26 stycznia 1941 roku Virginia Woolf zanotowała w swym dzienniku: „Bitwa z depresją (...) Nie dam się, przysięgam, wciągnąć w koryto tej rozpaczy. Samotność jest ogromna. Życie w Rodmell to kompletna pustynia. Dom jest wilgotny. Zabałaganiony. Ale nie ma alternatywy. Mnie potrzeba dawnego zrywu.” Nie doczekała jednak żadnego zrywu. Czuła, że znowu zbliża się do krawędzi czarnej otchłani. Wiedziała, że tym razem nie będzie już miała sił walczyć. Napisała do Vanessy- swojej ukochanej siostry. Napisała do Leonarda:
„Najdroższy,
To pewne, znowu ogarnia mnie szaleństwo. Czuję, że nie możemy przejść razem przez ten straszny czas. I tym razem nie wyzdrowieję. Zaczynam słyszeć głosy, i nie mogę się skoncentrować. Więc robię to, co wydaje się najbardziej odpowiednie. Dałeś mi całą możliwą radość. Byłeś tak bardzo, jak tylko ktokolwiek mógłby. Nie wierzę, by dwoje ludzi mogłoby być bardziej szczęśliwych, dopóki nie pojawiła się ta straszna choroba. Nie mogę już dłużej walczyć, wiem że psuję twoje życie, że beze mnie mógłbyś pracować. I będziesz, wiem. Widzisz, nawet nie potrafię tego poprawnie napisać. Nie mogę czytać. Co chcę powiedzieć, to to, że zawdzięczam ci całą radość mojego życia. Byłeś niewiarygodnie cierpliwy i niezwykle dobry. Chcę powiedzieć – wszyscy to wiedzą. Jeśli ktokolwiek mógłby mnie uratować, byłbyś to ty. Wszystko mnie opuściło prócz przekonania o twojej dobroci. Nie mogę dłużej psuć twojego życia.
Nie wierzę, by dwoje ludzi mogło być bardziej szczęśliwi niż my.”
Nie wierzę, by dwoje ludzi mogło być bardziej szczęśliwi niż my.”
28. marca wyszła z domu. Pogoda może już wiosenna była, pewnie słońce nieśmiało przygrzewało, a ona szła przez podmoknięte łąki. Po drodze zbierała kamienie, kamyczki, takie, żeby się w kieszeni zmieściły. Stanęła nad brzegiem rzeki Ouse, to tu często przechadzała się na spacery z Leonardem i ze swoimi psami. A teraz przyszła sama. Zaczęła powoli zanurzać się w spokojnym nurcie rzeki. I...przepadła- jak kamień w wodę rzucony. Jej ciało znaleziono dopiero trzy tygodnie później. Leonard złożył jej prochy na skraju ogrodu w Monks House, pod wiązami, którym kiedyś wspólnie nadali swoje imiona.
Też już od soboty myślałam o dzisiejszym dniu i z wielką przyjemnością wróciłam do Dzienników. Wiedziałam, że na Ciebie mogę liczyć i wspomnisz o tej rocznicy.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia Mag :)
Virginio już w styczniu mówiłam,ze w marcu znów się spotkamy na uroczystości związanej z Virginią Woolf :)
OdpowiedzUsuńAhh a "Dzienniki Wolności" dumnie czekają na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńNo, tak. Ja nigdy nie pamiętam żadnych dat. Jak to dobrze, że Wy dziewczyny macie do tego głowę. Dzięki za przypomnienie!
OdpowiedzUsuńkolmanka=> ta książka to był początek mojej fascynacji Virginią. Coś niesamowitego!
OdpowiedzUsuńSnoopy=> hehehe, ja tam sobie w kalendarzu zawsze zapisuję, bo też mam sklerozę, ale akurat o Virginii pamiętam, wszakże to ważna osoba dla mnie