Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 12 lutego 2011

Mario Vargas Llosa "Gawędziarz"

Florencja. Muzeum. Wystawa prac fotografa Gabriela Malffatiego. Jedno zdjęcie przykuwa uwagę bohatera książki Mario Vargasa Llosy. Tłum siedzących postaci, zasłuchanych w słowa dziwnej postaci. Ów obraz staje się proustowską „magdalenką”, która zabiera mężczyznę w podróż do przeszłości.


Nie znam imienia głównego bohatera, który w „Gawędziarzu” jest nadrzędną instancją opowiadającą. Wiem, że ma on wiele wspólnego z samym autorem jest, więc, można by powiedzieć, jego alter-ego. Studiował prawo, był dziennikarzem, wywodzi się z peruwiańskiej rodziny. Chciał uciec od Peru, choć na moment, więc udał się do Florencji, ale to właśnie tam dosięgnęły go duchy przeszłości.
Na studiach poznał Saula Zuratasa- człowieka napiętnowanego stygmatem brzydoty. Maskamiki-tak był przezywany ów przyjaciel, ze względu na znamię koloru przegniłej kukurydzy, rozciągające się na pół twarzy. Razem studiowali prawo, ale Saul zaczął też etnologię, która otworzyła mu ścieżki do niezbadanych światów. Po skończeniu studiów przyjaciele rozstali się, a ich drogi nigdy już się nie miały skrzyżować.

Macziguengowie – plemię żyjące w Amazonii. Wierzyli w to, że muszą być w ciągłym ruchu, by słońce nie upadło i zło ich nie doścignęło (przypomina to filozofię biegunów, którzy również uważali, iż w momencie, gdy się zatrzymają dopadną ich ciemne moce). Szczególną cechą Macziguengów było ogromne rozproszenie, a jedynym łącznikiem pomiędzy ich rodzinami był gawędziarz, opowiadacz, który pełnił rolę zbiorowej pamięci. Wędrował od domu do domu i snuł historię. Pojawienie się pleciugi w wiosce było wielkim świętem. Plemię zbierało się wokół wędrowca i po kilkanaście godzin słuchało gawęd. Słowo wszakże ocala od zapomnienia-Jak ubogie musi być życie tych, co nie mają tak jak my, ludzi, którzy gawędzą.(…) Dzięki temu, co opowiadasz, jest tak, jakby to, co kiedyś się wydarzyło, zdarzało się znowu wielokrotnie.  
Nie ważne, czy są to historie prawdziwe, czy zmyślone-sam akt opowiadania ma tu znaczenie, bo łączy ludzi.

Llosa w „Gawędziarzu” również snuje narrację rozszczepiając ją na dwie płaszczyzny. To wielowątkowa opowieść dwóch bohaterów. Autor „Pochwały macochy” umiejętnie przechodzi z jednego poziomu na drugi, ukazując w ten sposób czytelnikowi różne perspektywy. Książka staje się w pewnej mierze mitologią maczigueńskich wierzeń. Czytelnik poznaje historie, w których wyjaśnione są przede wszystkim zjawiska atmosferyczne (nie wiem, czy zdawaliście sobie sprawę z tego, że komety, które zdarza wam się niekiedy zobaczyć, to tak naprawdę zapalona trzcina, wystająca z pośladków jednego z bożków). Narrator zasypuje nas mnóstwem niesamowitych opowieści z lekkim makabrycznym zabarwieniem. Historia goni historię, jedna gawęda przechodzi natychmiast w drugą ,a wszystko to pięknie układa się w jedną spójną całość. Bo trzeba przyznać, że mocnym atutem Llosy jest szczególna dbałość o formę. Mity opowiadane przez tytułowego gawędziarza, przeplatają się z pozbawionymi wszelkiej aury tajemniczości relacjami głównego bohatera (tego, który jest alter-ego autora) z zachowaniem idealnych proporcji. Klasyczna kompozycja klamrowa pozwala na dopięcie wszystkich wątków, więc czytelnik po lekturze nie zostaje ze stertą pytań, a jedynie z mnóstwem refleksji.

Bo „Gawędziarz” to powieść wielowątkowa, podnosząca istotne kwestie, może teraz już nieco przykurzone, wszakże książka została napisana w 1987 roku, więc problematyka też już nie budzi aż takich emocji. Dla mnie jest to przede wszystkim proza dotykająca problemu tolerancji. Nie bez przyczyny Saul ma na twarzy ogromne znamię. Na ulicy jest wytykany palcami, traktowany, jak potwór. Stygmatyzacja bohatera to jedynie przyczynek do dyskusji o problemie tolerancji na płaszczyźnie kulturowej. Llosa analizuje zjawisko wyższości jednej kultury nad drugą. Ukazuje kwestie akulturacji pierwotnych plemion, przedstawia jej konsekwencje. Głos pisarza jest silnie subiektywny, ale nienarzucający się.
Ale „Gawędziarz” to również opowieść o  poszukiwaniu własnego przeznaczenia, o przyjaźni i pamięci, o wadze słów i fascynacjach, za którymi warto podążać.
Mario Vargas Llosa, Gawędziarz, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.