Autor: Mikołaj
Golachowski
Tytuł: Czochrałem
antarktycznego słonia
Wydawnictwo:
Marginesy
Seria: EKO
Rok wydania: 2016
W życiu nie
spodziewałabym się, że książka o tematyce przyrodniczej dostarczy mi tyle
radości. Już sam tytuł „Czochrałem antarktycznego słonia" wywołuje szeroki
uśmiech na twarzy, naprawdę świetnie się bawiłam, jak na
najlepszej komedii, co rusz wybuchałam śmiechem, a to dzięki lekkiemu i
dowcipnemu stylowi autora.
No właśnie, autor,
kim on jest? Przede wszystkim pasjonatem i ogromnym lubieśnikiem wszystkich zwierzołków, polarnikiem, przewodnikiem wycieczek po biegunie północnym i świetnym pisarzem! Każda strona tej książki kipi od
emocji - tych pozytywnych oraz tych mniej przyjemnych. Jest o wszystkim, nie
tylko o czochraniu antarktycznych słoni, ale również o pływaniu zodiakami pełnymi turystów i „sadzeniu" palmy na stacji naukowej. Golachowski zabiera nas w pasjonującą podróż do krainy wiecznego lodu.
W tej wyprawie
spotykamy uchatki, adelki, walenie, orki, pochwodzioby, miśki polarne, petrele,
wydrzyki, albatrosy, renifery, morsy, maskonury, poznajemy ich obyczaje, ale
najpierw, by się nie pogubić, autor wyjaśnia czytelnikowi czym jest Anarktyda i
czym Antarktyka. Golachowski opowiada anegdotki ze swojego życia na Antarktyce, wspomina jak
nieświadomie przespał się z uchatką, ale incydent został między panami i po nim
nie mieli już okazji się spotkać, wspomina jak już się żegnał z życiem,
gdy został pogoniony przez słonia morskiego, zachwyca się pięknymi widokami latających
ryb. Jedną udało mu się zasuszyć i miałby taką trupiastą pamiątkę, ale po kilku
latach suszek spodobał się kotu autora i został zwyczajnie pożarty.
W opowieści o
zwierzołkach i swoich przygodach Golachowski wplata również fakty
historyczne związane z biegunem północnym. Opowiada więc o ważniejszych
wyprawach, odkrywaniu Antarktyki, powstawaniu pierwszych stacji naukowych,
wspomina ważniejszych podróżników i naukowców. Są również akapity poświęcone
plemieniom Indian patagońskich oraz Inuitom.
Autor pozwala nam
również zajrzeć na naukową stację - Arctowskiego, gdzie spędził swój pierwszy
rok pracy badawczej. Poznajemy zatem kulisy życia na takim punkcie i wcale
nie ma tu opisów prowadzonych badań (no dobra, są, ale jest ich niewiele), za
to o życiu towarzyskim dowiecie się z tych rozdziałów mnóstwo. I można mu pozazdrościć, bo kto z nas miał
okazje spędzić Sylwestra w kraterze wulkanu albo wykąpać się w arktycznym
morzu, podziwiać widoki zachodzącego słońca przez kilka godzin? Na szczęście w
książce są zdjęcia, które pozwalają choć trochę wyobrazić sobie jak wygląda
życie takiego polarnika.
„Czochrałem
antarktycznego słonia" to dowód na to, że o zwierzętach i przyrodzie można
pisać porywająco i jest tylko jeden minus tej książki- mimo ponad pięciuset
stron, jest zdecydowanie za krótka.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE |
Na wejściu plus dziesięć punktów za tytuł, a oryginalne przygody i nietuzinkowy żywot autora zawsze dopełniają reszty chętek na lekturę :)
OdpowiedzUsuńtytuł jest rewelacyjny :) w wywiadach autor mówił na czym polega czochranie antarktycznego słonia. Dla mnie ta książka to absolutny hit 2016 roku!
UsuńBardzo mi miło i wszystkich serdecznie pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńdo zobaczenia we Wrocławiu :)
Usuń