9:01, pociąg relacji Wrocław Główny - Bialystok, a po drodze Łódź. Cztery godzinki i jesteśmy. Atlas-Arena- ogromna hala sportowa, na samą płytę wchodzi ok. 8 tys. ludzi, na sektory drugie tyle. Stoimy i czekamy, bramy otwierają o 15:30- mają lekki poślizg, ale już, już nas wpuszczają. Szybko szatnia i na płytę pod barierki.
Event
Horizon Festiwal- impreza, na którą czekałam od kwietnia. Skład
muzyczny mocny: Living on Venus, Hurt, Akurat, Dezerter, Happysad i w
końcu najważniejsza- Pidżama Porno.
Start
– godzina 16:00. Wchodzą Living on Venus. Granie mocno rockowe,
rozgrzali publiczność, której o tej porze było jak na lekarstwo.
Swoją drogą- podziwiam młode zespoły, które rozpoczynają takie
masowe imprezy, bo wiadomo, że pod sceną będzie tylko garstka
ludzi. I dla kogo tu grać? Z kim łapać kontakt? Ale zespół dał
z siebie wszystko, choć grali tylko 45 min. Nie znałam tej kapeli,
a w dzień festiwalu w necie pojawił się oficjalny teledysk, więc
udostępniam do posłuchania.
16:
45 Hurt. Set krótki,ale jak zwykle przepełniony pałerem do granic
możliwości. Barierki się przesuwały, ochrona musiała je
przytrzymać. Maciek mówił, że to już ostatni koncert z takim
setem, będzie nowa lista, na wiosnę płyta i nowe piosenki. Już
jedną mieliśmy okazję usłyszeć. Mocne, szatańskie brzmienie.
Ale Załęs w chórkach mnie ubawił. Zagrali samą esencję: „Jesteś
mały” (Maciek zamienił się a Małego Księcia Podwodnego i
owczarka, ale bez szczekania się tym razem odbyło), „Chodzę
sobie nienormalny”, „Biegiem na skos”, „Serki dietetyczne”
(z Niedźwiedziem wykonane), „Alarm
cykliczny”, „Lecę ponad chmurami” „Tu i teraz”, „Mary
czary” i więcej nie pamiętam :), a za przekręcanie tytułów, do
którego mam szczególny talent, przepraszam.
Ok.
18:00 wszedł Akurat. Ewakuacja spod barierek, przerwa koncertowa dla
mnie, nie miałam ochoty na reaggowe klimaty, więc wróciłam
dopiero na Dezertera. Ale już nie pod barierki. Stanęłam sobie na
samej górze, nad sektorami i miałam pieęęękny widok na scenę,
na płytę, na sektory. Dobrze widać, dobrze słychać, dużo
miejsca do skakania -było ok. To, co się działo pod barierkami na
koncertach Happysadu i Pidżamy...podobno barierki podjechały pod
samą scenę, ochrona nie dawała rady. Byłam daleko, ale dla mnie
koncert Pidżamy był zbyt ważnym przeżyciem i nie chciałam stać
pod sceną po to, by wyjść spod niej z połamanymi żebrami. A na
Dezerterze było...głośno, ale jak się włożyło paluszki do
uszu, to dało się przeżyć :)
20:00
Happysad. Nie miałam szczególnego parcia na koncert hepi, ale
udzielił mi się festiwalowy nastrój i … no i mnie porwało.
Chłopaki obchodzą teraz 10 lat istnienia. Z
tej okazji wydali bardzo fajny projekt- płytę „Zadyszka”, na
którą zaprosili swoich przyjaciół (jest m.in. Hurt, Indios
Bravos-rewelacyjne wykonanie „Kostuchny”, Czesław Śpiewa, Enej,
Muzuka Końca Lata). Artyści mieli zupełnie wolną rękę, a to co
powstało można już sobie nabyć i muzycznie się popieścić. A na
koncercie się wzruszyłam. Mocno się wzruszyłam. Gdy poleciały
pierwsze akordy „Taka wodą być” i zaczęły się zapalać
świeczki...Niezapomniany widok.
21:55 Pidżama Porno. Tłumy. Pod sceną masakra. Grabaż, Dziadek, Julo, Kuzyn, Kozak. Próba była o 9- tej rano. Był stres, ale poszło pięknie. Dwie i pół godziny. Set lista- co tu dużo pisać, co by zagrali, i tak wszyscy piali by z zachwytu. Dwa bisy. Grabażowi włączył się „gadacz”, był konkurs na nowa nazwę Pidżamy- ważne by zachować pierwsze litery PP. Co powiecie, więc a Perwersyjnych Pasztetantów?Kozak : „ Ja mam nazwę: Psie Suki”. Ale miało być na „P”. „No to Psie Psuki”. Moja propozycja- Pomarańczowe Pantalony (w Grabażowy image pidżamowy wpisuje się wszakże nie tylko szapoklak,ale również pomarańczowe bojówki). Jeden nieprzyjemny epizod: wbiegł na scenę jakiś debil i zaczął bić Rzufia- technicznego. Ochrona zareagowała, ale trochę za późno. W ogóle, co to za ochrona, która nie potrafi zabezpieczyć sceny? Grabaż się wkurzył i w słowach nie przebierał, kazał gościowi wypierdalać, po czym zaprosił Rzufia na scenę i powiedział” „To jest Rzuf, nasz techniczny, jeżeli jego nie będzie to i mnie nie będzie”.
Grali
ponad dwie godziny, szczególnie dziękuję za „Bułgarskie Centrum
Hujozy” i „Do nieba wzięci”- dzisiaj nie mogę ruszyć szyją
;) Pani ochroniarz patrzyła na mnie cały czas i powiedziała, że
podziwia mnie za tyle energii. A ja akurat nie byłam w dobrej
formie, ale czad był :). Kocham PP, ale obiektywnie muszę
stwierdzić, że jednak zeszłoroczny koncert w Jarocinie był dużo
lepszy. Nie dlatego, że nie zagrali sztandarowej „Generacji”, co
mnie zdziwiło, ale dlatego, że jednak energia już była inna. W PP
jest trzech czynnych muzyków- Grabaż, Kuzyn i Kozak. Julo i Dziadek
sporadycznie mają w rękach gitary, więc musieli trochę prób
odbyć. Może było za mało prób, może zmęczeni byli, ale coś
nie do końca grało. Mimo wszystko jednak był to dobry koncert.
Wyczekany i wymarzony. Teraz tylko pozostaje czekanie na kolejną
reaktywację. A dla ciekawych, umieszczam zapamiętaną set-listę,
niech żałuje, kto nie był:
„Nie
wszystko co pozytywne jest legalne”
„Bułgarskie
Centrum Hujozy”
„Czas
czas czas”
„ Józef
K.”
„Droga
na Brześć”
„Kotów
kat ma oczy zielone”
„Nikt
tak pięknie nie mówił, że się boi miłości”
„Tom
Petty spotyka Debbie Harry”
„Taksówki
w poprzek czasu”
„Bon
ton na ostrzu noża”
„Brudna
forsa”
„Do
nieba wzięci”
„Złodzieje
zapalniczek”
„Stąpając
po niepewnym gruncie”
„Poznańskie
dziewczęta”
„28
(one love)”
„Ezoteryczny
Poznań”
„Gnijąca
modelka w taksówce”
„Hymn
pokoju”
„Miejscy
Partyzanci”
„News
from Tianamen”
„Pasażer”
„Kiedy
praży się Paryż”
„Katarzyna
ma katar”
„Grudniowy
blues o Bukareszcie”
Po
koncertach afterek. Organizator zapewnił dojazd do klubu
Dekompresja, a tam już siedzieli Happysadzi, Hurty i Akuraci.
Klub-mordownia, ale co zrobić, skoro pociąg dopiero o 7:39? Gdzieś
trzeba było przeczekać, a zresztą- towarzystwo- jak wódka-
wyborowe ;). No tośmy sobie pogadali. Poznałam Nikki, która jest
uroczą osobą. Młoda dziewczyna, 20 lat, zajmuje się fotografią
koncertową. Możecie sobie obcykać jej fotki na jej blogu, o TUTAJ.
Poza tym jest menago Dust Blow, więc jak chcecie mieć Załęsa
(Hurt) i Boro (Neony) w innym składzie i z innym repertuarem-
piszcie do Nikki :).
Poskakałam,
popiłam (no czasami mi się zdarza,ale umiar jest) i o 5:30
opuściłyśmy Dekompresję. Dwie godziny na Dworcu, ponad cztery w
pociągu, domek, prysznic, łóżko i koniec przygód. Pozostały
jedynie zakwasy, brak głosu i błogość po spełnionym marzeniu.
P.S. Sprostowanie: debilem,który pobił Rzufia był ochroniarz... Dzięki Załęs.
P.S. Sprostowanie: debilem,który pobił Rzufia był ochroniarz... Dzięki Załęs.
Małe sprostowanko a propos akcji z Rzufiem. Siedziałem na scenie i cała akcja rozegrała się metr ode mnie. Kolesiem który zrobił skok na Rzufia, był ochroniarz... coś mu się pojebało i myślał, że to ktoś z publiki lata po scenie (sic!). A goście którzy go ściągali to nie była ochrona tylko obsługa techniczna sceny z Fotisu :)
OdpowiedzUsuńTekst Grabaża - "wypierdalaj mi ze sceny, grubasie jebany" - bezcenny :D
załęs=> a no widzisz, mam złych informatorów :/, wiesz,gdzie stałam na koncercie, z tej odległości nie było widać ;) Tekst- bezcenny, racja. Ciekawe czy na DVD będzie :)
OdpowiedzUsuńHeh. A ja w tym czasie siedziałam w pracy. W Filharmonii Łódzkiej ;) Klimaty nieco inne niż w Arenie, ale wrażeń też nam tym razem nie zabrakło...
OdpowiedzUsuńSchizma=> no klimat zapewne inny ;) Ale wiesz co, ja to po koncercie Greenwooda i Pendereckeigo we Wrocławiu nabrałam ochoty,by pójść do filharmonii. Strasznie mi się te smyczki podobały. Jestem totalnym laikiem muzycznym, może Ty się znasz na takiej muzyce kameralnej i byś mi mogła coś polecić? Chętnie bym poszła na jakiś koncert do filharmonii.
OdpowiedzUsuńMagda no co ty nie pamiętasz że Hurt grał jeszcze Załogę G? No i Ważne jest i Lipstick on the glass.
OdpowiedzUsuńZ tym Dezerterem to ty żartujesz co? Przecież ich koncert był zajebisty, zagrali swoje najlepsze piosenki, przede wszystkim Pierwszy raz, który ja uwielbiam.
A co do koncertu Pidżamy to ja uważam, że ten na EHF był lepszy niż w Jarocku, wydaje mi się że chłopaki bardziej się wczuli, i włożyli w niego więcej serca.
Deko nie będę wspominać zbyt miło, bo zasypiałam na stojąco ;-P
Ada=> pamiętam, pamiętam, ale mam sklerozę ;) A o gustach się nie dyskutuje. Mi Dezerter dał po uszach, bardziej mi się w Cieszanowie podobali, a o PP już się wypowiedziałam. A co do Deko...:) ja się wybawiłam, następnym razem będziesz już wiedziała,że trzeba z Justą wynajmować hotel ;) Ja tam wolę takie imprezy, można się wyluzować, popić, pogadać. Fajno było.
OdpowiedzUsuńMag, ja też jestem laikiem muzycznym, pracuję przy obsłudze widowni ;) A z koncertami w filharmonii jest tak samo jak ze wszystkim - kwestia gustu. Zawsze polecam koncerty symfoniczne (z kameralistyką raczej mają mało wspólnego ;) ), bo one przeważnie są epickie :) Ale pamiętam koncert Tokyo String Quartet, który też był całkiem spoko. Wydaje mi się, że po prostu trzeba pójść i samemu (samej) ocenić co Ci się podoba :) (ja przepadam za koncertami muzyki dawnej)
OdpowiedzUsuńA to się Koleżanka wybawiła! Z relacji wnioskuję, że mimo incydentu (może ochroniarz nie wiedział,że taki techniczny tam się przemiesczać będzie... ale mimo wszystko...zgrzyt)było super. Tylko teraz zamiast iść spać koniecznie muszę włączyć jakiś kawałek PP....
OdpowiedzUsuńJa akurat nie zrobiłabym sobie przerwy na Akurat ;-) raczej na Dezertera.
Pozdrawiam!
Agnesto=> Było suuper :) Zwłaszcza później :) A z tym ochroniarzem to było tak,że idiocie coś do łba strzeliło i zaatakował Rzufia, bo myślał, ze to ktoś z publiki wlazł na scenę. A Rzuf miał przecież opaskę. Zresztą, to nieistotne, bo taki ochroniarz ma pilnować porządku,a nie od razu z pięściami wyskakiwać!
OdpowiedzUsuńPP- mmmm, na razie jestem zaspokojona :) Oby za rok też był jakiś koncert. Pozdrawiam