Autor: Stefan
Hertmans
Tytuł: Wojna i
terpentyna
Przekład: Alicja
Oczko
Wydawnictwo:
Marginesy
Rok wydania: 2015
Urbain Martien tuż
przed śmiercią przekazał swoje wspomnienia spisane drobnym pismem na ponad
sześciuset stronach swojemu wnukowi - Stefanowi Hertmansowi. Powierzając mi te zeszyty, prosił o opisanie
tego życia. Życia, które obejmuje niemal cały wiek i które zaczęło się na innej
planecie (...)Urodził się w 1891 roku, jego życie nie wydawało się niczym
więcej, jak przeskoczeniem przez siebie dwóch cyfr w roczniku (zmarł w 1981
r. przyp. mój). Między tymi dwiema datami
miały miejsce dwie wojny, tragiczne masowe rzezie, najbardziej bezwzględny wiek
w całej historii ludzkości, powstanie i upadek nowoczesnej sztuki (...).*
Hertmans ponad
trzydzieści lat zwlekał ze spełnieniem prośby dziadka, bo nie potrafił znaleźć
czasu na lekturę, ale w 2014 roku mijała setna rocznica Wielkiej Wojny. To
m.in. było mobilizacją dla autora, choć zdawał sobie sprawę, że w zalewie
publikacji, kolejne wspomnienia z linii frontu I wojny światowej mogą zostać
niezauważone.
Zaczął jednak
czytać i okazało się, że pamięć ludzka lubi płatać figle, bo to, co dziadek
opisał w zeszytach różniło się od jego opowieści przy herbacie, które
zapamiętał wnuk. Hertmans zaczął się zastanawiać nad fenomenem pamięci i
doszedł do wniosku, że jest ona czymś, co tworzy naszą tożsamość. O tym jest w
dużej mierze „Wojna i terpentyna".
Czym jeszcze jest
ta książka? Beletryzowaną biografią? Historycznym dokumentem? Rodzinną
historią? Pomnikiem wystawionym dziadkowi? hołdem dla sztuki? To też, ale dla
mnie przede wszystkim jest to niesamowicie poruszająca opowieść o różnych
obliczach miłości (rodzicielskiej, romantycznej, do sztuk), o okrucieństwie,
które wyzwala najgorsze instynkty, ale z drugiej strony potrafi zbudować silne
międzyludzkie relacje, o pasji i odkrywaniu własnego powołania, o wyrzeczeniach
w imię wyższych wartości, o upadku wzniosłych idei i konfrontacji z brutalną
rzeczywistością.
Hertmans
przedstawił historię Urbaina Martina w trzech częściach, ale tylko w drugiej
oddał głos swojemu dziadkowi, umieszczając jego dziennik bezpośrednio w
książce. Są to najbardziej wstrząsające fragmenty „Wojny i
terpentyny".
Urbain opisuje lata
1914- 1918, gdy walczył na froncie I wojny światowej. Opisy są bardzo
naturalistyczne, a niektóre sceny wręcz wywołują odruch wymiotny, czujemy
zapach gnijących ciał, widzimy rozstrzelane na strzępy ludzkie ciała, brzydzimy
się szczurów, które robią sobie uczty na zwłokach żołnierzy. Martien wyrzuca z
siebie wszystko z rozbrajającą szczerością. Uderza w tych zwierzeniach okrutne
traktowanie zwykłych żołnierzy przez przełożonych, a z drugiej strony
przyglądamy się jak w warunkach, na które nikt nie był przygotowany, wzmacniają
się ludzkie więzi.
Jest też strach,
który przeszywa do szpiku kości. I zaskoczenie, bo przecież uczono ich inaczej:
Przepełniało nas poczucie, że mamy
naprzeciw siebie wroga pozbawionego jakichkolwiek moralnych skrupułów. Ten
rodzaj prowadzenia wojny psychologicznej był dla nas czymś nowym, zostaliśmy
wychowani zgodnie z surowym wojskowym honorem, moralnością i kunsztem walki,
opanowaliśmy elegancką szermierkę oraz wykonywanie ćwiczeń ratunkowych,
nauczyliśmy się refleksji nad honorem żołnierza i ojczyzny. To, co tutaj
zobaczyliśmy, należało do innego porządku. Wywróciło do góry nogami nasze myśli
i uczucia, ze strachem w sercu czuliśmy, że staliśmy się innymi ludźmi,
gotowymi do wszystkiego, od czego wcześniej stroniliśmy.*
Sceny z okopów, w
których nie było czasu na pójście w ustronne miejsce, by załatwić swoje
potrzeby, zesztywniałe od krwi i
odchodów spodnie, rany i panika i ten obraz, gdy żołnierze widzą dziesiątki zwierząt-
kotów, psów, krów, koni- płynących rzeką, by uciec przed niebezpieczeństwem. To
zostaje w pamięci i kształtuje charakter dwudziestotrzyletniego młodzieńca.
Wcześniej jednak na
jego życie miało wpływ inne wydarzenie, o którym pisze Hertmans w pierwszej
części poświęconej młodości dziadka spędzonej w Gandawie.
Odwiedził swojego
kuzyna w miejscu jego pracy- fabryce żelatyny. Widok rozkładających się
zwierzęcych głów na brudnym dziedzińcu nie daje mu spokoju, uwiera go i otwiera
w nim nową przestrzeń. Chłopak zdaje sobie nagle sprawę z tego, że jedynym
pragnieniem, jakie ma w życiu, to nauka rysowania i malowania. Chciał robić to,
co jego ojciec- malarz kościelny.
Relacja Urbaina z
rodzicami jest bardzo bliska. Dziadek w swoich wspomnieniach przedstawia matkę
jako osobę zaradną i honorową, która dla jego ojca zrzekła się życia w luksusie
i poświęciła wszytko dla miłości. Piękna to historia, zawierająca w sobie walkę
z chorobą ukochanego, z biedą i tęsknotą.
Losy dziadka, jego
rodziców otwierają Hertmansowi kolejną płaszczyznę, którą umieścił w książce -
to konfrontacja jego własnych wspomnień z faktami, których dowiedział się z zapisków. Okazuje się, że przedmioty
również mają w niej swoje istotne miejsce. Nagle zegarek, który autor dostał w
prezencie na dwunaste urodziny i niefortunnie go roztrzaskał, ma swoją
historię, która po tylu latach wywołuje wyrzuty sumienia. A co z dziwnym
obrazem głowy czarnoskórego mężczyzny i otoczakiem z namalowanym cepeliowskim
widoczkiem? Tajemnice skryte w przedmiotach skłaniają do refleksji i stają się
brakującymi elementami dopełniającymi życiorys nie tylko dziadka, ale również
wnuka.
I jeszcze trzecia
część, w której poznajemy tragiczną historię miłości Urbaina i Marii Emelii. A
pomiędzy rozdziałami coś dla amatorów sztuki - analizy obrazów oraz technik
malarskich ilustrowane reprodukcjami.
„Wojna i
terpentyna" to wielopoziomowa powieść. Hertmans spełnił prośbę dziadka,
opisał jego życie, ale zrobił też coś więcej - wykorzystując prawdziwą
historię, stworzył jednocześnie uniwersalne dzieło, w którym zadaje pytania o
pamięć kształtującą naszą tożsamość, o to, co w życiu najważniejsze.
Cytaty oznaczone *
pochodzą z książki Stefan Hertmans, Wojna
i terpentyna, przeł. Alicja Oczko, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015.
Książka bierze
udział w Wyzwanie 2015- akcja dzieje się podczas wojny.
Intrygujące... Z pewnością sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńZaczęcam bardzo, choć nie polecam jej czytania podczas posiłków, opisy są tak naturalistyczne, że mogłoby się to skończyć hm...no, nie za bardzo literacko ;)
Usuń