Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 20 lutego 2011

Jean Rolin "I ktoś rzucił za nim zdechłego psa"

Trudno, naprawdę trudno jest znaleźć oryginalny temat reportażu. Trudno, naprawdę trudno jest znaleźć oryginalny temat reportażu i przekazać go w sposób wciągający, jak najlepsza powieść. Ale są jeszcze tacy, którym pomysłów nie brakuje. Co więcej, są tacy, którzy swe wariackie pomysły potrafią zrealizować. Bo kto to widział, żeby pisać książkę o bezdomnych psach, których, jak się okazuje, pełno jest wszędzie?
Jean Rolin, francuski dziennikarz, wsiadł w samolot i ruszył tropem „feralnych” psów. „Feralnych”, czyli takich, które ze zwierząt domowych wróciły do stanu dzikości. Podróż, w którą reporter zabiera czytelnika jest chaotyczna i czasami ciężko nadążyć za autorem. Jedziemy zatem do Aten, by tam posłuchać opowieści o „czystce”, którą zleciły władze miasta, by przed igrzyskami olimpijskimi wytępić snujące się zdziczałe czworonogi, a za chwilę zostajemy rzuceni do Meksyku, gdzie po wysypiskach śmieci i na cmentarzach włóczą się bezpańskie zwierzęta. Rolin zabiera nas również do Moskwy, Libanu, Rumunii, Australii i Bóg sam jeden raczy wiedzieć gdzie jeszcze, bo nazwy wiosek, które pojawiają się w książce trudno znaleźć na mapie.
Książka Rolina nie jest typowym reportażem, to gatunkowy metys, który ma w sobie domieszkę traktatu, gawędy, eseju oraz powieści podróżniczej. Francuski reporter przemierza nie tylko kraje w poszukiwaniu swoich „feralnych” bohaterów, ale zakrada się również na tereny literatury, by dowieść, że problem zdziczałych psów istniał już w starożytności. W Biblii, czy też w „Iliadzie” psy były symbolem klątwy, wokół nich unosiła się aura śmierci, co widać również w dzisiejszych czasach. Rolin opisuje współczesne sceny wojenne, ale skupia się przede wszystkim na zachowaniu psów, których hordy wałęsają się wśród trupów i żerują na nich. Zaglądając do literatury, zahacza również o pozycje naukowe, przedstawia różne teorie, powołuje się na Coppingera, który wysnuwa hipotezy dotyczące pochodzenie psa udomowionego.
Rolin próbuje ugryźć swój temat z różnych stron, zapędza się na tereny socjologii, filozofii, polityki i historii, więc książka wydaje się być rzetelnie przygotowaną publikacją. Jest jednak coś, co mi ciągłe przeszkadzało przy czytaniu tego reportażu to zbyt mocno najeżony kolokwializmami język. Ale być może nieliteracki temat potrzebuje nieliterackiego języka?

Jean Rolin, I ktoś rzucił za nim zdechłego psa, przeł. Wiktor Dłuski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.

3 komentarze:

  1. czaję się na tą pozycję już dłuższy okres czasu i chyba w końcu sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym poczytać, ale na razie przerwa w zakupach. Co do magazynu "Nowe Książki", czytałam, lubiłam, ale chyba teraz żadna biblioteka ze względów oszczędnościowych tego nie kupuje. Szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  3. Madziu, ale powiedz, bo Ty się znasz, nie da się tych ciągnących się pokręconych gramatycznie zdań tak po prostu przeczytać.

    Gołąb.

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.