Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 12 lipca 2015

Hanna Lis, Paweł Lis "Kuchnia Słowian, czyli o poszukiwaniu dawnych smaków"





Autorzy: Hanna Lis, Paweł Lis
Tytuł: Kuchnia Słowian, czyli o poszukiwaniu dawnych smaków
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2015





„Kuchnia Słowian, czyli o poszukiwaniu dawnych smaków" to książka łącząca w sobie kilka wymiarów. Można ją traktować jako publikację historyczną, bo autorzy zabierają nas w czasy wczesnego średniowiecza, opowiadając o zwyczajach Słowian.

Jest to na pewno książka przygodowa. Hanna i Paweł Lisowie zafascynowani i zaciekawieni kulturą naszych przodków, postanowili przeprowadzić eksperyment. Wymyślili sobie, że aby odnaleźć dawne smaki, będą odtwarzać potrawy wczesnośredniowieczne w taki sam sposób jak czynili to Słowianie. Na podstawie wykopalisk i wiedzy archeologicznej z tamtego okresu, wyrobili naczynia glinianie, urządzili sobie chatę i osiedli w Grodzisku Żmijowiska pod Kazimierzem Dolnym i rozpoczęli przygodę swojego życia. 
[źródło zdjęcia]
Ponieważ w książce mowa o kuchni, nie mogło zabraknąć przepisów, a jest ich naprawdę sporo. Mamy zatem w rękach również książkę kucharską połączoną z małym poradnikiem gotowania według wczesnośredniowiecznych zasad.

Oprócz wartości merytorycznej - ciekawostek, felietonów o obyczajach Słowian, sposobach przyrządzania potraw, narzędziach używanych w dawnych gospodarstwach, obrządkach związanych z jedzeniem, codziennych trudach, książka ta ma wartość estetyczną. Jest przepięknie wydana, ilustrowana niesamowitymi zdjęciami, które pobudzają ślinianki do ruchu.

Paweł Lis jest twórcą i pomysłodawcą ośrodka archeologii doświadczalnej, który działa w Kazimierzu Dolnym. Jest to specyficzna metoda naukowa, która polega na symulacji działań i czynności, których ślady odkryto podczas wykopalisk. Czyli- jak np. wykopali jakiś dziwny badyl z kilkoma umocowanymi po bokach mniejszymi badylkami, to dociekali do czego to się może przydać i wyrabiali podobne, by używać w swojej odtworzonej na kształt słowiański chacie. Tak właśnie m.in. odkryli mątewkę, dzisiejszy mikser. Tak też odtwarzali naczynia gliniane, poznawali metody wytapiania żelaza, czy budowania chat.
Dla mnie ta książka była prawdziwą ucztą, choć wiem, że kuchnia wczesnośredniowieczna nie mieści się w moich preferencjach żywieniowych. Ale dowiedziałam się, że polskie łąki to dobrze zastawiona jadalnia. Wbrew pozorom Słowianie nie jedli dużo mięsa (z książki dowiecie się o tym, jak je konserwowali- nawet nie miałam pojęcia, że jest tyle metod przechowywania żywności, ale my w XXI wieku mamy przecież lodówki i hipermarkety, w których przez okrągły rok można dostać wszystko, po co więc cokolwiek przechowywać?), ale za to ile stosowali przypraw (nie było wtedy pieprzu i jak myślicie, co go zastępowało?), wykorzystywali to, co im natura dawała. Powiem szczerze, że podziwiam autorów, bo choć sama lubię eksperymentować w kuchni, to smaki, do których dochodzili państwo Lisowie czasami budziły mój podziw dla ich kulinarnej odwagi (opis przyrządzania ślimaków-nie czytajcie tego podczas konsumpcji czegokolwiek, nawet gumy do żucia).

Z książki dowiecie się również, że oprócz piwa, które w tamtych czasach miało zupełnie inny smak i pozbawione było bąbelków, Słowianie popijali różne polewki, herbata nie była bowiem jeszcze wtedy znana, a o kawie to się nawet jeszcze nikomu nie śniło. Poczytacie sobie o pierwszych przepisach, o tym czym różni się obiata od piru, jakie pierwotnie znaczenie miała strawa, co to jest tryzna i podagrycznik, poznacie nowe smaki ziół, które rosną na naszych łąkach (dobrze, że w książce są zdjęcia tych wszystkich taszników, macierzanek, gwiazdnic i kurdybanków, bo inaczej człowiek, by się w tym wszystkim nie połapał, a tak, idzie sobie z książką na łąkę i zbiera świeże zioła np. do przyrządzenia tłókna).

A przepisy- no cóż, niektóre są banalnie proste i oczywiste i do czasów dzisiejszych przetrwała w naszej tradycji kulinarnej (smalec z jabłkami, golonka, kiszona kapusta), ale są też i propozycje dla odważnych (wspomniane ślimaki) i ciekawskich (słowiański arbuz). Trafionym pomysłem jest to, że autorzy podają przepis i sposób wykonania w wersji słowiańskiej (czyli, jak ktoś ma czas i możliwości, by wykopywać jamy do wędzenia), ale też podsuwają wersję współczesną na kuchenki, piekarniki i inne sprzęty, które ułatwiają nam pracę w kuchni.

Z apetytem pożarłam tę książkę i przyznać muszę, że nie przejadłam się, ale też i nie nasyciłam do końca, zaspokoiłam pierwszy głód i z chęcią zjadłabym jakiś dobry słowiański podwieczorek.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.