Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 29 października 2014

Krakowskie podróże literackie cz. II



Lajos Grendel- mówi Wam coś to nazwisko? No pewnie niewiele, bo do tej pory jego książki nie były przekładane na język polski. Biuro Literackie niedawno wydało „Poświęcenie hetmana" w przekładzie Miłosza Waligórskiego i właśnie tej publikacji był poświęcony piątkowy wieczór na Festiwalu Conrada.

Jak przeczytałam na okładce książki, że Grendel jest węgierskim pisarzem, który, posługując się prostym językiem, wprowadza do swoich opowiadań surrealistyczne wątki, wiedziałam, że muszę się udać na Bracką, by posłuchać co też pisarz ma do powiedzenia.

Na spotkaniu prowadzonym prze Wojciecha Bonowicza był obecny również tłumacz „Poświęcenia hetmana", a estetyczną wartość wieczoru (jak to zauważył Bonowicz) podnosiła Anna Butrym, która z serdecznym uśmiechem tłumaczyła wypowiedzi autora.
Wojciech Bonowicz, Miłosz Waligórski, Lajos Gredel, Anna Butrym
Poszło pierwsze pytanie, Miłosz Waligórski został wywołany do odpowiedzi i musiał się tłumaczyć dlaczego tłumaczyć mu się zechciało akurat Lajosa Grendela:  

Czytając jego opowiadania, miałem wrażenie, że czytam czeskiego pisarza (oooo, myślę sobie, czeskie klimaty w węgierskim wydaniu, toż to może być ciekawe, nadstawiłam więc ucha i uważniej), Grendel jest inny niż autorzy węgierscy, ma dużą świadomość literacką, jest modernistą, choć w jego twórczości wyczuwalny jest hrabalowski klimat (oooo, myślę sobie, coraz ciekawiej, Grendel węgierskim Hrabalem, słucham więc dalej).

Sam pisarz przyznał, że blisko mu do Hrabala, ale równie ważnymi dla niego twórcami, których ślad możemy znaleźć w jego książkach są Borges, Buñuel oraz Margitte. To właśnie oni nauczyli Grendela pisania prostym językiem historii, które mogą zjeżyć włosy na głowie. Ten charakterystyczny styl jest widoczny w „Poświęceniu hetmana", gdzie autor porusza poważną moralną tematykę dotyczącą m.in.  postaw wobec komunizmu, ale podaje ją w sposób lekki, nie przytłaczający czytelnika.

Bonowicz zadał zatem pytanie, które rozbawiło gościa i publiczność: Czy jest pan surrealistycznym moralistą czy też moralnym surrealistą?
Moralizm staram się przemycać tak, by ton moralizatorski nie był widoczny. Podobnie robił Camus. Najwięcej jednak nauczyłam się od Hrabala- ciężkie tematy staram się podawać w przystępny sposób, więc może i jestem surrealistycznym moralistą, choć nie wykluczam, że moralny surrealista też do mnie pasuje.

Prowadzący dał chwilkę autorowi i zagadnął tłumacza: Kto panu z kolei pomagał przy przekładzie, jacy pisarze byli dla pana skarbnicą zdań i skojarzeń?
No któż by, jak nie Hrabal, Konwicki i Mrożek! To oni pomogli w przeprawie przez karkołomne węgierskie zdania.

Ooooj, słuchałam tego wszystkiego z coraz większym zainteresowaniem i w głowie tylko dudniła mi myśl: KOBITO, NIE SŁUCHAJ, NIE SŁUCHAJ, MAŁY MASZ STOS DO CZYTANIA, JESZCZE JEDNA KSIĄŻKA I BĘDZIE POTRZEBNY LEKARZ!
Nie mogę chodzić na takie spotkania, bo nie dość, że było sympatycznie i z humorem i kameralnie i merytorycznie, to do tego poczułam zew czytelniczy i została rozbudzona moja ciekawość nowych światów przedstawionych.

A wiecie co Wam na koniec jeszcze powiem? Lubię, gdy spotkanie autorskie jest prowadzone na luzie, z humorem, dużo zależy w tym wypadku od prowadzącego i jego przygotowania. I muszę stwierdzić, że Wojciech Bonowicz był świetnym gospodarzem- tu pytanie, tam żarcik, ani się obejrzałam i godzinka minęła.

Do Pomarańczowej Pieczary zajechałam już późno, ale na stole czekała na mnie przepyszna zupa z czerwonej soczewicy. Możecie w to nie wierzyć, ale Smoki w kuchni to skarb :).

W następnym odcinku o tym, co na Targach piszczało (ja piszcałam, w duchu, ze szczęścia, jak mi J.C. podpisał książkę).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.