Trzeci dzień MFO
chciałam zacząć od wysłuchania panelu dyskusyjnego o Cortázarze. Dyskusja
zaczynała się o 15. Lecę więc, łamiąc niemalże nogi, bo z pracy wyjść musiałam
wcześniej, by się nie spóźnić, wpadam do Księgarni Hiszpańskiej, a tam...
Tłumek ludzi, a na fotelu siedzi Janusz Rudnicki i czyta.
Zdębiałam.
Wprawdzie Rudnicki
w piątek miał czytać, ale dopiero w bloku prezentacji o 18.
Hm... Pytam, co się
dzieje, czy jakieś zmiany w programie, czy cóś?
- Nie, to warsztaty
dla autorów z antologii „Nowe marzy"- odpowiada mi dziewczyna, obok której
przyklapnęłam- ten gość siedzi już tak jakiś czas i prowadzi monolog.
Mhm..w takim razie,
co z wykładem, no tak mi zależało! Zerkam w program...no tak, w kinie jest...
Na szczęście kino
po drugiej stronie ulicy (plus dla organizatorów, że festiwalowe wydarzenia są
tak blisko siebie), więc zasuwam, stukając obcasikami i mało nie łamiąc sobie
nogi na tej cholernej kostce brukowej.
Ale zdążyłam. Wpadłam
bez impetu na sale, by nie zakłócać rozpoczynającej się przed momentem
dyskusji. Zasiadłam. I się zasłuchałam.
Gośćmi prowadzącego
spotkanie Szymona Kloski byli Marta Jordan- tłumaczka i biografistka Julio Cortázara
oraz Krzysztof Varga- pisarz, krytyk, publicysta.
Paneliści
wspominali lata boomu literatury iberoamerykańskiej, próbowali odpowiedzieć na
pytanie, kto z dzisiejszych pisarzy polskich inspiruje się twórczością
argentyńskiego autora (Olga Tokarczuk, Jerzy Sosnowski), Varga mocno podkreślał,
że Cortázar jest pisarzem europejskim, nie zdążył nasiąknąć typowym realizmem
magicznym, ale jego twórczość jest bardzo surrealistyczna. Gdy Kloska próbował
zinterpretować fantastyczne wątki z opowiadań Cortázara (np. co mogą
symbolizować króliki, którymi wymiotuje jeden z bohaterów?), Varga
odpowiedział: Ale po co interpretować?
Gość po prostu żyga królikami, tak ma być i jest git. Nie trzeba tego
interpretować.
Goście skupili się
przede wszystkim na analizie opowiadań autora „Gry w klasy", jego metody
pisarskiej.
Ciekawe to było
spotkanie, choć publiczność jakaś niemrawa pytać nie chciała.
Godzina 17. Powrót
do Księgarni Hiszpańskiej. Nie, nie po to, by zdążyć na końcówkę monologu Rudnickiego,
ale by posłuchać co ma do powiedzenia Wioletta Grzegorzewska, autorką „Guguł"(recenzję możecie przeczytać TUTAJ)
Spotkanie poprowadziła Anna Marchewka.
Przyznać muszę, że prowadząca była
świetnie przygotowana, po wysłuchaniu jej interpretacji książki
Grzegorzewskiej, mi samej kilka refleksji przyszło do głowy, kilka tropów muszę
ponownie sprawdzić. Rozmowa rozbiegała się w kilku kierunkach, ale prowadząca
świetnie nad wszystkim panowała.
Wioletta
Grzegorzewska od dwudziestu lat robi w literach, ale znana jest jako poetka, a
teraz przy okazji wydania „Guguł" niejako zadebiutowała po raz drugi.
Piszę ciągle o tym samym, ale forma wiersza przestała
mi już wystarczać. Opowieści zaczęły mi się wylewać .
Pisarka zauważyła,
że poezja w pewnym sensie szkodzi, bo poeta jest bardziej wyczulony na słowo,
pracuje nad każdym zdaniem, szlifuje, dopieszcza. Wiersz jest formą krótszą,
więc jak liryk zabierze się za prozę i zacznie się przypatrywać każdej frazie,
to praca się przez to wydłuża.
Grzegorzewska
opowiadała od zawsze. A zaczęło się od placu zabaw, gdzie się siedziało, kurząc
„Zenity" i opowiadając różne historie.
Pisarka mówiła
również o swoich inspiracjach Hauptem, Iwaszkiewiczem, Schulzem i Hrabalem i o
tym, że pisania nauczył ją ojciec: Ojciec
preparował zwierzęta, a czymże jest pisanie, jak nie właśnie preparacją?
Najlepszą pointą
spotkania był komplement powiedziany przez jedną kobietę z publiczności- nie
liczą się te wszystkie inspiracje literackie, teoretyczne szufladki, ważne jest
to, ze w książce odnajdujemy własne doświadczenia i możemy powiedzieć: kurczę,
ja miałam podobnie.
A po spotkaniu
szybko na prezentacje. I tu zaskoczenie. Wpadam do sali kinowej, a tam tłumy! Od dziesięciu lat chodzę na MFO i czegoś takiego nie widziałam! Przyklapnęłam więc na schodach, bo przecież MFO dla mnie to przede wszystkim czytania. Ledwo zdążyłam przykucnąć, podszedł do mnie Krzysztof Varga i ustąpił mi miejsce. No nie powiem, ale zrobiło mi się niezmiernie miło. Pomijam fakt, że to był Krzysztof Varga, ujęło mnie to, że są jeszcze na tym świecie dżentelmeni, którzy przepuszczają kobiety w drzwiach, całują rączki i ustępują miejsca. No jak dama się poczułam. Ale ja tu o swoich zachwytach, a tymczasem na prezentacjach wybitni goście:
Halldór Armand
Ásgeirsson-Islandia
|
Marek Bieńczyk-Polska |
Han Kang-Korea |
Krzysztof Varga-Polska |
Ilban Zaldua-Kraj Basków |
Wioletta Grzegorzewska-Polska |
Stefan Sprenger-Lichtenstein |
Janusz Rudnicki-Polska |
A już za chwilę:
15:00 PANEL: TRANSGRESJE: Agnieszka Drotkiewicz, Katarzyna Roj, Anka Herbut, Adriana Prodeus, prowadzi Agnieszka Wolny-Hamkało
16:00 FILM: SOBOWTÓR, Richard Ayoade, 90’
Po filmie rozmowa z udziałem Anny Marchewki i Jakuba Żulczyka
17:00 PREZENTACJE : Andrzej Stasiuk, Ziemowit Szczerek, Inga Iwasiów, Eustachy Rylski, Laila Stien, Þórarinn Eldjárn
Wręczenie nagród w konkursach: „NOWE MARZY” i translatorskim / Award presentation (best translation & best short story competitions)
19:00 FILM: PUSTYNIA TATARÓW, Valerio Zurlini, 140’
Po filmie rozmowa z udziałem Adama Kruka
21:00 KONCERT MISTER D.
Bilety: 15 złotych, do nabycia w kasach Kina Nowe Horyzonty oraz online na stronie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.