W kwietniu, podczas
20. Portu Wrocław Artur Burszta, szef Biura Literackiego, lampką szampana
żegnał się z Wrocławiem. Port wyruszył w świat, by zaszczepiać w ludziach
miłość do poezji. Działalność Biura
bowiem nie ogranicza się jedynie do Miasta Spotkań, tu jedynie znajduje się
siedziba redakcji.
Dla Biura nadszedł
czas zmian i podsumowań. Po sześciu latach urzędowania w Przejściu Garncarskim
redakcja się przeprowadza, a w związku z tym trzeba się ładnie pożegnać z
dotychczasową siedzibą. Z tej okazji Artur Burszta zaprosił wszystkich chętnych
do spędzenia andrzejkowego weekendu w murach redakcji. Jak tu nie skorzystać z
takiego zaproszenia?
Już przy samym
wejściu niespodzianka- Rarytasy bez kasy, czyli taka akcja, żebyś dał piątaka,
a wtedy będziesz mógł wybrać sobie książkę, a kolejne dwie wybierasz za friko.
A było w czym wybierać! Niestety, nie mogłam sobie pozwolić na szaleństwa, bo
akurat godzinę wcześniej wydałam piątaki na książki, z których dochód wesprze Fundację
Wrocławskie Hospicjum Dla Dzieci (o kiermaszowych akcjach Fundacji pisałam
wczoraj), ale połakomiłam się na wiersze mojego ukochanego Eugeniusza
Tkaczyszyna - Dyckiego, a do tego dobrałam tomik Anny Kamieńskiej w wyborze
Bogusława Kierca oraz Marię Pawlikowską-Jasnorzewską w wyborze Marty Podgórnik.
Po zakupach
zasiadłam w wygodnym fotelu wśród chmary dzieciaków. Bo oto na poduszkowej
scenie ukazał się mój ulubieniec - Kazio Sponge, a wraz z nim rewelacyjna Anna
Markowska-Kowalczyk oraz dotrzymujący im towarzystwa Jakub Kowalczyk.
Jakub Kowalczyk, Anna Markowska-Kowalczyk, Kazio Sponge |
Oczywiście, Kazio
rozrabiaka był w najlepszej formie. Tym razem miał spać. A raczej dać się
ululać do snu pod wpływem czytanych przez Jakuba wierszy zebranych w wydanych
przez Biuro „Sposobów na zaśnięcie" (TUTAJ możecie sobie przeczytać moje
wrażenia po lekturze tej książki). No,
nie udało się. Ostatecznie pospał się Jakub, wymęczony przez Kazia (bo to
najlepszy sposób na dorosłych, wymęczyć ich, wyskakać i wtedy nie każą iść
spać, a sami ze zmęczenia padają). Dzieciaki były zachwycone i zupełnie
spontanicznie na koniec rozpętały poduszkową wojnę.
Po szaleństwach,
śmiechach-chichach, przyszedł czas na rzeczy dla dorosłych. Na scenie pojawili
się prof. Andrzej Zawada, moderator rozmowy oraz goście: redaktor Jan Stolarczyk,
wieloletni sekretarz Tadeusza Różewicza i prof. Jacek Gutorow, który dokonał
wyboru i opatrzył posłowiem pośmiertny tom wierszy Tadeusza Różewicza pt. „Zniknąć".
Jan Stolarczyk, prof. Andrzej Zawada, prof. Jacek Gutorow |
Jacek Gutorow od 25
lat czyta Różewicza. Uważa go za poetę ekspanywnego, mieszącego wątki, tego,
który chciał wyjść z poezji. Pan Tadeusz
był prorokiem- wyjaśnia profesor- przepowiedział
dewaluację słowa, w jego poezji wątek milczenia jest jednym z najważniejszych.
Skracać, ciąć byty niepotrzebne, to była metoda
Różewicza - uzupełnia redaktor
Stolarczyk, który opowiedział wiele ciekawych anegdot podczas spotkania, m.in.
o tym, jak podpuszczał poetę, który niechętnie wydawał swoje wiersze. A było to
tak. Różewicz pisał swoje utwory wyłącznie ręcznie, a potem czytał je
redaktorowi. Gdy się tak uzbierało tych liryków z 50, 60, 70, to Jan Stolarczyk
wił się i zastanawiał, jak je przerobić na książkę.
-Panie Tadeuszu, co
z tą nową książką?
- Ale jaką książką?
- No, tą, która
jest już ułożona.
- Nie będzie żadnej
książki!
- Ale Miłosz wydał już
dwie w tym roku...
- To sobie idź do
Miłosza!
Z rozmowy
dowiedziałam się, że Różewicz był człowiekiem komedii dell'arte, jak określił
go jego wieloletni sekretarz. Z jednej strony potrzebował ludzi i kontaktu z
drugą osobą, a z drugiej strony był powściągliwy emocjonalnie. Nie śmiał się,
on się uśmiechał i to był uśmiech życzliwości, bo poeta wychodził ze świata
sakralnego. Mimo że głosił odejście Boga, był przekonany, ze Bóg zostawił
Jezusa, jako swojego namiestnika. Dyskutanci zauważyli, że bardzo mało jest
opracowań dotyczących postaci Chrystusa w twórczości Różewicza, a to jest jeden
z istotnych wątków tej poezji.
Niestety, na tym
spotkaniu musiałam zakończyć swój pobyt w Biurze, choć atrakcji zawartych w
programie było mnóstwo. Gdyby zdrowie pozwoliło na pewno wybrałabym się na
czytania, które zawsze lubiłam, a tym razem swoje wiersze mieli przypomnieć
m.in. Darek Foks, Łukasz Jarosz, Katarzyna Fetlińska i Jerzy Jarniewicz. Najbardziej
jednak żałuję, że nie udało mi się dotrzeć na koncert Destylatora i zobaczyć
Artura Bursztę w roli frontmena wyśpiewującego w punkowym klimacie wiersze
Juliana Tuwima.
Zamiast się kurować, to się kulturalnie szlajasz... :)
OdpowiedzUsuńA bo musiałam zobaczyć Kazia i redaktora Stolarczyka, ale już później skapitulowałam i grzecznie wróciłam do domku. Szlag mnie trafia, przez te wszystkie moje choróbska tyle fajnych rzeczy mnie omija. Ale oby do stycznia :)
Usuń