Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

czwartek, 26 maja 2016

Targi, Targi i po Targach



Warszawskie Targi Książki to miejsce poza przestrzenią i czasem, to taki mój mały raj, który odwiedzam raz w roku w maju. Nie jadę tam, by się obkupić, jadę tam, by się naładować, porozmawiać z ludźmi, spotkać się z przyjaciółmi, zdobyć dedykacje ulubionych autorów i autorek.

Tegoroczne Targi były wyjątkowe: debiut prozatorki mojej przyjaciółki Kasi Hordyniec, podpisywanie książek przez Jerzego Pilcha i uściśnięcie dłoni, która czochrała antarktycznego słonia należącej do Mikołaja Golachowskiego i wisienka na torcie - spotkanie z Jaume Cabré w Trójkowym studiu im. Agnieszki Osieckiej. Poza tym spotkania z blogerami, których nie jestem w stanie teraz wymienić, ale kilku z nich zostało uwiecznionych na zdjęciach. 
 
fot. Anna Rychlicka-Karbowska
To co, chcecie zobaczyć, co się dzieje w raju?

W raju czyta się bajki dzieciom, tym dużym i tym małym, a wśród czytających są takie cudowne osoby jak Artur Barciś, który z chęcią wpisał mi dedykację do książki. Aktor chciał napisać, że dedykacja jest dla Magdy, ale delikatnie mu zasugerowałam, że to dwa odrębne imiona i Magdalena jest zdecydowanie ładniejsze, ale za to zdecydowanie dłuższe- podsumował Barciś.

Po wysłuchaniu bajek należy się czymś posilić i czegoś napić, więc udałam się na stoisko Węgier - tegorocznego gościa honorowego - a tam pokaz gotowania domowego jedzonka przyrządzanego w węgierskich kuchniach.

Wiecie, że ambrozja ma smak wiśni? Ja się o tym przekonałam, odwiedzając stoisko Czwartej Strony, na którym Piotr Sternal ugościł nas i napoił owym niebiańskim napojem. Uhhh, ale mi się zrobiło po nim gorąco ;)
Od lewej: Paulina Surniak z „Miasta książek", Monika Długa z „God save the book", Piotr Sternal, Ania Rychlicka-Karbowska z „Myśli i słowa wiatrem niesione"
 W raju można spotkać anioły i kilku takich osobników udało mi się zagadnąć i namówić na podpisanie przytachanych z Wrocławia książek.

fot. AnnRK, Jerzy Pilch
Nawet sobie nie wyobrażacie jak mi głos drżał. Zapomniałam przynieść ołówka dla pisarza (kto nie wie o co chodzi, zachęcam do przeczytania wywiadu-rzeki „Zawsze nie ma nigdy"), ale umówiliśmy się, że jak znajdę jakiś ciekawy ołówek firmy Faber, to mam Mistrzowi przesłać na domowy adres. Oczywiście adresu mi nie podał, ale chociaż mam zdjęcie i podpis w książce.




 Mikołaj Golachowski...mhmmmm. Wyczochrana fotka z moją miłością (literacką, oczywiście). Jeżeli nie czytaliście jeszcze „Czochrałem antarktycznego słonia" to jak najprędzej proszę nabyć tę książkę. To absolutny hit dekady. A jak ją już przeczytacie i zakochacie się w autorze (nie macie szans, ma żonę i uroczą córeczkę), to pognacie do księgarni po jego kolejne książki „Pupy, ogonki i kuperki" i najnowszą „Gęby, dzioby i nochale".

Z Olgą Rudnicką się tak zagadałam (przesympatyczna kobitka), że zapomniałam pstryknąć sobie z nią fotki, ale dedykacja jest, więc książkę mogę już pożyczyć Maminkowi.
A teraz kolej na rudzielce dwa:
Zośka Papużanka
i na trzy:
fot. Janusz Fila, Kasia Hordyniec, Lena i ja


Kasia bała się, że nikt do niej nie przyjdzie na podpisywanie książki (jasssssne...) i Marta Kurczyk z „Do ostatniej pestki" obiecała jej, że przebierze swojego narzeczonego Wacława w spódnicę i będzie robił sztuczny tłum. Ja, widząc Wacława jedynie od tyłu myślałam, że to franciszkanin, ale zdziwiłam się, bo co franciszkanin robiłby w kolejce do pisarki, która wydała romans z dość mocnymi erotycznymi wątkami. A to był po prostu, jak się okazało, nikt inny, jak Wacław.
fot. Janusz Fila, Kasia i Wacław
A jak już przy Wacławie i Kasi jestem, to teraz pokażę Wam, kogo spotkałam i z kim spędziłam dwa cudowne wieczory na pogaduchach i śmiechach (Kasia, Twoja opowieść o podżeraniu Miłoszowi miętówek i o tym jak na widok Siesickiej krzyknęłaś: To pani żyje?! Uwielbiam Cię kobito!)

Natalia z „Kroniki kota nakręcacza", Ania, Marta z „Do ostatniej pestki"

Ania, Natalia z „Recenzje Natalii"

Ania, Weronika z „Literaturomanii"
Madzia Paź z „Uzależniona od czytania", Ania, Klaudyna z „Kreatywy"- bardzo się cieszę, że po tylu latach udało nam się spotkać
 A na koniec zdjęcie z absolutnym idolem wszystkich blogerów i blogerek:
fot. Marta Kurczyk, Pan Miś
Wiecie, jak to jest na Targach, wszystkie ciekawe wydarzenia oraz wszyscy nasi ukochani autorzy podpisują książki w jednym czasie, ale w różnych miejscach. Na szczęście ma się zaprzyjaźnione osoby w wydawnictwach i można im podrzucić książki. I tak dzięki Bartkowi Sadulskiemu z Książkowych Klimatów mam dedykację oooo takie:

Dziękuję wszystkim za spotkania i rozmowy. Naładowałam się na kilka miesięcy i ...Wiecie, że półtora miesiąca temu miałam dość poważny zabieg, nie mogłam po nim dojść do siebie, leżałam cały czas w łóżku, kręciło mi się w głowie, nic mi się nie chciało, nawet się zastanawiałam, czy jechać na Targi, bo nie czułam się za dobrze, ale pojechałam i wszystko wróciło do normy. Nabrałam wiatru w skrzydła, wstałam z łóżka i znowu świat wokół nabiera kolorów.

A najbardziej chciałam podziękować tym, którzy wieczorami sprawili,że poczułam się jak wśród swoich: Kasi Hordyniec, Ani (kochana, wiem,że się na Ciebie darłam za te ciągłe pstrykanie, ale wiesz,że Cię uwielbiam i dziękuję za wspólne zlatywanie stoisk), Marcie i Wacławowi, Madzi Paź (super, że się odważyłaś zostawić dzieciaki i przyjechać do nas), Jankowi (fajnie, że dojechałeś do nas tramwajem i pamiętam-będzie na mnie, jak Ci się nie spodoba Golachowski.Ale co ja mówię-nie ma takiej opcji!), Agnieszce Kolano (brawo za odwagę, masz pozatargowy autograf Olgi Tokarczuk) i jej mężowi Andrzejowi.
Kasiu z „Mojej pasieki", Tobie dziękuję za zaufanie i rozmowę. Pamiętaj, jesteś silną kobietą! 
Cieszę się, że w przelocie udało mi się wyściskać Wiktorię z „Przeczytaj mnie", Taterkę, Ulę z „Pełnego zlewu" i Madzię Żabską z „Manii czytania".

Kochani, widzimy się za rok. 

4 komentarze:

  1. "uściśnięcie dłoni, która czochrała antarktycznego słonia" :D

    Ech, wiele razy już dostałam po uszach za te zdjęcia, ale później nagle się okazuje, że dzięki nim kilka osób ma całkiem fajną pamiątkę. Tak więc... krzycz ile wlezie. I tak będę pstrykać. :D

    I nie widzimy się za rok, tylko - mam nadzieję - w środę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pstrykaj ile wlezie :) Uwielbiam Cię :)
      No ba, pewnie,że się w środę widzimy, przecież jakiś obiadek trzeba zjeść :)

      Usuń
  2. Nie mogę uwierzyć, że to już tydzień.

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.