W „Polityce” ukazał się świetny artykuł Justyny Sobolewskiej o książkach, które są w kanonie lektur obowiązkowych, są zaliczane do światowej klasyki i każdy inteligent powinien je przeczytać, a tymczasem... No przyznajcie sie drodzy studenci polonistyki- kto z Was przebrnął przez „Ulissesa”. Ja przyznam szczerze, że bardzo chciałam, ale, niestety, z natłoku lektur z literatury współczesnej wybrałam Cortazara i „Grę w klasy”, a „Ulisses” poczeka sobie chyba do emerytury. Bo ja to mam taką listę książek, które przeczytam na emeryturze i w sumie ona pokrywa się z listą książek tych najbardziej nieprzeczytanych. Wstyd przyznać, ale nie sięgnęłam po „Czarodziejską górę” Tomasza Manna, a przydało by się , bo jego twórczość mocno wpłynęła na pisarstwo Pawła Huelle, którego cenię. Ubolewam nad tym, że nie mam czasu sięgnąć po Dostojewskiego, „Bracia Karamazow” i „Anna Karenina” Tołstoja to kolejne pozycje, które zasilają mą emerytalną listę. O Prouście już nawet nie wspomnę. Ale po przeczytaniu artykułu Justyny Sobolewskiej, trochę się podbudowałam, bo się okazuję, że jestem w grupie, w której znajdują się same VIP-y ze świata literatury. Autorka artykułu nie tylko próbuje ustalić ranking najbardziej nieprzeczytanych książek, ale porusza również interesujący problem, o którym pisze w swej książce Pierre Bayard, autor „Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało”. Niedawno na fejsbukjowej grupie AK- Klub (nie) Anonimowych Książkoholików za sprawą Klaudyny, rozgorzałą dyskusja na temat komentatorów, którzy nie czytają całego posta i wstawiają jednozdaniowe komentarze, albo tak komentują wpis, że od razu widać, że go nie czytali. Od razu skojarzyło mi się to z problemem poruszanym przez Sobolewską. Jak sobie zatem radzą wykładowcy, którzy z klasyką się nie zaznajomili, a studentom przecież trzeba coś o klasyce powiedzieć? No i gdzie tu uczciwość?
No dobra, przyznajcie się czego nie przeczytaliście z klasyki. Macie w związku z tym jakieś wyrzuty sumienia i mocne postanowienie poprawy? A co sądzicie o pisaniu recenzji z książek, które się nie przeczytało? Można? Z tymi pytaniami Was zostawiam i wyjeżdżam do Cieszanowa, by w pięknych okolicznościach przyrody napawać się przez 3 dni rockowymi klimatami. Do zobaczenia we wtorek, jak mnie pod barierkami nie stratują ;)
Ach- zainteresowanych odsyłam do wspomnianego artykułu.
hm... ja mam w domu taką książkę "1001 książek, które musisz przeczytać" i jest tam sporo klasyki! co gorsza większości z nich nie czytałam..., ale kiedyś mi się to uda! MUSI! a co do pisania recenzji z książek, których się nie przeczytało to jest to dla mnie oczywiste, że można napisać, że się danej książki przeczytać nie dało, lecz... nie mamy prawa jej oceniać... dopiero po ostatnim słowie książki można wystawić opinię jaką się po czytaniu ma... ja tak mam i już:)
OdpowiedzUsuńMag, ja sobie to strasznie uprościłem i nie mam wyrzutów sumienia, po prostu tłumaczę sobie, że do każdej książki trzeba dorosnąć;-))
OdpowiedzUsuńJa przez "Ullisesa" przebrnęłam jeszcze w liceum. Czytałam wtedy kompletnie na ślepo, bo z racji tego, że miałam d***, a nie polonistkę, to nie miał mi kto wskazać, które książki powinnam jako początkująca humanistka znać. Aby to nadrobić załatwiłam sobie listę Literackiego Nobla i czytałam to, co udało mi się z tego zestawienia zdobyć :) No co, też jakiś sposób.
OdpowiedzUsuńA co mam zaległego. Podobnie jak ty - Prousta. Do tego dojdzie pewnie Dickiens z Balzakiem. Z rodzimych nie dałam rady zmęczyć "Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa..." Adasia, ale nie sądzę, bym do tego wróciła nawet na emeryturze. Na polski romantyzm mam alergię.
Nie ukrywam, że rozmawiania o książkach nieczytanych nie znoszę. To znaczy - rozmawiać można, ale udawać, że się czytało - byłoby mi wstyd, co, gdyby to wyszło na jaw? Na polonistyce listy lektur są nader obszerne, nie zawsze dało się wszystko upolować w bibliotece, więc - z konieczności - parę rzeczy pominęłam. A potem przyznawałam się do tego na egzaminie uczciwie, gdy padało takie pytanie. I nikt za to oceny nie obniżał ;) Jak każdy, mam swoje braki, za każdym razem święcie obiecuję sobie, że teraz przeczytam na pewno... I niestety, nie wszystko się chce ;) Ale - wolę się do tego przyznać, niż w rozmowie usilnie usiłować ukryć, że nie wiem, o czym mówię. Ech... O pisaniu recenzji książek nieczytanych wolę się nawet nie wypowiadać - nie rozumiem, po co w takim razie prowadzi się bloga z recenzjami? To tak, jakbym założyła bloga o moich osiągnięciach sportowych (nie posiadam na koncie żadnych ;))
OdpowiedzUsuńJa z wiekiem pozbyłam się złudzeń, że przeczytam wielkie, sztandarowe dzieła, jak np. Ulisses, Wojna i pokój, W poszukiwaniu straconego czasu. Nigdy nie miałam ochoty po nie sięgnąć. Po prostu, tak jest. I jakoś wątpię, żebym na emeryturze zdanie zmieniła.:)
OdpowiedzUsuńKsiążki, o których wspominasz, też są na mojej liście "wielkich nieprzeczytanych"|, ale o ile "Bracia Karamazow" i "Anna Karenina" stoją na półce w kolejce, to z Manna wystarczą mi przeczytane już opowiadania i "Lotta w Weimarze", a "Ulisses"...hmmm.... może przeżyję bez niego... ;-)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, nie przeczytałam drugiego tomu "Krzyżaków" i trylogii oprócz "Potopu", a także utknęłam w "Nad Niemnem" ( kilka razy próbowałam), pewnie już nie wrócę.
Przede mną "Pani Bovary".
Sporo jest też autorów, których chciałabym kiedyś poznać bliżej, nie tylko po jednym utworze jak dotychczas.
Czytałam ten artykuł i zastanowiło mnie, co w gronie cytowanych osób robi M. Meller. Czy ten pan stał się autorytetem od literatury? No ludzie!
OdpowiedzUsuńJako późna nastolatka intensywnie poznawałam wybitne dzieła literatury, co nie znaczy, że je zrozumiałam;))) Do tej pory nie znam w całości "Ulissesa", ale nie spędza mi to snu z powiek;)
Uważam, że w ogóle nie ma powodu, żeby się przejmować ilością nieprzeczytanych lektur z kanonu. To nie jest miernik czegokolwiek. Na pewno warto wiedzieć, o czym dana książka jest i popróbować różnych klasyków. Imponują mi osoby, które od lat są wierne kilku tytułom (Pilch już tyle razy pisał o "Czarodziejskiej górze";)).
Myślę, że można zrecenzować książkę, której się nie czytało. Czytając notki w prasie mam czasem wrażenie, że recenzent tylko przejrzał powieść. W blogosferze są osoby, które niemal codziennie piszą o nowościach - czy jest możliwe, żeby tak szybko (i uważnie) czytać?
Ojjj sporo jest takich tytułów, które mnie straszą po nocach... "Chłopi", "Pan Tadeusz", "Mistrz i Małgorzata"... do tego dochodzi Proust zajmujący sporo miejsca na półce, "Sto lat samotności", "Gra w klasy", "Pani Bovary", "Blaszany bębenek", "Anna Karenina" - wszystko to doczeka się swojego dnia.
OdpowiedzUsuńA "Czarodziejską górę" uwielbiam. Jedna z ważniejszych książek dla mnie. Polecam, choć faktycznie tak jak Inga Iwasiów wspomniała w przytaczanym przez Ciebie artykule, źle się trzyma takie tomiska. Jak widać objętość odstrasza... dlatego Proust też jest na liście najbardziej nieprzeczytanych :)
aaa, i jeszcze mnie nachodzą Kapuściński, Iwaszkiewicz i Czechow... myślę, że do końca przyszłego roku pozbędę się koszmarów nocnych :)
OdpowiedzUsuńJa czym więcej czytam, tym bardziej żałuję że tyle ksiażek nie czytałem do tej pory
OdpowiedzUsuńŚwietny post i świetny artykuł:)
OdpowiedzUsuńJa nie mam specjalnego doła z powodu nie przeczytanych książek, uważanych za takie, które wypada przeczytać.
Daję sobie prawo do nie przeczytania i do niedoczytania do końca (o tego się nauczyłam zupełnie niedawno), tak jak jest prawo do tolerancji i prawo do nietolerancji, tak ja daję sobie prawo do nieczytania:)))
Jeśli czegoś nie znam, to znaczy, że nie przyszedł jeszcze na daną książkę czas i to jest tylko mój wybór. Sięgam po książkę żeby zaspokoić jakąś swoją potrzebę, nigdy bo trzeba, czy wypada dany tytuł znać:))
Nigdy nie przeczytałam Nocy i dni-tu trochę żałuje, Chłopów przeczytałam 2 tomy z 4, też żałuje.
Kiedyś sobie obiecałam w klasie maturalnej po przeczytaniu Zbrodni i kary, że jak się dostanę na psychologię, to przeczytam Idiotę Dostojewskiego. Nie dostałam się i Idiota, jak ten Idiota czeka nadal na półce. Nie podejrzewam siebie, że go przeczytam.
W dodatku moje wydanie ma cieniutkie karteczki i literki wielkości mniejszej mróweczki. Kilka razy w ręku trzymałam Wojnę i pokój i już, już się witałam z gąską, ale odkładałam ją na taciną półkę (sam dotyk starego papieru mnie drażnił). Może kiedyś, jakieś nowsze, bardziej przyjazne wydanie?
Z klasyków wymienionych przez Virginie to przeczytałam Mistrza i Małgorzatę, Blaszany, Grę w klasy i rzecz jasna Sto lat samotności. To są moje odkrycia licealne i studenckie. Rany jakie to były emocję! Sto lat przeczytałam jeszcze ze 3 razy w różnych okresach życia. O i Anna Karenina mi się przypomniała i Doktor Żywago może?
Chodzą za mną nie przeczytani polscy pisarze (nie Mickiewicz, czy Słowacki-przykro mi, ale wcale nie jest mi przykro),ale Konwicki, Tyrmand...obczytanego mam Dygata (cudo!). No i Myśliwski-Mistrz!
Z klasyków najczęściej wspominanych mam przeczytaną Czarodziejską górę. I dla mnie to jedna z ważniejszych książek:) Pamięć zapisana w ciele i w umyśle z czasu mieszkania na Czarodziejskiej górze jest niezmywalna. Ach co się działo wówczas z moim odczuwaniem czasu! Tak przyznam się szczerze, że i kilka razy utknęłam przy długich fragmentach rozważań filozoficznych. Nie będę ściemniać. Wątek miłosny był dla mnie dużo bardziej fascynujący:)
Czasem zdarza mi się spotkać w książce z podobnym klimatem.
Z Manna bardzo chcę przeczytać Buddenbrooków. To koniecznie, ale najpierw muszę dorwać jakieś przyjazne oczom wydanie:)
Czasem zdarza mi się gdzieś zostawić komentarz, lub udzielać w rozmowie na temat książki, której nie czytałam w odniesieniu do tej, tego samego autora, którą już znam. Na przykład nie sięgnę już nigdy po Wiśniewskiego po zapoznaniu się z jego Samotnością w sieci, choćby mi pięty gorącym żelastwem przypalano! I piszę o tym. Jednak nigdy nie ściemniałam, że coś znam, jeśli nie przeczytałam. Jestem na to niezbyt inteligentna:)
Zazwyczaj nie pamiętam, zbyt dużo z przeczytanej książki, ewentualnie jakieś obrazy poszczególnych scen. Moja pamięć książek jest emocjonalna. Kojarzę proces czytania danej książki z tym, co się akurat działo w moim życiu ogólnie i emocję jakie mi towarzyszyły podczas mieszkania w książce.
No i znów wyszedł mi referat hihi. No, ale to temat rzeka:)
Dzięki za wskazanie artykułu, z Politykami ostatnio jestem bardzo do tyłu, a o książkach zawsze miło sobie poczytać. Nawet o tych, których ludzie nie czytają...
OdpowiedzUsuńJa wyrzutów sumienia z powodu nieprzeczytanej klasyki nie mam, za to chętnie rzeczywiście przeczytałabym więcej. Mam to szczęście, że w zdecydowanej większości klasyka mi "leży", więc lektury szkolne czytałam bez wstrętu (z drobnymi wyjątkami dla Gombrowicza i Dostojewskiego), dzięki czemu mam przeczytany komplet.
Całą resztę światowej klasyki będę już poznawać dla przyjemności. A przede mną prawie cały Dickens, Tołstoj, trochę Twaina, Puszkina wszystko poza Onieginem, chętnie spróbuję też coś Manna.
Za to nie mam zamiaru specjalnie szukać Prousta, Joyce'a ani żadnego z klasycznych panów z Ameryki Południowej. może jak mi wpadną w ręce i zachwycą to przeczytam, ale jak nie, to nie. Na wszystko człowiekowi w życiu czasu nie starczy...
Tak miło się składa, że Twoja powyżej zamieszczona notka pokryła się z moją dzisiejszą, bo po przez opisywanie mojej ukochanej "Gry w klasy" chciałam rozpropagować czytanie klasyki, dlaczego? Dlatego, że lektury ponadczasowe są fundamentami, na których powstało to wszystko, co mamy teraz (a przynajmniej ta lepsza część). Zawsze byłam zdania, że tak jak w przypadku książek, filmów, muzyki, należy poznawać je od początku, nie od końca i nie mam na myśli całkiem zamierzchłych czasów, byle tylko cofnąć się nieco od współczesności, bo to naprawdę wzbogaca i uwrażliwia. Na szczęście twardo trzymam się w postanowieniu czytania klasyki, a po nowości sięgam sporadycznie i do prawdy nie narzekam!
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam więcej klasyki, teraz więcej nowości, bo z tym zawsze bylam do tyłu, ale jak się samemu zarabia, to i można zaszaleć :) SPoro jest tytułów z klasyki, których nie czytałam. Wśród nich są takie, które chcę przeczytać i takie których nie przeczytam ( bo albo nie chcę albo części nie zdążę). W moich planach czytalniczych figurują m.in. Joyce, Proust,
OdpowiedzUsuńA "Pana Tadesza", "Starą baśń", "Nad Niemnem" i trylogię czytałam i baaardzo mi się podobaly. Kraszewskiego także mnóstwo tytułów czytałam i chwalę sobie. "Chłopów" nie ździerżyłam i nie zamierzam czytać... Gombrowicza nie cierpię... nie znoszę odkąd skończyłam "Ferdydurke". Klasykę warto czytać, bo to podstawa, ale uważam, że każdy może te listy klasyki do przeczytania sobie pookrajać i przygotować własną listę, co i ja godnie czy haniebnie czynię :) i dobrze mi z tym.
Kaś=> matko, ja bym takiej s=książki wolała nie otwierać, bo i tak już mam taaakie zaległości. Też piszę recenzje, bo po to one są, by wyrazić swoją opinię po przeczytaniu, dlatego nie rozumiem jak można oszukiwać- nie widzę w tym celu
OdpowiedzUsuńHipopotam=> ale to prawda, najświętsza!!!
OdpowiedzUsuńDragonka=> i to jest właśnie przerąbane,jak w szkole Cię nie pokierują, bo wtedy czytasz wszystko i możesz się nadziać, bo jak to już Hipcio wspomniał, do książek trzeba dojrzeć, a jak się nie dojrzeje, to można się zniechęcić. Maj gad! Gdzie ja i Mickiewicz z Księgami? To jakbym już miała taki porządny przegląd robić, to nawet jakbym była kotem i miała 9 żyć to bym tego nie zdążyła przeczytać!
OdpowiedzUsuńniedopisanie = > ja się przyznałam na egzaminie,że nie przeczytałam "Popiołów" i co więcej- powiedziałam,że nie mam zamiaru tego czytać, bo to grafomania- ot, człowiek palnął zanim się zastanowił- ale zdałam, dostałam drugie pytanie, za odwagę :)
OdpowiedzUsuńVissel=> nie, no to pewnie, nie ma się co zmuszać, tylko w moim przypadku jest tak,że ja się nie zmuszam, bo ja naprawdę jestem ciekawa tych książek
Agnesto=> ja przeczytałam "Panią Bovary" dosyć niedawno i nie mogłam się przyzwyczaić do typowej XIX - wiecznej narracji, linearnej, nie porwanej, z narratorem wszechwiedzącym, no masakra! Po tych postmodernizmach człowiek normalnych książek nie potrafi przyswoić
OdpowiedzUsuńczytanki.anki=> a poruszyłaś właśnie inny ciekawy problem, co z tego,że się czytało, skoro się nie zrozumiało, a Meller to tak na doczepkę chyba, teraz specami od literatury są wszyscy przecież, wystarczy spojrzeć na przekrój zawodowy członków jury Nike na przestrzeni lat
OdpowiedzUsuńVirginia=> ale ja się za Tobą stęskniłam :) Witaj w sieci :) Ale wiesz co, "Mistrza i Małgorzatę" to KONIECZNIE! To jest jedna z tych książek, które się pamięta całe życie. Dla mnie arcydzieło. I "Gra w klasy" też KONIECZNIE. A mnie do tej "Czarodziejskiej Góry" nie ciągnie specjalnie. Robiłam raz podejście,ale nie dałam rady. Nie dojrzałam jeszcze.
OdpowiedzUsuńpapryczka=> ja Cię uwielbiam! Wiesz, z tą pamięcią to ja mam też problemy i też raczej pamiętam emocje, ale dlatego robię sobie notatki, bo recenzję napisać trzeba :) Ja Wiśniewskiego też nie tknę- załóżmy grupę na fejsie- Nie przeczytam Wiśniewskiego, choćby mi pięty żelastwem przypalano ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, też się uczę tego, by nie kończyć książek, które mi się nie podobają, ale kiepsko mi to idzie.
Ysabell=> w sumie to mi się teraz nasunęła myśl, że wiele wydawnictw wznawia klasykę ostatnio, to można potraktować jako egzemplarz recenzyjny i może to by jakoś mobilizowało , hmmm
OdpowiedzUsuńKasia=> powodzenia życzę w wytrwaniu w postanowieniu. Klasyka to dobry kontekst dla współczesnej literatury, nie rezygnuj z niej. To później jest fajna zabawa , gdy wyszukujesz intertekstualne nawiązania
OdpowiedzUsuńAneta=> nie znosisz Gombrowicza?!Ojjj, to nie dobrze, niedobrze ;) Ale polecam Ci jego "Dzienniki", to naprawdę kawał dobrej literatury
OdpowiedzUsuńGombrowicza czytałam jedynie "Ferdydurke" i baaardzo mi się nie podobało. Sama nie wiem, musiałabym najpierw przełamać ten ogrom niechęci do autora... Ale kto wie, może keidyś
OdpowiedzUsuń