Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Całkiem subiektywnie o Wrocławskich Targach Dobrych Książek



Wrocławskie Targi Dobrych Książek w tym roku przeniesiono do hali Dworca Głównego PKP. Zajechałam tam w wietrzny piątkowy wieczór, by sprawdzić, jak to wszystko zostało zorganizowane.

Po pierwsze primo (jak to mówi jeden „filozof" u mnie w pracy) podobało mi się rozmieszczenie stoisk według rodzaju literatury. Były osobne pokoje przeznaczone dla wydawców książek dziecięcych, religijnych, naukowych, nietypowych (np. gier), co pozwalało na przejrzenie całościowej oferty z danej branży.

Po drugie primo (też sformułowanie wspomnianego „filozofa") w Muzeum Architektury, gdzie znajdowały się stoiska na zeszłorocznych targach, było mnóstwo korytarzy. Człowiek się gubił, wściekał, że nie pamięta, w którym miejscu widział tę interesującą książkę, jaką chciał kupić, ale nie kupił od razu, bo mu się dźwigać jej na spotkanie nie chciało i pozostawało kluczenie, a nie zawsze udało się powrócić do poszukiwanego wystawcy. W tym roku wzdłuż jednego korytarza, wąskiego wprawdzie, ale nie można mieć wszystkiego, porozstawiano stoiska pozostałych wydawców (czyli takich, którzy wydają kilka rodzajów literatury bez konkretnego ukierunkowania) i to była również dobra decyzja.

Po trzecie primo będę narzekać, ale to w jednym akapicie i hurtowo:
- mało atrakcyjny program, choć było kilka ciekawych spotkań (z ks. Adamem Bonieckim, Agnieszką Wolny-Hamkało, Martinem Šmausem- na te akurat udało mi się dotrzeć, ale wypatrzyłam jeszcze spotkanie z Mariuszem Urbankiem, ale na nie niestety nie zdążyłam),
- nowa lokalizacja się sprawdziła i dlatego spotkania autorskie powinny odbywać się na terenie targów, a nie w różnych miejscach Wrocławia, bo taki biedny mol książkowy, łowca autografów i nałogowy bywalec wszelkiego rodzaju imprez literackich nie jest w stanie obskoczyć trzech spotkań, które odbywają się w odstępach godzinnych w różnych częściach miasta. A wybór nie zawsze jest łatwy,
- nie oszukujmy się- wielkich promocji i rabatów nie było, ceny książek obniżone zostały średnio o 5, 10 zł, więc o jakich promocjach mówimy?

Koniec narzekania.

I teraz bez lizusostwa, ale szczerze i w miarę obiektywnie- najbardziej rozrywkowe i energiczne stoisko  (proszę o werble!) TADAAAAM: Czeskie Klimaty. Dziewczyny uśmiechnięte, pełne energii, świetnie orientujące się w literaturze i do tego ze smykałką marketingową.

Przyznać trzeba, że przygotowany przez Czeskie Klimaty wieczór autorski był świetnym zakończeniem soboty.
Byście wiedzieli moi mili-Czeskie Klimaty to również Słowackie Klimaty i Greckie Klimaty. Trzy kraje, troje gości: Pavel Rankov (Słowacja), Lena Kitsopoulou (Grecja) i Martin Šmaus (Czechy). W przerwach między rozmowami podano czerwone wino z danego kraju. Było miło i kameralnie.

Ale jak się tak zastanowię to najlepszym spotkaniem był wieczór z Agnieszką Wolny-Hamkało prowadzony przez Dorotę Wodecką. Jego organizatorem było wydawnictwo Czarne. Rozmowa dotyczyła w głównej mierze „Zaćmienia" - debiutu prozatorskiego Agnieszki.

Po tej rozmowie nie daje mi spokoju jedna myśl. Ewa, bohaterka „Zaćmienia", przyciąga psycholi, Wodecka zapytała więc, czy Agnieszka również ma taką skłonność.  To nie jest tak, że Ewa przyciąga frików, bo każdy z nas jest frikiem, każdy z nas ma jakieś swoje dziwne nawyki, skłonności, ale tego nie ujawnia.

Ja się absolutnie z tym zgadzam. W każdym człowieku siedzi jakiś świr tylko niektórzy potrafią go ukryć, ale są takie osoby, które potrafią z nas tego świra wyciągnąć i może w ten sposób powinno być postawione pytanie do Agnieszki. Nie, czy przyciąga frików, ale, czy czuje, że jest taką osobą, która ma w sobie coś, co sprawia, że ludzie przy niej obnażają się ze swoimi wariactwami.

Agnieszka mówiła jeszcze o procesie pisania, gdy oddajesz się całkowicie książce, wsiąkasz w świat fikcji i odrywasz się od rzeczywistości, o tym, że pisanie poezji i pisanie prozy to dwa różne gospodarstwa i inny sposób ich prowadzenia. Była anegdotka o samojebkach, które pstrykał sobie Orhan Pamuk, zwiedzając Kraków, refleksje o kliszowatości dzisiejszego języka, o szczerości, która jest możliwa tylko w książkach i o wielu jeszcze rzeczach, które gdzieś tam krążą mi z tyłu głowy. Świetne spotkanie, dwie niezwykle rozgadane i inteligentne kobiety, aż miło się słuchało przy dobrym podwójnym espresso :).

Na koniec warto wspomnieć, że na WTDK jest przyznawana nagroda „Pióro Fredry" za najlepszą książkę  roku. Tym razem wyróżnienie przyznano wydawnictwu Marginesy za „Gajosa" Elżbiety Baniewicz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.