Autor: Martin Šmaus
Tytuł: Dziewczynko,
roznieć ogienek
Przekład: Dorota
Dobrew
Wydawnictwo:
Czeskie Klimaty
Rok wydania: 2013
Cygan, wieczny tułacz
„Dziewczynko,
roznieć ogienek" to pierwsza książka Martina Šmausa, za którą autor
otrzymał nagrodę Magnesia Litera w kategorii Debiut Roku 2006.
Jest to opowieść o
życiu bez korzeni, o wiecznej tułaczce, na jaką skazany jest Cygan, o
samotności i wykluczeniu, o próbie poradzenia sobie z rzeczywistością, ale
przede wszystkim jest to wnikliwy i jednocześnie zasmucający obraz losów środkowoeuropejskich
Romów.
Tematyka romska
jest ostatnio popularna w Polsce. Wystarczy wspomnieć wydaną niedawno
„Papuszę" Angeliki Kuźniak, czy też wznowioną przez wydawnictwo Czarne
książkę Lidii Ostałowskiej „Cygan to Cygan". Te dwie publikacje zaliczają
się do literatury non-fiction, książka Martina Šmausa jest natomiast powieścią,
gorzką historią Andriejka Dunki.
Bohater od samego
początku jest naznaczony, ponieważ rodzi się jako bękart. Długo jednak nie
przebywa w rodzinnych stronach, bo wykazuje się niezwykle zręcznymi paluszkami
i wuj zabiera go do Pragi. Od tego momentu zaczyna się wieczna tułaczka
Andriejka.
Chłopak nie potrafi
nigdzie zagrzać miejsca. Został wyrwany ze swojego cygańskiego świata i
wrzucono go w rzeczywistość gadziów. Jest między jednymi a drugimi. Stara się
uczciwie pracować i gdy już trafia na życzliwych Czechów, zawsze musi wydarzyć
się jakieś nieszczęście. Poznajemy jego losy, gdy pracował w browarze, z
którego został wyrzucony, oskarżony o morderstwo trafia najpierw do więzienia,
a później do szpitala psychiatrycznego, wcześniej jeszcze mieszka w domu
dziecka. Wszystkie te miejsca Šmaus opisuje w sposób bardzo realistyczny.
W jednym z wywiadów
pisarz przyznał, że jako dziecko mieszkał w kamienicy, w której większość
mieszkańców stanowili Cyganie i to jego rodzina była mniejszością etniczną.
Taka sytuacja sprzyjała obserwacjom. Šmaus tłumaczył, że Romowie inaczej traktują czas, żyją z dnia na dzień,
przyszłość dla nich nie istnieje , jest jedynie teraźniejszość, dlatego nie
potrafią utrzymać się długo w jednej pracy, nie posyłają dzieci do szkół, nie potrafią zbudować domu, takie mają
podejście do życia, a tu nagle państwo chce ich usidlić. Prawdę mówi jeden z
bohaterów powieści, dyrektor szkoły, do której chodził Andriejko: To jest trudne. Wtedy chcieliśmy wyciągnąć
was z błota, przerobić. Być może powinniśmy zostawić was tam, gdzieście się
urodzili, kto wie, czy tam nie byłoby wam lepiej (...) Tutaj ludzie was nie
lubią. nie lubią nikogo kto jest inny.
Po wielu
przejściach, z ogromnym bagażem doświadczeń w końcu Andriejko zaczyna sobie
układać życie na skraju wioski, w której się urodził. Zakłada rodzinę, dostaje
pracę w lesie, rodzi mu się córka, jest szczęśliwy, bo zaczyna być tolerowany
przez tutejszych gadziów. Przynoszą mu ubranka dla córki, dają meble do
ziemianki, ale to nie może trwać wiecznie.
Szkoda mi tego
bohatera, tyle nieszczęść, ile go spotkało, niejednego zaprowadziłoby na tamten
świat. To co uderza w tej postaci, to brak tożsamości. Chłopak sam nie wie kim
chce być. Cyganem? No przecież się urodził w romskiej rodzinie i przez to z
góry jest wykluczony w normalnym świecie. Ale widać, że pragnie się do
gadziowskiego świata dostać, bo wie, że tam może być mu lepiej. Dlatego każdy
gest życzliwości usypia jego czujność, aż w pewnym momencie dochodzi do
tragedii.
„Dziewczynko,
roznieć ogienek" to powieść cholernie dołująca. Šmaus częstuje czytelnika
drastycznie naturalistycznymi scenami (nóż mi się w kieszeni otwierał, gdy
czytałam, jak kuzyni Andriejka ukrzyżowali żywcem kota), które stylistyką
kojarzą mi się z „Malowanym ptakiem" Jerzego Kosińskiego. To historia
wielowątkowa, w której zawarty jest cały wachlarz uczuć. Wzruszamy się, gdy
czytamy o ogromnej miłości, jaka łączyła Andriejka z rodzeństwem. Rozczulamy,
gdy towarzyszymy bohaterowi przy narodzinach córki. Uśmiechamy, gdy Andriejko
nieporadnie próbuje odnaleźć się w roli ojca. Jesteśmy bezsilni, gdy spada na
niego kolejne nieszczęście, przeklinamy gadziów za okrucieństwo.
Wojciech Tochman
powiedział kiedyś, że chciałby pisać tak, by czytelnik poczuł strach, mróz albo
smród. Żeby się ubrudził, porzygał albo popłakał z bezradności, by na chwilę
chociaż wszedł w skórę jego bohatera. Šmaus tak właśnie pisze, wprawdzie nie
chcemy wejść w skórę bohatera, ale jesteśmy brutalnie wepchnięci do jego świata
i czujemy ciarki na całym ciele, spinamy sie i myślimy- co jeszcze się może
przydarzyć, dlaczego? Šmaus pozostawia nas bez odpowiedzi. Nie wiemy jak
potoczą się dalsze losy Andriejka,
otwarte zakończenie powieści nie daje jednak nadziei na jakiekolwiek
zmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.