawałek świata. Błąkał się po Himalajach Birmańskich oraz gabońskiej puszczy. Niedawno Czarne wydało zbiór jego reportaży "Południe". Nie miałam okazji przeczytać książki, ale na spotkaniu usłyszałam soczyste fragmenty. 

Andrzej Muszyński o reportażu:
Nie interesuje mnie reportaż, który jest sekwencją wydarzeń uzupełnionym o opis cech bohatera. Ważne jest oddanie aury miejsca, zmysłowości świata, zapachów-to dopiero tworzy pełną rzeczywistość.


czwartek, 11 lipca 2013

Miesiąc Spotkań Autorskich-Mariusz Sieniewicz

 Dziś w ramach Miesiąca spotkań Autorskich-Mariusz Sieniewicz:
Jeżeli literatura nie będzie stawiała na język, to polegnie. Język ma być partnerem formy. Język nie jako przeźroczysta szyba, przez którą widzimy rzeczywistość taką jaka jest, ale język jako witraż, który filtruje rzeczywistość, nadając jej własny koloryt. to nie my władamy językiem, ale język włada nami.
 
To właśnie kocham w prozie Sieniewicza- język. Gesty, ironiczny, mocno zmetaforyzowany. Uwielbiam się nim opatulać, dawać się wciągać w grzęską materię językową, uwielbiam zanurzać się w światy tworzone przez autora, w których rzeczywistość balansuje na granicy jawy i snu. 
Dziękuję za spotkanie. Czekałam na nie z niecierpliwością. Po przeczytaniu wywiadu przeprowadzonego z pisarzem przez Dorotę Wodecką myślałam, że Pan Mariusz jest osobą bardzo skrytą. A tu jakie miłe rozczarowanie! Jeden z moich ulubionych autorów okazał się bardzo otwartym człowiekiem, przyjemnie się słuchało jego głosu podczas czytania fragmentu książki " Spowiedź Śpiącej Królewny" oraz wypowiedzi o literaturze wyzwolonej wyobraźni i literaturze zaangażowanej, o kobietach i rolach społecznych, o ich zacieraniu się. Sieniewicz bardzo ostrożnie dobiera słowa, dopowiada, by być dobrze zrozumianym. 
To było udane spotkanie. 
Tych, którzy jeszcze nie byli na spotkaniach organizowanych w ramach Miesiąca spotkań Autorskich zapraszam do zapoznania się z programem, o TUTAJ


poniedziałek, 8 lipca 2013

Made in Poland. Antologia reporterów „Dużego Formatu"

 


Tytuł: Made in Poland. Antologia reporterów „Dużego Formatu"
Wybór tekstów: Włodzimierz Nowak, Mariusz Burchart
Wydawnictwo: Agora S.A.
Rok wydania: 2013






Reportaż zawsze był traktowany po macoszemu. Jako forma dokumentalna stał niżej w literackiej hierarchii niż fikcja i zmyślenie. Dopiero Ryszard Kapuściński wyprowadził ten gatunek z granic dziennikarstwa w granice literatury pięknej, udowadniając, iż reportaż może być wielką sztuką.

Redaktorzy „Dużego Formatu" nigdy nie wątpili w moc reportażu, choć, jak to stwierdza we wstępie do „Made in Poland" Włodzimierz Nowak, cytując Małgorzatę Szejnert, która powiedziała, że reportaż jest nonsensem, bo ślamazarny, zawsze spóźniony, przegrywa z telewizją i internetem. Jest też drogi i zajmuje dużo miejsca. A mimo to <<Gazeta>> przez tyle lat pielęgnuje ten jawny nonsens, znajdując w tym niezwykłe poparcie czytelników. Bo czytelnicy są spragnieni konfrontacji z prawdziwymi bohaterami, z historiami wziętymi z życia, z którymi niejednokrotnie mogą się identyfikować. W reporterskim zdaniu widać świat w soczewce.-pisze dalej Nowak-Wszystko nabiera wtedy sensu. To przywilej, który wyróżnia reportaż spośród gatunków dziennikarstwa i pozwala temu wynalazkowi sprzed prawie stu lat (...) trwać i konkurować dziś z nowoczesnymi, szybkimi mediami.

Od kilku lat można zauważyć wzrost zainteresowania prozą dokumentalną. Wystarczy przyjrzeć się działalności wydawnictwa Czarne, które stworzyło chyba jedną z najlepszych serii reportażowych w kraju. Wśród ich autorów spotykamy największe nazwiska współczesnej literatury faktu: Jacka Hugo-Badera, Mariusza Szczygła, Wojciecha Tochmana, Lidię Ostałowską, Witolda Szabłowskiego, Marcina Kąckiego i wielu innych. To są również nazwiska, które m.in. znalazły się w antologii „Made in Poland".

Najstarszy tekst pochodzi z 1994 roku, a najnowszy z 2013 roku. Zbiór otwiera rewelacyjny reportaż Tomasza Kwaśniewskiego, badający stosunek Polaków do nagości. Dalej jest jeszcze ciekawiej i zabawniej, bo oto Mariusz Szczygieł przedstawia czytelnikowi sylwetkę jednego z największych wkurzaczy czeskich- artysty Davida Černego, choć uważam, że nasz najpopularniejszy czechofil ma w swym dorobku dużo ciekawsze teksty, choćby ten o poezji klozetowej w Czechach.
„Wkurzacz czeski" to reportaż portretowy, a takich jest więcej w antologii: „To nie mój pies, ale moje łóżko" o Agnieszce Osieckiej, tekst mocny przedstawiający poetkę z perspektywy jej córki, czy też „Duży słoń" Michała Matysa o Aleksandrze Gudzowatym.

Anotologia ma to do siebie, że skupia jak w soczewce to co najlepsze i różnorodne. „Made in Poland" daje nam przekrój stylów, odmian i różnych języków reporterskich. Rozpiętość tematyczna jest ogromna. Oprócz wspomnianych wyżej tekstów potrtetowych znajdujemy w zbiorze reportaże historyczne („Królowa PRL-u" Piotra Lipińskiego o papierze toaletowym, „Książka wisiała, manikura trwała" Grzegorza Sroczyńskiego o książkach zażaleń), specjalistyczne („Kocham cię. Zabijmy męża" Magdaleny Grzebałkowskiej o pewnej firmie, która wyłudza pieniądze przez sms-y, „Przeciwnik wasz, diabeł" Magdaleny Grochowskiej o egzorcyzmach, „Najniższa półka" Wojciecha Staszewskiego o najtańszych produktach w hipermarketach), społeczno-obyczajowe (Leszek K. Talko „Jeśli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii" o wycieczce Pięć stolic w pięć dni), śledcze (Jacek Hugo -Bader „Chłopcy z motylkami" o młodocianych złodziejach).

Taka antologia to prawdziwy rarytasik dla osób interesujących się reportażem, ponieważ prezentuje różne szkoły, czytelnik dostaje do rąk kilkanaście z życia przepisanych opowieści autorstwa najwybitniejszych współczesnych reporterów. Oczywiście, że nie wszystkie teksty wciągają i sprawiają, że zapominamy o bożym świecie. Oczywiście, że jest to wybór subiektywny redaktorów Włodzimierza Nowaka i Mariusza Burcharta, ja bym wybrała inne teksty Badera, Tochmana i Szczygła. Oczywiście, że nie można było umieścić wszystkich autorów, ale ci najważniejsi są.

A dopełnieniem każdego tekstu jest krótki biogram autora reportażu zredagowany przez Grzegorza Szymanika. Panie Grzegorzu, kłaniam się w pas, cóż za piękna sztuka krótkiego i przystępnego podania kilku interesujących informacji o autorze!

To dobra publikacja, ładnie wydana, ilustrowana ciekawymi zdjęciami, które tworzą spójną całość z tekstem. Polecam wszystkim miłośnikom prozy dokumentalnej oraz tym, którzy rozpoczynają dopiero swoją przygodę z reportażem- „Made in Poland" będzie stanowić dla nich taki mini-przewodnik po współczesnych wybitnych autorach tego gatunku.