Autorzy: Hanna Lis,
Paweł Lis
Tytuł: Kuchnia
Słowian, czyli o poszukiwaniu dawnych smaków
Wydawnictwo: Nasza
Księgarnia
Rok wydania: 2015
„Kuchnia Słowian,
czyli o poszukiwaniu dawnych smaków" to książka łącząca w sobie kilka
wymiarów. Można ją traktować jako publikację historyczną, bo autorzy zabierają
nas w czasy wczesnego średniowiecza, opowiadając o zwyczajach Słowian.
Jest to na pewno
książka przygodowa. Hanna i Paweł Lisowie zafascynowani i zaciekawieni kulturą
naszych przodków, postanowili przeprowadzić eksperyment. Wymyślili sobie, że
aby odnaleźć dawne smaki, będą odtwarzać potrawy wczesnośredniowieczne w taki
sam sposób jak czynili to Słowianie. Na podstawie wykopalisk i wiedzy
archeologicznej z tamtego okresu, wyrobili naczynia glinianie, urządzili sobie
chatę i osiedli w Grodzisku Żmijowiska pod Kazimierzem Dolnym i rozpoczęli
przygodę swojego życia.
[źródło zdjęcia] |
Ponieważ w książce
mowa o kuchni, nie mogło zabraknąć przepisów, a jest ich naprawdę sporo. Mamy
zatem w rękach również książkę kucharską połączoną z małym poradnikiem
gotowania według wczesnośredniowiecznych zasad.
Oprócz wartości
merytorycznej - ciekawostek, felietonów o obyczajach Słowian, sposobach
przyrządzania potraw, narzędziach używanych w dawnych gospodarstwach,
obrządkach związanych z jedzeniem, codziennych trudach, książka ta ma wartość
estetyczną. Jest przepięknie wydana, ilustrowana niesamowitymi zdjęciami, które
pobudzają ślinianki do ruchu.
Paweł Lis jest
twórcą i pomysłodawcą ośrodka archeologii doświadczalnej, który działa w
Kazimierzu Dolnym. Jest to specyficzna metoda naukowa, która polega na
symulacji działań i czynności, których ślady odkryto podczas wykopalisk. Czyli-
jak np. wykopali jakiś dziwny badyl z kilkoma umocowanymi po bokach mniejszymi
badylkami, to dociekali do czego to się może przydać i wyrabiali podobne, by
używać w swojej odtworzonej na kształt słowiański chacie. Tak właśnie m.in.
odkryli mątewkę, dzisiejszy mikser. Tak też odtwarzali naczynia gliniane,
poznawali metody wytapiania żelaza, czy budowania chat.
Dla mnie ta książka
była prawdziwą ucztą, choć wiem, że kuchnia wczesnośredniowieczna nie mieści
się w moich preferencjach żywieniowych. Ale dowiedziałam się, że polskie łąki
to dobrze zastawiona jadalnia. Wbrew pozorom Słowianie nie jedli dużo mięsa (z
książki dowiecie się o tym, jak je konserwowali- nawet nie miałam pojęcia, że
jest tyle metod przechowywania żywności, ale my w XXI wieku mamy przecież
lodówki i hipermarkety, w których przez okrągły rok można dostać wszystko, po
co więc cokolwiek przechowywać?), ale za to ile stosowali przypraw (nie było
wtedy pieprzu i jak myślicie, co go zastępowało?), wykorzystywali to, co im natura
dawała. Powiem szczerze, że podziwiam autorów, bo choć sama lubię
eksperymentować w kuchni, to smaki, do których dochodzili państwo Lisowie
czasami budziły mój podziw dla ich kulinarnej odwagi (opis przyrządzania
ślimaków-nie czytajcie tego podczas konsumpcji czegokolwiek, nawet gumy do
żucia).
Z książki dowiecie
się również, że oprócz piwa, które w tamtych czasach miało zupełnie inny smak i
pozbawione było bąbelków, Słowianie popijali różne polewki, herbata nie była
bowiem jeszcze wtedy znana, a o kawie to się nawet jeszcze nikomu nie śniło.
Poczytacie sobie o pierwszych przepisach, o tym czym różni się obiata od piru,
jakie pierwotnie znaczenie miała strawa, co to jest tryzna i podagrycznik,
poznacie nowe smaki ziół, które rosną na naszych łąkach (dobrze, że w książce
są zdjęcia tych wszystkich taszników, macierzanek, gwiazdnic i kurdybanków, bo
inaczej człowiek, by się w tym wszystkim nie połapał, a tak, idzie sobie z
książką na łąkę i zbiera świeże zioła np. do przyrządzenia tłókna).
A przepisy- no cóż,
niektóre są banalnie proste i oczywiste i do czasów dzisiejszych przetrwała w
naszej tradycji kulinarnej (smalec z jabłkami, golonka, kiszona kapusta), ale
są też i propozycje dla odważnych (wspomniane ślimaki) i ciekawskich
(słowiański arbuz). Trafionym pomysłem jest to, że autorzy podają przepis i
sposób wykonania w wersji słowiańskiej (czyli, jak ktoś ma czas i możliwości,
by wykopywać jamy do wędzenia), ale też podsuwają wersję współczesną na
kuchenki, piekarniki i inne sprzęty, które ułatwiają nam pracę w kuchni.
Z apetytem pożarłam
tę książkę i przyznać muszę, że nie przejadłam się, ale też i nie nasyciłam do
końca, zaspokoiłam pierwszy głód i z chęcią zjadłabym jakiś dobry słowiański
podwieczorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.