Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 28 lutego 2011

Port z książkami po raz szesnasty

Pięć wydarzeń poświęconych twórczości Tadeusza Różewicza, najobszerniejsza jak dotąd w Polsce prezentacja poezji latynoamerykańskiej, pisarze z Wysp Brytyjskich, poetki z Łotwy, Danii, Słowenii, Walii i Islandii, muzycy z Finlandii, Niemiec i Portugalii, blisko 50 krajowych twórców i 40 premierowych wydawnictw - tak w skrócie prezentuje się program 16. edycji festiwalu literackiego Port Wrocław 2011, który odbędzie się między 8 a 10 kwietnia w Studiu na Grobli.

Obchodzącemu 90. urodziny Tadeuszowi Różewiczowi zadedykowano pierwszy dzień festiwalu. Wydarzeniom towarzyszyć będą nowe książki autora: "Wycieczka do muzeum", "Margines, ale..." oraz faksymile rękopisów "Kartoteka: reprint" i "Historia pięciu wierszy", a także antologia "Dorzecze Różewicza", uzupełniona płytą DVD z filmem zrealizowanym w koprodukcji Biura Literackiego i TVP z nieznanymi materiałami z udziałem poety.

Festiwal rozpocznie otwarcie wystawy rękopisów Tadeusza Różewicza oraz widowisko literackie oparte na wierszach autora "Kup kota w worku" z udziałem 24 polskich poetów, m.in. Tadeusza Dąbrowskiego, Janusza Drzewuckiego, Ewy Lipskiej, Stanisława Stabry i Leszka Szarugi. Debatę "Czy Nobel zasłużył na Różewicza", która w marcu i kwietniu toczona będzie na festiwalowych stronach internetowych, podsumują Justyna Sobolewska, Jan Stolarczyk i Piotr Śliwiński.

Ostatnim wydarzeniem pierwszego dnia Portu Wrocław będzie pokaz filmów i wyłonienie laureata w konkursie "Nakręć wiersz Tadeusza Różewicza". Czwarta edycja filmowego projektu Biura Literackiego zaangażowała w tworzenie poetyckich etiud kilkaset osób. Festiwalowa publiczność zobaczy najciekawsze realizacje zakwalifikowane do prezentacji przez jury, któremu przewodniczyć będzie reżyser filmów dokumentalnych o Różewiczu Andrzej Sapija.

Ci, którzy zakładają, że wszystko, co najciekawsze podczas tegorocznego festiwalu, wydarzy się pierwszego dnia, powinni z uwagą zapoznać się z sobotnimi i niedzielnymi punktami programu. Tylu znaczących wydarzeń w Porcie nie było od lat. Duża w tym zasługa nowego, bardziej międzynarodowego kursu, jaki obiera od tego roku impreza organizowana od szesnastu lat przez Artura Bursztę i Biuro Literackie - od zawsze stawiająca sobie za cel "zadrukowywanie kolejnych białych plam na literackiej mapie świata".

"Umocz wargi w kamieniu" Krystyny Rodowskiej to siódma obcojęzyczna festiwalowa antologia. Równie obszernej prezentacji poezji latynoamerykańskiej jeszcze w polszczyźnie nie było. Od wierszy tych najsłynniejszych, jak Vicente Huidobro, César Vallejo, Jorge Luis Borges, Pablo Neruda, Octavio Paz, José Emilio Pacheco, i tych trochę mniej znanych, jak Nicolás Guillén, Pablo Antonio Cuadra, Nicanor Parra, Gastón Baquero, Roberto Juarroz, Ernesto Cardenal, Eduardo Lizalde, po twórczość gości Portu: José Ángela Leyvy i Ambar Past.

Poetyckie czytania "piątego Beatlesa", jak zwykło się czasami nazywać pochodzącego z Liverpoolu Briana Pattena, obrosły już legendą. Ile prawdy jest w tych przekazach, przekonać się będzie można w sobotę 9 kwietnia w trakcie wieczoru z książką "Teraz będziemy spać, leżeć bez ruchu lub ubierzemy się na powrót" w przekładzie Jerzego Jarniewicza, Tadeusza Sławka, Piotra Sommera i Andrzeja Szuby, a także dzień później podczas Dziecinady z czytaniami z książek dla najmłodszych: "Skaczący Myszka" oraz "Słoń i kwiat".

Dla pochodzącego z Irlandii Michaela Longleya będzie to już druga festiwalowa wizyta. Tym razem towarzyszy jej książka "Od kwietnia do kwietnia". Poprzednie czytanie z Ciaránem Carsonem z 1998 roku zakończyło się piętnastominutową owacją na stojąco. Czy i teraz będzie podobnie? Autor przekładów, Piotr Sommer, wyróżniony przed rokiem Nagrodą Silesiusa za całokształt twórczości, zaprezentuje także liczący blisko pięćset stron tom "Zapisy rozmów. Wywiady z poetami brytyjskimi".

Port nie potrzebuje specjalnej ustawy parytetowej, by uwzględniać w programie kobiety. Od lat panie odgrywają tutaj zasadnicze role. W tym roku zarezerwowane zostały one dla poetek z Łotwy, Polski, Finlandii, Danii, Słowenii, Walii i Islandii. Ingmāra Balode, Julia Fiedorczuk, Sanna Karlström, Elżbieta Wójcik-Leese, Ana Pepelnik, Zoë Skoulding i Sigurbjörg Thrastardóttir pojawią się we Wrocławiu już 4 kwietnia. W przestrzeni miejskiej realizować będą szereg projektów, których owoce zaprezentują drugiego dnia festiwalu.

Mimo że impreza w nazwie ma festiwal literacki, a nie poetycki, to od lat kojarzona jest głównie z liryką. Od tego roku jest szansa, że Port będzie postrzegany także jako przystań dla epiki. Wszystko za sprawą aż ośmiu premierowych książek prozatorskich; wśród nich m.in. świetnie przyjęty debiut muzyka Indigo Tree Filipa Zawady "Psy pociągowe", "Warzywniak" Krzysztofa Jaworskiego, a także "Sanatorium" Rafała Wojaczka, którego publikacja była niewątpliwie jednym z największych krajowych wydarzeń wydawniczych ostatnich miesięcy.

Mało znaną powieść Rafała Wojaczka przeczyta na otwarcie drugiego dnia festiwalu wnuk autora Radosław Janus. W trakcie tego samego spotkania fragmenty książki "Świetliste" swojego dziadka przeczyta Maciej Falkiewicz. "Liryczna baśń ze złoceniami", jak określił swój poemat Andrzej Falkiewicz, to jedna z dwóch książek, nad którymi autor pracował w ostatnich latach życia. "Świetliste" ukazuje się zaledwie osiem miesięcy od śmierci męża Krystyny Miłobędzkiej.

Książki, które towarzyszą Portowi, mogłyby z powodzeniem wypełnić plany wydawnicze kilku oficyn. Na początku był festiwal, dopiero później Biuro Literackie, które powołane zostało, by zarządzać portowymi projektami wydawniczymi. Nie inaczej jest i teraz. Kolejne inicjatywy książkowe są wsparciem dla festiwalowych pomysłów i wydarzeń. W tym roku swoje premiery mają dwie nowe serie wydawnicze: "Teatr" (w której ukazuje się "Kartoteka: reprint") oraz "44. Poezja polska od nowa".

Za sprawą drugiego z tych projektów na wrocławskim festiwalu usłyszeć będzie można w tym roku twórczość Władysława Broniewskiego, Marii Konopnickiej i Adama Ważyka w autorskich wyborach i interpretacjach Dariusza Suski, Piotra Matywieckiego i Andrzeja Sosnowskiego. W Porcie nie zabraknie także tradycyjnych już "Dożynek". Wiersze zebrane tym razem przygotowała trójka autorów: Mariusz Grzebalski, Dariusz Sośnicki oraz laureat Nagrody Nike z 2009 roku Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki.

Wśród premierowych książek poetyckich znalazły się m.in. tomy: "Rtęć" Bogusława Kierca, "Wylinki" Joanny Mueller, "Modrzewiowe korony" Bianki Rolando, "Pół" Marcina Sendeckiego i "Nocne życie" Bohdana Zadury. Czytania nowych wierszy zapowiadają się naprawdę atrakcyjnie. Wystarczy choćby zobaczyć skład finałowego sobotniego wieczoru: Wojciech Bonowicz, Roman Honet, Marta Podgórnik i książki "Polskie znaki", "piąte królestwo" i "Rezydencja surykatek".

Tradycyjnym dopełnieniem dla literatury w Porcie jest muzyka. I w tym przypadku organizatorzy przygotowali kilka nowości. Dotąd na festiwalu dominowali artyści rockowi i jazzowi. Teraz Port otwiera się na nowe gatunki i tworzy odrębną imprezę Port Songwriter Festiwal. Entertainment For The Braindead z Niemiec, João z Portugalii, Vuk z Finlandii oraz Indigo Tree zagrają koncerty oraz zajmą się oprawą muzyczną czytań, która dotąd zarezerwowana była dla jednego wykonawcy.

Zamiast na bilbordach, w prasie czy też telewizji imprezę częściej widać było na ulicach Wrocławia w ramach różnych niekonwencjonalnych działań, by wspomnieć chociażby łódki, które pojawiły się w parkach i na skwerach w 2008 roku. Podobnie będzie i teraz. Już w połowie marca na Placu Grunwaldzkim uruchomiony zostanie dla podróżnych MPK przystanek literacki. Tuż przed Portem w wielu miejscach Wrocławia pojawią się... szafki kartoteczne nawiązujące do wydanych rękopisów "Kartoteki" Tadeusza Różewicza.

Która ze znaczących imprez kulturalnych może pozwolić sobie na brak patronów medialnych? Port Wrocław decyduje się na taki krok, wierząc, że dobra literatura obroni się sama i nie potrzebuje sponsorowanych tekstów w poczytnych dziennikach i miesięcznikach. W czasach, w których wszystko kojarzy się nam z wszechobecną reklamą, taka postawa to także forma uwiarygodnienia podejmowanych działań.

Celnie pisze o tym w towarzyszącym festiwalowi "Dzienniku Portowym" Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz: "Po twarzy to można rozpoznawać sezonowe sławy. Poetę zaś należy rozpoznawać po wierszach". Port nie ma w tym roku także głównego hasła czy motywu przewodniego (o który najczęściej pytali w latach ubiegłych dziennikarze), a poszczególne imprezy na plakatach najczęściej sygnowane są nazwiskami autorów oraz tytułami ich książek.

Port odbywa się we Wrocławiu po raz ósmy. Tym samym zrównuje się pod względem ilości edycji z Legnicą. Na budżet festiwalu składa się głównie dotacja Miasta Wrocławia, środki własne Biura Literackiego oraz dotacja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach obchodów Roku Tadeusza Różewicza. Impreza realizowana jest przy współpracy z Instytutem im. Jerzego Grotowskiego w Studiu na Grobli, w którym odbywać się będą wszystkie wydarzenia. Partnerem Portu jest także Miejska Biblioteka Publiczna we Wrocławiu.

Jedna z najczęściej powtarzanych opinii o Porcie mówi, że wrocławski festiwal jako jeden z niewielu "tworzy historię literatury". Zamiast zapraszać mainstreamowych artystów, woli stawiać na twórców "chadzających własnymi ścieżkami". Każde wydarzenie pozostawia po sobie trwały ślad: książkę albo nagranie. Port to także autentycznie otwarte dla tak wielu pisarzy miejsce. Czytało tutaj już ponad 200 twórców, a w tym roku (podobnie jak podczas poprzedniej edycji) większość stanowić będą Ci, którzy zawijają do Portu po raz pierwszy.

A wszystko to za darmo, bez biletów czy wejściówek, m.in. dla takich osób jak Zuzanna Witkowska, która w "Dzienniku Portowym" pisze: "Od dziewięciu lat co roku niecierpliwie czekam na oficjalne ogłoszenie daty festiwalu Port Wrocław, a niegdyś Portu Legnica - żeby wszystkie moje plany dostosować do tego wydarzenia, załatwić potrzebne urlopy, przełożyć spotkania, odwołać wyjazdy. Jest to dla mnie święto w pełnym tego słowa znaczeniu, święto ważniejsze od wszelkich na czerwono wytłuszczonych dni w kalendarzu".

Oficjalna strona 16. edycji festiwalu literackiego Port Wrocław znajduje się TUTAJ
Źródło: informacja prasowa.

Zapowiada się naprawdę wielkie święto literackie. Co roku Burszta zaskakuje, ale w tym roku przeskoczył chyba samegos iebie. Najbardziej się cieszę z tej antologii poezji latynoamerykańskiej, ponieważ ostatnio bliskie mi są tamte rejony literackie. A jeszcze Tkaczyszyn _Dycki i Marta Podgórnik i Piotr Sommer i, i ,i ...Już odliczam dni :)))).

sobota, 26 lutego 2011

ETER-STRACHY NA LACHY

Dziwny to był koncert. Połączenie starego z nowym. Strachy zagrali obowiązkową „Piłę tango”, Raissę” i „Żyję w kraju” i „Radio Dalmaciję”. Oczywiście było „Moralne salto” i „Czarny chleb i czarna kawa”- utwory, które są stałymi punktami na set liście, ale Grabaż tym razem zrobił fanom niespodziankę. Zagrali stare utwory, których nie słyszałam nigdy na koncercie- „Paint it black” i „Nim wstanie dzień”. Było też moje ukochane „A my nie chcemy”. Ale jakoś ten koncert gdzieś mi przez palce przeleciał. Chłopaki byli w świetnej formie, jak zwykle, ale ja chyba nie byłam w formie.  Ale za to po koncercie...Ech, kulisy, kulisy :).:
 Justyna i Maniek i ja
 Lo, Justyna i Ada i ja
 Drabina wariatów (Justyna, ja i Kozak)
 Najlepsza ekipa koncertowa :)

czwartek, 24 lutego 2011

To już jutro


Tak, czekam już na ten koncert i czekam. Bilet od dwóch miesięcy wisi nad biurkiem, ale jakiś taki niekoncertowy nastrój mam. A przecież nie tylko Strachy będą grali, ale też Świetlicki ze Świetlikami będzie. Ech. Ale się stęskniłam za Chłopakami i mam nadzieję, że na koncercie poczuję klimat. Wprawdzie Grabaż zapowiada jakieś niespodzianki.

środa, 23 lutego 2011

Książki do wymiany

Zrobiłam mały porządek w swoich zbiorach i znalazłam kilka książek, które chętnie wymienię na jakieś inne. A oto stosik wymiankowy:
Od dołu samego, do samej góry idzie to tak:
1. Marcin Wilk "W biegu...książka podróżnicza"
2. Bernhard Schlink "Koniec tygodnia"
3. Barry Forshaw "Steig Larsson. Mężczyzna, który odszedł za wcześnie"
4. Mathias Malzieu "Mechanizm serca"
5. Olga Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych"
6. Tomasz Kwaśniewski "Dziennik taty"
7. Max Cegielski "Oko świata"
8. Julie Powell "Julie & Julia"
9. Michael Ende "Momo"
10. M.Vargas Llosa "Jak ryba w wodzie"
11. Jean Rolin "I ktoś rzucił za nim zdechłego psa"
12. "Islandia. Przewodnik nieturystyczny"
13. "Trójmiasto. Przewodnik Krytyki Politycznej"

 Tyle wygrzebałam książek, które chcę puścić w świat. Ktoś zainteresowany wymianą? Proszę o propozycje w komentarzach.

wtorek, 22 lutego 2011

Czapka łączy ludzi


Zimno wszędzie, mroźno wszędzie, co to będzie, co to będzie? Ano, jak tak dalej pójdzie, to choróbsko będzie, bo ja nieprzystosowana do takich temperatur. Co z tego, że po pracy lezę prościutko do domku, opatulona po sam czubek głowy, śmigam w mojej zajączkowej czapeczce. O, a propo czapeczki...Bo już dawno miałam o niej napisać, ale jakoś tak czasu brakowało na takie pierdy, ale właśnie dziś nadejszła wiekopomna chwila i...Wiem, wiem, pisać o czapce- no kto to widział? Dziwny temat (ale nie dziwniejszy niż temat reportażu Rolina, dotyczący zdziczałych psów- recenzja poniżej). Otóż, czapa jest trochę, hmmm, nietypowa. Zresztą, co ja będę ją opisywać, sami sobie popatrzcie.
Jako model podczapkowy posłużył mi mój Miś Edi.
A jeśli o czapkę chodzi...Ma na imię Malwina- tak, są na świecie ludzie, którzy nadają imiona wszystkiemu, co się porusza lub i się nie porusza, a co! Ale wracając do Malwiny... Spodobała mi się od pierwszego przymierzenia. Cieplutka, włochata i do tego ten kolor! Wiedziałam, że już jest mi pisana. A akurat zbliżały się święta Bożego Narodzenia, więc niewiele myśląc, napisałam list do św. Mikołaja, by mi Malwinkę pod choinką zostawił. A ponieważ dziecko było grzeczne przez cały boży roczek, to Malwinkę dostało. I od tej pory się z nią nie rozstaje. A ludzie...No tak, ludzie się do mnie uśmiechają. Ile już miałam sympatycznych sytuacji przez Malwinkę! I Edziu doszłam do wniosku, że czapka łączy ludzi. To fakt. Przykład? Idę sobie  ulicą z Malwiną na głowie, a tu Starsza Pani się zatrzymuje: „Jak piękna czapka, jaka kolorowa. Bo wie pani, w dzisiejszych czasach wszystko takie nijakie i szare, ludzie się nie uśmiechają, a pani z tą czapką, tyle kolorów na ulicę wnosi” No i jak tu nie fruwać po takim komplemencie? Zaczepia mnie wiele osób, mówiąc, że fajowa czapa, że słodka, że rozkoszna, przystają , zagadują, a mi się na duszy raźniej robi, że jednak nie jesteśmy tacy zamknięci, tacy nieśmiali i jednak do tego drugiego człowieka potrafimy się zwrócić z dobrym słowem. Ale wiecie, co jest najfajniejsze? Ludzie się uśmiechają. Poważnie! Wszyscy, których mijam! A wiecie co robię? Kolekcjonuję sobie takie uśmiechy i w taki zimowy wieczór, jak wyciągam je ze wspomnień, to troszku cieplej się robi. 
A Czesio też znalazł swój koci sposób na zimno- można i tak :)


niedziela, 20 lutego 2011

Jean Rolin "I ktoś rzucił za nim zdechłego psa"

Trudno, naprawdę trudno jest znaleźć oryginalny temat reportażu. Trudno, naprawdę trudno jest znaleźć oryginalny temat reportażu i przekazać go w sposób wciągający, jak najlepsza powieść. Ale są jeszcze tacy, którym pomysłów nie brakuje. Co więcej, są tacy, którzy swe wariackie pomysły potrafią zrealizować. Bo kto to widział, żeby pisać książkę o bezdomnych psach, których, jak się okazuje, pełno jest wszędzie?
Jean Rolin, francuski dziennikarz, wsiadł w samolot i ruszył tropem „feralnych” psów. „Feralnych”, czyli takich, które ze zwierząt domowych wróciły do stanu dzikości. Podróż, w którą reporter zabiera czytelnika jest chaotyczna i czasami ciężko nadążyć za autorem. Jedziemy zatem do Aten, by tam posłuchać opowieści o „czystce”, którą zleciły władze miasta, by przed igrzyskami olimpijskimi wytępić snujące się zdziczałe czworonogi, a za chwilę zostajemy rzuceni do Meksyku, gdzie po wysypiskach śmieci i na cmentarzach włóczą się bezpańskie zwierzęta. Rolin zabiera nas również do Moskwy, Libanu, Rumunii, Australii i Bóg sam jeden raczy wiedzieć gdzie jeszcze, bo nazwy wiosek, które pojawiają się w książce trudno znaleźć na mapie.
Książka Rolina nie jest typowym reportażem, to gatunkowy metys, który ma w sobie domieszkę traktatu, gawędy, eseju oraz powieści podróżniczej. Francuski reporter przemierza nie tylko kraje w poszukiwaniu swoich „feralnych” bohaterów, ale zakrada się również na tereny literatury, by dowieść, że problem zdziczałych psów istniał już w starożytności. W Biblii, czy też w „Iliadzie” psy były symbolem klątwy, wokół nich unosiła się aura śmierci, co widać również w dzisiejszych czasach. Rolin opisuje współczesne sceny wojenne, ale skupia się przede wszystkim na zachowaniu psów, których hordy wałęsają się wśród trupów i żerują na nich. Zaglądając do literatury, zahacza również o pozycje naukowe, przedstawia różne teorie, powołuje się na Coppingera, który wysnuwa hipotezy dotyczące pochodzenie psa udomowionego.
Rolin próbuje ugryźć swój temat z różnych stron, zapędza się na tereny socjologii, filozofii, polityki i historii, więc książka wydaje się być rzetelnie przygotowaną publikacją. Jest jednak coś, co mi ciągłe przeszkadzało przy czytaniu tego reportażu to zbyt mocno najeżony kolokwializmami język. Ale być może nieliteracki temat potrzebuje nieliterackiego języka?

Jean Rolin, I ktoś rzucił za nim zdechłego psa, przeł. Wiktor Dłuski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

sobota, 19 lutego 2011

E.K Trimberger "Nowa singielka"

 
Czy można być pięćdziesięciokilkuletnią singielką, kobietą spełnioną i pełną radości życia? Co tak naprawdę oznacza pojęcie „singlowanie”? Jak sobie poradzić z narzucanymi przez kulturę stereotypami, które utrwalają obraz szczęśliwej egzystencji jedynie u boku tej mitycznej „drugiej połówki”? A co z innymi intymnymi związkami, które budujemy? Czy żyjąc w stałym związku też jestem singlem? Na te i inne pytania związane z życiem w pojedynkę próbuje odpowiedzieć E. Kay Trimberger w swej książce „Nowa singielka”.
Ellen Kay Trimberger jest znaną w USA socjolożką i feministką. W latach dziewięćdziesiątych podjęła pierwsze próby badawcze dotyczące zjawiska singlowania. W tym celu zgromadziła grupę czterdziestu sześciu kobiet pomiędzy trzydziestym a sześćdziesiątym rokiem życia, które różniły się między sobą kolorem skóry, rodzajem wykonywanego zawodu, preferencjami seksualnymi oraz środowiskiem rodzinnym, z jakiego się wywodzą. Taka różnorodność doświadczeń, jak pisze badaczka, pozwoliła jej zgromadzić materiał reprezentatywny dla wielu Amerykanek. Tym, co łączyło wszystkie respondentki była ich przynależność do mieszczańskiej klasy oraz oczywiście status singielki. Trimberger przerwała jednak w latach dziewięćdziesiątych wywiady, ponieważ nie znalazła wówczas ani jednej zadowolonej ze swego życia kobiety. Po niemalże ośmioletniej przerwie pisarka powróciła do badań. Zaskoczyła ją zmiana świadomości, która nastąpiła wśród jej respondentek. „Nowa singielka” jest efektem owych ekspertyz naukowych.
W swej publikacji badaczka porusza kilka istotnych problemów, ale z góry deklaruje, że zdaje sobie sprawę z tego, iż jej analizy jedynie naświetlają omawiane zjawisko. Książka ma być bowiem przyczynkiem do dyskusji, Trimberger chce zmusić czytelnika do zadawania pytań, zmierzenia się ze stereotypami narzucanymi przez kulturę: Jeśli masz więcej niż trzydzieści pięć lat i nie jesteś z nikim związana na stałe, łatwo można- żyjąc we współczesnej kulturze- zinternalizować przekonanie, że nie potrafisz kochać, jesteś neurotyczką i osobą z „problemami. Ten przekaz kulturowy jest dodatkowo wzmacniany przez wpływ rodziny i przyjaciół”. Zarzuty przeciwko schematycznym poglądom pojawiają się niemalże w każdym rozdziale książki.
„Nowa singielka” nie jest pozycją stricte naukową, książkę można by raczej umieścić w szufladce z publikacjami popularnonaukowymi, chociaż- po co etykietować? Tekst tworzą historie kobiet, które zgodziły się opowiedzieć socjolożce o swoich doświadczeniach związanych z budzeniem się nowej świadomości. Trimberger stara się, by ukazywane przez nią opowieści nie były zbiorem suchych faktów, umiejętnie nakreśla portrety swych bohaterek, tworząc w ten sposób zbiorek quasi- opowiadań, napisanych zgrabnym językiem. Niektóre z tych miniatur są wstrząsające, inne z kolei wzruszają (np. losy Diane Epsten, która zmarła na raka), jeszcze inne prowokują swym kontrowersyjnym charakterem. Spoiwem  wszystkich historii jest walka o uwolnienie się spod wpływu norm kulturowych, które wpajają nam, że warunkiem szczęśliwego życia jest stały związek. Respondentki wyszły z tej konfrontacji zwycięską ręką, ale potrzebna im była do tego zmiana świadomości, która dokonać się musiała na wielu poziomach.
Książka Trimberger ma przejrzystą konstrukcję, każdy rozdział poświęcony jest jednemu problemowi. Socjolożka rozprawia się m.in. z mitem „pokrewnej duszy”, wskazuje na alternatywne związki, w które wchodzą współczesne singielki, opisuje sieci, jakie tworzą wokół siebie osoby świadomie wybierające życie poza stałym związkiem. Badaczka dotyka również problemu samotnego macierzyństwa oraz zaspokajania potrzeb seksualnych. Wypowiedzi respondentek są często zaskakujące i trudno pokusić się o uniwersalizację, czy też o jakiekolwiek poważne tezy naukowe. Bo i nie taki był cel autorki. Te historie mają stać się dowodem na to, że kobieta świadomie wybierająca życie bez stałego partnera, tudzież partnerki, może wieść harmonijną i przepełnioną szczęściem egzystencję.
           
E.Kay Trimberger, Nowa singielka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008.