Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 4 października 2014

MFO-dzień 3- o tym jak Rudnicki stał się Cortazarem



Trzeci dzień MFO chciałam zacząć od wysłuchania panelu dyskusyjnego o Cortázarze. Dyskusja zaczynała się o 15. Lecę więc, łamiąc niemalże nogi, bo z pracy wyjść musiałam wcześniej, by się nie spóźnić, wpadam do Księgarni Hiszpańskiej, a tam... Tłumek ludzi, a na fotelu siedzi Janusz Rudnicki i czyta.
Zdębiałam.

Wprawdzie Rudnicki w piątek miał czytać, ale dopiero w bloku prezentacji o 18.
Hm... Pytam, co się dzieje, czy jakieś zmiany w programie, czy cóś?
- Nie, to warsztaty dla autorów z antologii „Nowe marzy"- odpowiada mi dziewczyna, obok której przyklapnęłam- ten gość siedzi już tak jakiś czas i prowadzi monolog.

Mhm..w takim razie, co z wykładem, no tak mi zależało! Zerkam w program...no tak, w kinie jest...
Na szczęście kino po drugiej stronie ulicy (plus dla organizatorów, że festiwalowe wydarzenia są tak blisko siebie), więc zasuwam, stukając obcasikami i mało nie łamiąc sobie nogi na tej cholernej kostce brukowej.
Ale zdążyłam. Wpadłam bez impetu na sale, by nie zakłócać rozpoczynającej się przed momentem dyskusji. Zasiadłam. I się zasłuchałam.

Gośćmi prowadzącego spotkanie Szymona Kloski byli Marta Jordan- tłumaczka i biografistka Julio Cortázara oraz Krzysztof Varga- pisarz, krytyk, publicysta.
Paneliści wspominali lata boomu literatury iberoamerykańskiej, próbowali odpowiedzieć na pytanie, kto z dzisiejszych pisarzy polskich inspiruje się twórczością argentyńskiego autora (Olga Tokarczuk, Jerzy Sosnowski), Varga mocno podkreślał, że Cortázar jest pisarzem europejskim, nie zdążył nasiąknąć typowym realizmem magicznym, ale jego twórczość jest bardzo surrealistyczna. Gdy Kloska próbował zinterpretować fantastyczne wątki z opowiadań Cortázara (np. co mogą symbolizować króliki, którymi wymiotuje jeden z bohaterów?), Varga odpowiedział: Ale po co interpretować? Gość po prostu żyga królikami, tak ma być i jest git. Nie trzeba tego interpretować.
Goście skupili się przede wszystkim na analizie opowiadań autora „Gry w klasy", jego metody pisarskiej.
Ciekawe to było spotkanie, choć publiczność jakaś niemrawa pytać nie chciała.

Godzina 17. Powrót do Księgarni Hiszpańskiej. Nie, nie po to, by zdążyć na końcówkę monologu Rudnickiego, ale by posłuchać co ma do powiedzenia Wioletta Grzegorzewska, autorką „Guguł"(recenzję możecie przeczytać TUTAJ) Spotkanie poprowadziła Anna Marchewka. 

Przyznać muszę, że prowadząca była świetnie przygotowana, po wysłuchaniu jej interpretacji książki Grzegorzewskiej, mi samej kilka refleksji przyszło do głowy, kilka tropów muszę ponownie sprawdzić. Rozmowa rozbiegała się w kilku kierunkach, ale prowadząca świetnie nad wszystkim panowała.

Wioletta Grzegorzewska od dwudziestu lat robi w literach, ale znana jest jako poetka, a teraz przy okazji wydania „Guguł" niejako zadebiutowała po raz drugi.
Piszę ciągle o tym samym, ale forma wiersza przestała mi już wystarczać. Opowieści zaczęły mi się wylewać .

Pisarka zauważyła, że poezja w pewnym sensie szkodzi, bo poeta jest bardziej wyczulony na słowo, pracuje nad każdym zdaniem, szlifuje, dopieszcza. Wiersz jest formą krótszą, więc jak liryk zabierze się za prozę i zacznie się przypatrywać każdej frazie, to praca się przez to wydłuża.

Grzegorzewska opowiadała od zawsze. A zaczęło się od placu zabaw, gdzie się siedziało, kurząc „Zenity" i opowiadając różne historie.
Pisarka mówiła również o swoich inspiracjach Hauptem, Iwaszkiewiczem, Schulzem i Hrabalem i o tym, że pisania nauczył ją ojciec: Ojciec preparował zwierzęta, a czymże jest pisanie, jak nie właśnie preparacją?
Najlepszą pointą spotkania był komplement powiedziany przez jedną kobietę z publiczności- nie liczą się te wszystkie inspiracje literackie, teoretyczne szufladki, ważne jest to, ze w książce odnajdujemy własne doświadczenia i możemy powiedzieć: kurczę, ja miałam podobnie.

A po spotkaniu szybko na prezentacje. I tu zaskoczenie. Wpadam do sali kinowej, a tam tłumy! Od dziesięciu lat chodzę na MFO i czegoś takiego nie widziałam! Przyklapnęłam więc na schodach, bo przecież MFO dla mnie to przede wszystkim czytania. Ledwo zdążyłam przykucnąć, podszedł do mnie Krzysztof Varga i ustąpił mi miejsce. No nie powiem, ale zrobiło mi się niezmiernie miło. Pomijam fakt, że to był Krzysztof Varga, ujęło mnie to, że są jeszcze na tym świecie dżentelmeni, którzy przepuszczają kobiety w drzwiach, całują rączki i ustępują miejsca. No jak dama się poczułam. Ale ja tu o swoich zachwytach, a tymczasem na prezentacjach wybitni goście:
Halldór Armand Ásgeirsson-Islandia
Marek Bieńczyk-Polska
Han Kang-Korea
Krzysztof Varga-Polska
Ilban Zaldua-Kraj Basków
Wioletta Grzegorzewska-Polska
Stefan Sprenger-Lichtenstein
Janusz Rudnicki-Polska
 A już za chwilę:

12:00 WYKŁAD: LABORA ET AMA. O życiu i twórczości Tove Jansson oraz o tym, skąd się biorą trolle, prowadzi Justyna
15:00 PANEL: TRANSGRESJE: Agnieszka Drotkiewicz, Katarzyna Roj, Anka Herbut, Adriana Prodeus, prowadzi Agnieszka Wolny-Hamkało
16:00 FILM: SOBOWTÓR, Richard Ayoade, 90’
Po filmie rozmowa z udziałem Anny Marchewki i Jakuba Żulczyka

17:00 PREZENTACJE : Andrzej Stasiuk, Ziemowit Szczerek, Inga Iwasiów, Eustachy Rylski, Laila Stien, Þórarinn Eldjárn
Wręczenie nagród w konkursach: „NOWE MARZY” i translatorskim / Award presentation (best translation & best short story competitions)
19:00 FILM: PUSTYNIA TATARÓW, Valerio Zurlini, 140’
Po filmie rozmowa z udziałem Adama Kruka

21:00 KONCERT MISTER D.
Bilety: 15 złotych, do nabycia w kasach Kina Nowe Horyzonty oraz online na stronie



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.