Autorka: Sylwia
Chutnik
Tytuł: Jolanta
Wydawnictwo: Znak
literanova
Seria: Proza PL
Rok wydania: 2015
Posłuchajcie smutnej opowieści, to, co wam opowiem, w
głowie się nie zmieści* - tak rozpoczyna
swą balladę o samotnej Jolancie Sylwia Chutnik.
Jest koniec lat
osiemdziesiątych, Warszawa, blokowisko na Żeraniu, w którym mieszkają rodziny i
pracownicy Fabryki Samochodów Osobowych. Z okien rozciąga się widok trzech
kominów. Bohaterka lubi się w nie wpatrywać, to jedyny element w jej życiu,
który nie przemija.
Jolantę opuścili
wszyscy. Najpierw ojciec. Porzucił rodzinę, bo już nie mógł wytrzymać z matką,
której coraz bardziej odbijało po wypadku.
Potem odeszła
matka. Do wieczności odeszła. Po wypadku samochodowym, w którym mało co nie
zabiła męża i dzieci, wycięto jej wszystkie kobiece organy. Smutki topiła w
alkoholu i broniła prawa do picia jak
niepodległości. Jeszcze Polska nie zginęła, póki my pijemy. A Jolanta bawiła
się pustymi butelkami jak kręglami.*
Jako ostatni
odszedł Piotr- brat. Uciekł za granicę, zarabiał, od czasu do czasu wracał do
domu, ale tylko po to, by dać do zrozumienia, że nic go w Polsce nie trzyma.
Być może ułożył sobie życie i udało mu się odciąć od traum dzieciństwa. Choć
wątpię.
Jolancie się nie
udało. Na wakacjach po maturze poznała Andrzeja, chłopaka ze wsi, z którym
zaszła w ciążę. Pierwszy raz miała już za sobą, dzięki panu Waldkowi,
sąsiadowi, u którego brat zostawił jej klucze od domu. Ale traumy trzeba
odrzucić na bok: Nie mówić, nie ufać, nie
odczuwać* - tak jest bezpiecznie.
Cóż więc było
robić? Ślub, przeprowadzka do Warszawy i zbyt szybkie wejście w dorosłe życie. Andrzej
był zaradny, rodzinny, nieba uchylał Jolancie, żyły wypruwał dla rodziny, tylko
szkoda, że niezbyt legalnie.
A Jolanta?
Zapuściła się. W jednej sukience chodziła, dwa razy wchodziła na dach, ale
wracała do domu, do córeczki Jadwigi i do sąsiadki, która piekła ciasta i
namiętnie oglądała Kaszpirowskiego. Ręce, które leczą. Okazało się, że duszy
uleczyć nie mogą.
Smutna to opowieść,
bez perspektyw na happy end. Chutnik dokłada coraz to nowe traumy do biografii
swej bohaterki, kobiety, która od dziecka wszystko tłumiła w swoim wnętrzu: Powiedzcie coś! - krzyczała w duchu do
rozwodzących się rodziców - ale krzyczała
bezgłośnie, bo była wychowana do życia w ciszy. Wszystkie swoje uczucia
lokowała w ozdobnym pudełku i zamykała na kluczyk.*
Jolanta nie mogła
być szczęśliwa, bo sama sobie nie potrafiła poradzić z tłumionym od lat
strachem przed powieleniem rodzinnego wzorca. Jako dziecko widziała rozpad
małżeństwa swoich rodziców i choć Andrzej był w niej zakochany i chciał jedynie
mieć normalną rodzinę, ona nie potrafiła mu zaufać, zawsze gdzieś w
podświadomości bała się, że on ją opuści. Dlatego też nie potrafiła do końca
się zaangażować i sama siebie skazywała na ten najgorszy rodzaj samotności.
W dzisiejszych
czasach Jolanta być może wyszłaby z depresji, ale w końcówce lat
osiemdziesiątych psychoterapia nie była tak popularna. Bohaterka jest typowym
przykładem osoby z syndromami DDD i DDA ( Dorosłe Dziecko Dysfunkcyjne i
Dorosłe Dziecko Alkoholika). W dzieciństwie grała rolę dziecka we mgle,
wycofywała się, starała się być niewidzialna, w dorosłym życiu również nie
rzucała się w oczy. Wtapiała się w szary krajobraz blokowiska. Typowy dla osób
z DDD i DDA brak poczucia bezpieczeństwa i poczucie winy zżerają ją od środka.
Chutnik spełniła
obietnicę zawartą w pierwszym zdaniu. W swojej twórczości zawsze w centrum
umieszczała kobiety, ale te jakoś sobie z życiem radziły. Jolanta z góry jest
skazana na porażkę, bo nie potrafi poprosić o pomoc, bo nie jest świadoma, że
taką pomoc może otrzymać.
Do szpiku kości
mnie przeniknęła. Ta samotność, szarzyzna i bezsilność. Smutna to opowieść, w
głowie się nie mieści.
Cytaty oznaczone *
pochodzą z książki Sylwia Chutnik, Jolanta,
Wydawnictwo Znak literanova, Kraków 2015.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE |
Spodziewałam się, że dla "Jolanty" nie będzie happy-endu. Zastanawiam się, dlaczego autorka tak lubi smutne historie. Może po prostu są bliższe tzw. prawdziwemu życiu? Czy wtedy, w okresie transformacji, czy dziś - dużo jest pewnie takich "Jolant". Koniecznie muszę o niej przeczytać :-)
OdpowiedzUsuńUtkwiła mi w pamięci poprzednia książka Sylwii Chutnik, z okładką w kolorze neonowej fuksji i równie wesołym tytułem - "W krainie czarów". A w środku, dla odmiany, nie było wcale magii, tylko proza bardzo zwykłego życia. Autorka jest konsekwentna w swoim widzeniu szarości i bardzo ją za to lubię.
Tej przedostatniej książki, o której wspominasz, nie czytałam, ale czytałam poprzednie powieści Chutnik. W "Jolancie" jest wszystko, co Chutnik zawsze opisuje- Warszawa, zwykli ludzie, na pierwszym planie jest kobieta. Ale tym razem to chyba jej najsmutniejsza bohaterka, bo w "Atlasie kobiet" i w "Cwaniarach" tak szaro nie było. Sama się zastanawiam dlaczego ona tak tą Jolantę pokarała. Biedna dziewczyna, naprawdę mi jej żal. Takich Jolant jest miliony, ale dzisiaj większa szansa, że skorzystają z fachowej pomocy i nie skończą tak jak bohaterka Chutnik.
UsuńOj, taka historia chyba nie na jesienne depresyjne wieczory? :-) a poważnie mówiąc, lubię takie książki, ale bardzo dobrze skonstruowane, świetnie napisane, dobrze przekazane. Jeśli ta książka taka jest, to chętnie sięgnę po tę pozycję, pomimo jesiennej szarugi :-)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie na jesienne depresyjne wieczory. Jeżeli chodzi o konstrukcję, to spokojnie, Chutnik jest świetną pisarką, potrafi poprowadzić historię. Jest to niemal pozbawiona dialogów ballada, jeśli lubi ktoś gawędy, to mu się spodoba. A jeśli już wcześniej ktoś miał styczność z prozą Chutnik, też nie będzie zawiedziony, bo pisarka nie zmieniła stylu.
Usuń