Sobota festiwalowa zapowiadała się atrakcyjnie. Maraton rozpoczęłam od wysłuchania wykładu Justyny Czechowskiej o życiu i twórczości Tove Jansson. Prelegentka okazał się prawdziwą pasjonatką artystycznej działalności autorki „Muminków". W krótkiej prezentacji opowiedziała o szczególnych zamiłowaniach Tove Jansson do autoportretów, bo wg niej wszystko jest autoportretem, nawet martwa natura, ponieważ każdy obraz jest formą wyrażania siebie.
Mama Muminków uwielbiała
również latarnie. Jej atelier było niezwykle wysokie, co jest właśnie
odzwierciedleniem jej upodobań.
Prowadząca
wspominała również o fascynacji pisarki wyspami.
Kupiona przez Tove Jansson jej prywatna wyspa |
A skąd się wzięły
Muminki? Podczas studiów Tove mieszkała z wujostwem. Często zdarzało się, ze
schodziła do piwnicy i podjadała przetrzymywane tam smakołyki zamiast zjadać
porządną kolację z rodziną. Pewnego dnia wujek odkrył niecne uczynki swej
bratanicy i opowiedział jej historię o małych trollach zwanych muminkami, które
czają się na złodziei i łaskoczą ich zimnymi nosami w łydki, dając im w ten
sposób nauczkę. Tove miała więc gotowego bohatera, a zanim jeszcze książki
stały się popularne, Muminki zdobywały sławę dzięki komiksowym historyjkom.
Pierwszy komiks o Muminku |
Po prezentacji,
wyświetlono film „Tove i Totti w Europie" o podróży pisarki i jej
graficzki po europejskich krajach. Film zmontowany jest z krótkich scenek
przedstawiających ludzi, zwierzęta i krajobrazy. Nakręciły go obie artystki, używając
do tego celu małego aparatu Konica.
Po projekcji
zajrzałam na panel dyskusyjny. W tym roku w ramach festiwalu realizowany był
projekt „Transgresje". Zaproszono do niego pisarzy z Polski, Norwegii,
Lichtensteinu i Islandii, by napisali teksty, które będą dyskutowane na różnych
festiwalach. Wg pomysłodawców projektu Jednym
z najbardziej efektownych pomysłów na funkcjonowanie artysty w społeczeństwie
jest obsadzanie go w roli TEGO, KTÓRY ZA NAS PRZEKRACZA GRANICE, weryfikatora
mitów, testera ostatnich tabu, odkrywcy nowych perspektyw, destruktora
przyzwyczajeń i pogromcy lęków (...) Rozpacz, chaos, zepsucie moralne,
szaleństwo, eksperymenty na ciele, psychice to rejony, w które wysyłamy artystę
- idź, opowiesz, jak tam było.
O transgresji w
filmie, teatrze, dizajnie i literaturze rozmawiały Agnieszka Drotkiewicz,
Katarzyna Roj, Anna Herbut i Ariadna Prodeus, spotkanie poprowadziła Agnieszka
Wolny -Hamkało. Panelistki opowiadały o przekraczaniu granic w swoich
dziedzinach, Anna Prodeus zauważyła, że coraz mniej granic jest do
przekroczenia, bo wszystko już było, ale w człowieku istnieje naturalna
potrzeba do tego, by iść dalej, by coś zmieniać. Uczestniczki panelu
zastanawiały się nad tym czy przekroczenie jest transgresją, czy transgresja
może być rozumiana jako rozsadzanie czegoś od wewnątrz, jak była kiedyś
postrzegana, a jak jest teraz. Agnieszka Wolny Hamkało zwróciła uwagę na to, że
prof. Maria Janion postrzegała transgresję jako wycofanie- dochodziło się do
granicy, obejrzało to, co poza nią i się wycofywało. Dziś jest zupełnie
odwrotnie, widać tendencję do chęci pójścia dalej.
Niezwykle bogata i
merytoryczna była to dyskusja. Duże gratulacje dla prowadzącej, że potrafiła
zapanować nad rozpiętością tematyki i dzięki temu obyło się bez niepotrzebnych
dygresji.
I w końcu stały
punkt programu, sobotnie prezentacje.
Przed czytaniami
wręczono nagrody w konkursie na najlepszy przekład (laureatką została Agnieszka
Cioch za przekład z języka angielskiego) oraz dla najlepszego opowiadania ( Magdalena
Niziołek-Kierecka za opowiadanie „Lemmy").
Ziemowit Szczerek-Polska |
Ƿórarinn Eldrján-Isladnia
|
Inga Iwasiów-Polska |
Eustachy Rylski-Polska |
Laila Stein-Norwegia |
Andrzej Stasiuk-Polska |
Na zakończenie
wieczoru absolutny hicior- koncert Mister D. Niestety, padł mi aparat i nie
mogłam robić zdjęć, ale zanim cokolwiek napisze, zachęcam do obejrzenia
teledysku.
Poznajecie? Tak, to
Dorota Masłowska. Tak, ta od „Wojny polsko-ruskiej pod flagą
biało-czerwoną". Pisarka postanowiła, że spełni swoje marzenie i zostanie
piosenkarką rockową. Był to jakiś czas temu i przez media zdążyła już przepłynąć
fala komentarzy, w których niezbyt pochlebnie wypowiadano się o projekcie
Masłowskiej. Nie ma co tu przytaczać durnych komentarzy, bo widać, wiele osób
nie potrafiło wspiąć się na poziom absurdu, jaki zgotowała im Mister D. Fakt, piosenki, słowa są proste, czasami
wydają się być infantylne i na pierwszy rzut oka (ucha?) debilne. Ale moi
kochani, tu trzeba zejść głębiej, Masłowska się z nami sroczy, zaprasza nas do
swojego świata i zaczyna się gra. Powiedzmy, że Masłowska wpisała się w projekt
transgresji. Przekracza pewną granicę, przekształca się w plastikową laleczkę,
która próbuje uwodzić publiczność. A publika na grę się godzi. To był świetny
koncert. Interaktywny, z fanami na scenie, z flagą biało-czerwoną (gościu
wszedł na scenę i podczas piosenki „Prezydent" stał za wokalistką i machał
naszą flagą narodową). Uwieńczeniem koncertu było wykonanie „Scyzoryka"
Liroya.
I cóż rzec.
Wszystko co dobre szybko się kończy. Niedziela jest dniem dla dzieci, ale dla
mnie festiwal skończył się wczoraj.
Pora zatem na kilka
refleksji.
Przyznać muszę, że
tegoroczny program był bardzo bogaty. Od paneli dyskusyjnych, przez ciekawe
wykłady, przez projekcje filmowe i w końcu stały punkt - prezentacje. Wszystko
dobrze zorganizowane, interesujący goście, ale jest jeden minus- wydarzenia
pokrywały się. Żałuję, że umknęły mi projekcje filmowe, ale nie umiem się
sklonować. Rozumiem, że program był napięty, bo organizatorzy chcieli jak
najwięcej atrakcji zapewnić i dopieścić i maniaków filmowych i mole książkowe,
ale czasami mol łączy się z maniakiem w jednej osobie i wtedy jest problem.
Najbardziej zapadły
mi w pamięć czytania. I Islandczycy. Zawsze podkreślam, że największą zaletą
MFO jest możliwość wysłuchania czytającego autora w jego ojczystym języku.
Wiecie jaki islandzki jest piękny? Jaki to melodyjny i świergolący język?
Bywało, że nie mogłam się skupić na wyświetlanym na telebimie polskim
tłumaczeniu i dałam się ponieść melodii języka.
Wizualizacje
autorstwa Agnieszki Jarząb, które wyświetlano za siedzącymi autorami były świetne.
Grzyb, który nagle zaczął się powoli kłaniać, kontakt, zalewany powoli wodą,
filiżanka, z której wylewała się leniwie kawa, wszystko w zwolnionym tempie,
medytacyjnie niemalże, pomagało w skupieniu się na tekstach.
A na koniec dwa
nazwiska: Miłka Jankowska - główna koordynatorka festiwalu i Marta Kowalska -
jej prawa ręka. Dziewczyny- było super, dziękuję za wszytko i do zobaczenia w
przyszłym roku.
Ciekawy pomysł z Festiwalem. Czyżby odradzały się (w jakimś stopniu) idee pozytywistyczne?
OdpowiedzUsuńW jakim sensie idee pozytywistyczne?
UsuńMag to ja Papryczka. Przeczytałam wieści z festiwalu i mi się serce kraję normalnie! A co do Masłowskiej to jak odkryłam teledysk natychmiast się w nim zachwyciłam (jak mawiał Bronek z serialu "Dom" wyznając miłość). No przecież to co tam się dzieje zarówno w warstwie językowej i wizualnej to przecież haj totalny! Odbyłam nie jedną ostrą dyskusję z kolegą z pracy, który nie potrafił tego przeskoczyć. A do mnie to trafia!:)
OdpowiedzUsuńPapryczko kochana, ja ci powiem, że jak się pierwszy raz z tym zetknęłam, to nie bardzo byłam przekonana, ale po koncercie...kurczę, są ludzie, którzy nie potrafią przejść pewnego progu ironii i nie rozumieją pewnych rzeczy, Masłowskiej dużo zarzucano po tych teledyskach, ale dziewczyna wie co robi, wszystko jest u niej przemyślane, mi akurat odpowiada taki sposób naśmiewania się z naszych wad. Kogoś musiało zaboleć i się na artystce wyżył, ale ona jest świetna.
Usuń