Autorka: Wisława
Szymborska
Tytuł: Wszystkie
lektury nadobowiązkowe
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Wydawnictwa
wysyłają do redakcji gazet oraz periodyków literackich całe tony książek. Są
wśród nich tomiszcza rokujące na bestsellery i te, chętnie przez krytyków
recenzowane, trafiają na łamy gazet, ale są też książki z „dolnej półki",
po które ciężko się schylić. Ten pomijany przez recenzentów gatunek lektur od
niepamiętnych czasów zalega archiwa redakcyjne. A co do tego ma Szymborska?
Poetka była znana z
tego, że zawsze stawała po stronie skrzywdzonych, słabszych, pochylała się nad
pomijanymi rzeczami, a jej nieograniczona ciekawość świata prowokowała ją do
eksploracji niezbadanych zagadnień. Dlaczego więc nie zająć się odrzuconymi
książkami?
Nigdy nie przypominam sobie, żebym odrzucała jakieś
książki gorsze na rzecz lepszych, co zresztą widać do tej pory. Piszę „Lektury
nadobowiązkowe", bo uważam, że nawet najgorsza książka może coś dać do
myślenia w taki czy inny sposób: może dlatego, że jest zła, ale może dlatego,
że coś tam w niej jest, tylko się nie udało - mówiła Teresie Walas- W moim
życiu był zawsze straszny bałagan czytelniczy.*
To „coś"
poetka zawsze potrafiła dostrzec i wykorzystać. Informacje z lektur
wykorzystywała bowiem chętnie w wierszach. Czytała wszakże mnóstwo poradników,
leksykonów, słowników, książek naukowych z dziedziny biologii, fizyki, chemii, pasjonowały ją
książki historyczne, które stawały się pożywką dla bujnej wyobraźni noblistki.
Omawiała lektury starożytnych mistrzów, podczytywała wywody historyków
literatury, a nawet zaglądała do katalogów oraz praktycznych broszur
traktujących np. o budowie altanki.
Zapytacie- po co to
wszystko, po co poświęcać czas i energię na czytanie takich sierotek
literackich? Odpowiedź znajdziecie w jednym z felietonów, w którym Szymborska z
charakterystycznym dla siebie przymrużeniem oka wyjaśnia: Po co ja tę książkę czytam? (...) Czytam ją tylko dlatego, że już od
dzieciństwa gromadzenie niepotrzebnych wiadomości sprawiało mi przyjemność. A
zresztą czy to z góry wiadomo, co potrzebne, a co nie? Taka np. instrukcja, jak
wysłać żabę pocztą, żeby rześka i zadowolona zajechała do miejsca
przeznaczenia, w każdej chwili przydać się może w celach prywatnych lub
związkowych. (str.184/185).
Książki są w tych
tekstach traktowane instrumentalnie. Poetka, owszem, czasami skleci zgrabną
notkę recenzencką, ale przeważnie przeczytana lektura staje się pretekstem do
ironicznych komentarzy rzeczywistości, do zachwytu nad światem i człowiekiem,
do okazania szacunku dla historii i poprzednich pokoleń. Dzięki temu, gdy się
dobrze wczytamy w te urocze felietony, dostrzec możemy autoportret, który
Szymborska wpisuje między zdania. Portret dobrze nam już znany - osoby, która z
dziecięcą ciekawością patrzy na świat i z ciepłą ironią go komentuje. To taka swoista czytelnicza autobiografia.
We „Wszystkich
lekturach nadobowiązkowych" znajduje się 370 tekstów drukowanych od 1967
roku najpierw w „Życiu Literackim", później w „Piśmie" i „Gazecie
Wyborczej". Wydanie jest uzupełnione 192 felietonami, które nie były
wcześniej publikowane. To gratka nie tylko dla miłośników twórczości
Szymborskiej, ale również rarytas dla tych, którzy chcą pisać o książkach, a
nie wiedzą jak. A gdzie mają szukać natchnienia i wskazówek, jak nie u
najwybitniejszych? Wszakże pisać uczymy się, czytając.
* Anna Bikont,
Joanna Szczęsna, Pamiątkowe rupiecie.
Biografia Wisławy Szymborskiej, Znak, Kraków 2012, str. 145.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE |
I mnie "Lektury..." zachwycają :) dozuję po jednym tekście na dzień, od święta czytam dwa. Raz, że przyjemne, dwa, że i tak nie mogłabym teraz wygospodarować więcej czasu. Ale podoba mi się, że właśnie z tą książką spędzę rok ;)
OdpowiedzUsuńja też się nią delektowałam, ale nie potrafiłam sobie czytać po jednym tekście, bo mnie czasami tak wciągnęło, że jak się już rozpedziłam, to się zatrzymać było trudno. Kocham Szymborską pod każdą postacią, a lektury czytałam już wcześniej, teraz miałam powtórkę z rozrywki, a do tego jeszcze poznałam niepublikowane dotąd teksty :)
Usuń