Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 24 października 2011

Warszawskie wojaże literackie cz. II - spotkanie z Jonasem T. Bengtssonem


W czwartkowy wieczór, po odwiedzinach u ks. Janka, poleciałam szybciutko do klubu „Powiększenie”.  Tam w podziemiach odbywało się spotkanie z Jonasem T. Bengtssonem, duńskim pisarzem, autorem „Submarino” (recenzja TUTAJ). Spotkanie poprowadził Krzysztof Cieślik, który jest dziennikarzem „Polityki”. Nie wiem, czy prowadzący był tak zestresowany, czy po prostu się nie przygotował, ale już dawno nie byłam na tak fatalnie poprowadzonym spotkaniu. Niestety.  Plan wieczoru- standardowy, jak to na takich spotkaniach autorskich bywa: czytanie fragmentów powieści, rozmowa z autorem,  pytania publiczności i na koniec podpisywanie książek. Prowadzący wypytywał zaproszonego gościa o jego powiązania z prozą Michaela Houellbeqa (tak, tak, powiązania są, proza francuskiego pisarza jest dla Bengtssona inspiracją), o problem uzależnienia od narkotyków, o wątki autobiograficzne w „Submarino”. Pytania były nawet ciekawe, ale sam fakt, że prowadzący czytał je z kartki, nie ciągnął wątków, tylko zaraz przechodził do następnego pytania, tak jakby w ogóle nie słuchał tego, co autor ma do powiedzenia był niezwykle drażniący.  Ale jedno stwierdzenie, które padło podczas wieczoru nie dawało mi spokoju. Krzysztof Cieślik przypomniał, że podczas promocji „Submarino” we Francji, pisarz powiedział, że jest to książka o miłości i nadziei. Kto czytał „Submarino wie, że od biedy o miłości ta książka w pewnym sensie traktuje, ale jest to miłość patologiczna, destrukcyjna. Ale nadzieja? Heloooł! To my chyba dwie różne książki czytaliśmy. Zazwyczaj nie otwieram paszczy na takich spotkaniach, ale tym razem nie wytrzymałam i musiałam zapytać:
- A przepraszam, a gdzie w tej książce jest nadzieja?
- Mamy dwóch braci, którym życie cały czas kładzie pod nogi kłody, ale oni się nie poddają. Mimo, że czego się nie tkną, to się rozpada. Ale są silni i próbują ciągle iść na przód.
- Tak? To dlaczego jeden z nich się na końcu wiesza?
- (...)
Konsternacja, trochę śmiechu, chwila na zastanowienie...
- Brat głównego bohatera się powiesił, bo nie wiedział co będzie z Martinem                 (pięcioletni synek), odcięli go od jego dziecka, które było sensem jego życia.
- No tak, czyli ponawiam pytanie- gdzie tu jest nadzieja, skoro on sie poddał?
- Ale został jeszcze jego brat, który żyje .
Podziękowałam za odpowiedź, ale i tak mnie to nie przekonało. Przeczytajcie „Submarino” i spróbujcie mnie przekonać, że jest to książka o nadziei. Nick- bohater, który został w życiu się nie wyrwie z tego bagna w jakim tkwi. Musiałby wyjechać, a na to raczej nie wpadnie. Ale to tylko taka dygresja. 
Po spotkaniu podeszłam do autora, żeby mi się w książce podpisał. Uśmiechnął się serdecznie, aż mi się miło zrobiło. Zapytał o imię. Magdalena- uśmiech (mój). No, mały problem, bo w duńskim nie ma takiego imienia, wiec przed wpisaniem dedykacji próba generalna z pisowni mego imienia na kartce.  No i proszę, oto efekt:

"Good quesation!" :)
 A oto i autor we własnej osobie


11 komentarzy:

  1. No brawo kochana! Brawo:) faktycznie to było dobre pytanie:) Sama jestem ciekawa tej nadziei, co to niby w książce jest:)Prędzej czy później książkę dopadnę:)
    Buziak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mag, nie ogarniam Twojej prędkości życia;-)) Wszędzie Cię pełno;-)) Myślę, że warto było wysłuchać takich głupot jakie zafundował prowadzący w zamian za tak piękną dedykacje;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. papryczka=> KONIECZNIE musisz to przeczytać, ale nie polecam teraz w te jesienno-szare dni. Lepiej poczekaj do wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hipcio=> uwierz mi,ja też ledwo to ogarniam,a ten weekend to już w ogóle mam nieogarnięty. A miało się uspokoić i na jesień i zimę tyle miało się nie dziać. Ale co zrobić, co zrobić? :))) Będzie co wnukom opowiadać :) A Bengtsson to mnie chyba na długo zapamięta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. widzę, że dużo się działo na Twoim warszawskim wyjeździe :) czekam na relacje ze spotkania z Llosą oczywiście ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Edith=> oj działo się działo :) Dzięki za fotki. A relacja będzie na stronie e-czaskultury,ale jeszcze chyba coś od siebie na blogu dodam :) Pozdrawiam i mam nadzieję,że następnym razem uda nam się spotkać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko jest względne, pojęcie nadziei również. Lepiej by było, gdyby twórcy nie objaśniali swoich utworów;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Książkę wreszcie przeczytałam, wiec się wypowiem;) W moim odczuciu ostatni akapit daje nadzieję, choć wszystko, co zdarzyło się wcześniej, z hukiem dążyło ku przepaści.

    Po skończeniu książki (jeszcze nie umiem o niej napisać;(), zajrzałam na okładkowe rekomendacje. Niemieckie i duńskie (chyba) czasopismo wspomina o HUMORZE powieści. Z całym szacunkiem - nie dostrzegłam go w Submarino. A Ty?

    OdpowiedzUsuń
  10. czytanki. anki=> nie wiem, ja też nie dostrzegam tam humoru, ale może niemieckie i duńskie poczucie humoru różni się od polskiego... ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Niemieckie różni się jak diabli, bo jest ciężkie i mało eleganckie, o duńskim nie wiem nic. Już zaczynałam się obawiać, że coś przeoczyłam;)

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.