Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 23 października 2011

Warszawskie wojaże literackie cz. I - mieszkanie ks. Jana Twardowskiego


Już wróciłam, ale jeszcze duchem jestem w zupełnie innej rzeczywistości. Generalnie nie lubię Warszawy. Zawsze mam pecha i jak przyjeżdżam do tego miasta, to pada deszcz, albo inne dziadostwo. Zawsze więc widzę naszą stolicę w szarościach i pluchach. Poza tym to miasto jest za duże, nie ogarniam go. Wrocław przy Warszawie to prowincja, ale ja tę swoją prowincję uwielbiam i niech tak zostanie. Ale do rzeczy.
19.10. wsiadłam do pociągu nie byle jakiego, tylko pędzącego w stronę Warszawy. Noc już była, więc pociąg nawet nie był tak bardzo przeładowany. Wsiadłam do przedziału z miłą starszą panią i dwiema młodymi dziewczynami. Jedziemy sobie spokojnie, każda z nas coś podczytuje (ja nowego Llosę ♥), przychodzi konduktor: „Bilety do kontroli”. Ależ proszę, proszę...
-Ale panie mają bilety drugiej klasy.
- No tak.
- Ale to jest pierwsza klasa.
-Ale jak to? Na wagonie jest oznaczenie, że to jest druga klasa...
- Tylko część wagonów jest drugiej klasy, a panie akurat siedzą w pierwszych trzech przedziałach, które należą do pierwszej klasy.
No nic, bierzemy klamoty i idziemy. Siadamy w przedziale drugiej klasy i ...niuch, niuch-coś tu śmierdzi:
- Panie konduktorze, jakimś klejem tu cuchnie, coś się wylało?
-Nie, właśnie wysadziłem na stacji takiego jednego, co sobie ten klej wąchał...
-....
Ale nic to, podróż, na szczęście, odbyła się już bez innych rewelacji. No, pomijam fakt, że przespałam Warszawę Centralną i wylądowałam w Warszawie Wschodniej. Dobrze, że to była stacja docelowa, bo boję się pomyśleć co by było, gdyby pociąg kończył bieg w Gdańsku...

No to teraz kawka i do kuzynki, kilka godzin snu i wyjazd do miasta na spotkanie z Jonasem T. Bengtssonem. A po drodze...

Autobus wysadził mnie niedaleko kościoła sióstr Wizytek, tego w którym rektorem był ks. Jan Twardowski. Pomyślałam sobie, że wstąpię na chwilkę. Przy samym wejściu po prawej stronie jest klęcznik poświęcony Poecie z jego ostatnim wierszem.

Posiedziałam chwilkę. Przed ołtarzem krzątała się jedna z sióstr Wizytek. Podeszłam do niej i spytałam, czy byłaby jakaś szansa obejrzeć mieszkanie ks. Jana. Wiedziałam, że nie jest to prosta sprawa, bo wcześniej trzeba się umawiać z ks. Aleksandrem Seniukiem, który ma klucze od mieszkania. Próbowałam się z nim kontaktować przed wyjazdem, ale ks. Seniuk ma niesamowicie zaborczą sekretarkę, która grzecznie odmawiała mi połączenia z przełożonym. Pożegnałam się więc z nadzieją na zwiedzanie tego ważnego dla mnie miejsca, ale, jak już wcześniej wspomniałam, zaczepiłam siostrzyczkę, która powiedziała mi, że w tej sprawie trzeba się kontaktować z organistą (z biografii ks. Jana napisanej przez Madzię Grzebałkowską wiedziałam dokładnie o kogo chodzi- o bliźniaków- Pana Czesława i Tadeusza Olszewskich).
- A ma może siostrzyczka numer telefonu?
-Mam, ale to trzeba się dużo wcześniej umawiać.
- A może mi siostrzyczka podać, bo ja jestem z Wrocławia, to może następnym razem, jak przyjadę, to już się wcześniej zapowiem.
Tutaj następuje podanie numeru.
Godzinę łaziłam po Nowym Świecie i mnie ten numer korcił...Aaaa, co mi tam, zadzwonię...

- Witam, mam na imię Magda, dostałam Pana numer od jednej z sióstr Wizytek, wiem, że Pan ma klucze od domu ks. Jana, czy ja bym mogła obejrzeć to mieszkanie? Bardzo mi zależy, bo ja z Wrocławia przyjechałam i...( to co tutaj piszę jest uładzoną i oszlifowaną wersją tej rozmowy, w rzeczywistości moje jąkania i dukania nie nadają się do przelania na ...hmmm papier? monitor? hmmm).
-Droga pani, musi pani zadzwonić do mojego brata, bo on właśnie jest w kościele
-A mogę prosić numer?
:)
Dzwonię.
-Dzień dobry, mam na imię Magda, itd. ... (znowu musiałam przedstawiać całą historię i opowiadać o swojej miłości do ks. Jana)
- Klucze ma ks. Seniuk, nie zawsze je przy sobie nosi, ale proszę przyjść, o 17:00 będzie odprawiał mszę, może będzie pani miała szczęście.

Chyba nie muszę już nic dodawać... :) Zapraszam Was moi kochani do zwiedzania. Ale jeszcze zanim Was wpuszczę do mieszkania ks. Jana, chciałabym bardzo podziękować Panu Czesławowi Olszewskiemu za spełnienie jednego z moich marzeń. Nie miałam okazji z nim usiąść i porozmawiać, bo rano wyjeżdżał i musiał szybko oddać klucze, ale powiedział mi jedną rzecz: „Ja się bardzo cieszę, że ludzie przychodzą i odwiedzają ks. Jana”.  No to co? Odwiedzamy?
 Na ścianach ks. Jan miał powieszonych mnóstwo aniołków, obrazków, które dostawał od odwiedzających go gości.
 To jest słynna lampka na oryginalnej nóżce zrobionej z badylka :)
 Piec, na którym podpisywały się osoby odwiedzające ks. Jana


 Klęcznik

 Jemioła :)
 Pośmiertna maska i odlew dłoni
 Biblioteczka
 Filiżanki, z których piły herbatkę m. in. prof. Anna Świderkówna
 Okulary i budziki- zastanawia mnie po co Księdzu tyle budzików było? :)

 Słynna torba, z którą się nie rozstawał
 Portret Mamy ks. Jana

 I nawet buty zostawił pod łóżkiem

9 komentarzy:

  1. Te parę minut, które przeznaczyłam na zapoznanie się z Twoją podróżą, było również i dla mnie podróżą, w której zegary przestały istnieć, a czas rozlał się gdzieś po drodze. Uwielbiam podążanie szlakiem ludzi wielkich i żałuję, że nie ma więcej takich miejsc jak ta sypialnia z butami pod łóżkiem, coś pięknego. W takich miejscach pamięć danej osoby jest wiecznie żywa, a jej duch w tym miejscu wręcz namacalny. Dziękuję za takie piękne doznania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasia=> to ja dziękuję za ciepłe słowa. W sumie nie potrafię oddać tego, co czułam w tym mieszkaniu. Ks. Jan jest dla mnie ważną osobą i miałam ściśnięte gardło, gdy dotykałam tych filiżanek, sutanny6. Tam jeszcze leżały rękawiczki, takie wytarte. ten pokój, cale to mieszkanie jest żywo wyciągnięte z Jego wierszy. Ja tam na pewno jeszcze wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszyłam się bardzo czytając relację z Twojej podróży... a oglądając mieszkanie Księdza na Twoich zdjęciach po prostu się popłakałam. Niesamowite emocje... Dziękuję Ci bardzo za tę wycieczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Isabelle, Magdaleno=> dziękuję, cieszę się, że mogłam Was oprowadzić :) Bracia Olszewscy są bardzo otwarci, więc jak będziecie w Warszawie, to Wam też na pewno się uda odwiedzić ks. Jana

    OdpowiedzUsuń
  5. ale się wzruszyłam.
    I Twoją determinacją, i zdjęciami, jakbym tam była.
    A Szczygła i tak ci nie daruję :-) Mój ci on

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.