Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zebranie

Nie, ja zła nie jestem. Jestem po prostu tak podminowana,że chyba zaraz eksploduję! Co za ludzie! Trzy godziny na zebraniu, toż to przecież jest jakieś nieporozumienie! Ciężko było, pytania, pretensje. Ja rozumiem,ze ktoś może mieć żal o nie wykonanie jakiś zleceń, ja rozumiem,ze ktoś żąda konkretów i określenia dokładnych terminów, ale...no szanujmy się! Znalazł się taki jeden, co pierwszy raz przylazł na zebranie i się wymądrza i rzuca dyrektywy, bo on nam płaci. A ja mam w dupie te jego płacenie, bo to są marne pieniądze i za taką stawkę to ja nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Zresztą, za żadną stawkę sobie nie pozwolę, bo szacunek do siebie mam. Do innych też. Można zgłosić żale,ale kulturalnie, a nie w tak chamski sposób. Szkoda gadać, bo mi się ciśnienie już podnosi. Jednym zdaniem- jestem wydętkowana. Ale też troche mi na duchu raźniej, bo od Was miałam wsparcie duchowe, a takie fizyczne to od Madzi, która była ze mną na zebraniu. Nawet Pani z Gminy już się nade mną zlitowała i mnie broniła. Są jeszcze na świecie dobrzy ludzie :). A jeżeli chodzi o Madzię- prowadzimy razem zebrania, ja omawiam całą roczną działalność, a Madzia jest od spraw księgowych. No i jak my we dwie się dobierzemy, to nie ma na nas bata. Zebranko idzie szybko, przyjemnie, czasem są śmiechy, żarciki i jest ok. Taka druga osoba jest bardzo potrzebna, bo trzeba spisywać wnioski, podliczać głosy, pilnować,żeby wszystko było podpisane, by prowadząca zebranie mogła się skupić na referowaniu, a nie na trym,ze brakuje ciastka, herbaty, czy podpisu pod uchwałą. No i Madzia jest pod tym względem (i pod każdym innym też) najgryfniejsza. I bardzo jej dziękuję za pomoc. 

Jak mi już przyczłapałam do domu po zebraniu, wzięłam odprężający prysznic i chciałam sobie zrobić kawkę zbożową w moim kubeczku. Rano kubeczek umyłam, bo zwykłą kawkę piłam, odstawiłam na suszarkę i poszłam do pracy. W mieszkaniu każdy wie, że tego kubka nie wolno ruszać, bo to mój skarbek, który dostałam od Rodziców. Był ręcznie malowany i miał wygrawerowany napis Dla kochanej córeczki. Właśnie- BYŁ. Szukałam i szukałam, bo został zdjęty z suszarki i ni cholery w żadnej szafce go nie mogłam znaleźć. I znalazłam. W kawałkach. W koszu. Winowajcy jeszcze nie namierzyłam ,bo nikogo nie ma w mieszkaniu, ale jestem tak wściekła, ze może lepiej będzie jak się z tym prześpię... Nie wiecie, ile można dostać za morderstwo w afekcie? Ja wiem, że może wyolbrzymiam, bo to tylko kubek, ale ten był taki specjalny, taki mój, taki jeden jedyny na świecie. Jest mi po prostu smutno i źle. W czym ja jutro wypije kawę?

niedziela, 29 stycznia 2012

Newsy z życia przepisane


Nie wiem od czego zacząć, może od tego, że się nie wyrabiam i już mam czasami serdecznie dość. Tak, tak, chodzi o pracę. Pewnie sobie myślicie, że po filologii polskiej najczęściej trafia się do szkoły albo do redakcji, wydawnictwa, można też czasami próbować zaciągnąć się do gazety albo portalu internetowego lub zostać na uczelni, by zrobić doktorat i po czterech kolejnych latach edukacji pozostać z tytułem doktora i ...tyle. Otóż, w moim przypadku sprawa ma się nieco inaczej. Zaraz po studiach udało mi się trafić do firmy zarządzającej wspólnotami mieszkaniowymi. Nie miałam zielonego pojęcia z czym to się je, broniłam się przed tą pracą, ale moja ówczesna współlokatorka, która już tam pracowała, usilnie mnie namawiała, bym spróbowała. Szef wymagał tylko jednego - chęci do pracy. No tego to mi nie brakowało- świeżo po studiach zachodziłam w głowę, jak tu się utrzymać, by zostać w moim ukochanym mieście i trafiło się jak ślepej kurze ziarno. No to co miałam zrobić, dziobnęłam ziarenko i tak tkwię na tej fermie już piąty rok.
Do moich obowiązków należy administracja i zarządzanie nieruchomościami. Nie, nie sprzedaję mieszkań, nie jestem agentem nieruchomości, ja zarządzam, a to znaczy, że kontaktuję sie z zarządami wspólnot, przygotowuję dokumenty (np. uchwały), zbieram głosy pod uchwałami, planuję wraz z działem technicznym remonty, zgłaszam awarie - jednym słowem- dbam o budynek, by się ludziom dobrze mieszkało. Praca jest stresująca, czasami mnie szlag trafia, bo ludzie w zarządach mają swoje humorki, zachcianki i trzeba jeździć po godzinach, by coś pozałatwiać, godzić zwaśnionych sąsiadów, użerać sie z upierdliwymi właścicielami. Ale zdarzają się miłe chwile- za Panie z zarządu z ul. Sienkiewicza w ogień bym poszła, no i mój kochany Pan Janeczek z Grunwaldzkiej z tym swoim poczuciem humoru.  A o cudnej ekipie z mojego pokoju w biurze nie wspomnę. Bywa wesoło, ale, jak to w każdej pracy bywa,  niekiedy jest warcząco. I teraz właśnie jest taki gorący okres, bo w pierwszym kwartale zarządca ma obowiązek zwołać zebranie właścicieli, by na nim omówić swoją roczną działalność.
Nasza firma ma ok. 80 wspólnot, więc do końca marca musimy zwołać 80 zebrań. Zebrania są popołudniami, bo ludzie rano pracują i nie mogą przyjść, więc teraz codziennie zostajemy po godzinach. Każdy z nas prowadzi zebranie swojej wspólnoty. Ja mam ponad 20, ale do moich obowiązków należy przygotowanie dokumentów na WSZYSTKIE zebrania. Tego jest w cholerę, bo i uchwały muszę pisać i sprawozdanie z działalności zarządcy, do tego przygotowuję zawiadomienia o zebraniach i pilnuję, by zostały zachowane terminy. Na dodatek muszę też załatwiać sprawy bieżące. Generalnie- brakuje mi doby. I sił powoli też. W weekendy nie wypoczywam, bo leze do biura albo biorę sobie prace do domu. W ściekam się, bo nie mam czasu na czytanie książek i blogów, choć się staram. Łażę przez to podrażniona, warczę na wszystkich i generalnie cierpię na gawiedziowstręt. Mam krasnoludkowe nastroje (dla niewtajemniczonych- mam ochotę zrobić się taka malutka jak krasnoludek, by mnie nikt nie widział). Chcę do domu- do Mamy i Taty. Tam mam spokój i tam wypocznę, ale nie mam kiedy jechać.
Wprawdzie mam niedaleko, bo to tylko 100 km, ale...

No właśnie i tu kolejny news- zaczęłam brać korepetycje z angielskiego. To moje postanowienie urodzinowe (bo ja nie robię noworocznych postanowień, tylko urodzinowe) - nauczyć się angielskiego. Znaczy się- przebić głową mur, złamać blokadę językową i zacząć gadać po prostu. Ja dużo rozumiem, ale za cholerę nie otworzę paszczy, bo..no bo nie wiem dlaczego. Zatyka mnie i już.
Korepetycje mam w soboty, więc już mi się nie opłaca jechać do rodziców. Ale za tydzień jadę, bo zwariuję. Korepetycję przełożę.

A tak w ogóle to się przeprowadzam. Jestem przeszczęśliwa, bo :
1. Ile można wynajmować mieszkanie ze studentami? A ja na dodatek współdzielę pokój z inną dziewczyną. Madzia jest bardzo sympatyczna, ale ja już jestem za stara na takie mieszkanie. Mam 29 lat i naprawdę potrzebuję własnego kąta, by się zaszyć, odizolować- zwłaszcza teraz, gdy mam zebrania w pracy i mam serdecznie dość ludzi. Poza tym z Madzią prowadzimy zupełnie inny tryb życia. Madzia pracuje w weekendy w pubie,  wraca nad ranem i śpi do późnego popołudnia. Człowiek nie czuje się wtedy swobodnie, musi cicho chodzić, by nie obudzić zmęczonej współlokatorki. Ani tu radia włączyć, ani posprzątać- no nic- takie uroki wspólnego mieszkania.
2. Mam dość "matkowania". Mieszkam w tym mieszkaniu już ponad sześć lat i reszta traktuje mnie jak gospodynię, więc wszystko jest na mojej głowie- rachunki, pilnowanie, by były środki czystości, by firanki były wyprane, ściereczki czyste itp. Tyle razy tłumaczyłam reszcie (mieszkamy w czwórkę), by też się trochę zainteresowali mieszkaniem, bo ja już mam dosyć, ale mogę sobie gadać i tak zawsze wszystko spada na moją głowę.
3. Mieszkanie, do którego się przeprowadzam jest niedaleko mojej pracy, jest w centrum- lokalizacja rewelacyjna. Mieszkanko też. Dziś byłam oglądać. Piąte piętro. Wysoko i aż się nogi pode mną ugięły, bo uaktywnił się mój lęk przestrzeni. Wszystko jest jeszcze w surowym stanie, ale do końca lutego powinnam już się wprowadzić. Mieszkanie nie jest moje,  kolega je wykupił i chce wynajmować. A ja się będę mieszkankiem opiekować. Jak już wszystko będzie powykańczane, umeblowane, wtedy dobiorę jeszcze dwie osoby i tak sobie będziemy mieszkać. Ale będę miała własny pokój! A najbardziej cieszy mnie to, że nareszcie moje kochane książeczki zostaną wypakowane z kartonów i będę je mogła poustawiać je na półkach :).

Jak zapewne zauważyliście, zmieniłam wystrój bloga. Ada moja kochana stwierdziła, że w sumie nie ma zimy i można by trochę zieleni wprowadzić. Zaprojektowała mi śliczny bannerek z Kermitem, ale ja niewdzięczna zaprotestowałam, bo jakoś nie mam zielonego nastroju i ten kolor ostatnio nie bardzo do mnie przemawia. Zrobiłam śliczne oczka i poprosiłam Adę, by coś w rudzielcach przygotowała, bo tak się dobrze w tym kolorze czuję. No i musi być kotek, bo bez kotka to nie kącik z książkami.  Ada- dobra duszka- cierpliwie przeczytała moje sugestie i oto macie efekt. A ten kocur to się doigra, bo wlazł na stoliczek i zrzucił książki. Dziewczynce to się chyba też nie spodobało. ciekawe co też następnym razem kocur wywinie? A swoją drogą, musze mu jakieś imię wymyślić. Jakieś propozycje?

A na koniec się pochwalę. Niedawno miałam urodziny. Dostałam tyle dobrych słów i takie fajoskie prezenty. Moi rodzice sprezentowali mi lampkę o taką:

Jest rewelacyjna i bardzo praktyczna. Jak jadę autobusem wieczorem i kierowca nie zapali światła to wyciągam moją magiczną lampeczkę, załączam klipsa na książkę i już mogę czytać. Lampka jest niewielkich rozmiarów i mieści się do torebki.
Ada też mi zrobiła prezent. Wzruszyłam się i chyba zacznę zapuszczać włosy. No sami zobaczcie, czy nie jest mi dobrze w rudych lokach? A ten przystojniak obok to...no na pewno go znacie :). 

Uff... No to sobie popisałam. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to przypominam, że Ada ma swojego bloga (tu z boku po lewej stronie go u mnie znajdziecie), tam umieszcza swoje prace. Jest tam podany jej adres mailowy, więc jak chcecie zindywidualizować swoje blogi- to piszcie do niej.
A ja uciekam spać. Jutro się zacznie kolejny ciężki tydzień i jak sobie pomyślę o zebraniu, które będę prowadzić, to mi słabo. Będzie hardcore. Trzymajcie kciuki.

czwartek, 26 stycznia 2012

The Muppets Show


Jak ja czekałam na ten film! Pamiętacie Muppety? No kto by nie pamiętał? Lalki stworzone przez Jima Hensona zdobyły serca milionów ludzi na świecie. A wszystko zaczęło się w 1976 roku, kiedy to w amerykańskich domach na ekranach telewizorów pojawiła się gadająca, niezwykle sympatyczna żaba zwana Kermitem, tudzież- Kermisiem, zapowiadająca nowe show. Czas więc na muzykę, czas na wielkie widowisko, w którym aż roi się od świń, miśków, żab, kur oraz różnych dziwacznych stworów.
A oto i nasi artyści:
Kermit i Miss Piggy


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Zwierzak i Dr Teeth and The Electric Mayhem utworze Bohemian Rhapsody
  Scooter
 Beaker
 Foozie
 Gonzo
 Statler i Waldorf
 Rowlf
Swedish Chef i jego przepis na "Fishi"

 I cała reszta
A na deser moja ukochana....

I którego Muppeta najbardziej lubicie?





środa, 25 stycznia 2012

130.rocznica urodzin Virginii Woolf

Pod pewnym względem Virginia była dzieckiem niezwykłym; bardzo dużo czasu upłynęło, zanim nauczyła się poprawnie mówić - dopiero jak miała trzy lata. Jej siostra i niewątpliwie także rodzice bardzo się martwili. Z wyglądu, podobnie jak Vanessa, była bardzo ładnym, pulchnym dzieckiem o okrągłej twarzyczce, z powiekami i ustami wyciętymi jak u Buddy, głęboko wyrzeźbionymi i cudownie gładkimi. Miała różowe policzki i zielone oczy- tak zapamiętała ją siostra, niecierpliwie bębniąca w stół w pokoju dziecinnym, domagająca się śniadania, o które nauczyła się jeszcze prosić słowami. Słowa, kiedy nadeszły miały się stać na resztę życia jej wybraną bronią. "
Quentin Bell, Virginia Woolf. Biografia.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

5. rocznica śmierci Ryszarda Kapuścińskiego

Do tego, żeby uprawiać dziennikarstwo, przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. Źli ludzie nie mogą być dobrymi dziennikarzami. Jedynie dobry usiłuje zrozumieć innych, ich intencje, ich wiarę, ich zainteresowania, ich trudności, ich tragedie.
Ryszard Kapuściński 1932 - 2007


niedziela, 22 stycznia 2012

Mario Vargas Llosa "Listy do młodego pisarza"


 


Autor: Mario Vargas Llosa

Tytuł: Listy do młodego pisarza
Przekład: Marta Szafrańska-Brandt
Wydawnictwo : Znak        
Rok wydania: 2012


Nie jest to podręcznik sztuki literackiej- tej prawdziwi pisarze uczą się sami. Jest to esej mówiący o tym, jak rodzą się i powstają powieści, oparty na moich własnych doświadczeniach, które nie muszą być identyczne z doświadczeniami innych prozaików, ani nawet ich przypominać (...) Jest to zatem książka bardzo osobista i, w pewnym sensie, coś na kształt autobiografii"
(MVL  Listy do młodego pisarza)

„Listy do młodego pisarza" to książka nietypowa, można ją nazwać autobiograficzną, jak czyni to sam autor we wstępie, ale można również potraktować ją jako swoisty podręcznik do creative writing. Llosa w dwunastu listach do młodego adepta sztuki powieściowej odsłania tajniki warsztatu- swojego warsztatu, każdy bowiem pisarz ma inne literackie doświadczenia.

Autor „Marzenia Celta" rozpoczyna swe wykłady od kwestii predyspozycji do pisarskiego zawodu : Ten kto piękne i zaborcze powołanie przyjął za swoje, nie pisze, aby żyć, lecz żyje aby pisać", jeśli więc nie czujesz potrzeby, by wszystko, co się wokół ciebie dzieje przekształcać w materię literacką- nie możesz być dobrym pisarzem.  Bo pisanie to zawód i tak jak w przypadku księży, nauczycieli, lekarzy, czy też innych fachów, tutaj również musisz czuć powołanie. A czymże jest to powołanie i jak je odkryć? O tym przeczytasz w liście pierwszym.

Jak już się określisz, możesz przejść drogi czytelniku do kolejnych epistoł, z których dowiesz się m. in. o konstrukcji powieściowego czasu i przestrzeni, o tym ilu narratorów można wcisnąć w powieść i jaki przyjąć punkt badania rzeczywistości literackiej, czym jest realistyczny świat przedstawiony, a czym fantastyczny. Kilka słów poświęconych jest sposobom na znalezienie odpowiedniego tematu, ale większość epistoł dotyczy zagadnienia formy powieściowej.

Llosa w listach do młodego przyjaciela odziera z romantyczności sztukę pisania. Owszem, geniusz, natchnienie to nieodłączne cechy, które powinien posiadać każdy literat, ale oprócz tych mistycznych predyspozycji, skryba musi wykazywać się dyscypliną, musi być po trosze rzemieślnikiem, który rzeźbi wytrwale w materii słowa, stwarzając tym samym nowy twór.

„Listy do młodego pisarza" to książka specyficzna przeznaczona dla wszystkich, którzy kochają fikcję, którzy chcą zaglądnąć do literackiej kuchni, by poznać tajniki wyrafinowanych powieściowych smaczków. Llosa zdaje się przy tym być niezrównanym maestro, serwuje nam przepisy opierając się nie tylko na swoich doświadczeniach, ale przywołując również nazwiska Flauberta, Hemingwaya, Cortazara i wielu innych znanych mistrzów słowa pisanego. Przy tym owe wykłady nie niosą ze sobą maniery naukowej, nie są obciążone tym ciężkim uniwersyteckim stylem, który potrafi zniechęcić nawet najbardziej zagorzałych entuzjastów. Nie. Llosa w niezwykle obrazowy i przystępny sposób tłumaczy przyszłemu literatowi zawiłe pojęcia z dziedziny powieściowej poetyki. Pełno w tych listach kunsztownych metafor, zaskakujących porównań (np. takich, w których noblista zestawia ze sobą pisanie powieści do odwróconego striptizu), a do tego przyznać trzeba, że forma epistolarna znakomicie została wykorzystana do poprowadzenia jasnej i przejrzystej argumentacji. Mamy tu zatem teksty kunsztownie zbudowane zgodnie z zasadami retoryki- na początku nadawca informuje we wstępie o jakim zagadnieniu tym razem będzie mowa, następnie powoli rozwija temat, wprowadzając definicje, które są okraszone przykładami wziętymi z historii literatury, by na końcu podsumować swoje wywody. Dlatego ci, którzy się obawiają, że nic nie zrozumieją z owych swoistych wykładów, mogą śmiało sięgać po „Listy do młodego pisarza", bowiem nie jest to książka tylko dla młodych literatów czy też polonistów, jest to dopełnienie eseistycznej twórczości Mario Vargasa Llosy i każdy entuzjasta jego twórczości znajdzie w „Listach" kilka smakowitych kąsków.

Książka Mario Vargasa Llosy „Listy do młodego pisarza" ukaże się 26.01.2012 roku. Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Znak.