Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 5 października 2014

MFO- dzień 4. Pora na podsumowanie


Sobota festiwalowa zapowiadała się atrakcyjnie. Maraton rozpoczęłam od wysłuchania wykładu Justyny Czechowskiej o życiu i twórczości Tove Jansson. Prelegentka okazał się prawdziwą pasjonatką artystycznej działalności autorki „Muminków". W krótkiej prezentacji opowiedziała o szczególnych zamiłowaniach Tove Jansson do autoportretów, bo wg niej wszystko jest autoportretem, nawet martwa natura, ponieważ każdy obraz jest formą wyrażania siebie.



Mama Muminków uwielbiała również latarnie. Jej atelier było niezwykle wysokie, co jest właśnie odzwierciedleniem jej upodobań.
 
Atelier Tove Jansson
Prowadząca wspominała również o fascynacji pisarki wyspami.
Kupiona przez Tove Jansson jej prywatna wyspa
A skąd się wzięły Muminki? Podczas studiów Tove mieszkała z wujostwem. Często zdarzało się, ze schodziła do piwnicy i podjadała przetrzymywane tam smakołyki zamiast zjadać porządną kolację z rodziną. Pewnego dnia wujek odkrył niecne uczynki swej bratanicy i opowiedział jej historię o małych trollach zwanych muminkami, które czają się na złodziei i łaskoczą ich zimnymi nosami w łydki, dając im w ten sposób nauczkę. Tove miała więc gotowego bohatera, a zanim jeszcze książki stały się popularne, Muminki zdobywały sławę dzięki komiksowym historyjkom.
Pierwszy komiks o Muminku
Po prezentacji, wyświetlono film „Tove i Totti w Europie" o podróży pisarki i jej graficzki po europejskich krajach. Film zmontowany jest z krótkich scenek przedstawiających ludzi, zwierzęta i krajobrazy. Nakręciły go obie artystki, używając do tego celu małego aparatu Konica.

Po projekcji zajrzałam na panel dyskusyjny. W tym roku w ramach festiwalu realizowany był projekt „Transgresje". Zaproszono do niego pisarzy z Polski, Norwegii, Lichtensteinu i Islandii, by napisali teksty, które będą dyskutowane na różnych festiwalach. Wg pomysłodawców projektu Jednym z najbardziej efektownych pomysłów na funkcjonowanie artysty w społeczeństwie jest obsadzanie go w roli TEGO, KTÓRY ZA NAS PRZEKRACZA GRANICE, weryfikatora mitów, testera ostatnich tabu, odkrywcy nowych perspektyw, destruktora przyzwyczajeń i pogromcy lęków (...) Rozpacz, chaos, zepsucie moralne, szaleństwo, eksperymenty na ciele, psychice to rejony, w które wysyłamy artystę - idź, opowiesz, jak tam było.

O transgresji w filmie, teatrze, dizajnie i literaturze rozmawiały Agnieszka Drotkiewicz, Katarzyna Roj, Anna Herbut i Ariadna Prodeus, spotkanie poprowadziła Agnieszka Wolny -Hamkało. Panelistki opowiadały o przekraczaniu granic w swoich dziedzinach, Anna Prodeus zauważyła, że coraz mniej granic jest do przekroczenia, bo wszystko już było, ale w człowieku istnieje naturalna potrzeba do tego, by iść dalej, by coś zmieniać. Uczestniczki panelu zastanawiały się nad tym czy przekroczenie jest transgresją, czy transgresja może być rozumiana jako rozsadzanie czegoś od wewnątrz, jak była kiedyś postrzegana, a jak jest teraz. Agnieszka Wolny Hamkało zwróciła uwagę na to, że prof. Maria Janion postrzegała transgresję jako wycofanie- dochodziło się do granicy, obejrzało to, co poza nią i się wycofywało. Dziś jest zupełnie odwrotnie, widać tendencję do chęci pójścia dalej.

Niezwykle bogata i merytoryczna była to dyskusja. Duże gratulacje dla prowadzącej, że potrafiła zapanować nad rozpiętością tematyki i dzięki temu obyło się bez niepotrzebnych dygresji.

I w końcu stały punkt programu, sobotnie prezentacje.

Przed czytaniami wręczono nagrody w konkursie na najlepszy przekład (laureatką została Agnieszka Cioch za przekład z języka angielskiego) oraz dla najlepszego opowiadania ( Magdalena Niziołek-Kierecka za opowiadanie „Lemmy").
Ziemowit Szczerek-Polska
Ƿórarinn Eldrján-Isladnia
Inga Iwasiów-Polska
Eustachy Rylski-Polska
Laila Stein-Norwegia
Andrzej Stasiuk-Polska
Na zakończenie wieczoru absolutny hicior- koncert Mister D. Niestety, padł mi aparat i nie mogłam robić zdjęć, ale zanim cokolwiek napisze, zachęcam do obejrzenia teledysku.

Poznajecie? Tak, to Dorota Masłowska. Tak, ta od „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną". Pisarka postanowiła, że spełni swoje marzenie i zostanie piosenkarką rockową. Był to jakiś czas temu i przez media zdążyła już przepłynąć fala komentarzy, w których niezbyt pochlebnie wypowiadano się o projekcie Masłowskiej. Nie ma co tu przytaczać durnych komentarzy, bo widać, wiele osób nie potrafiło wspiąć się na poziom absurdu, jaki zgotowała im Mister D.  Fakt, piosenki, słowa są proste, czasami wydają się być infantylne i na pierwszy rzut oka (ucha?) debilne. Ale moi kochani, tu trzeba zejść głębiej, Masłowska się z nami sroczy, zaprasza nas do swojego świata i zaczyna się gra. Powiedzmy, że Masłowska wpisała się w projekt transgresji. Przekracza pewną granicę, przekształca się w plastikową laleczkę, która próbuje uwodzić publiczność. A publika na grę się godzi. To był świetny koncert. Interaktywny, z fanami na scenie, z flagą biało-czerwoną (gościu wszedł na scenę i podczas piosenki „Prezydent" stał za wokalistką i machał naszą flagą narodową). Uwieńczeniem koncertu było wykonanie „Scyzoryka" Liroya.
I cóż rzec. Wszystko co dobre szybko się kończy. Niedziela jest dniem dla dzieci, ale dla mnie festiwal skończył się wczoraj.

Pora zatem na kilka refleksji.

Przyznać muszę, że tegoroczny program był bardzo bogaty. Od paneli dyskusyjnych, przez ciekawe wykłady, przez projekcje filmowe i w końcu stały punkt - prezentacje. Wszystko dobrze zorganizowane, interesujący goście, ale jest jeden minus- wydarzenia pokrywały się. Żałuję, że umknęły mi projekcje filmowe, ale nie umiem się sklonować. Rozumiem, że program był napięty, bo organizatorzy chcieli jak najwięcej atrakcji zapewnić i dopieścić i maniaków filmowych i mole książkowe, ale czasami mol łączy się z maniakiem w jednej osobie i wtedy jest problem.

Najbardziej zapadły mi w pamięć czytania. I Islandczycy. Zawsze podkreślam, że największą zaletą MFO jest możliwość wysłuchania czytającego autora w jego ojczystym języku. Wiecie jaki islandzki jest piękny? Jaki to melodyjny i świergolący język? Bywało, że nie mogłam się skupić na wyświetlanym na telebimie polskim tłumaczeniu i dałam się ponieść melodii języka.

Wizualizacje autorstwa Agnieszki Jarząb, które wyświetlano za siedzącymi autorami były świetne. Grzyb, który nagle zaczął się powoli kłaniać, kontakt, zalewany powoli wodą, filiżanka, z której wylewała się leniwie kawa, wszystko w zwolnionym tempie, medytacyjnie niemalże, pomagało w skupieniu się na tekstach.

A na koniec dwa nazwiska: Miłka Jankowska - główna koordynatorka festiwalu i Marta Kowalska - jej prawa ręka. Dziewczyny- było super, dziękuję za wszytko i do zobaczenia w przyszłym roku.

4 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł z Festiwalem. Czyżby odradzały się (w jakimś stopniu) idee pozytywistyczne?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mag to ja Papryczka. Przeczytałam wieści z festiwalu i mi się serce kraję normalnie! A co do Masłowskiej to jak odkryłam teledysk natychmiast się w nim zachwyciłam (jak mawiał Bronek z serialu "Dom" wyznając miłość). No przecież to co tam się dzieje zarówno w warstwie językowej i wizualnej to przecież haj totalny! Odbyłam nie jedną ostrą dyskusję z kolegą z pracy, który nie potrafił tego przeskoczyć. A do mnie to trafia!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Papryczko kochana, ja ci powiem, że jak się pierwszy raz z tym zetknęłam, to nie bardzo byłam przekonana, ale po koncercie...kurczę, są ludzie, którzy nie potrafią przejść pewnego progu ironii i nie rozumieją pewnych rzeczy, Masłowskiej dużo zarzucano po tych teledyskach, ale dziewczyna wie co robi, wszystko jest u niej przemyślane, mi akurat odpowiada taki sposób naśmiewania się z naszych wad. Kogoś musiało zaboleć i się na artystce wyżył, ale ona jest świetna.

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.