Wrocławskie Targi Dobrych Książek w tym roku
przeniesiono do hali Dworca Głównego PKP. Zajechałam tam w wietrzny piątkowy
wieczór, by sprawdzić, jak to wszystko zostało zorganizowane.
Po pierwsze primo
(jak to mówi jeden „filozof" u mnie w pracy) podobało mi się rozmieszczenie
stoisk według rodzaju literatury. Były osobne pokoje przeznaczone dla wydawców
książek dziecięcych, religijnych, naukowych, nietypowych (np. gier), co
pozwalało na przejrzenie całościowej oferty z danej branży.
Po drugie primo
(też sformułowanie wspomnianego „filozofa") w Muzeum Architektury, gdzie
znajdowały się stoiska na zeszłorocznych targach, było mnóstwo korytarzy. Człowiek
się gubił, wściekał, że nie pamięta, w którym miejscu widział tę interesującą
książkę, jaką chciał kupić, ale nie kupił od razu, bo mu się dźwigać jej na
spotkanie nie chciało i pozostawało kluczenie, a nie zawsze udało się powrócić
do poszukiwanego wystawcy. W tym roku wzdłuż jednego korytarza, wąskiego
wprawdzie, ale nie można mieć wszystkiego, porozstawiano stoiska pozostałych
wydawców (czyli takich, którzy wydają kilka rodzajów literatury bez konkretnego
ukierunkowania) i to była również dobra decyzja.
Po trzecie primo
będę narzekać, ale to w jednym akapicie i hurtowo:
- mało atrakcyjny
program, choć było kilka ciekawych spotkań (z ks. Adamem Bonieckim, Agnieszką
Wolny-Hamkało, Martinem Šmausem- na te akurat udało mi się dotrzeć, ale
wypatrzyłam jeszcze spotkanie z Mariuszem Urbankiem, ale na nie niestety nie
zdążyłam),
- nowa lokalizacja
się sprawdziła i dlatego spotkania autorskie powinny odbywać się na terenie
targów, a nie w różnych miejscach Wrocławia, bo taki biedny mol książkowy,
łowca autografów i nałogowy bywalec wszelkiego rodzaju imprez literackich nie
jest w stanie obskoczyć trzech spotkań, które odbywają się w odstępach
godzinnych w różnych częściach miasta. A wybór nie zawsze jest łatwy,
- nie oszukujmy
się- wielkich promocji i rabatów nie było, ceny książek obniżone zostały
średnio o 5, 10 zł, więc o jakich promocjach mówimy?
Koniec narzekania.
I teraz bez
lizusostwa, ale szczerze i w miarę obiektywnie- najbardziej rozrywkowe i
energiczne stoisko (proszę o werble!)
TADAAAAM: Czeskie Klimaty. Dziewczyny uśmiechnięte, pełne energii, świetnie
orientujące się w literaturze i do tego ze smykałką marketingową.
Przyznać trzeba, że
przygotowany przez Czeskie Klimaty wieczór autorski był świetnym zakończeniem
soboty.
Byście wiedzieli
moi mili-Czeskie Klimaty to również Słowackie Klimaty i Greckie Klimaty. Trzy
kraje, troje gości: Pavel Rankov (Słowacja), Lena Kitsopoulou (Grecja) i Martin Šmaus (Czechy). W przerwach między
rozmowami podano czerwone wino z danego kraju. Było miło i kameralnie.
Ale jak się tak zastanowię to najlepszym spotkaniem był wieczór z
Agnieszką Wolny-Hamkało prowadzony przez Dorotę Wodecką. Jego organizatorem
było wydawnictwo Czarne. Rozmowa dotyczyła w głównej mierze „Zaćmienia" - debiutu
prozatorskiego Agnieszki.
Po tej rozmowie nie daje mi spokoju jedna myśl. Ewa, bohaterka
„Zaćmienia", przyciąga psycholi, Wodecka zapytała więc, czy Agnieszka
również ma taką skłonność. To nie jest tak, że Ewa przyciąga frików, bo
każdy z nas jest frikiem, każdy z nas ma jakieś swoje dziwne nawyki,
skłonności, ale tego nie ujawnia.
Ja się absolutnie z tym zgadzam. W każdym człowieku siedzi jakiś świr
tylko niektórzy potrafią go ukryć, ale są takie osoby, które potrafią z nas
tego świra wyciągnąć i może w ten sposób powinno być postawione pytanie do
Agnieszki. Nie, czy przyciąga frików, ale, czy czuje, że jest taką osobą, która
ma w sobie coś, co sprawia, że ludzie przy niej obnażają się ze swoimi
wariactwami.
Agnieszka mówiła jeszcze o procesie pisania, gdy oddajesz się całkowicie
książce, wsiąkasz w świat fikcji i odrywasz się od rzeczywistości, o tym, że
pisanie poezji i pisanie prozy to dwa różne gospodarstwa i inny sposób ich
prowadzenia. Była anegdotka o samojebkach, które pstrykał sobie Orhan Pamuk,
zwiedzając Kraków, refleksje o kliszowatości dzisiejszego języka, o szczerości,
która jest możliwa tylko w książkach i o wielu jeszcze rzeczach, które gdzieś
tam krążą mi z tyłu głowy. Świetne spotkanie, dwie niezwykle rozgadane i inteligentne
kobiety, aż miło się słuchało przy dobrym podwójnym espresso :).
Na koniec warto wspomnieć, że na WTDK jest przyznawana nagroda „Pióro
Fredry" za najlepszą książkę roku.
Tym razem wyróżnienie przyznano wydawnictwu Marginesy za „Gajosa" Elżbiety Baniewicz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.