Wrocław.
Uniwersytecki Szpital Kliniczny. Czekam na konsultację u neurochirurga. Lekarz
przychodzi z półgodzinnym opóźnieniem. Może miał jakiś nagły wypadek. Ale
dotarł. Zaprasza do gabinetu. Wskazuje krzesło, prosi, by usiąść.
- Słucham panią.
- Dzień dobry panie
doktorze, wykryto u mnie zespół Cushinga, to makroguczolak przysadki,
dostałam skierowanie do szpitala na operację, ale najpierw ordynatorka
endokrynologii kazała zgłosić się na konsultację neurochirurgiczną. Mam cała
dokumentację ze sobą oraz wypis ze szpitala ze wszystkimi zaleceniami, proszę
bardzo.
Wyciągnęłam cały
plik dokumentów - wypis ze szpitala, opis rezonansu głowy wraz z płytą, wykaz
leków, które biorę oraz badań, które muszę jeszcze zrobić.
Lekarz nawet nie
spojrzał na dokumenty, wyjął z szafki pieczątkę, skierowanie i zaczął wypisywać
skierowanie na oddział.
- Przeprasza panie
doktorze, ale ja mam już skierowanie na oddział, co mam z nim zrobić?
- Zrobi sobie z nim
co pani będzie chciała - odpowiedział - z tym proszę iść na trzecie piętro do
pani Kasi i ona wyznaczy pani termin - dodał, po czym się zastanowił i dopisał
na skierowaniu magiczne słowo: CITO!
- Dziękuję, ale
może by pan przeczytał wypis, tam są jeszcze badania, które muszę zrobić i
chciałabym wiedzieć, czy należy je zrobić przed usunięciem gruczolaka.
Nawet na mnie nie
spojrzał. Poinformowałam go, że od minimum dwóch lat mam stwierdzone przewlekłe
ropne zapalenie migdałków i kazali mi je wyciąć, bo ich stan jest już bardzo
niedobry.
- A co z tymi migdałkami-
zapytał bez zainteresowania.
- W wypisie ma pan
wszystko napisane, przewlekłe zapalenie- nerwy powoli zaczęły mi już puszczać.
- A, to przed
operacją trzeba usunąć. Koniecznie.
- Na czym będzie
polegała operacja i co to za choroba.
- Wie pani co, ja
nie mam czasu i nie jestem od tego, by tłumaczyć na czym polega operacja,
jestem tu na zastępstwie i to nie ja będę panią operował. Poza tym u nas
terminy są bardzo odległe, proszę iść do pani Kasi na górę i ustalić termin.
- Dziękuję i do
widzenia.
Ledwo się
opanowałam, by nie trzasnąć drzwiami. Poszłam na trzecie piętro. Wiedziałam, że
nie chcę być tu operowana, dostałam jeszcze namiary na dwa warszawskie
szpitale, ale na wszelki wypadek, nauczona doświadczeniem, poszłam zająć termin,
zawsze można go odwołać.
Pani Kasi nie było.
Po piętnastu minutach zjawiła się jakaś kobieta.
- Ja od doktora (z
litości nie podam nazwiska), szukam pani Kasi.
- Nie ma Kasi,
będzie w poniedziałek. W czym mogę pomóc?
- Chciałam ustalić
termin operacji, proszę , oto skierowanie.
Wzięła ode mnie
papier, popatrzyła, zerknęła w komputer:
- Najbliższy termin to styczeń 2018 rok.
Myślałam, że się przesłyszałam, że jej się pomyliło, przecież jest na
skierowaniu napisane magiczne słowo, to chyba jej chodziło o 2016...
- Słucham- mrugam szybko rzęsami- na 2018? Przecież to skierowanie na
pilną operację, proszę panią, ja mam gruczolaka w mózgu, to cholerstwo sieje
spustoszenia, a pani mi mów, ze mam dwa lata czekać?
- Niestety, takie są kolejki, jak ma być na cito, to niech lekarz sam
przyjdzie i powie, że wcześniej panią weźmie na operację.
Ręce mi opadły.
- Dobrze, to jaki dzień. Nie wiem, ja się tym nie zajmuję, koleżanka
będzie w poniedziałek, to będzie wyznaczać terminy.
- To zadzwoni do mnie, czy jak?
- Chyba pani żartuje, proszę zadzwonić we wtorek.
- Dobrze, a może mi chociaż podać pani numer telefonu?
Kurtyna.
Warszawa. Przychodnia Lekarzy Wojskowych przy ul. Mokotowskiej 6A.
Wizyta umówiona na 16:45. Prof. Grzegorz Zieliński już czeka w
gabinecie. Zaprasza do środka, wstaje zza biurka i podaje mi dłoń. Była wielka,
ogromna - jak dłoń Michaela Jordana- przyszło mi na myśl. Wskazał mi krzesło i
pozwolił usiąść.
- Słucham panią.
- Mam zespół Cushinga i skierowanie na operację, we Wrocławiu
wyznaczyli mi termin na 2018 rok i chciałabym...
- Proszę mi pokazać płytę z rezonansem i wypis ze szpitala- przerwał
mi.
Wytargałam z torby dokumenty, podałam lekarzowi, a on zaczął czytać.
Powoli i z uwagą. Wziął płytę z nagranym rezonansem i długo się jej przyglądał,
po czym odwrócił sie do mnie i powiedział:
- Czy wie pani, że ta choroba jest śmiertelna? Wie pani na czym ona
polega?
Przełknęłam ślinę, a raczej próbowałam ją przełknąć, bo w gardle
stanęła mi gula jak średniej wielkości melon:
- No coś tam czytałam w internecie, ale nikt mi tak naprawdę nie mówił
nic...
I tu nastąpiło szczegółowe omówienie objawów i skutków choroby. Dobrze,
że wcześniej pozwolił mi usiąść, bo wszelka władza w moich nogach poszła sobie
w cholerę, a ręce dostały drgawek. Czułam się jak na jakimś pieprzonym
delirium. Tylko jeszcze białych myszek brakowało.
- Dziwię się, że we Wrocławiu wyznaczyli pani termin na 2018 rok, to
nie ma na co czekać.
- Ja mam za tydzień migdałki usuwane, bo mi kazali przed operacją...
- Dobrze, to proszę zrobić badania trzy tygodnie po zabiegu - tu mi
podał cały zestaw spisany na skierowaniu- i najwcześniej możemy panią operować w
styczniu, gdy będziemy mieli pewność, że migdałki się porządnie zagoiły. Za
tydzień do pani zadzwonię i podam konkretny termin.
Chyba się przesłyszałam - on zadzwoni, ON, nie będę musiała się
wściekać i dodzwaniać, bo lekarz sam osobiście do mnie zadzwoni i poda mi
termin.
- Czy to będzie płatna operacja- pytam, bo już sama nie wiem, czy ta
prywatna wizyta wiąże się z prywatną operację.
- Proszę się nie martwić, wszystko jest na fundusz, zgłosi się pani do
szpitala jako moja pacjentka, zrobimy badania, na następny dzień będziemy operować,
tydzień pani u nas posiedzi na obserwacji, a później jeszcze miesiąc na
zwolnieniu. Po dwóch miesiącach zgłosi się pani na oddział endokrynologii, by
sprawdzić, czy operacja się powiodła.
- Dziękuję panie doktorze- chciałam się szybko zmywać, bo ja
emocjonalnie rozchwiana jestem i już mi się ryczeć chciało, a nie chciałam
osmarkać całego gabinetu i w te pędy kieruję się ku wyjściu, a daleko nie mam,
bo gabinet malusi. Pan doktor wstał, podszedł do mnie uścisnął mi dłoń:
- Pani Magdo, proszę się nie denerwować, wszystko będzie dobrze,
zadzwonię do pani i podam termin, operacja jest bezpieczna, a po niej dostanie
pani nowe życie. Wszystkie dolegliwości odejdą, cukrzyca się cofnie, zrzuci
pani wagę, kości się wzmocnią, ciśnienie unormuje, miną stany depresyjne, za
pół roku to się pani na zdjęciach nie pozna. Proszę czekać na telefon.
- Dziękuję i do widzenia.
Wtorek. Tydzień później. Dzwoni telefon.
- Dzień dobry, pani Magdalena?
- Tak, słucham.
- Grzegorz Zieliński ze Szpitala wojskowego, dzwonię, by powiedzieć, że
czekam na panią 14.01.
- Dziękuję za informację, zrobi mi pan piękny prezent, bo cztery dni
później mam urodziny.
- To do zobaczenia, proszę tylko jeszcze potwierdzić termin tydzień
przed przyjęciem.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od samoistnego złamania żebra, ale
to już inna historia.
Są ludzie i ludziska, jak widać. O_o
OdpowiedzUsuńW głowie mi się nie mieści, że takie sytuacje jak ta wrocławska, mogą mieć miejsce.
Trzymam kciuki za styczniowy sukces!
Dzięki i tak jak mówiłam, widzimy się w maju na Targach :)
UsuńTo jak tak, to nie ma bata, ja też będę, żeby Cię zobaczyć wylaszczoną. Dużo dobrych myśli i trzymaj się :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNoooo, nawet nie wiesz jak płakałam,że nie mogłam się pojawić w Krakowie, wiedząc, że tam będziesz. To w Warszawie się widzimy :)
UsuńGdyby nie to, że wcześniej opowiedziałaś mi tę historię przez telefon, to bym zbierała zęby z podłogi...
OdpowiedzUsuńoooo, to byś dużo zarobiła, a wróżka-zębuszka by zbankrutowała ;)
UsuńCiekawe czy ten warszawski lekarz zachowywał by się tak samo, gdyby wizyta była na NFZ ;-) Mam nadzieję, że Twoja operacja przebiegnie tak samo miło jak wizyta :-)
OdpowiedzUsuńMyślę,że tak, wizyta wizytą, ale operację jeszcze musi przeprowadzić, a to mógł mi zaproponować prywatnie, jednak powiedział,że będę jego pacjentką i na fundusz w szpitalu mi to zrobi
UsuńNo i bardzo dobrze :-)
UsuńCzytałam Twój wpis ze ściśniętym gardłem.
OdpowiedzUsuńMoże warto podesłać ten tekst do lokalnej prasy?
W pierwszej chwili, po tej wrocławskiej wizycie tak właśnie sobie pomyślałam, w końcu mam kilku znajomych reporterów, ale później pomyślałam,że takich historii jest tysiące, zresztą szpital na borowskiej i tak już ma bardzo złą opinię
UsuńNiby tak, ale takich rzeczy nie powinno puszczać się płazem. Taka "obsługa" pacjenta w ogóle nie mieści mi się w głowie.
Usuńwiem, na szczęście w całej mojej historii choroby, tylko raz mi się zdarzyło takie traktowanie, chociaż mogłoby się to źle skończyć
UsuńSzczęście w nieszczęściu, że udało się przyspieszyć termin - to dobra wiadomość i dobry znak! Magdo, trzymam kciuki za Twój szybki powrót do zdrowia!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) I mam nadzieję,że przyjedziesz na Targi do Warszawy i wtedy się zobaczymy :)
UsuńNa targi z pewnością się wybiorę - mam przysłowiowy "rzut beretem" ;-) Trzymaj się, pozdrawiam! :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tacy ludzie jak z Wrocławia sprawiają, że naród powiesiłby na suchej gałęzi lekarzy, jeszcze przed politykami.
OdpowiedzUsuń