Wiecie gdzie jest koniec świata? A ja wiem, bo właśnie stamtąd wróciłam. A miejsce zowie się Cieszanowem. I tak Edzik-Śledzik mądra głowa pojechał na festiwal do Cieszanowa.
A warto było- trzy dni zajebistej muzyki, spędzone z zajebistymi ludźmi. Od razu z góry uprzedzam tych, co są przewrażliwieni na punkcie języka polskiego i wszelakiej poprawności, że w tym poście mam zamiar sobie poużywać mowy slamsowej, ale to tylko taka małą dygresja. Wracając do festiwalu...
O godzinie 22:30 Edziu stawił się na Dworcu Głównym PKS i zajęła sobie miejscówę w autobusie – saunie. Podróż umilał całej wycieczce delikwent, który zwyzywał kierowcę od... no dobra, nie powtórzę tej jego wiązanki, ale kończyła się ona informacją, że delikwent musi się odlać (że tak se użyję jego słów). Do tego po drodze zdarzył się wypadek, więc musieliśmy się cofać i mieliśmy małe opóźnienie. Oj niedobrze, myśli se Edziu, bo jak o 10:00 nie złapię busika do Cieszanowa z Tomaszowa Lubelskiego, to klops, trza będzie czekać na następnego 4 h... Więc jak tylko autobus podjechał na PKS, to Edziu (godz. była 9:58) w te pędy i dawaj slalom między wysiadającymi, plecak w łapę z bagażnika i leeeci. W życiu się tak nie zgalopowałam, ale zdążyłam :). Wysiada więc Edziu w Cieszanowie, a tu cisza. Nic. Żadnych drogowskazów. Nic. No to co zrobić, trza ludzi podpytać. A ludzie nie wiedzą. No urwał nać! No to może nie ten Cieszanów- myśli se Edziu...Ale nie, no jest jakaś szkoła. No nareszcie ktoś zorientowany, o Pan Kierownik, a proszę tędy prosto z jakiś kilometr i już Pani będzie. A dziękuję. Kilometr...Hmmm, czemu ta droga nie jest wprost proporcjonalna do ciężaru plecaka? Ale idziemy, idziemy, bo się trzeba zakwaterować (zrezygnowałam z tego 10- kilowego namiotu i w końcu zarezerwowałam sobie miejsce w szkole, tak jak pozostała część ekipy). I tu Panowie ochroniarze (upał jak 150!)- proszę wszystko wyciągnąć z plecaka, musimy sprawdzić, czy nie ma alkoholu. No nie, jaja sobie robią- ja mam w tym upale wyciągać WSZYSTKO? No i co było robić. Otwieram plecak, a tam na samym wierzchu podstawowe wyposażenie festiwalowego plecaka- papier toaletowy. No co się tak gapisz Panie Ochroniarz- trzeba być przezornym! No to jedziemy dalej- bluzki, piżamka, podusia...wyciągać dalej? Dobra, Pan Ochroniarz zrezygnował, obszukał tylko tak macankowo, ale powiedział mi,ze coś wyczuwa na dnie. Zrobiłam Kota ze Schreka i mnie w końcu puścił, bo jakbym miała to wyładować... Ale co to mogło być, co on tam wymacał? Myśli Edziu, myśli...Hmmm...A. No tak, słoiki dla Załęsa (gitarzysta Hurtu)- marynowana cukinia i ogórki w zalewie musztardowej., bo Załęs to lubi w kuchni siedzieć i się jakoś tak przepisem czasem wymienimy. A ogórki mu w zeszłym roku nie wyszły, więc...Zresztą, nie o tym miałam... :)
Ok. Zakwaterowałam się i czekam na Edzię i Ewelę, które poznałam przez fejsa. Też się wybierałyt na festiwal ze względu na Strachy Na Lachy, więc się skumałyśmy. Maatko, jakie to są dziouchy. No sami popatrzcie na te mordeczki :).
Dobra, dobra, wiem, że się rozwlekłam straszliwie, już idę na koncerty...Se człowiek popisać nie może...bo zaraz, że długi post... ;P
Nie jest to żadnym zaskoczeniem, że Edziu wsiadł w ten autobus i pojechał ponad 500 km po to, by zobaczyć swój ukochany zespół. Zresztą, Ewela jest lepsza- przyjechała z Gdańska...I pozostawię to bez komentarza...
Strachy grały w doborowym towarzystwie. W piątek koncerty zaczęły się o 17. Mi w ucho wpadł zespół Brown, który wykonuje szeroko rozumianą muzykę rockową. Choć nagłośnienie było jakieś kiepskie, bo za choinkę nie byłam w stanie zrozumieć, co śpiewa wokalista, ale muzyka ok. Ale ja już nóżkami przebierałam, bo przecież przed strachami grała Vavamuffin. No to pod bariereczki marsz i szaleństwo przy ragga, ska , bujamy, bujamy, skaczemy, skaczemy, ojjj chłopaki dali czadu. Ale już, już na scenę wchodzą Strachy :) Grabaż właśnie wrócił z Chorwacji i widać po brzuszku, że mu urlop służy. Zaczęli „Autoportretem Witakcego” – utworem, który ostatni coraz częściej zaczynają grać. Grabaż już wcześniej zapowiadał, że zmieniają set listę. Dlatego, ten kto nie był w Cieszanowie nie usłyszy już „Paint in black”, bo Grabaż oficjalnie ogłosił, ze grają ten utwór po raz ostatni. Za to poleciały „Dygoty”, które wbiły mnie w barierki i niesamowite wykonie „Radia Dalmacija”. A poza tym, cóż, może ja już za długo na te koncerty Strachowe jeżdżę? Ale jakoś tam nie zażarło tym razem. Momenty były, ale ogólnie no ,koncert był dobry, ale nie powalił na kolana (za to powalił na barierki i jestem cała w krwiakach). Od organizatora Strachy dostały torta, bo w tym roku obchodzą 10- lecie istnienia. Tortem zaopiekował się Pan Areczek- największy Strachowy łasuch. Więc po koncercie szybko pod kulisy- buziaki i prezent dla Kozaka (gitarzysta Strachów) i koniec dnia pierwszego. A o dniu drugim i trzecim i powrocie, to już może następnym razem, co by Wam gradować napięcie .
;-)))
OdpowiedzUsuńHmm... Czy dygresja o przewrażliwieniu na punckie języka polskiego była pod moim adresem? :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że już jesteś.
Koncertowo jak zawsze:) No i zajebiście:)
OdpowiedzUsuńDragonka=> no co Ty! Przecież Ty kumasz czaczę i wiesz,że to tylko taka stylistyka, bo przecież nie bęe pisała relacji z rockowego festiwalu takiej suchej, trza trochu kolokwializmami porzucać ;)
OdpowiedzUsuńdr Kohoutek=> oj, w rzeczy samej, nie mogę znaleźć lepszego określenia, za rok powtórka :)
OdpowiedzUsuńNo ja poproszę w następnej notce jeszcze więcej festiwalowego brudu lingwistycznego, a co!:))
OdpowiedzUsuńUśmiałam się czytając, aj uśmiałam:) Czy Ty spędziłaś w tym autobusie prawie 12h! dzesus chrajst chyba bym umarła! spałaś? ja raz jechałam autobusem do Krakowa 9h, wyjazd był o 4 rano i się naćpałam aviomarinem (nie jednym) i jakoś lewitując podróż przetrwałam, ale cały czas miałam z tyłu głowy lęk pt: zaraz będzie mi się chciało NA PEWNO siku, albo...gorzej!:)
Oj pojechała bym na jakiś koncert, najlepiej na Męskie Granie do Poznania, ale nie pojedziemy bo: a)nie ma biletów już od dawna, b)nie mamy kasy:( A Stelmach mnie w Trójce katuje co tydzień w poniedziałki fragmentami z koncertów. Dziś mnie zamordował koncertowym wykonem janerkowej piosnki Strzeż się tych miejsc wykonanej z Lao Che. Rany boskie co to za dźwięki! Ehhhh!
Fajno, że już jesteś!:)
papryczka=> dzięki, muszę się trochę ogarnąć, bo ciężko wrócić do normalności. Będzie relacja, dzisiaj siądę, ale 4 dni bez neta to masakra, w tym sensie, ze mi w ogóle nie brakowało i w w ogóle zapomniałam o życiu sieciowym,ale jak wlazłam na fejsa, na maila i zobaczyłam miliony wiadomości....maaatko. Jeszcze tego nie ogarnęłam. A co do festiwalu, nie mam zdjęć z koncertów, nie dało rady robić, zresztą ja się wolałam bawić niż uważać na aparat, a pod sceną było ostro :)
OdpowiedzUsuń