Oglądałam wczoraj „Samotnego mężczyznę” w reż. Toma Forda. Przepięknie nakręcony film z przejmującą muzyką autorstwa Abla Korzeniowskiego i ze świetnymi kreacjami aktorskimi (w roli profesora Geroga Falconera rewelacyjny Collin Firth). To historia człowieka, który traci najbliższą osobę i próbuje ułożyć sobie życie, chce zerwać z przeszłością, ale dla mnie nie to było najważniejsze w tym filmie. Na początku jest taka scena, gdy George wstaje rano. Z offu słyszymy myśli, które krążą bohaterowi o głowie. Jedna z nich szczególnie się do mnie przyczepiła: „Wstaję rano i zaczynam być Georgem”. Tym Georgem, którego znają inni. Układa włosy, opłukuje twarz wodą, „wkłada” kostium Georgea- profesora literatury, człowieka poważanego i uwielbianego przez studentów. To jest z zewnątrz. A co jest wewnątrz? Kim tak naprawdę jestem? Kiedy tak naprawdę jestem?
Sen to utrata świadomości, utrata kontroli nad własnym ciałem, czy to wtedy jestem sobą? Gdzie leży nasza natura?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.