Autorka: Astrid
Lindgren
Tytuł: Pippi
Pończoszanka
Przekład: Irena
Szuch - Wyszomirska
Ilustracje:
Zbigniew Piotrowski
Wydawnictwo: Nasza
Księgarnia
Rok wydania: 2015
Pippi przyszła na
świat w 1941 roku. A było to tak. Karin, córka Astrid Lindgren, strasznie się
nudziła podczas choroby, więc poprosiła swoją mamę, by ta opowiedziała jej
jakąś ciekawą historię o dziewczynce, która będzie miała na imię Pippi. Pisarki
nie trzeba było długo namawiać, jej wyobraźnia ruszyła jak lawina i wieczorami
córka mogła słuchać przygód niesfornego urwisa o niesamowitej sile.
Przez kilka lat
Astrid Lindgren spisywała te historyjki, ale gdy w kwietniu 1944 roku posłała
maszynopis do wydawnictwa, spotkała się z odmową. I nie ma się co dziwić, bowiem Pippi nie
należy do tych postaci w dziecięcej literaturze, które rodzice mogliby stawiać
swym pociechom za wzór. Buntownicza, bezczelna, bezkompromisowa, zadziorna,
impulsywna, z wariackimi pomysłami, które jak tylko pojawią się w głowie, zaraz
wciela w życie.
Więc jak to się
stało, że jednak do publikacji doszło? Astrid Lindgren wysłała „Pippi
Pończoszankę" na konkurs na książkę dla dzieci w wieku od 6 do 10 lat do
wydawnictwa Rabén & Sjӧrgen i wygrała! Ale wydawnictwo musiało się jakoś
zabezpieczyć i na pierwszym wydaniu umieściło informację o tym, że bohaterka
robi rzeczy, których dzieciom robić nie wolno, mimo że robi to w sposób zabawny
i rozbrajająco niewinny. I tak oto, świat poznał dziewczynkę z rudymi
warkoczami, która jedną ręką potrafiła podnieść konia.
W tym roku Pippi
Pończoszanka obchodzi swoje siedemdziesiąte urodziny. I choć już tyle lat
wędruje po tym świecie, wcale się nie starzeje. Wydawnictwo Nasza Księgarnia z
okazji tego pięknego jubileuszu wznowiło serię z przygodami niesfornej
dziesięciolatki. W posłowiu do pierwszej części wydawca informuje, że wydanie z
2015 roku nawiązuje do pierwszego wydania zaprezentowanego polskim czytelnikom
w 1961 roku, które zilustrował Zbigniew Piotrowski, a przełożyła na naszą mowę
ojczystą Irena Szuch-Wyszomirska. Są jednak znaczące zmiany w tekście, które
wprowadzono na życzenie córki pisarki.
Nie ma wątpliwości,
że Pippi należy do książek kultowych. Ma swoich zagorzałych fanów, ale też i
zaciekłych przeciwników. Jak się zapewne domyślacie, ja należę do pierwszego
grona, choć przyznam się szczerze, że pierwszy raz zetknęłam się z tym łobuzierskim
rudzielcem dopiero jako osoba dorosła, a to już nieco inaczej ustawia
perspektywę interpretacyjną.
Dla tych, co nie
znają jeszcze książki, albo znają i nie pamiętają, krótkie przypomnienie. Pippi
przybywa do małego miasteczka wraz ze swoim koniem i Panem Nillsonem - małpką.
Wprowadza się do Willi Śmiesznotki i wzbudza ogólne zainteresowanie nie tylko
swoim wyglądem, ale też i szalonymi pomysłami. Zaprzyjaźnia się z Tommym i
Anniką, ułożonymi i posłusznymi dziećmi, które są wpatrzone w Pippi jak w
obrazek. Imponuje im jej beztroska i spontaniczność. Przyjaciele zabierają
Pippi do szkoły, co nie jest dobrym pomysłem, bowiem psotnica, doprowadza panią
nauczycielkę niemal na skraj załamania nerwowego. Choć przyznać trzeba, że
właśnie nauczycielka jest jedyną dorosłą osobą, która do końca zachowuje
cierpliwość i z dobrotliwym pobłażaniem znosi impertynenckie zachowanie nowej
uczennicy. Ona jedyna nie zostaje ośmieszona przez Lindgren. W przeciwieństwie
do policjantów, którzy chcą zabrać Pippi do domu dziecka albo do złodziei,
którzy połasili się na jej złote monety, no i jeszcze jest dyrektor cyrku, w
którym dziewczynka dała niezły pokaz.
Co tu dużo mówić,
Pippi to buntowniczka, ale jej bunt nie jest uświadomiony, bo jest połączony z
typową dla dzieci naiwnością. Fakt, bohaterka jest impertynencka, to może
niektórych drażnić, ale jej dobre serce i chęć niesienia pomocy słabszym
pozwala przymknąć oko na inne cechy.
Wiem, że powstało
mnóstwo uczonych prac o Pippi Pończoszance, w których Poważni Dorośli Krytycy
analizuję książkę w kontekstach politycznych, psychologicznych, społecznych,
pedagogicznych i tysiącach innych. A ja nie chcę się zapętlać w takie analizy,
bo to odebrałoby mi całą przyjemność obcowania z tą prozą. To co uwielbiam w
Pippi to jej nieograniczona wyobraźnia, łamanie konwenansów i posiadanie
własnego zdania. Do tego jeszcze ta rozbrajająca szczerość i ... talent
kulinarny.
Przychodzi mi
jeszcze jedna myśl na koniec. Pippi jest tak naprawdę dzieckiem samotnym, jej
tato, „król Południowego Pacyfiku", ciągle podróżuje, a mama dawno
opuściła ziemski padół. Pippi już jako dziewięcioletnia dziewczynka sama
musiała o siebie zadbać i choć radzi sobie całkiem nieźle, to jej wybujała
wyobraźnia i talent do psot są być może typową dla zagłuszenia złych emocji
formą ucieczki od rzeczywistości.
Moja trzylatka dostanie tę nową edycję od babci pod Choinkę, a ja jej chętnie podkradnę i przeczytam ponownie. Pierwszy raz czytałam będąc dzieckiem i byłam zachwycona! Ciekawe jak będzie teraz.
OdpowiedzUsuńja właśnie nie mam porównania wrażeń z lektury dziecięcej, bo dopiero dwa lata temu przeczytałam Pippi po raz pierwszy, ale wcześniej widziałam film. Uwielbiam tego rudzielca :)
UsuńBardzo lubię Astrid, szkoda, że nie nakręcono o niej filmu...
OdpowiedzUsuńWiesz, że prawie jej nie pamiętam z dzieciństwa. Coś mi świta, jakieś przebłyski, ale chyba nie byłam zakochana w rudzielcu :) Coś czuję, że obecnie miałabym wiele większą frajdę z lektury :)
OdpowiedzUsuńA spróbuj! To nie jest gruba książeczka, akurat na podwieczorek przy dobrej herbacie i ciastku.
UsuńUwielbiam Fizię - bo pod takim imieniem poznałam tę bohaterkę [stare wydanie z lat '90]. Moje książeczki są zaczytane do granic możliwości. Na szczęście rodzice nie mieli pomysłu, by mi zabraniać to czytać z powodu "niepedagogiczności". Może dlatego, że jako mała dziewczynka byłam obrzydliwie grzeczna :)
OdpowiedzUsuńNooo, zapomniałam, że przecież na początku to była Fizia, ale ta moja skleroza wzięła się stąd, że ja już znałam Pippi. Matko, jak sobie pomyślę, co by było, gdybym dorwała te książeczki, będąc dzieckiem...Ja akurat miałam buntowniczą naturę :) Pewnie dlatego Mama mi podrzucała Kubusia Puchatka ;)
UsuńJa to byłam taka stara-maleńka, ulubienica dorosłych, poważna, ułożona, generalnie fuuuj... Toteż nawet Fizia nie zdołała mnie zdemoralizować.
UsuńDobrze, że mnie nie znałaś ;)
UsuńWyobraź sobie uczennicę piątej klasy podstawówki, która na przerwie zamiast grać w gumę, to siedzi w kącie i czyta "Hamleta"... No świr jakiś, omijać szerokim łukiem :)
Usuńjeeju, dobrze, że nie jakieś psychoanalizy freuda...ale Hamlet...w piątej klasie..., to ja wtedy przerabiałam jakieś Siesickie chyba :)
UsuńW czwartej miałam fazę na mitologie [te z "czarnej serii"], a w piątej na Szekspira. Potem już był Bursa.
UsuńNo Bursę też przeszłam, ale w liceum dopiero...
Usuń