Przynosiła różne wystane rzeczy. Wystany kawałek
kiełbasy, cztery godziny stania, wystane masło i mąkę, wystany od szóstej rano
papier toaletowy. Dwa razy w miesiącu babcia jeździła do swojej siostry, która
mieszkała na wsi, i przywoziła stamtąd niewystane rzeczy. Na przykład kawał
świni. Albo mleko. Mleko w mieście też było niewystane, samo sobie stało rano
pod drzwiami. Ale to ze wsi było smaczniejsze, bo od krowy, a nie sprzed drzwi.
W lecie babcia przywoziła w koszyku agrest, porzeczki, gruszki, bób, orzechy.
Gotowała, piekła, smażyła, pasteryzowała. Jakby Pan Bóg dobrze umiał stworzyć
świat, według przepisu babci, to wszystko byłoby w słoikach.
[Zośka Papużanka, On, Znak literanova, seria: Proza PL,
Kraków 2016, str. 18-19]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.