Przesiedział tak cały ranek. Dopiero koło południa
zszedł na dół i przespacerował się przez centrum. Zaskoczyła go różnica klimatu
ulic Warszawy i Lwowa. W Warszawie wyczuwało się opór, bunt, krnąbrność wobec
represji okupanta, demonstrowanie na każdym kroku wrogości wobec Niemców,
chodzenie z podniesioną głową; Lwów jakby lekceważył najeźdźcę, jakby go
ignorował i traktował jak powietrze, jakby wzruszał ramionami i mówił: nie
takie rzeczy tu widzieliśmy i trzeba było przetrwać, nie takie języki tu słyszeliśmy
i mówiliśmy nimi: polskim, ruskim, żydowskim, węgierskim, ormiańskim, rumuńskim
i chociażby waszym, niemieckim. Tylko, że my tu kiedyś delektowaliśmy się
językiem Goethego, Heinego, Tomasza Manna, a wy szczekacie wulgarnym dialektem
monachijskich piwiarni, dlatego traktujemy was jak hołotę, która może najwyżej
wynosić gnój z naszych stajni. Pomyślał, że mogło to także wynikać z różnicy
humorów i folklorów: warszawski był bezczelny, knajacki, taki, co to majchrem
po żebrach pojedzie dla kawału, lwowski dobrotliwy, ścichapęk, finezyjny i
ironiczny, wielkoduszny.
[Janusz Majewski, Czarny mercedes, Wydawnictwo Marginesy,
Warszawa 2016, str. 234]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.