Autorka: Aleksandra
Zaprutko-Janicka
Tytuł: Okupacja od
kuchni. Kobieca sztuka przetrwania
Wydawnictwo: Znak
Horyzont
Rok wydania: 2015
Okupacja od kuchni nie jest też próbą zgłębienia całej tematyki
dotyczącej kulinariów w czasach II wojny światowej (...) Skupiłam się na
określonym wycinku: na takim, który w moim odczuciu pozwala najpełniej oddać
codzienne rozterki i ukazać niezwykłą zaradność naszych babć i prababć. Kobiet,
dla których podczas wojny kuchnia stała się frontem*- wyjaśnia Aleksandra
Zaprutko-Janicka -historyczka i współzałożycielka portalu „Ciekawostki historyczne.pl".
Autorka skupia się
na miejscowościach leżących na terenach Generalnego Gubernatorstwa, a w
szczególności ma na uwadze Warszawę i Kraków. Wiadomo, że w mieście inaczej
zdobywało się jedzenie, nie było możliwości, tak jak na wsi, hodować kur, które
dawałyby jajka, czy też krów, dających mleko i mięso, chociaż...
Mężczyźni na
froncie, a kobiety w kuchni, tu i tu codziennie toczyła się walka o byt. Trzeba
było jakoś zdobyć jedzenie i czasami należało pozbyć się przesądów i innym
okiem spojrzeć na takiego gołąbka...
[źródło] |
Aleksandra
Zaprutko-Janicka zaczyna od sposobów zdobywania jedzenia. Opowiada o nowym
zawodzie szmuglera i odsłania jego tajniki, zagląda również na czarny rynek,
gdzie przedstawia czytelnikom kulisy nielegalnego handlu, przedstawia
okupacyjną rzeczywistość kartkową oraz metody uprawiania roślin jadalnych na
parkowych rabatkach. Czytając te wszystkie sposoby zdobywania pożywienia,
przychodziła mi na myśl banalna w takich wypadkach konstatacja- Polak naprawdę
potrafi. A Polka tym bardziej.
A to widać w
dalszych rozdziałach, które mnie najbardziej zaciekawiły. Dowiemy się z nich
np. że do zrobienia kawy wystarczy marchewka albo żołędzie, a fasola okazuje
się świetnym surogatem mąki i można z niej zrobić tort kasztanowy.
Ważna jest również
oszczędność, a wiadomo, że potrzeba jest matką wynalazku, więc nasze babki i
prababki kombinowały, by nie marnować drewna opałowego, używały dogotowaczy, a
i miały niezliczone pomysły na przechowywanie żywności.
W książce znalazło
się również miejsce dla kuchni świątecznej oraz rozdział o stołówkach
warszawskich powstańców, a wszystko bogato zilustrowane czarno-białymi
zdjęciami oraz ówczesnymi ulotkami i reklamami. Na końcu zaś rarytas-
kilkanaście przepisów z okupacyjnej stołówki.
Rzeczywiście, próba
ujęcia całościowo tematu kulinarnego w okresie II wojny światowej byłaby
przedsięwzięciem nie do wykonania. Aleksandra Zaprutko- Janicka nie miała
takich ambicji. Autorka jedynie dotknęła zagadnienia, a przy okazji pokazała
również codzienne życie w okupacyjnych miastach. Niezwykle ciekawe są anegdotki
o warszawskich i krakowskich kawiarniach, w których kawy nie było, ale za to
można było się czymś pożywić, o uprawianiu warzyw na klombach w parkach
miejskich, o próbach szmuglowania ton mięsa w zakamuflowanych w pociągach
szafkach. Jednak nic nie pobije pomysłowości pewnych podróżnych, którzy
przebrali świniaka w babskie fatałaszki i w ten sposób martwy knurek pozwiedzał
kawałek Polski zanim trafił na talerz.
Aleksandra
Zaprutko-Janicka, zbierając materiały do książki, korzystała z wojennej prasy,
książek i poradników kulinarnych wydawanych w latach okupacji oraz ze
wspomnień, które ludzie zamieszczali na założonym przez nią portalu. Jeżeli
więc po przeczytaniu książki będziecie czuli niedosyt, to na deser zapraszam na
„Ciekawostki historyczne.pl".
Cytaty oznaczone *
pochodzą z książki Aleksandra Zaprutko-Janicka, Okupacja od kuchni. Kobieca sztuka przetrwania, Znak Horyzont,
Kraków 2015.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE |
Bardzo podobało mi się to opracowanie, bo pokazało nie tylko kulinaria, ale i w jakimś sensie polskość - naszego ducha przetrwania i wrodzone kombinatorstwo, które akurat w tym okresie historii wyszło nam na dobre. ;) Cudowne jest to, że o rzeczach tak trudnych jak okupacyjny głód można pisać lekko i z humorem - to dodatkowy atut książki.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, książka jest lekka i nie przytłacza też ogromem informacji, wszystko jest wyważone :) A swoją drogą, to się zastanawiam, czy to rzeczywiście nasza narodowa cecha to kombinowanie, czy po prostu każdy człowiek ma instynkt samozachowawczy i w obliczu zagrożenia potrafi zrobić coś czego by się nie spodziewał. Ciekawe jak inne kraje sobie radziły z głodem podczas wojny.
OdpowiedzUsuńCzytuję sobie o tej książce i mam na nią ochotę :)
OdpowiedzUsuńja też miałam, bo uwielbiam czytać o kuchni
UsuńA ja chciałam napisać, że miałaś świetny pomysł z tym polecającym książki Oskarem. I genialne zdjęcie wybrałaś do tego celu :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję :) To znajomy mu taką fotkę pstryknął, a polecanki oskarowe dołączyłam, bo jak już mi "pomaga" czytać, to niech też ma swoje trzy grosze do dołożenia :)
Usuń