Po raz trzynasty uczestniczę we Wrocławskich Targach Dobrych Książek. Impreza jest organizowana od 24 lat, ale rozmachem chyba nigdy nie dorówna Targom warszawskim, czy też krakowskim. Z jednej strony to dobrze, bo jest kameralnie (i za darmo!), człowiek nie musi kombinować, by jednocześnie znaleźć się na pięciu spotkaniach, do tego jeszcze podejść do piętnastu autorów, którzy AKURAT o 13: 00 podpisują książki na stoiskach swoich wydawców. A weź się jeszcze przeciśnij, znajdź po raz dwieście czterdziesty siódmy wydawnictwo, którego poszukujesz- taaak, to są „uroki" targów, które wszyscy znamy i kochamy. A tymczasem we Wrocławiu jest...podobnie, ale na mniejszą skalę. To nie Targi, tylko kiermasz książkowy, ale za to można go szybko ogarnąć, zrobić zakupy i oddać się temu, co na takich imprezach dla mnie jest najważniejsze- uczestniczeniu w spotkaniach, rozmowach i poznawaniu nowych ludzi.
Nie jestem typem
mola książkowego, który musi mieć wszystkie nowości i
książki, o których się dyskutuje. Targi to przede wszystkim dla mnie spotkania
z ludźmi i okazja, by zdobyć dedykację oraz przy okazji zakupić jakieś prezenty
i obrobić wydawnictwa z darmowych zakładek ;). Dlatego nie tacham ze sobą
plecaka ze stelażem, nie wynajmuję ciężarówki na tony książek, a mój stosik
jest niewielki, o właśnie taki:
Za to prezentów
nieksiążkowych trochę się nazbierało:
Ale, ale, ja tu się
chwalę zdobyczami, a wypadałoby coś o wrażeniach napisać.
W tym roku WTDK
zostały przeniesione z Dworca PKP do Wrocławskiego Centrum Kongresowego, które
się mieści przy Hali Stulecia (w cholerę daleko od centrum, zupełnie nie po
drodze nikomu). Wydawcy różnie podchodzili do tej decyzji: Wie pani, tam na PKP było więcej potencjalnych klientów, bo jak ktoś
czekał na pociąg, to mógł podejść na Targi chociażby po to, by czas mu szybciej
zleciał i przy okazji, by nabył jakąś książkę, a Centrum Kongresowe jest na
totalnym zadupiu- żalił mi się jeden z wydawców. Swoją drogą, już to widzę,
jak podróżny z ogromnym plecakiem i walizami leci na Targi, by sobie
poprzeciskać się w uroczym tłumie moli książkowych...
Jeżeli chodzi o
przestrzeń, wydaje mi się, że zdała egzamin, choć ja zjadłam zęby na takich
imprezach i wiem, kiedy należy przyjść, by uniknąć ścisku i spokojnie
poprzeglądać jakie propozycje mają wydawcy. Każdy mógł wziąć z punktu
informacyjnego mapkę z rozkładem stoisk oraz podbić książki pieczątką z targowym
exlibrisem.
Ja się gubię nawet z mapą, więc nie brałam dodatkowej makulatury,
sprawdziłam jedynie, jakie numery mają interesujące mnie wydawnictwa. I tu się
trochę przejechałam albo raczej nachodziłam, bo numeracja w niektórych alejkach
była dość kuriozalna, kończyło się np. numerem 27, a zaraz obok było np. 39- no
i bądź tu mądry.
Ale trafiłam tam,
gdzie chciałam, czyli na stoisko radiowej „Trójki", gdzie takie cudności
nabyłam:
później „Marginesy"
i przesympatyczna Pani Magdalena Śniecińska:
„Książkowe
Klimaty" z Kamą i Tomkiem:
a na stoisku „Afery"
oprócz właścicielki- Julii Różewicz, takie jeszcze stwory się pałętały:
Oczywiście nie
obyło sie bez łowienia autografów i dedykacji:
jestem w gronie
wyRÓŻnionych albowiem mój egzemplarz „Dożywocia" został przez Ałtorkę oznaczony
stosownym exlibrisem.
Z Włodzimierzem
Kowalewskim porozmawiałam o ekranizacji jego powieści „Excentrycy" przez
Lecha Majewskiego (premiera 14.01.2016 roku) oraz o starym, dobrym jazzie.
Nie zdążyłam sama podejść
po dedykację do profesor Zofii Tarajło-Lipowskiej, która jest specjalistką od czeskiego języka,
ale dzięki uprzejmości Julii Różewicz, mam wpis.
Przeciskając się
przez tłumy, spotkałam Agnieszkę z bloga „Obsesyjna biblioteczka", aleśmy
się zagadałyyyyy :). Bardzo lubię takie spotkania w realu, nie znasz człowieka,
a gęba ci się nie zamyka, bo tyle wspólnych tematów macie.
A na koniec
Małgorzata Gutowska-Adamczyk. Co za CUDOWNA kobieta! Ja to takie emocjonalne
stworzenie jestem, więc nie obyło się bez przytulaśków. Zagadałyśmy się z Panią
Małgorzatą i z Olą z Wydawnictwa Literackiego i przez to nie zdążyłam już
zajrzeć na integracyjne spotkanie dla blogerów.
Ale byłam na
warsztatach dla blogerów, które zorganizowała „Maszyna do pisania", która
zajmuje się prowadzeniem kursów pisania wszelakich gatunków literackich. Warsztaty
prowadziła Marta Mizuro- kobieta, która na recenzjach zęby zjadła, a do tego
jeszcze popełniła powieść kryminalną. Marta opowiedziała o tym, jak powinna
wyglądać idealna recenzja, podzieliła się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi
postów blogowych, które przeczytała i na koniec w planach było ćwiczenie
warsztatowe, ale przekabaciliśmy Martę, by dać sobie z nim spokój i
podyskutować jeszcze o warsztacie blogera.
Cieszę się, że
organizatorzy w tym roku zaczęli myśleć o blogosferze. Fakty, że sala była bez
nagłośnienia i musieliśmy się przenosić, spotkanie integracyjne było w
momencie, gdy odbywało się mnóstwo ciekawych spotkań można wybaczyć, wszakże to
pierwszy raz blogerzy mieli swój czas na Targach. Jednak myślę, że w przyszłym
roku można by zorganizować jakiś panel, zaprosić kilku gości, jakoś pościągać
blogerów z innych miast, by pokazać, że we Wrocławiu też są jakieś zalążki
blogosfery. Marzy mi się integracja naszego środowiska i stworzenie coś na
kształt grupy Śląskich Blogerów Książkowych, ale o tym kiedyś napiszę w osobnym
poście. Wspomnę jeszcze tylko, że bardzo miłym akcentem były niespodzianki
przygotowane dla uczestników warsztatów:
A o spotkaniach
wszelakich i ogólnych wrażeniach z 24. WTDK opowiem Wam jutro.
Bardzo piękna relacja. Ja chcę do Wrocławia! "Moja"p. Magda z Marginesów,obsesyjna Agnieszka... Jak Wam fajnie było! M. Gutowskiej mam "Kalendarze" i podczytuję na chybił trafił.
OdpowiedzUsuńAgnesto, ja też Cie chce do Wrocławia! A jak już nie do Wrocławia, to chociaż gdziekolwiek, byle w realu :) A "Kalendarze" jak ci sie podobają? Bo mnie tak rozczuliły i dociepliły, że musiałam p. Małgorzatę uściskać.
UsuńFantastycznie! Miło Cię, Magdo, zobaczyć :-)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem targi kameralne, jak te wrocławskie, mają zdecydowaną przewagę nad większymi imprezami. Do tych ostatnich zniechęca mnie zwykle tłok, ścisk i kolejki. A książki, mam wrażenie, lubią spokojną oprawę.
:) A dziękuję, miło będzie Ciebie zobaczyć :). A kameralność targów w sumie od ścisku nie uchroni, bo tam gdzie książki, zawsze znajdą się ich miłośnicy, którzy nawet na koniec Wrocławia przyjadą. Tyle tylko, ze jest mniej spotkań i mniej autorów, więc aż taaakich kolejek nie ma :)
UsuńŚwietna relacja! Przez chwilę poczułam się jak bym tam sama była :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, nic straconego, za rok będą 25. Targi, podejrzewam,że organizatorzy popiszą się bardzo i to będzie już mniej kameralna impreza :)
UsuńJa nadal czuję niedosyt po targach. W moim przypadku akurat spotkania się pokrywały i nie miałam okazji być na wszystkich. Kiedy i gdzie odbyło się spotkanie blogerów, musiałam przeoczyć tę informację, albo do niej nie dotrzeć. W sumie szkoda, choć mój blog nie jest typowo książkowy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW sobotę w sali C, była informacja w programie. Ale piękne zdjęcia robisz! Mamma mia!
UsuńTakie ładne targi, tak dużo kilometrów do nich :(
OdpowiedzUsuńi takie ładne połączenia do Wrocławia :P
UsuńTak bardzo nie ma jak na urlop :(
UsuńL4 ;)na tydzień minimum, bo za rok to nie tylko 25. Targi, ale też i Wrocław jako Europejska Stolica Kultury 2016 :) Bęęęędzie się działo... :)
Usuń