Już wróciłam, ale jeszcze duchem jestem w zupełnie innej
rzeczywistości. Generalnie nie lubię Warszawy. Zawsze mam pecha i jak
przyjeżdżam do tego miasta, to pada deszcz, albo inne dziadostwo. Zawsze więc
widzę naszą stolicę w szarościach i pluchach. Poza tym to miasto jest za duże,
nie ogarniam go. Wrocław przy Warszawie to prowincja, ale ja tę swoją prowincję
uwielbiam i niech tak zostanie. Ale do rzeczy.
19.10. wsiadłam do pociągu nie byle jakiego, tylko pędzącego w stronę
Warszawy. Noc już była, więc pociąg nawet nie był tak bardzo przeładowany. Wsiadłam
do przedziału z miłą starszą panią i dwiema młodymi dziewczynami. Jedziemy
sobie spokojnie, każda z nas coś podczytuje (ja nowego Llosę ♥), przychodzi
konduktor: „Bilety do kontroli”. Ależ proszę, proszę...
-Ale panie mają bilety drugiej klasy.
- No tak.
- Ale to jest pierwsza klasa.
-Ale jak to? Na wagonie jest oznaczenie, że to jest druga klasa...
- Tylko część wagonów jest drugiej klasy, a panie akurat siedzą w
pierwszych trzech przedziałach, które należą do pierwszej klasy.
No nic, bierzemy klamoty i idziemy. Siadamy w przedziale drugiej klasy
i ...niuch, niuch-coś tu śmierdzi:
- Panie konduktorze, jakimś klejem tu cuchnie, coś się wylało?
-Nie, właśnie wysadziłem na stacji takiego jednego, co sobie ten klej
wąchał...
-....
Ale nic to, podróż, na szczęście, odbyła się już bez innych rewelacji.
No, pomijam fakt, że przespałam Warszawę Centralną i wylądowałam w Warszawie
Wschodniej. Dobrze, że to była stacja docelowa, bo boję się pomyśleć co by
było, gdyby pociąg kończył bieg w Gdańsku...
No to teraz kawka i do kuzynki, kilka godzin snu i wyjazd do miasta na
spotkanie z Jonasem T. Bengtssonem. A po drodze...
Autobus wysadził mnie niedaleko kościoła sióstr Wizytek, tego w którym
rektorem był ks. Jan Twardowski. Pomyślałam sobie, że wstąpię na chwilkę. Przy
samym wejściu po prawej stronie jest klęcznik poświęcony Poecie z jego ostatnim
wierszem.
Posiedziałam chwilkę. Przed ołtarzem krzątała się jedna z sióstr
Wizytek. Podeszłam do niej i spytałam, czy byłaby jakaś szansa obejrzeć mieszkanie
ks. Jana. Wiedziałam, że nie jest to prosta sprawa, bo wcześniej trzeba się umawiać z
ks. Aleksandrem Seniukiem, który ma klucze od mieszkania. Próbowałam się z nim
kontaktować przed wyjazdem, ale ks. Seniuk ma niesamowicie zaborczą sekretarkę,
która grzecznie odmawiała mi połączenia z przełożonym. Pożegnałam się więc z
nadzieją na zwiedzanie tego ważnego dla mnie miejsca, ale, jak już wcześniej
wspomniałam, zaczepiłam siostrzyczkę, która powiedziała mi, że w tej sprawie
trzeba się kontaktować z organistą (z biografii ks. Jana napisanej przez Madzię
Grzebałkowską wiedziałam dokładnie o kogo chodzi- o bliźniaków- Pana Czesława i
Tadeusza Olszewskich).
- A ma może siostrzyczka numer telefonu?
-Mam, ale to trzeba się dużo wcześniej umawiać.
- A może mi siostrzyczka podać, bo ja jestem z Wrocławia, to może
następnym razem, jak przyjadę, to już się wcześniej zapowiem.
Tutaj następuje podanie numeru.
Godzinę łaziłam po Nowym Świecie i mnie ten numer korcił...Aaaa, co mi
tam, zadzwonię...
- Witam, mam na imię Magda, dostałam Pana numer od jednej z sióstr
Wizytek, wiem, że Pan ma klucze od domu ks. Jana, czy ja bym mogła obejrzeć to
mieszkanie? Bardzo mi zależy, bo ja z Wrocławia przyjechałam i...( to co tutaj
piszę jest uładzoną i oszlifowaną wersją tej rozmowy, w rzeczywistości moje
jąkania i dukania nie nadają się do przelania na ...hmmm papier? monitor?
hmmm).
-Droga pani, musi pani zadzwonić do mojego brata, bo on właśnie jest w
kościele
-A mogę prosić numer?
:)
Dzwonię.
-Dzień dobry, mam na imię Magda, itd. ... (znowu musiałam przedstawiać
całą historię i opowiadać o swojej miłości do ks. Jana)
- Klucze ma ks. Seniuk, nie zawsze je przy sobie nosi, ale proszę
przyjść, o 17:00 będzie odprawiał mszę, może będzie pani miała szczęście.
Chyba nie muszę już nic dodawać... :) Zapraszam Was moi kochani do
zwiedzania. Ale jeszcze zanim Was wpuszczę do mieszkania ks. Jana, chciałabym
bardzo podziękować Panu Czesławowi Olszewskiemu za spełnienie jednego z moich
marzeń. Nie miałam okazji z nim usiąść i porozmawiać, bo rano wyjeżdżał i
musiał szybko oddać klucze, ale powiedział mi jedną rzecz: „Ja się bardzo
cieszę, że ludzie przychodzą i odwiedzają ks. Jana”. No to co? Odwiedzamy?
Na ścianach ks. Jan miał powieszonych mnóstwo aniołków, obrazków, które dostawał od odwiedzających go gości.
To jest słynna lampka na oryginalnej nóżce zrobionej z badylka :)
Piec, na którym podpisywały się osoby odwiedzające ks. Jana
Klęcznik
Jemioła :)
Pośmiertna maska i odlew dłoni
Biblioteczka
Filiżanki, z których piły herbatkę m. in. prof. Anna Świderkówna
Okulary i budziki- zastanawia mnie po co Księdzu tyle budzików było? :)
Słynna torba, z którą się nie rozstawał
Portret Mamy ks. Jana
I nawet buty zostawił pod łóżkiem
Te parę minut, które przeznaczyłam na zapoznanie się z Twoją podróżą, było również i dla mnie podróżą, w której zegary przestały istnieć, a czas rozlał się gdzieś po drodze. Uwielbiam podążanie szlakiem ludzi wielkich i żałuję, że nie ma więcej takich miejsc jak ta sypialnia z butami pod łóżkiem, coś pięknego. W takich miejscach pamięć danej osoby jest wiecznie żywa, a jej duch w tym miejscu wręcz namacalny. Dziękuję za takie piękne doznania.
OdpowiedzUsuńKasia=> to ja dziękuję za ciepłe słowa. W sumie nie potrafię oddać tego, co czułam w tym mieszkaniu. Ks. Jan jest dla mnie ważną osobą i miałam ściśnięte gardło, gdy dotykałam tych filiżanek, sutanny6. Tam jeszcze leżały rękawiczki, takie wytarte. ten pokój, cale to mieszkanie jest żywo wyciągnięte z Jego wierszy. Ja tam na pewno jeszcze wrócę :)
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się bardzo czytając relację z Twojej podróży... a oglądając mieszkanie Księdza na Twoich zdjęciach po prostu się popłakałam. Niesamowite emocje... Dziękuję Ci bardzo za tę wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńpiękna wycieczka. Dziękuję za nią!
OdpowiedzUsuńIsabelle, Magdaleno=> dziękuję, cieszę się, że mogłam Was oprowadzić :) Bracia Olszewscy są bardzo otwarci, więc jak będziecie w Warszawie, to Wam też na pewno się uda odwiedzić ks. Jana
OdpowiedzUsuńale się wzruszyłam.
OdpowiedzUsuńI Twoją determinacją, i zdjęciami, jakbym tam była.
A Szczygła i tak ci nie daruję :-) Mój ci on
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam.
Usuń