Autorka: Maeve
Binchy
Tytuł: Mała Frankie
Przekład: Agnieszka
Wyszogrodzka-Gaik
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2015
Chcecie bajki, oto
bajka, w której występują dobre wróżki i złe czarownice, ale jak to w bajkach
bywa dobro nad złem zwycięża, a w nas pozostaje nadzieja na to, że ten świat,
choć czasami bywa nieprzychylny, jednak nie jest taki straszny, gdy wokół
siebie mamy przyjaciół.
Emily jest już
dojrzałą kobietą. Gdy rezygnuje z pracy, bierze swoje wszystkie oszczędności i
postanawia opuścić Nowy Jork, by odwiedzić swoją rodzinę w Dublinie.
Lynchowie, krewni
Emily, mieszkają przy ul. Świętego Jarlata. Tu również mieszka Declan-
przesympatyczny młody doktor z rodziną i jeszcze kilkoro uroczych ludzi. Tworzą
oni bardzo zgraną sąsiedzką brać. Jednak za drzwiami domu Lynchów sytuacja nie
jest zbyt ciekawa. Charles został wyrzucony z pracy, jego syn, Noel, jest
alkoholikiem i leniem bez ambicji. Do tego pojawia się Stella, która jest
śmiertelnie chora i twierdzi, że nosi pod sercem dziecko Noela.
To jest oś
konstrukcyjna „Małej Frankie" wokół której narastają kolejne wątki.
Nie ma co ukrywać,
Stella umiera i Noel zostaje rzucony na głęboką wodę, musi w bardzo krótkim
czasie dorosnąć, by zająć się swoim dzieckiem. Rzuca alkohol, wyprowadza się od
rodziców i próbuje ogarnąć nową rzeczywistość. Idzie mu raz lepiej, raz gorzej,
ale dzięki pomocy przyjaciół, udaje mu się poradzić sobie z przeviwnościami, a
w szczególności z jednym problemem- Moirą, pracownicą opieki społecznej, która
się na niego uwzięła.
Emily jest
niewątpliwie dobrym duchem tej opowieści, to ona motywuje wszystkich bohaterów
do zmiany swojego życia. Dzięki kuzynce Charles nie poddaje się i znajduje nową
pracę, która mu daje mnóstwo radości, do tego wraz z żoną organizują zbiórkę
pieniędzy na postawienie pomnika św. Jarlata. Emily też nie próżnuje, nie
przyjechała do rodziny na wakacje, co chwilę jest w ruchu, zakłada sklepik z
odzieżą używaną, pomaga przy ogródkach, poznaje mieszkańców z dzielnicy i ze
wszystkimi nawiązuje dobre relacje. Jest bardzo otwarta i przypomina dobrą
wróżkę.
Złą czarownicą jest
Moira, ale gdy się jej bliżej przyjrzymy, zauważymy, że to kobieta, która przez
samotność całe swoje życie poświęca pracy i jest w tym naprawdę dobra. Mam do
niej ambiwalentny stosunek, z jednej strony ją rozumiem, jest rzetelna, chce
dobra swoich podopiecznych, ale z drugiej strony wydaje mi się, że zazdrości
Noelowi, który nie dość, że został sam z niemowlakiem, to jeszcze musi walczyć
z nałogiem więc w jej oczach nie jest dobrym rodzicem.
Postaci, które
stworzyła Maeve Binchy nie są jednowymiarowe. Każda z nich w momencie przybycia
Emily musi podjąć jakąś ważną życiową decyzję, przez to poznajemy ich dylematy
i obserwujemy jak się zachowują w różnych sytuacjach: Noel, który próbuje wyjść
z nałogu, Lisa, która się ślepo zakochała i nie zauważa, że jej partner
bezczelnie ją wykorzystuje, Declan, który dostaje propozycję życiowego awansu,
Moira, która musi wybierać między zawodową uczciwością a szczęściem swojej
matki.
„Mała Frankie” nie
jest literaturą z najwyższej półki, można ją traktować jako powieść
psychologiczną, ale z dopiskiem – „literatura popularna”. Nie znajdziecie tu
pogłębionych portretów psychologicznych, niektóre wątki ocierają się o banalne
schematy, ale to chyba właśnie o to autorce chodziło, ob przecież z tym co
znane jest nam łatwiej się identyfikować.
Maeve Binchy napisała opowieść „ku
pokrzepieniu serc”, by dać czytelnikom nadzieję na to, że nawet, gdy stajemy
przed trudnymi życiowymi wyborami, to zawsze mamy gdzieś obok Anioła Stróża,
który nas otuli swoimi skrzydłami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.