[źródło zdjęcia] |
Każdy z tych gejów miał przyjaciela i kiczowate
mieszkanko pachnące środkami czystości. Zabawy na tych imprezach były na
przykład takie: konkurs, kto zje papryczkę piri-piri. Dianka marzyła o Alfim.
Bycie kurwą na ulicy jawiło jej się jako zawód niebezpieczny, lecz pełen
przygód, coś jak życie marynarza na okręcie. A tu ciepełko i nuda, puste
smolotki, banalne żarty, papierosy palone na balkonie, przed wyjściem na który
trzeba było ściągnąć buty, żeby nie ubrudzić parkietu. Ci ludzie byli ulepieni
z jakiejś innej gliny niż ona. Te ich jakieś rasowe koty, te ich designerskie
filiżaneczki! Oni faktycznie mogli - jak w tych reklamach w telewizji -
dyskutować o wyższości jednych tabletek do zmywarek nad drugimi. Oni nie
oczekiwali niczego poza kasą i bezpieczeństwem. di czuła, że grzęźnie w piekle,
w więzieniu wyściełanym różowymi dywanikami, pachnącym odświeżaczem powietrza,
pachnącymi suszkami w woreczku z Ikei... Te mieszkania i ci geje. Wszystko
jakieś gejowskie. Jak podają kawkę, to zaraz w filiżaneczkach z napisem
„ciocia-cola".
Michał Witkowski, Fynf und cfancyś, Znak literanova, seria
Proza.PL, Kraków 2015, str. 51.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.