Autor: Jiří Hájíček
Tytuł: Rybia krew
Przekład: Dorota
Dobrew
Wydawnictwo:
Książkowe Klimaty
Seria: Czeskie
Klimaty
Rok wydania: 2015
Hana,
czterdziestoletnia kobieta, wraca w rodzinne strony do wsi pod Budziejowicami,
by opiekować się schorowanym ojcem. Wraca, żeby rozliczyć się z przeszłością, spisuje
listę osób, z którymi musi się spotkać, aby naprawić to, co naprawić można,
wyjaśnić niewyjaśnione i rozwiązać przedawnione konflikty. Minęło piętnaście
lat od jej wyjazdu do Holandii. Nic nie jest jak dawniej.
Wraz z bohaterką
cofamy się do Czechosłowacji lat osiemdziesiątych. Dekretem władz ma powstać w okolicy
elektrownia atomowa. Jej budowa trwa kilkanaście lat, a projekt budowlany
przewiduje zburzenie kilku wsi oraz zalanie wodą innych w celu zapewnienia
reaktorowi chłodzenia. Mieszkańcy zostali postawieni przed faktem, nikt ich o
zdanie nie pytał, ale też nikt nie miał siły walczyć. Z roku na rok wszyscy czekali
z duszami na ramionach na decyzję, by kolejnych dwanaście miesięcy jeszcze
przemieszkać u siebie, ale wieś powoli umierała. Szły kolejne petycje z
podpisami, lecz ludzie podpisywali je bez przekonania.
Hana wypowiada
zarzuty, które uderzają w typową czeską uległość:
— Jeszcze nie jest tak źle, nie musimy mieć latarni na
placu — odezwał się sąsiad z chałupy naprzeciwko pana Tušla.
— Cały czas tak mówimy: jeszcze nie jest tak źle. Ale
co będzie dalej? — powiedziałam. Wszyscy na mnie spojrzeli.
— Zabrali nam listonosza, nie szkodzi, sami sobie
roznosimy listy. Zabrali nam autobus — ciągnęłam — powiedzieliśmy: dobrze,
będziemy jeździć własnymi samochodami albo chodzić na piechotę z Hluboskiej.
Teraz odłączyli nam prąd i znowu mówimy: co tam, poradzimy sobie. Ale pewnego
dnia stwierdzimy, że nic nam nie zostało... (str.402-403).
Hájíček popada w
stereotypy, ukazuje Czechów jako tych, którzy wolą poddać się biegowi historii,
bo po co walczyć z czymś, co jest potężniejsze. Z władzą socjalistyczną nie
wygrasz, a metoda uległości jest od wieków praktykowana i sprawdzona. Uosabia
ją postawa ojca Hany, który dwa razy stracił swój dom i doszedł do wniosku, że
jakakolwiek aktywność w walce o swoje prawa nie ma sensu w obliczu władzy.
Dlatego, będąc jedynym ludowcem w radzie narodowej, nie sprzeciwia się decyzjom
komunistycznych kolegów.
Są jednak osoby,
które się nie poddają i wystają poza nawias. Petr, ukochany bohaterki, jego wuj
wciągają Hanę do aktywnej walki, walki, która z politycznej płaszczyzny zaczyna
rozlewać się również na sferę intymną, co komplikuje relacje między bohaterami.
Próba dochodzenia
praw wspólnoty wiejskiej to nie jedyna wojna, którą toczy bohaterka. Hana
prowadzi również walkę osobistą, chce zrozumieć, poukładać rodzinną
układankę: A ja wciąż myślałam o naszej rodzinie. Przecież wszystkie elementy tak
do siebie pasowały, więc dlaczego całość się rozpadła? Mama jest wodą, tato
ziemią. Honza wiatrem, ja ogniem... (str. 420). Próbuje dociec przyczyn
konfliktu ojca i jej brata, przy okazji wychodzą przypadkiem rodzinne sekrety.
Ale Hana nie dowie się o nich od ojca, ani od matki. Sąsiedzi, krewni dają jest
strzępki informacji, z których kobieta powoli i mozolnie skleja obraz rodzinnej
historii. Ten wysiłek w budowaniu tożsamości familii jest fizycznie odczuwalny.
Hájíček narzuca perspektywę bohaterki, wprowadzając pierwszoosobową narrację.
Dzięki temu zabiegowi czytelnik jest bliżej Hany, ale patrząc jej oczami, nie
ma możliwości zdystansowania, jest w samym środku głowy kobiety i wraz z nią
denerwuje się niedomówieniami.
Historia znikającej
wsi nakłada się na losy Hany i jej otoczenia. Te dwa wątki łączy element
rozpadu i braku perspektyw na odbudowę. Dlatego Hana wyjeżdża, próbując ułożyć
sobie życie od nowa, a mieszkańcy wsi przeprowadzają się do bloków, by tam
również zacząć nowy etap. Powrót natomiast staje się próbą odbudowy tego, co
zostało posypało się w gruzy.
Budowa reaktora to
oś „Rybiej krwi", ale jest też drugi wątek, który wyznacza konstrukcyjne
ramy - przyjaźń trzech dziewczyn, które dojrzewają w zabitej dechami wiosce
skazanej na zalanie. Hana i Olina to silne osobowości. Anna jest pomiędzy nimi,
uległa, cicha, zostaje postawiona w niewygodnej sytuacji, gdy Hana odbija
Petera Olinie. Codzienne życie - wyjazdy na dyskoteki, pierwsze związki,
rodzinne problemy - to spojrzenie z zewnątrz pozwala na dopowiedzenie wewnętrznego
portretu każdej z postaci.
„Rybia krew"
to książka rozliczeniowa zawierająca wątki autobiograficzne.
W tej powieści zagrożone wsie nie mają nazw, chociaż
naprawdę istniały - pisze autor.
Historia tu przedstawiona nawiązuje do budowy elektrowni atomowej w Temelinie,
która rozpoczęła się w 1981 roku i trwała ponad dziesięć lat. W tym czasie
wioska, w której mieszkał Jiří Hájíček została zrównana z ziemią. Autor poprzez
ukazanie różnych postaw wobec decyzji rady narodowej pokazuje, że Czesi do tej
pory nie rozbudzili w sobie ducha walki o swoje prawa i tym powiela stereotyp
uległego Czecha.
Jest jednak w tej
prozie coś, co wymyka się ogólnemu postrzeganiu. Proza czeska kojarzona jest
przede wszystkim z gawędziarskimi książkami Hrabala, gdzie pod niebiosa
wychwalana jest typowa dla tego narodu beztroska, a piwo stanowi lek na
wszelkie bolączki tego świata. Proza Jiříego Hájíčka to zupełnie inny gatunek,
to wyważona opowieść z psychologicznymi wycieczkami, stonowana i nosząca w
sobie znamię katastrofizmu.
Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto przeczytać tę książkę - nie tylko dlatego, że jest ona czeska. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to niezmiernie :). Warto na pewno po nią sięgnąć. Pozdrawiam.
Usuń