W mojej rodzinie nic nie może się odbyć normalnie. Pomijam fakt, że Braciszek z Bratową wybrali sobie „trzynastkę” na datę ślubną, ale my przez całe życie mieszkaliśmy w klatce z numerem trzynastym, więc zdawać by się mogło, że pech się nas nie trzyma...
A wszystko zaczęło się niepozornie...
Ślub miał być o 17:00, błogosławieństwo Rodziców o 16:15, a przed tym jeszcze kamerzysta i fotografka, żeby sobie jakiś materiał na film nagrać. Ja miałam być u Młodej o 14:00. Byłam. Czekamy i czekamy na tego kamerzystę, a go ni ma. No nic, to trzeba zakładać suknię, bo się nie wyrobimy. Martuś założyła te kilogramy materiału na siebie (wyglądała pięęęknie), ale teraz trza związać gorset. Ja, z racji tego, że nie mieszkam w Małym Mieście, nie mogłam towarzyszyć Młodej przy przymiarkach, ale jej Mama została pouczona, jak wiązać te sznurki i w które z tych tysięcy dziurek je przewlekać... No i się zaczęło. To przełożyć, to pod spód..kurczę...no to chyba nie tak. Dobra, jeszcze raz. To powinno iść górą...hmmmm... No nie wychodzi... Cierpliwości... Wrrr.... Jest! No, nareszcie- po 40 minutach kombinacji Martuś była ściśnięta jak się patrzy. A kamerzysty dalej ni ma. No nic, teraz buciki, podwiązka, (welon przymocowała fryzjerka), pończochy, biżuteria. Biżuteria...Hmmm...Kolczyki są na uszach, a naszyjnik był w pokrowcu razem z suknią. Był. I się zagubił. Co tu robić? Godzina 15:00, a naszyjnika ni ma – tak jak kamerzysty. Telefon- „Mama, ratuj, weź jakieś świecidełka, Marta zgubiła naszyjnik!”. Mamcik kochany zawsze pomoże, wsiadła w samochód i przyjechała z odsieczą. Na szczęście Mama kupiła sobie komplety biżuterii na wesele, ale żaden nie pasował jej do sukienki, więc Martusia skorzystała. Wyglądała pięęęęknie (a, to już pisałam, ale jeszcze pewnie się powtórzę kilka razy). O, i kamerzysta się pojawił. Ustawianie, pozowanie, na kanapie tańczenie- dobra, materiał na film jest. No to już czas najwyższy, żeby Młody się pojawił. A oto i on- kwiatek w butonierkę, buziaki
(Państwo Młodzi- mój Brat i Martusia)
i szybko do domku na błogosławieństwo. Mi się łezka zakręciła, ale już, już do kościoła. Byliśmy półgodziny wcześniej... No nic, to trza czekać. Czekamy, czekamy, witamy rodzinę i nagle słyszę: „Obrączka mi wypadła!” O w mordę, jak to, gdzie?!
Dygresja- wiecie co to jest studzienka ściekowa? To taki dołek w chodniku albo w ulicy przykryty kratką. W dołku gromadzi się cały uliczny gnój. Koniec dygresji.
„Obrączka mi wypadła! Jest w kratce ściekowej!” No rewelacja, godzina 16:50. Młody rzucił się na Mamcika i ściągają Mamcikową obrączkę, po ślubie się dla Młodej dorobi nową. Tym razem Tata z odsieczą przybył – „Co się stało?” „Ano, obrączka jest w studzience” , a kamerzysta stoi. W szoku. Ale ryknęli na niego, to zaczął filmować. Tata ściągnął marynarkę, uklęknął, chłopaki odsunęli kratkę i Tatuś dał nura...W ten gnój. Wyłowił, bo Tata to zapalony rybak jest, więc do łowienia ma talent (choć ryb do domu nie przynosi, bo on dla przyjemności siedzi z wędką). No to szybko ustawianie i do ołtarza. A później już było pięęęęknie (mam wrażenie, że nadużywam tego przysłówka..). Przywitanie Państwa Młodych chlebem i solą i wódeczką- no i tu mój Braciszek się nie popisał, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia... Kieliszek był po prostu z mocnego szkła...
Obiadek i pierwszy taniec- to nic, że orkiestra zaskoczyła Młodych zupełnie inną piosenką, ale przecież pokiwać się w lewo i w prawo można przy wszystkim...
Po tańcach tort, oczepiny i moment wzruszenia przy podziękowaniu dla Rodziców. A później...ech, co ja Wam będę pisać, zabawa do białego rana i poprawiny i after party u Młodych. Oj działo się działo, ale to już pozostanie zapisane tylko w rodzinnych kronikach. I tylko powiem Wam jedno na koniec- mam najgryfniejszą Bratową na świecie i Brata mam kochanego, choć Pierdoła wkurza mnie czasem, a Rodziców, Dziadków, Wujków i Ciocie- to sami wiecie- też mam kochanych. Grunt to Rodzinka.
Akcje jak z komedii "holiłudzkiej". Smok się autentycznie uśmiał. Ale też po raz kolejny utwierdza się w przekonaniu, że w-razie-jak-by-co, to:
OdpowiedzUsuń- ŻADNEJ białej sukienki
- ŻADNYCH kamerzystów
- ŻADNYCH bajerów, błogosławieństw i tej całej oprawy
- ŻADNEGO wesela, ani tym bardziej "afterka".
Ale to rzecz jasna de gustibus :)
Pozdrowienia dla Młodych.
Cmok przesyła Smok.
Dragonka=> afterek był boski, mój Brat w roli instruktora tańca a la Michael Jackson- nie do pobicia! :) Przekaże Młodym smoka od Smoka :) Dzięki
OdpowiedzUsuń:) fajny post:) Nie ma to jak polskie wesela. Klimaty nie do porównania z niczym
OdpowiedzUsuńMonika=> dzięki, ja myślałam, że Marta sobie żartuje...ale przynajmniej mają niezapomniane wspomnienia...
OdpowiedzUsuńSuper, że się wszystko dobrze skończyło;-)) Lubię Twój styl pisania Mag, więc bardzo fajnie by się czytało "kroniki rodzinne";-))
OdpowiedzUsuńCieszę się że jesteś już żoną. Szczęścia życzę :-)
OdpowiedzUsuńHipopotam=> dzięki :) Kroniki rodzinne lepiej by pozostały tylko rodzinne ;)
OdpowiedzUsuńPiotr=> to nie ja! Mój Brat się ożenił! ja byłam świadkową
OdpowiedzUsuńMag, zostałaś żoną brata???:-)))
OdpowiedzUsuńHipcio=> nie, no ja mam porąbaną Rodzinkę, ale nie aż tak bardzo ;) Ale to nie zmienia faktu,że Braciszka kocham :)
OdpowiedzUsuńJak sama napisałaś "grunt to rodzinka";-))
OdpowiedzUsuńdobre, doobre, dooobre!! uściskaj ode mnie tatę. Wyobraziłam sobie wyławianie obrączek:)) Ale stres musiał być potężny! W końcu trzynastego wszystko zdarzyć się może...:)) Gratulacja dla Młodych:)
OdpowiedzUsuńO kurczę, w takich sytuacjach zawsze musi się wiele dziać, aby podkręcić atmosferę :) Dobrze, że nie daliście się zwariować i wszystko w miarę dobrze się skończyło. W sumie takie wypadki fajnie się wspomina - najpierw stresują, ale potem są już tylko zabawną anegdotą :)
OdpowiedzUsuńA gdzie zdjęcie świadkowej, kochana? :))
pisanegoinaczej zapraszam do fejsbukowej i kreatywowej dyskusji na temat niefajnych komentatorów ;)
Futbolowa=> eeee, no świadkowa wzięła aparat, ale tak biegala przez wesele i poprawiny,ze nie zdążyła zdjęć porobić... Będą zdjątka może później, jak ktoś mi jakieś prześle :) Wrzucę całą rodzinkę :)
OdpowiedzUsuńA Ty masz kreatywowe konto na fejsie? I ja Cię tam ie mam? A ja od fejsa uzależniona! Już się poprawiam!
Mag,
OdpowiedzUsuńna to liczę :)
A chodziło mi o: http://kreatywa.blogspot.com/2011/08/sodko-gorzka-mieszanka-wybuchowa.html i http://www.facebook.com/groups/249582535055935/
Choć naturalnie kreatywa na fejsiku też funkcjonuje :D
Futbolowa => już się poprawiłam :)
OdpowiedzUsuńhihi z dużym uśmiechem na twarzy czytałam Twój dzisiejszy wpis, gratuluję parze młodej nie powiem mieli dzisiaj niezłe przeżycia :) ale co nas nie zabije to wzmocni :)
OdpowiedzUsuńjussi=> ja już się przyzwyczaiłam,że u nas nie może być normalnie, porąbana Rodzinka, porąbane sytuacje :) Już nawet nie wspomnę o tym jak mój Tata zatrzasnął w samochodzie kluczyki...a mogłabym książkę o nas napisać :)
OdpowiedzUsuńAle historia :D :) Ja zazwyczaj jak jestem zaproszona z opiekunami, nigdy nie idziemy do kościoła, bo nigdy nie może sie wyrobić moja ciocia :] Gratuluję Młodej parze ;) Chyba nigdy nie zapomną tego co sie działo, hihi ;)
OdpowiedzUsuńCassiel=> dziękuję, na pewno nie zapomną, tym bardziej,że jest to nagrane :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem za zdjęciem świadkowej!:) Oj tak to już jest na weselach. U mnie obyło się bez większych wpadek. Młody się tylko do mnie spóźnił, bo po drodze do mnie rozpadła im się dekoracja na samochodzie i pogubili część... ale i tak nikt nie zauważył:)
OdpowiedzUsuńkolmanka=> a mi teraz przypomniałaś...strojenie sali...też były przeboje :)
OdpowiedzUsuńpapryczka=> uściskam, uściskam :) i dzięki
OdpowiedzUsuńMatko kochana, ale akcja.. Tylko mnie to utwierdza w mojej niechęci do imprez ślubnych...! Najważniejsze, że wszyscy się dobrze bawili... :)
OdpowiedzUsuńDabarai=> witam w moich skromnych progach :) Powiem Ci, że imprezy ślubne chyba u mnie w rodzinie tak wyglądają, albo w jakiś komediach ;)
OdpowiedzUsuńCóż, za to żona, pardon, świadkowa wygląda na zadowoloną...
OdpowiedzUsuń