Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 31 marca 2013

Wielkanocne pyszności z Magowego stołu

Moja rodzina po mieczu wywodzi się z Ukrainy, więc co roku na świątecznym stole pojawia się u nas tradycyjna potrawa z tamtych stron. W domu mówią na to "maciek" albo "naszynka", jaka jest oficjalna nazwa-nie wiem, ale w smaku...mmm niebo w gębie.

Jest przy maćku trochę roboty, ale warto poświęcić czas. Efekt końcowy wygląda tak:
Dla zaineresowanych zapaleńców kulinarnyhc podaję przepis:

Co nam potrzeba na jednego maćka:

flak ze świnki, żołądek (maciek)-wypełniamy go uprzednio przygotowanym farszem.
Taki flak można zamówić u rzeźnika albo podpytać w sklepie mięsnym. A może macie jakiegoś zaprzyjaźnionego rolnika, który ma świnki i chętnie Wam flaka odda.

11 jaj
0,5 kg mąki
0,5 kg kości wędzonych
0,5 kg boczku wędzonego
1 serce wieprzowe
1-2 nerki wieprzowe
0,5 kg słoniny lub 0,5 szklanki skwarków
pół cebuli
pół marchewki
listek laurowy,kilka ziaren ziela angielskiego
pieprz ziarnisty
sól

Jak to zrobić:

6 jajek rozbijamy, solimy do smaku, dodajemy mąkę.
Wyrabiamy ciasto, z którego formujemy 2 placki. Nakłuwamy. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Pieczemy aż się upieką :)
Po wyciągnięciu z piekarnika niech trochę ostygną, ale tylko trochę, bo trzeba je potem pokroić w kosteczkę, zapakować do lnianego woreczka i położyć w ciepłym miejscu, by się ususzyły (np. na kaloryferze).

Nerki, serce kości, boczek wrzucamy do garka, zalewamy wodą i gotujemy, zbierając przy tym szumowinki. Jak już zbierzemy wszystkie farfocle, dodajemy cebulę, marchewkę, listek laurowy, ziele angielskie, pieprz-gotujemy wywar. Odcedzamy.

Pokrojone i ususzone placki zalewamy częścią wywaru, przykrywamy i czekamy aż placuszki nasiąkną. W razie potrzeby można dolewać wywaru.
Następnie odciskamy palcuszki, dodajemy 5 żółtek jaj,wyrabiamy masę, dodajemy pokrojone w kosteczkę serca i nerki.

Z białek ubijamy sztywną pianę. Dodajemy na sam koniec. Wyrabiamy masę.

Przyprawiamy solą i pieprzem.

Tak przygotowanym farszem napełniamy świnkowy żołądek, który uprzednio porządnie płuczemy i następnie lekko nakłuwamy, by nie pękł przy pieczeniu. Nasjlepiej położyć na nim plastry słoniny, by nie wysychał przy pieczeniu.
Flaczek zszywamy igiełka i niteczką.

Pieczemy ok 3-4 godziny w piekarniku nagrzanym do 140 stopni.

W tym roku Mamusia przygotowała kilka nowości, m.in. miałam okazję spróbować tradycyjnej paschy. Byłam przekonana, że jest to coś w rodzaju pieczywa, coś jak podpłomyk, a tu się okazuje, że jest to danie na słodko, z białego sera i z mnóstwem bakalii. Jeśli ktoś jest smakoszem sernikowym, to na pewno pascha powinna się znaleźć w przyszłym roku na jego wielkanocnym stole.
A oto przepis.

Co nam potrzeba:

1 kg białgo mielonego sera, najlepiej pełnotłustego
kostka masła
3/4 szkl. cukru
3 jajka
1/2 szkl. śmietany kremówki
otarta skórka z pomarańczy
10 dag suszonych fig
10 dag skruszonych mogdałów
10 dag suszonych moreli
10 dag kandyzowanej skórki pomarańczowej
10 dag rodzynek

Jak to zrobić:

Posiekać wszystkie bakalie. Jajka ubijać z cukrem na parze ok. 15 min do powstania puszystej kremowej masy.
Ubić na sztywno kremówkę. Utrzeć masło na puch,a następnie dodawać po łyżce sera. Ucierać.
Na koniec wymieszać delikatnie z jajeczną masą. Dodać posiekane bakalie i skórkę z pomarańczy.

Wyłożyć gazą wysokie sito, napełnić je masą, zawinąć rogi gazy do środka. Przykryć talerzykiem i dociążyć (np. pełnym słoikiem).

Sitko ustawić na głębokim talerzu. Odstawić na 12 godzin do lodówki. Co kilka godzin wylewać zbierający się płyn. 

Gotową paschę wyjąć na półmisek i prosże bardzo!
A jak już przy słodkościach jestem, to zarzucę jeszcze kuleczki na patyczkach.

Co nam potrzeba:

200 g biszkoptów
1/2 serka homogenizowanego waniliowego
2 saszetki czekolady na gorąco w proszku
2 łyżki masła
polewa czekoladowa biała
polewa czekoladowa mleczna
posypki
patyczki do szaszłyków

Jak to zrobić:

Biszkopty mielimy na mączkę. Najlepiej użyć do tego blendera.
Dodajemy czekoladę w proszku,serek i masło-starannie mieszamy.

Z masy formujemy kule wielkości orzechów włoskich. Wstawiamy na 15 min do lodówki. 

Roztapiamy polewy, moczymy w nich patyczki, a potem nabijamy kuleczki. Moczymy w polewach i ozdabiamy.
A u Was jak wyglądały świąteczne potrawy?












sobota, 30 marca 2013

Wesołego Alleluja!!!




Moi Kochani,

niech radosne Alleluja rozbrzmi w Waszych duszach,
niech Zmatrwychwstały Baranek przyniesie Wam pogodę ducha i siły na pokonywanie codziennych trudów.
Wszystkiego dobrego!

czwartek, 28 marca 2013

Colette "Dialogi zwierzat"





Autorka: Colette
Tytuł: Dialogi zwierząt
Przekład: Beata Geppert
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Biosfera
Rok wydania: 2013




Pamiętacie Klaudynę, bezczelną nastolatkę, która wszelkie konwenanse miała w głębokim poważaniu? Tak, Klaudyna na początku XX wieku zawojowała ówczesny artystyczny światek i do dziś jest czytana przez kolejne pokolenia. To właśnie cykl o charakternej dziewczynce przyniósł sławę Colette-francuskiej pisarce. Jej dorobek literacki prezentuje się imponująco.

Wśród ponad pięćdziesięciu wydanych książek na pierwszym planie pojawia się tematyka miłości, jej bohaterowie to ludzie, którzy żyją na marginesie społeczeństwa, to skandaliści, osoby o podejrzanej orientacji seksualnej. Colette lubiła eksplorować tematy tabu, pisała o zmysłowości, erotyce, co w ówczesnych czasach było postrzegane jako wysoce niestosowne. Ale w jej dorobku znalazła się również książka odbiegająca nieco od innych - „Dialogi zwierząt".

Bohaterów jest czterech-On i Ona oraz Toby-francuski buldożek i kotka Kiki rasy kartuskiej. Choć tak naprawdę On i Ona usuwają się w cień i są postaciami drugoplanowymi, bo narrację przejmują zwierzaki.

Pomysł na antropomorfizację nie jest niczym nowym w literaturze. Już w starożytnych bajkach zwierzęta były pretekstem do przedstawiania ludzkich przywar, podobnie jest u Colette. Kiki staje się odzwierciedleniem swojej pani, to typowa dama, nieco kapryśna, zarozumiała i przede wszystkim zapatrzona w Niego. Toby natomiast to taki trochę głupiutki pieszczoch, zdominowany nieco przez Nią.

W dwunastu dialogach zwierzęta poruszają tematy m.in. miłości, starości, ludzkich zwyczajów  i fobii. Wraz ze swym Państwem podróżują z miasta na wieś i tam obserwują dwunogich, ale tez sami nie próżnują. A to się zalecają do innych zwierząt, a to powylegują się przy ciepłym kominku.

Jedyne co przeszkadza w tych dialogach, to język, jakim posługują się Toby i Kiki-jest zbyt poetycki, kot mówi kwiecistymi zdaniami najeżonymi nieco pretensjonalnymi metaforami. Podobnie jest z psem. To razi i odrealnia naszych bohaterów.

Ale można to pisarce wybaczyć, wszakże był to jej literacki debiut. Przyznać jednak trzeba, że w tych dwunastu scenkach już zaczyna się ujawniać charakterystyczny dla Colette zmysł obserwacji oraz specyficzne poczucie humoru.

sobota, 23 marca 2013

Magdalena Samozwaniec "Piękna pani i brzydki pan"


 

Autorka: Magdalena Samozwaniec
Tytuł: Piękna pani i brzydki pan
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: z drzewem
Rok wydania: 2013 ( III wydanie)




Magdalena Samozwaniec po wydaniu swej pierwszej powieści pt. „Na ustach grzechu" została okrzyknięta najdowcipniejsza kobietą, choć mówienie o niej w tzw. krakowskim towarzystwie uznawano za wysoce nietaktowne. Lubiła zamówić sobie w kawiarni małą czarną i do tego wódeczkę, zbyt krzykliwy makijaż zwracał uwagę, a wiecznie uśmiechnięta buzia świadczyła o pogodnym usposobieniu. Skoro jej sławna siostra, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska odniosła sukces na poetyckiej niwie, to Magdalena musiała poszukać sobie miejsca w innych rejonach literatury. I znalazła. Okazało się, że panna Kossakówna ma niesamowicie wyczulone ucho i zmysł obserwacji, co w połączeniu z lekkim piórem i ironicznym dowcipem daje teksty satyryczne z mocnym rysem obyczajowym. I takie są właśnie krótkie felietoniki i anegdotki we wznowionej „Pięknej pani i brzydkim panu".

Książka ukazała się po raz pierwszy w 1939 roku i choć niektóre fragmenty trącą myszką, to zbiorek stanowi ciekawostkę obyczajowo - społeczną. Przyznać jednak trzeba, że większość felietonów z właściwym temu gatunkowi zjadliwym dystansem, porusza sprawy aktualne również w dzisiejszych czasach. Bo któż z nas nie bywa zakochany i nie zastanawia się jak zdobyć obiekt swoich westchnień? A co zrobić, by będąc na urlopie, uchronić męża przed drapieżnymi łowczyniami wakacyjnych przygód? Jak uciec od natrętnych znajomych, by choć chwile zaznać z ukochanym tajemniczego kwkwadu?

Samozwaniec z charakterystyczną dla siebie lekkością pióra wytyka przywary arystokratycznego snobistycznego środowiska, przedstawia relacje pani-służąca, opisuje modowe rozterki młodych panien, wkracza również na  teren sztuki, gdzie ubolewa nad marnością polskich teatrów.

Niezaprzeczalnym atutem książki jest piękna przedwojenna polszczyzna. Samozwaniec wplata w teksty warszawską gwarę, czasami zarzuci coś z francuska, czy też z angielska, jak to na światową damę przystało.

„Piękna pani i brzydki pan" to książka frywolna i dowcipna ukazująca przedwojenne życie w Polsce, ot taka lekka ciekawostka obyczajowa.

niedziela, 17 marca 2013

Spotkanie z Nadią Szgdaj





Petr Šabach "Masłem do dołu"






Tytuł: Masłem do dołu
Przekład: Julia Różewicz
Wydawnictwo: Afera
Rok wydania: 2013









Życie wprawdzie nie zaczyna się po sześćdziesiątce, ale kto powiedział, że starość musi być zramolała i nudna? Arnošt i Evžen to nie pierwszej już młodości bohaterowie najnowszej powieści Petra Šabacha „Masłem do dołu".

Arnošt jest bibliotekarzem i prowadzi antykwariat, w którym znalezienie jakiejkolwiek książki graniczy z cudem. Jego przyjaciel  Evžen to malarz portretów samochodowych, chodzący  w kurtce wojskowej model M65, w której pod pazuchą chowa pistolet na gaz. Ten oryginalny przypadek cierpi na  na manię prześladowczą i gromadzi w garażu wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne do przetrwania podczas wojny. Nic dziwnego, że podejrzliwy staruszek węszy na każdym kroku zamach, wszakże akcja książki toczy się w pamiętnym 2011 roku kiedy to „Mohamed Atta przywalił Boeingiem 767 w północną wieżę Word Trade Center". Arnošt wspomina, że wtedy czytał bajkę, tak jak w tym samym czasie prezydent Busch czytał bajki dzieciom w szkole w Sarasocie. I opowieść się zaczyna, a w zasadzie mnóstwo opowieści, „Masłem do dołu" bowiem jest zdominowana przez rozgadanych bohaterów.

Arnošt i Evžen wraz z innymi znajomkami spotykają się w „Ciszy", by tam w knajpianej atmosferze i przy dobrym piwku porozmawiać o tym, co też to życie nam przynosi. Wspominają z nostalgią dawne czasy, gdy „kiedyś przychodziło nas tu dużo więcej. Teraz masa ludzi woli kupić sobie w supermarkecie piwo o podejrzanie niskiej cenie. No i znaczna część naszej paczki wącha kwiatki od spodu". Ale kilku z nich się jeszcze uchowało np. doktor Michálek, który chciał wystraszyć żonę w muzeum Figur Woskowych i ma wnuka pracującego jako au pair; Kratina, poeta, który, jak mówi Evžen „ ma sklerozę w chuj", ale nikt nie jest w stanie go zagiąć z poematu „Maj" Karla Hynka Máchy; doktor Palindrom, który wszystkich wkoło zanudza filozoficznymi wywodami, a na koniec tej oryginalnej galerii postaci-Šámal-fotograf.  I chociaż, gdyby policzyć, ile mamy łącznie lat, wyszłoby z sześćset albo siedemset, nie zachowujemy się jak stare zgredy, witamy się dziarskimi razami w plecy, ciągle mówimy <kurde>, a fotograf Šámal nosi koszulkę z wystawionym językiem".

Šabach  ewidentnie nawiązuje do hrabalowskiej tradycji. Zwykli bohaterowie prostym językiem opowiadają o swoim zwykłym życiu, choć sytuacje w jakie wrzuca ich autor są często absurdalne i wywołują uśmiech pobłażania na twarzy. Czeski pisarz serwuje nam czeski humor na najwyższym poziomie, choć nie wszystkie historie powiadane przez bohaterów są zabawne. I tak autor oscyluje między śmiechem, a łzami, bo pod tym sprytnie utkanym płaszczykiem zabawy kryje się coś więcej, ale tego już musicie poszukać sami.

środa, 13 marca 2013

20.Gadki Szmatki Literatki



A wczoraj we wrocławskiej „Literatce" święto było niecodzienne. Otóż, już po raz dwudziesty miały miejsce Gadki Szmatki Literatki. Wprawdzie zacna to rocznica, ale szef kawiarni oraz jeden z głównych sprawców całego zamieszania-Pan Janusz Domin-uprzejmie poinformował, że nie mają w zwyczaju hucznie obchodzić żadnych jubileuszy, więc będzie tak jak zwykle, czyli ciekawie.

Na początek szybkie przypomnienie zasad. Każdy z zaproszonych gości ma pięć minut na zaprezentowanie się na scenie. To od niego zależy, co pokaże, a od publiczności, czy zostanie nagrodzony gromkimi brawami.

Maraton gadkowy tradycyjnie rozpoczął dr Bogusław Bednarek, który w dowcipny sposób przedstawił pokrótce symbolikę oka jako narządu mającego nie tak oczywiste możliwości. Roztoczył przed słuchaczami wizje i przesądy związane z narządem wzroku.

Po nim scenę zdominował Maciej Kaczmarski- założyciel Krajowego Rejestru Długów i Honorowy Konsul Republiki Słowackiej- opowiadał o swojej pracy w konsulacie, a później przedstawił slajdy zachęcające do poznawania Słowacji. Niestety, nienaruszalne zasady pięciominutowego wystąpienia brutalnie przerwały część slajdów i zaproponowano, by może zrobić z pokazu osobny występ na następnych Gadkach.

Po mężczyźnie czas na kobietę i to kobietę nietuzinkową-Olgę Mako (chyba nie przekręciłam nazwiska) grającą na bandurze. Nigdy wcześniej nie miałam okazji wysłuchania tak pięknego i poruszającego mini-koncertu. Pani Olga zaczarowała publiczność błądząc palcami po strunach tego ukraińskiego ludowego instrumentu.

Gości było jeszcze wielu, był Rafał Bryndal z tabletem, na którym odtworzył jeden ze swych satyrycznych wierszy, a występ uwieńczył garstką limeryków;  było też filmowo, a to za sprawą wrocławskiego reżysera-Krzysztofa Kulkowskiego, ale największy aplauz publiczności zyskali Grzegorz Rusek-chemik organiczny współpracujący z wydziałem kryminalnym oraz Julia Różewicz, tłumaczka czeskiej prozy i założycielka wrocławskiego wydawnictwa Afera.

Pan Grzegorz w krótkiej prezentacji omówił sposoby wykrywania fałszywych tekstów, pieniędzy, opowiadał o badaniu dokumentów, by na koniec uraczyć publiczność przepisem na tradycyjną maść do latania i konstatacją, że alkohol zdrowiu nie szkodzi, co wszyscy zgromadzeni przyjęli jednogłośnie z aprobatą.

Pani Julia natomiast przygotowała dla odważnych ochotników test- ja ci przeczytam zdanie po polsku, a ty z trzech możliwości wybierzesz poprawne tłumaczenie na język czeski. Trzech śmiałków się zgłosiło i trzech wygrało książki.

Ach, jeszcze bym zapomniała o występie „Macochy"- zawodowego tancerza baletowego- Dariusza Raczyckiego. Wspomnienia i anegdotki z życia baletmistrza co rusz wzbudzały salwy śmiechu.

Oj działo się działo, w ten jubileuszowy wieczór. Goście zacni i publiczność w komplecie, czyli, tak jak to Pan Janusz na początku powiedział-było jak zwykle.