Pani Małgorzata Gutowska-Adamczyk opanowała całą blogosferę. Jej książkami
zachwycają się niemalże wszyscy. Wprawdzie obiecałam sobie, że nie popłynę z prądem, ale nie wytrzymałam z ciekawości. A to, dlatego że, czytając recenzje „Marioli...”, cały czas towarzyszyło mi wrażenie, że klimat tej powieści zbliżony jest do książek Joanny Chmielewskiej, mojej ulubionej pisarki z tego lżejszego nurtu literackiego. Przy „Lesiu” Chmielewskiej ryczałam ze śmiechu, zwijałam się w konwulsjach i nie raz spadłam z fotela, a nawet mało, co się nie utopiłam podczas czytania w wannie. Rzecz dzieje się w biurze architektów, ale co też oni tam nie wymyślają! Ale ja w sumie nie o „Lesiu”, którego gorąco polecam, tylko o „Marioli...”. No tak, Joanna Chmielewska musiała się troszkę posunąć, żeby zrobić w mym sercu miejsce dla Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk. Obie Panie mają niesamowite poczucie humoru, a do tego swoich bohaterów pakują w takie historie, że się łezka w oku kręci. Ze śmiechu oczywiście. A rzecz ma się tak: mamy rok 1981, PRL, Teatr Miejski w prowincjonalnym mieście, gdzieś niedaleko Wrocławia. Jest listopad i dyrektor Jan Zbytek ma w planach przygotowanie premiery „Horsztyńskiego”, ale jego zamiary szybko ulegają zmianie, bo oto towarzysz Martel – partyjna szycha, obwieszcza, że w ramach przyjaźni polsko-rosyjskiej do miasta przyjeżdża delegacja partyjna z Rosji i trzeba ich sztuką zabawić. Na przygotowanie premiery są dwa tygodnie. No to zespół rusza cała parą. Ale jaki to zespół! Jest młody reżyser Biegalski, który chyba jako jedyny w tym całym peerelowskim absurdzie potrafi trzymać fason, choć, gdy zakochuje się w Magdzie- studentce, córce Pani Amelii (to ta z bufetu teatralnego, która robi eskalopki z nowozelandzkiej baraniny) i do tego konspiratorce, trochę klepki mu się luzują. Galeria postaci, jaką stworzyła Pani Małgorzata jest doprawdy urocza. Jest Szymon Mizerak, gej, który jest gwiazdą Teatru Miejskiego, jest też oddany mu Pan Czesio-teatralny krawiec, który był żołnierzem AK, jest żona Zbytka- Paulina, która podrywa wszystko, co się rusza i marzy o ognistym romansie, jest Danka, która ciągle stoi w kolejkach i zawsze wie, co i gdzie rzucili a półki, jest Ligia-suflerka, która potrafi wróżyć i oczywiście tytułowa Mariolka-sekretarka, która podaje Zbytkowi codziennie krople na serce według przepisu księdza Różańskiego. I tak obie żyją w tym teatrze, pracują, a to, co się dzieje za kulisami...cóż proza peerelowskiego życia. Bo nie wiem ,czy wiecie, teatr, to instytucja, która służy nie tylko krzewieniu sztuki i ukulturalnianiu polskiej klasy robotniczej. Teatr to miejsce, w którym znajdzie schronienie Małgosia- ciężarna maciora, teatr to miejsce, w którym rozmnażają się powielacze do drukowania bibuły i to wcale nie przeszkadza, że po drugiej stronie jest siedziba PZPR-u, a towarzysz Martel jest częstym gościem dyrektora Zbytka. No i oczywiście, teatr to miejsce, gdzie pędzi się najlepszej jakości swojski bimberek.
Nie sposób opisać wszystkich gagów, wariactw, i sytuacji, które mają miejsce w tym prowincjonalnym przybytku sztuki. Jedno jest pewne- Małgorzata Gutowska- Adamczyk napisała powieść dowcipną i lekką. Pisarka z uroczą ironią i dystansem oddała klimat peerelowskiej rzeczywistości, nadając jej kolorów. Nie jest to proza, która zmusza do refleksji, bo nie taki jest zamysł. To świetnie napisana powieść, z wciągającą fabułą, rewelacyjnymi bohaterami i zabawnymi dialogami. Mam tylko jedną uwagę- na okładce powinna być informacja: „Czytelniku! Zastanów się, zanim weźmiesz tę książkę do ręki. Grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu.”
Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Mariola, moje krople..., Świat Książki, Warszawa 2011.
Wydawnictwu Świat Książki bardzo dziękuję za egzemplarz recenzencki. To była świetna przygoda :)
Nie mogę się doczekać kiedy zrecenzujesz "Rozważania psa Mafa i jego przyjaciółki Marilyn Monroe":) Jestem strasznie ciekawa i bardzo na nią łasa:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie mam zamiar się za nią zabrać, jak tylko wrócę do Wrocławia, sam jestem niesamowicie ciekawa :)
OdpowiedzUsuńmuszę poszukać mbooka, bo bardzo mnie książka zaciekawiła (dzięki twej recenzji oczywiście) ;-D
OdpowiedzUsuńJuż kilka razy miałam ją w rękach i chciałam kupić, ale jakoś tak nie byłam przekonana. Chyba jednak w końcu mnie przekonała twoja recenzja :)
OdpowiedzUsuńMnie też ubawiła ta powieść - bardzo miło ją wspominam :) Chmielewskiej nie poznałam, ale skoro mówisz, że zabawna, to może czasem na rozluźnienie poczytam :)
OdpowiedzUsuńFutbolowa=> koniecznie musisz przeczytać "Lesia" i "Całe zdanie nieboszczyka" - ja się śmiałąm w głos, Chmielewska jest rewelacyjna!
OdpowiedzUsuńAda=> mogę Ci pożyczyć, jak tylko mi Mamcik odda, bo się doczepiła i teraz czyta :)
Magda=> dzięki, warto, naprawdę!