I na dodatek
mieszkają we Wrocławiu. Skąd się tu wzięły? Jest kilka teorii. Jedna z nich
mówi, że pojawiły się w Mieście Spotkań w latach osiemdziesiątych, gdy to Major
Fydrych wraz z Pomarańczową Alternatywą wcielał w życie surrealizm
socjalistyczny. Pomarańczowa Alternatywa znana była z happeningów, które miały
ubarwiać szarą komunistyczną rzeczywistość. Na plamach, które powstawały w wyniku
zamalowywania przez milicję haseł wolnościowych, grupa Majora Fydrycha malowała
krasnoludki, które stały się emblematem ruchu. Plam było jednak tak dużo, że
Pomarańczowej Alternatywie musiały pomóc krasnale. Niestety, nie skończyło się
to szczęśliwie- Pędzelek został przyłapany na gorącym uczynku i skazany na
dożywotnie więzienie. Do dziś siedzi biedaczek na ul. Więziennej i spogląda
smutnym wzrokiem zza krat.
Druga teoria
głosi, że to właśnie Dolny Śląsk jest miejscem, w którym pojawił się pierwszy
krasnal. Papa Krasnal osiedlił się we Wrocławiu i tu założył rodzinę, która
dała początek skrzaciej społeczności. Ludzie zaprzyjaźnili się z krasnalami i
po dziś dzień żyją w zgodzie, pomagając sobie nawzajem.
Trzecia
teoria mówi, że wrocławianie nie mogli sobie poradzić ze szczególnie złośliwym
Chochlikiem Odrzańskim, który skutecznie zatruwał im życie. Zwrócili się więc
do krasnali o pomoc. Oddział krasnoludków pokonał wrednego chochlika i wtrącił
go do więzienia w Górach Sowich. Wdzięczni mieszkańcy zaproponowali małym
przyjaciołom dach nad głową i gościnę. Krasnoludki przystały na propozycję i od
tej pory mieszkają we Wrocławiu.
Która teoria
jest prawdziwa? A czy to ważne? Fakt jest faktem- krasnoludki upodobały sobie
Wrocław i jest ich coraz więcej. Jak wyglądają? A różnie. Udało mi się kilku z
nich sfotografować. Sami zobaczcie.
Krasnal filmowy
Krasnal pocztowy
Obżartuch
Kuźnik
I wśród krasnali zdarzają się kaleki
Trąbibrzuch
Syzyfki
Ale to nie
wszystko. Krasnoludki coraz częściej uczestniczą w życiu wrocławian i mają
również swoje festiwale.
Hej. Duży! Człowieku!
W imieniu wszystkich wrocławskich
krasnoludków zapraszam Cię do naszego świata. Żyjemy obok Ciebie dość długo.
Codziennie mijasz nas na ulicy. Widzimy Twoje radości i smutki. Teraz my chcemy
pokazać Ci nasz świat.
Na całe dwa dni możesz wejść w naszą
krasnoludzką rzeczywistość i zobaczyć, jak fajnie jest być wrocławskim
krasnalem!
( z odezwy
festiwalowej)
W
dniach 7.10 -8.10. miał miejsce drugi już Festiwal Krasnoludków. Na Wyspie
Słodowej stanęła wioska, w której krasnale zapraszały tych małych i dużych
wrocławian w swe skromne progi. Można było posmakować krasnoludzkiej kuchni,
zaglądnąć do zakładu krawieckiego, przypatrzeć się jak to szewczyk skrzaci buty
reperuje, zmontować dla zwierzątek domek, podziwiać krzepę krasnoludzkiego
drwala i posłuchać opowieści o krasnalach. Na te dni nasi mali przyjaciele w
magiczny sposób przyjęli ludzkie rozmiary, bo w przeciwnym razie mogłyby zostać
niezauważone i przez przypadek rozdeptane.
Jak
powszechnie wiadomo, albo może i nie wiadomo, krasnale mają niesamowite
poczucie humoru, są trochę rubaszne i uwielbiają się śmiać. Dlatego na
festiwalu nie mogło zabraknąć rozrywki w postaci kabaretów. Najpierw przegląd
Improwizacji Kabaretowych. Niestety, nie mogłam w tym uczestniczyć, ale doszły
mnie słuchy, że przez 4,5 godziny grupy kabaretowe rozbawiały publiczność do
łez. Nietrudno mi w to uwierzyć, bo na wieczornej gali, którą brawurowo
poprowadził Pan Piotr Bałtroczyk, mogłam poznać zwycięzców „Krasnalizacji”. Co
ja się uśmiałam! Trzy godziny i moja przepona ledwo zipiała, a z oczu pryskały
fontanny. Do tego gwiazdą wieczoru byli Łowcy.B. Oto i oni w całej okazałości.
Jak
widać na załączonym zdjęciu, chłopaki nadal nie dorobili się na skeczach, więc
ich odzienie wygląda jak wyciągnięte z pojemników z pomocy dla powodzian.
Jednak humor dopisuje. Łowcy zafundowali publiczności kilka znanych mi już
wcześniej scenek, w tym moją ulubioną o GPS-ie. Kto nie zna, zapraszam przed
monitor. Miłego oglądania.
Kiedy wreszcie przywieje mnie do Wrocławia [migdy nie byłam], to chetnie ruszę tropem krasnali. A co do Łowców - to ulubiony kabaret Hipka, więc mnie nim okresowo katuje. Jak na mój gust mają trochę za absurdalne poczucie humoru - nie jestem w stanie znieść Pana w Żółtym Sweterku więcej, niż jeden skecz na raz. De gustibus non est disputandum - ja "wyrosłam" na Kabarecie POTEM, i teraz też zdecydowanie Hrabi rządzi :) Kołaczkowskiej postawiłabym pomnik.
OdpowiedzUsuńPS. Przepraszam za literówki i mało logiczny jak na mnie styl - jakaś grypa mnie rozkłada :(
OdpowiedzUsuńUbawiły mnie krasnoludki i skłaniam się do wersji pierwszej. Pomarańczowa Alternatywa to historia mojego dzieciństwa, potem młodości jak się zaczytywałam w książce Pęczaka o subkulturach i zazdrościłam mieszkańcom Wrocławia, że mogą brać w tych wydarzeniach czynny udział.
OdpowiedzUsuńKrasnoludki mega, szczególnie mnie ubawił (przepraszam) kransal inwalida:))
W moim mieście w ten sam sposób został potraktowany Bachusik, ale jest to pomysł dla mnie tak żenujący, że brak słów. Zamieniłabym tego bachusika na krasnoludka!
Łowcy.B lubię, ale wolałam ich i bardziej mnie śmieszyli kilka lat temu, wtedy dopiero wchodzili na arenę kabaretową. Skecz o panu co jedzie do logopedy mnie wtedy rozwalił. Podobnie jak Dragonella bliżej mi do Hrabi, także wychowana jestem na Potemach i także apeluje o pomnik dla pani Kołaczkowskiej jest bezsprzecznie GENIALNA!
Pozdrawiam serdecznie!:))
A a propo krasnoludków to polecam (jeśli jeszcze nie znasz) opowiadanie "Ernest i krasnoludki" z książki Piotra Kofty "Bura małpa". Baaardzo polecam. Gwarantowane ćwiczenia dla przepony:)
OdpowiedzUsuńMam słabość do krasnoludków, do tego stopnia, że kupiłam sobie dwa lata temu "Wielką Encyklopedię Krasnoludków", nie dla żadnego dziecka, tylko dla siebie.
OdpowiedzUsuńDragonella=> ale jak to katuje? Jak to katuje?! Toż to sama przyjemność! Ja akurat uwielbiam ich absurdalność i się zalewam łzami ze śmiechu. Kołaczkowską też lubię :) Zresztą i tak najbardziej lubię Euzebka z Chatelet :) A Ty nie daj się grypie! Weź ją na ogień. Zdróweczka życzę.
OdpowiedzUsuńpapryczka=> nie znam tego opowiadania,ale teraz już wiem,że poznam :) Dzięki za informację. Ja w ogóle proponuję założyć jakiś fan-club Kołaczkowskiej- może uzbieramy na pomnik? ;)
OdpowiedzUsuńAneta=> no przecież,że nie dla dzieci encyklopedia ;).Też uwielbiam krasnale. Ale już mnie trochę denerwuje,że na każdym kroku mozna je spotkać. Teraz to stało się modne we Wrocławiu mieć swojego krasnala. Banki mają swoich krasnali, kluby, sklepy,szkoły-wszystko. a kiedys to była frajda, łazić po Wrocławiu i ich szukać. Podobno jest ich teraz ponad 300...ale mi się wydaję,że więcej.
OdpowiedzUsuńKsiążka Piotra Kofty jest do kupienia w księgarni Dedalus (jakże Ci zazdroszczę, że masz Dedalusa w swoim mieście) za 1,50 zł!!
OdpowiedzUsuńOj chyba się pospieszyłam! Dla pewności sprawdziłam czy jest i nie mogę jej znaleźć! Jakże to? Ale przejdź się do Dedalusa i sprawdź:)
W razie jakby nie było, a nie będziesz chciała kupować książki w księgarnianej cenie, albo nie zdobędziesz w bibliotece to prześlę Ci to opowiadanie na maila:)
papryczka=> o nieee, ja nie mogę wchodzić do Dedalusa, bo to złoooo!!!! Ale zajedę :) Dziękuję za informację :) Jak co, to będę miała na kogo zwalić,że wylazłam ze stosem...:P
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam! Nie rób scen hihi
OdpowiedzUsuń