Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 29 września 2012

Kulturalny październik we Wrocławiu


Kończy się sezon ogórkowy na podwórku literackim. Warto więc założyć kalendarz, by ogarnąć te wszystkie atrakcje, które kulturalny Wrocław oferuje. A zajrzyjmy co też w Mieście Spotkań w październiku się będzie działo. Oto przegląd imprez, w których mam zamiar wziąć udział. Ktoś chętny do towarzystwa?



LITERACKO



02.10.-06.10. Międzynarodowy Festiwal Opowiadania

W tym roku hasłem przewodnim jest „Po co komu rewolucje?”, a program zapowiada się interesująco. Impreza, jak co roku, zaczyna się projekcjami filmowymi- adaptacjami kilku powieści. Wszystko będzie można obejrzeć w DCF-ie. Bilety nie są drogie, a cały program projekcji (i festiwalu) znajdziecie na stronie MFO.



16.10.-20.10.- Międzynarodowy Festiwal Kryminału
Jak zwykle w tych dniach Wrocław stanie się kryminalną stolicą. Będą ciekawe dyskusje i wykłady. Ja już sobie ostrzę ząbki na prezentacje dr Gemry i dra Kaczyńskiego. Miałam z nimi zajęcia i wiem co to za ziółka. :) Program imprezy znajdziecie na stronie MFK.



20.10. – Gala wręczenia Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus”. Dla przypomnienia- tu znajdziecie FINALISTÓW. Przed galą planowane są spotkania z autorami nominowanych książek, jak tylko ukaże się program, od razu Was poinformuję, a relacja z gali niebawem u mnie w Kąciku.



29.10. – Teatr Polski, Czynne Poniedziałki, godz. 19:00

Spotkanie z Jackiem Hugo-Baderem.



MUZYCZNIE



04.10.-  Koncert na Tekach

Impreza zaczyna się o 18:00. Wystąpią m.in. Maleo Reagge Rockers i Luxtorpeda. Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.



05.10.- Alibi- koncert happysad, godz. 19:00, bilety 40 zł/45 zł

Przed koncertem chłopaki zapraszają na 16:00 do Galerii Dominikańskiej, gdzie będzie można im uścisnąć łapki i zdobyć autografy.




07.10. – Schody Donikąd, koncert zespołu hałabuda, godz. 21:00, wstęp wolny.
Warto się wybrać, by posłuchać takich oto miłych dla ucha dźwięków:




21.10.- Bezsenność – Dust Blow i Lili Marlene – koncert charytatywny, bilety w cenie 15 zł, ale jak kto da więcej, tym lepiej, bo na istotny cel pieniążki pójdą.

Wpływy z biletów zostaną przekazane na zakup leków dla ciężko chorej na serce Pani Janiny, które w ponad 50 procentach jest martwe. Nie ma możliwości operowania, a najdrobniejszy zabieg (np. gastroskopia) grozi śmiercią. Obumarłe serce nie jest w stanie dotlenić innych organów i one także powoli zaczynają obumierać. W tej chwili pojawiły się już problemy z nerkami, wątrobą, płucami, tarczycą i wzrokiem. Jedyne co można zrobić to utrzymywać organizm jak najdłużej w znośnym stanie za pomocą farmakologii, ale przy tak zaawansowanej degradacji organizmu nie ma mowy o tańszych zamiennikach leków.

Nie dość zatem, że cel szczytny, to i muzyka dobra. Warto się wybrać, a tu są strony zespołów. Zerknijcie i przybywajcie.





26.10.- Alibi, koncert Strachów Na Lachy :)))))

Nie wiem jeszcze ile kosztują bilety, ale już przebieram z niecierpliwością nogami. Jeeeej, jak ja się stęskniłam za chłopakami!

A jeszcze przy okazji przypominam, że od 02.10. na antenie radia ROXY FM będzie można posłuchać dobrej muzy w autorskiej audycji Grabaża- „Grabaż wieczorową porą”. Się poleca, się zaprasza. A jak ktoś ma fb, to warto polubić stronę audycji, by w miłym gronie stałych słuchaczy spędzić czas przy ciekawych dyskusjach.



FILMOWO


11.10. DCF, Akademia Filmu Dokumentalnego MovieWro - „I want (No) reality”, reż. Anna Brzezińska, bilety – prawdopodobnie 10 zł

Jest to projekt, który ma na celu promowanie filmu dokumentalnego. Bilety nie są drogie, a warto się wybrać do DCF-u. Zazwyczaj projekcje poprzedza prelekcja, a po filmie jest dyskusja, na którą czasami zapraszany jest reżyser, a niekiedy nawet i bohaterowie filmu. Warto zajrzeć, tym bardziej jeżeli kogoś interesuje teatr. Film, który będzie wyświetlany opowiada bowiem o teatrze tańca. Po projekcji będzie spotkanie z reżyserką.

niedziela, 23 września 2012

"Szymborską jesień się zaczyna"


W piątek 28 września, dzień inaugurujący działalność Fundacji Wisławy Szymborskiej, odbędzie się spotkanie połączone z projekcją filmową. O godz. 17 w krakowskim Muzeum Manggha rozpocznie się prowadzony przez Andrzeja Franaszka i Ryszarda Krynickiego poetycki wieczór z udziałem twórców i przyjaciół Noblistki. Jej wiersze czytać będą Anna Polony, Ewa Lipska, Jerzy Kronhold, Ryszard Krynicki, Bronisław Maj, Leszek Aleksander Moczulski, Tomasz Różycki, i Adam Zagajewski. W drugiej części spotkania pokażemy film Johna Alberta Jansena „Koniec i początek. Spotkanie z Wisławą Szymborską". Wstęp wolny.

W testamencie Pani Wisława wyraziła wolę powołania Fundacji, której głównym zadaniem będzie ochrona twórczości i wizerunku Poetki. Poza tym Fundacja ma  opiekować się pozostawioną przez nią spuścizną, organizować konkurs na pracę literacką, a także inne konkursy, również z zakresu innych dziedzin sztuki, organizować i finansować seminaria i konferencje, a także wspierać badania naukowe, współpracować z instytucjami kulturalnymi z całego świata. 

Dla tych, którzy nie będą mogli uczestniczyć w wieczorze inauguracyjnym, "Tygodnik Powszechny" przygotował coś na otarcie łez. W środę 26.09. do nowego numeru zostanie dołączony dodatek specjalny, a w nim m. in.:

- nigdy wcześniej niepublikowany wiersz Noblistki pt. „Stara opowieść”, mapa złej wakacyjnej pogody, na której znajdziemy m.in. kanał im. Nikity Chluszczowa, miejscowość Pęcherzewo i jezioro Mokre, szkice Olgi Tokarczuk, Michała Pawła Markowskiego, i Clare Cavanagh oraz mnóstwo konkursów, w których nagrodami będą egzemplarze specjalnej edycji tomu „Wystarczy” oraz biografii Szymborskiej i wreszcie rozmowa z Teresą Walas, Markiem Bukowskim i Michałem Rusinkiem, czyli twórcami Fundacji.

sobota, 22 września 2012

Jesień panie

No i stało się- jesień dziś zawitała do naszego kraju. Wcale mi się to nie podoba. Już chodzę ospała, a to dopiero początek. Nie lubię tych zimno-jesiennych dni, choć dziś, przyznać muszę, pogoda do spacerów wymarzona. Jedyne co mnie jesienią cieszy to kasztany. I ten wczesnojesienny zapach liści. Szkoda tylko, że w tym roku liście nie kolorowieją, a od razu usychają. I opadają takie suchotniki. Ale za to gruszki już słodkie i jabłuszka czerwienieją. Taaa, jesień lubię za owoce. 
A tymczasem, po spacerku czas zająć się jakimiś pismami. Właśnie skończyłam czytać "Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith, ale nie potrafię się rozstać z tą książką. Nie  chcę na razie czytać nic innego, muszę ochłonąć, ułożyć sobie w głowie, poprzemyśliwać. Dlatego podczytuję krótkie formy, artykuły. 
Bo przecież niedawno wyszły nowe "Kontynenty". A w nich iście podróżniczo- literacka uczta. Artykuł Marcina Kydryńskiego omijam szerokim łukiem, choć zerkam tylko na piękne fotografie z Lizbony. Za to rzucę się na pewno na prozę Doroty Masłowskiej i relację Nataszy Goerke z wojaży po Nepalu. Poczytam co też na temat podróży sądzi Jerzy Pilch. Interesująco zapowiada się również Krzysztof Varga ze swoimi duchami zmarłych pisarzy spotkanych w Suboticy.  O Cyganach poczytam dzięki Lidii Ostałowskiej, a kolejny reportaż z Indii zaserwuje Paulina Wilk. Jest jeszcze przepiękny fotoreportaż z Kalifornii autorstwa Mikołaja Grynberga i mnóstwo innych ciekawostek. Chyba nikogo nie muszę zachęcać do nabycia nowego numeru?
Ale to jeszcze nie koniec lierackich rarytasików, bo oto we wtorek wychodzą nowe "Książki", do którego zachęcają sami redaktorzy- o TUTAJ.

wtorek, 18 września 2012

Oskar

Kot został Oskarem. Oskarem Łatką. Dziękuję wszystkim za pomysły i zaangażowanie, nie spodziewałam się tylu komentarzy. Jesteście kochani.
A z Oskarem było tak: od ponad dwóch tygodni szukałam kotka, którego mogłabym przygarnąć. Nie chciałam brać jakiegoś rasowego kociaka, choć przyznam szczerze, że rasa orientalna bardzo mi się podoba.
Takiego słodziaka mogłabym zakupić za, bagatelka, 2000 PLN. Tak. Tylko po co, skoro tyle sierot na świecie? 
Oskar przyszedł na świat w maju. Jego mamusia okociła się w piwnicy. Oskar ma jeszcze pięcioro rodzeństwa, ale jego bracia i siostry znalazły już domki. Kotka została przygarnięta przez sympatyczną młodą kobietę. I to właśnie na umieściła ogłoszenie na jednym z portali. Jak zobaczyłam tę piękną mordkę, już wiedziałam, że on mi pisany. Wprawdzie chciałam przygarnąć młodszego kotka, ale cóż zrobić, skoro od razu zaiskrzyło?
Gdy zobaczyłam zdjęcie od samego początku przyczepiło mi się do niego imię Oskar, ale jak kobieta przywiozła sierotkę, to już tak nie zazbytnio byłam przekonana. Dlatego poprosiłam Was o pomoc. Jednak po kilkudziesięciu godzinach obserwacji kot sam jakoś tak został Oskarem. Oskarem Łatką - bo ma poduszeczki na łapkach pstrokate.
Oskarek to kotek z charakterkiem. Wszystko go ciekawi, wszędzie nosa wciska i wszędzie próbuje wskoczyć. Jego ulubioną zabawką jest zwinięta z papieru kulka przywiązana do sznurówki. 
Uwielbia spać na stole, choć nie powinien, ale tego akurat nie potrafię go oduczyć. Próbował ostrzyć sobie pazurki na meblach, ale wystarczyło pokazać mu drapak i już się z nim zaprzyjaźnił.
Poza tym kociak jest niesamowicie towarzyski. I ma oczy jak kot ze Shreka. A do tego ćwiczy jogę. No sami zobaczcie jak się wygina:



poniedziałek, 17 września 2012

Elif Shafak "Czarne mleko"





Autorka: Elif Şafak
Tytuł: Czarne mleko
Przekład: Natalia Wiśniewska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2011





Elif Şafak lubi wymyślać  magiczne fabuły. Lubi tworzyć oryginalne postacie i umieszczać je na granicy rzeczywistości i baśni.  To pisarka, która żyje opowieściami: „ Zawsze wierzyłam, że opowieści wywierają na nas podobny wpływ. Nie twierdzę, że fikcja ma moc trzęsienia ziemi, ale gdy czytamy dobrą książkę, na pewien czas opuszczamy nasze przytulne mieszkania i poznajemy fikcyjne losy ludzi, których nigdy wcześniej nie spotkaliśmy (...)". To jest jedna z funkcji literatury-  poznawanie. Ale książki, pisanie mają też różne znaczenie dla autorów, dość często tworzenie staje się próbą autoterapii- przelanie na papier myśli, ubranie ich w słowa, nazwanie pewnych zjawisk, sytuacji- to pomaga się zdystansować. Taką funkcję spełnia książka Elif Şafak „Czarne mleko".

Turecka pisarka mierzy się tym razem z tematem macierzyństwa. Pytaniami, które sobie stawia są m.in.: czy można połączyć pisanie z byciem matką? Na ile pisarka musi wyrzec się siebie, by wychować dziecko? Czy jest w stanie poświęcić swoje dotychczasowe życie, swoje przyzwyczajenia, swoją miłość do tworzenia opowieści, swoje zamiłowanie do podróży? Czy dziecko ją usidli? A co z małżeństwem? Jaki ma być podział ról? Czy role, jakie nam narzuca społeczeństwo są zdeterminowane naszą płcią? „Ile  mojej kobiecości to czysta biologia, a ile nauka wyniesiona z lekcji socjologii? Co nam narzucają role społeczne, a co jest w nas wrodzone? (...) Gdy wszystko zawiera tak duży ładunek kulturowy, skąd mam wiedzieć, które fragmenty mojego życia uznać za naturalne, a które za środowiskowe?"- pyta autorka „Bękarta ze Stambułu".

Znalezienie odpowiedzi na te pytania nie jest łatwe, ale gdzie ich szukać, jak nie w literaturze? Şafak, jako pisarka z powołania, zabiera nas zatem w podróż po współczesnej historii literatury, przedstawia sylwetki pisarek, które również musiały dzielić swój czas na pasję i rodzinę. Czytamy zatem o Virginii Woolf, Sylvi Plath, Simone de Beauvoir, Zeldzie Fitzgerald, Zofii Tołstoj, Dorothy Parker, Jane Austen, o tureckich i japońskich pisarkach, które wprowadzały do swych powieści feministyczne wątki.  Jednak nie tylko kwestia macierzyństwa zajmuje naszą turecką autorkę, bo oto życiorysy tych ważnych dla ruchu kobiecego pisarek stają się dla Şafak impulsem do snucia refleksji na temat roli żon pisarzy, ich sytuacji, gdy to talent traktowany jest z przymrużeniem oka. No bo jak to tak, kobieta-pisarka? Lepsza od męża? A poza tym, co też ważnego może mieć do powiedzenia płeć piękna? To odwieczny problem, opisany, obgadany, wyeksplorowany na wszystkie strony. Nic nowego się tutaj nie dowiemy, żadnych zaskakujących wniosków, żadnych odkrywczych idei, ale chyba nie o to Şafak chodziło.

Mam wrażenie, że ta książka jest pisana tylko dla samej autorki, po to by spełniła swą katarktyczną funkcję. Pisarka zasypuje nas portretami dziewiętnastowiecznych autorek, ale zagląda również w głąb siebie, by wsłuchać się w swój wewnętrzny głos rozbity na sześć Calineczek- miniaturowych kobiet, które tworzą Chór Niewspółbrzmiących Głosów. Każda z nich stanowi personifikację jakiegoś aspektu osobowości Şafak, każda z nich ma własne zdanie. Pojawiają się nagle, podszeptują swoje rady, a ona autentycznie z nimi rozmawia- tak jak serialowa Ally Mc Beal z bohaterami swoich halucynacji.

Şafak podejmuje trudne tematy- macierzyństwo, pisanie, role społeczne. Jednak forma autobiograficznego pamiętnika nie jest tym, w czym turecka pisarka się sprawdza. Jeżeli chcecie zacząć przygodę z Elif Şafak, nie zaczynajcie od „Czarnego mleka", Şafak bowiem potrafi pisać o innych, potrafi wymyślać niesamowicie wciągające i barwne historie, jednak, gdy zaczyna pisać o sobie, traci swój sensualistyczny warsztat. To nietypowa książka w jej dorobku, ale warto po nią sięgnąć. 


sobota, 15 września 2012

Finaliści NIKE 2012

Znamy już siedmioro finalistów Literackiej Nagrody Nike 2012. Zapraszam do lektury wywiadów z autorami. A na ucho Wam powiem, że wcale bym się nie obraziła, gdyby wyróżnienie powędrowało po raz kolejny do Tkaczyszyna-Dyckiego.

3. Eugeniusz Tkaczyszyn - Dycki "Imię i znamię" Biuro Literackie

piątek, 14 września 2012

Nowy domownik

Przedstawiam Wam moi drodzy Kota. Właśnie się do mnie wprowadził. Ma cztery miesiące i jest straszną przylepą. Ale jeszcze nie ma imienia. Może ktoś ma jakiś pomysł? Coś czuję, że to będzie jeden z głównych bohaterów tego bloga :) A tak bezimiennie to jakoś nie wypada. Początkowo miał się nazywać Oskar, ale chyba się nie polubił z tym imieniem, więc chodzę i myślę i wymyślić nie mogę :(. A oto ON:




środa, 12 września 2012

Elif Safak "Bękart ze Stambułu"







Autorka: Elif Şafak
Tytuł: Bękart ze Stambułu
Przekład: Michał Kłobukowski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2010









Deszcz lał się z nieba strumieniami, ale niczego, co z nieba spada nie można przeklinać. Dziewiętnastoletnia Zeliha była jednak innego zdania i klęła na czym świat stoi, bo akurat w momencie, gdy szła z wizytą do lekarza, lunęło jak z cebra. Spóźniła się, ale na zabieg jeszcze zdążyła. Chciała usunąć ciążę, ale lekarz zrezygnował z aborcji, ponieważ młoda dziewczyna w stanie narkozy wydzierała się wniebogłosy tak, że chyba cały Stambuł ją słyszał.

Tak zaczyna się jedna z najpopularniejszych powieści tureckiej pisarki Elif Şafak - „Bękart ze Stambułu". Jest to swoista saga opowiadająca o losach dwóch rodzin, które spotkały się ze sobą na skutek nieprzewidzianych zbiegów okoliczności.

Asya mieszka w Turcji. Jest wychowywana przez matkę, trzy ciotki, babkę i prababkę. W rodzinie Kanzacì nad mężczyznami ciąży zdradzieckie fatum i żaden z nich nie dożywał powyżej czterdziestki. Asya jest zbuntowaną dziewiętnastolatką, nihilistką zafascynowaną muzyką Johna Casha i filozofią egzystencjalną. Wraz ze znajomymi spotyka się w Café Kundera. Tworzy wraz z innymi oryginałami stambulską bohemę. Asya jest bękartem. Matka nie chce wyjawić kto jest jej ojcem. Dziewczyna nie interesuje się przeszłością, nie zna historii swojej rodziny i nie ma zamiaru jej poznawać.

Armanausz mieszka w USA. Jest córką Ormianina, którego rodzice ocaleli z zagłady oraz Amerykanki, która po rozwodzie ponownie wyszła za mąż, tym razem jednak za Turka. Amranausz jest spokojną, dobrze wychowaną dziewiętnastolatką, uwielbia czytać. Należy do internetowej grupy Ormian, którzy nie tolerują Turków za dokonane w 1915 roku ludobójstwo. Młoda dziewczyna dotkliwie odczuwa brak ciągłości historycznej. Chce poznać dzieje swojej rodziny, która została deportowana ze Stambułu. Chce odnaleźć swoją tożsamość. Dlatego, oszukując rodziców, wyrusza w podróż do Stambułu. Tam zatrzymuje się u rodziny swego ojczyma. W ten oto sposób obie młode damy się poznają.

Armanausz wchodzi w świat Asyi, poznaje jej zwariowane ciotki: Banu, która ma dar jasnowidzenia i słucha porad dwóch dżinów, siedzących na jej ramionach; Feridy, najbardziej postrzelonej ze wszystkich sióstr, wariatki, która co chwilę farbuje włosy na przeróżne kolory i cierpi na tysiące chorób- od schizofrenii paranoidalnej po takie, których nazw nie sposób wymówić; Cervije-największej płaczki, szarej nauczycielki historii Turcji i Zelihy- czarnej owcy w rodzinie, która nosi spódniczki krótsze niż kuchenne ścierki, ma kolczyka w nosie, zakłada buty na dziesięciocentymetrowym obcasie i do tego prowadzi salon tatuażu. Acha- i samotnie wychowuje córkę.
Wśród tych barwnych postaci jest jeszcze urocza prababka cierpiąca na Alzhimera - Mateńka i babka Gülsüm.

Şafak konfrontuje dwie rodziny, Wschód z Zachodem, próbuje przedstawić historyczne losy dwóch narodów- Ormian i Turków. Dzieje rodu Kazancì oraz rodziny Armanausz przepełnione są tajemniczymi wypadkami i zostały wplecione przez autorkę w Wielką Historię. Turecka pisarka porusza problem ludobójstwa, a przy okazji zastanawia się nad tym, czy przeszłość ma wpływ na nasze teraźniejsze życie.
„Dla Ormian czas był cyklem, w którym teraźniejszość ucieleśnia przeszłość i rodzi przyszłość. Natomiast dla Turków stanowił linię przerywaną, na której przeszłość kończy się w określonym punkcie, a teraźniejszość zaczyna od zera, między nimi dwiema jest zaś wyłącznie rozziew (...) Czy nie lepiej i nie prościej jest wiedzieć o własnej przeszłości jak najmniej, a nawet i tę małą cząstkę, którą się zapamiętało- zapomnieć?".  Dla Turków niewątpliwie jest lepiej zapomnieć o haniebnej przeszłości, dla Ormian z kolei jest to sprawa odzyskania tożsamości.

Şafak za powieść Bękart ze Stambułu"  miała wytoczony proces za obrazę tureckości. Pisarce groziły trzy lata pozbawienia wolności: „ Powodem oskarżenia stały się słowa, jakie wypowiadają niektórzy Ormianie z mojej książki" -  informuje w posłowiu sama autorka. Na szczęście proces zakończył się uniewinnieniem Şafak. Szkoda by było, gdyby tak utalentowana osoba została odcięta od świata na kilkadziesiąt miesięcy. Kto by nas wtedy zabierał do magicznego Stambułu, kto by opowiadał o smakowitych potrawach, zapachach i legendach? Autorka Czarnego mleka" ma bowiem niesamowity dar snucia wciągających opowieści, a charakterystyczną cechą jej stylu jest umiejętność zapętlania historii, wrzucania ich w baśniowe konwencje i tworzenie pełnowymiarowych postaci. Do tego należy dodać zmetaforyzowany i sensualistyczny język.

 Bękart ze Stambułu"  to książka magiczna, to książka z pogranicza rzeczywistości i magii, to książka, którą po prostu trzeba mieć na półce.

piątek, 7 września 2012

Ian McEwan "Marzyciel"


 


Autor: Ian McEwan
Tytuł: Marzyciel
Wydawnictwo: Znak
Przekład: Katarzyna Janusik
Rok wydania: 2009





Poznajcie Petera Fortune. To dziecko, o którym dorośli zwykli mawiać „trudne”, ale nie dlatego, że chłopiec nie lubił jeść owsianki, bił się z innymi dziećmi, czy też atakował łydki babci swoim nowym mieczem, ale dlatego, że był małomówny. Nie znaczy to, od razu, że głupi, jak podejrzewali nauczyciele. Nie. Peter po prostu był marzycielem, a historie, które stworzył w swej wyobraźni stanowią fabularną materię „Marzyciela”.

Ian McEwan nazywany jest „Ianem Makabrą” i na ten przydomek pisarz sam sobie zapracował. Jego debiutancka powieść pt. „Betonowy ogród” jest jak uderzenie obuchem. Brytyjski pisarz stworzył bowiem makabryczną opowieść o losach czwórki dzieci, których rodzice odeszli na tamten świat, a dosłownie-wylądowali w betonie. W innych powieściach Ian McEwan skupia się przede wszystkim na relacjach międzyludzkich, stwarza wiarygodne portrety psychologiczne swych bohaterów, umieszczając ich w koszmarnych sytuacjach. Autor „Niewinnych” bada granice ludzkiej odporności na cierpienie i dlatego „Marzyciel” może zaskoczyć wiernych czytelników zdobywcy Booker Prize.

„Marzyciel” jest niewielkich rozmiarów książeczką, w której siedem opowiadań, poprzedzonych swoistym prologiem, zostało zilustrowanych intrygującymi zdjęciami  autorstwa Konrada Króla. To lektura dla najmłodszych, napisana z naiwną dziecięcą ufnością i wrażliwością na baśniowość otaczającej nas rzeczywistości. Ale dorośli też znajdą coś dla siebie, zbiór tych marzycielskich historii jest bowiem świetną okazją do przypomnienia sobie naszych własnych dziecięcych fantazji. McEwan otwiera zatem przed nami drzwi do tajemniczego ogrodu  wyobraźni dziesięcioletniego chłopca-Petera Fortune.

A zza drzwi wyłaniają się surrealistyczne obrazy. Peter dostrzega to, czego inni nie widzą. Chłopiec balansuje na granicy realności i snu i sam czasami nie potrafi rozgraniczyć jednej rzeczywistości od drugiej. Nie bez powodu Ian McEwan poprzedził swe opowiadania mottem z „Metamorfoz” Owidiusza, jego bohater bowiem swojej wyobraźni potrafi wniknąć w ciało Kota Williama, by stoczyć w jego imieniu ostatnią walkę o kocie terytorium, w innej wizji z kolei przeistacza się w znienawidzonego niemowlaka, który zeżarł mu Zielony Klejnot-kulkę, którą Peter wygrał w szkole. Ta zamiana pozwala chłopcu zrozumieć świat małego Kennetha i od razu zmienić d nastawienie do niemowlaka. Z kolei w opowiadaniu zamykającym zbiór Peter staje się na moment dorosły, by za chwilę znów powrócić do swego chłopięcego świata. Te zamiany, wnikanie w inne żywoty, uczą bohatera tolerancji, patrzenie z perspektywy tej drugiej strony wykształca zdolność empatii i wzbogacony o takie doświadczenia chłopiec wraca do rzeczywistego świata.

Peter to dziecko z nieokiełznaną fantazją, ale czytelnik szybko się zorientuje, że chłopiec nie nosi różowych okularów, a w jego wyobrażenia są lekko przykryte cieniem. McEwan nie mógł przecież zrezygnować ze swojego znaku rozpoznawczego, więc historie wymyślane przez dziesięciolatka nie raz sprawiają, że przechodzi nas niepokojący dreszcz. Zła Lalka, która skrada się, kuśtykając, potwór czający się gdzieś w domu-autor „Amsterdamu” umiejętnie buduje napięcie, by za chwilę pokazać, że wszystko okazało się jedynie ulotną fantazją.

„Marzyciel” to zbiór bajek dla dzieci, ale gdzieś między wierszami ukryte są pytania, na które odpowiedzi nie otrzymamy. McEwan wykorzystuje znany topos literacki-„życie snem”. Autor w opowiadaniu „Prześladowca” pyta czytelnika: „Ale skąd wiesz, że teraz nie śnisz, jesteś pewny, że to ,co widzisz naprawdę istnieje?”. Peter długo się nad tym głowi i dochodzi w końcu do wniosku: „Jeśli życie jest snem, to śmierć jest momentem, gdy człowiek się budzi”- banał? Być może. Podobnych trywializmów jest w „Marzycielu” wiele, ale przecież to lektura dla dzieci, a wiadomo, że to co dla nas jest oczywiste, dla dziecka wcale już takim być nie musi.