Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 31 lipca 2011

SNL-Jarocin 2011 cz. III i ostatnia

To utwór, na który czekałam. Uwielbiam tę piosenkę, ale muszę przyznać, że to jarocińskie wykonanie mnie nie porwało. Natalia ma jakiś dziwny głos, nie ma między nią i Grabażem żadnej iskry. Kiedyś widziałam inne nagranie, zresztą porównajcie sami, co ja Wam będę pisać. Oni nawet na siebie nie patrzą- zero kontaktu!
Ale popatrzcie na to- iskrzy, iskrzy!


sobota, 30 lipca 2011

Jean Hatzfeld "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy"

Historia Rwandy, 10-milionowego kraju położonego na południowym wschodzie Afryki, to pasmo niekończących się wojen domowych toczonych między plemionami Hutu i Tutsi.
Do rzezi dochodziło już wielokrotnie, ale dzień 11 kwietnia 1994 roku przeszedł do krwawej historii tego państwa jako początek trwającego 2 miesiące ludobójstwa. W owym czasie bojówki Hutu wycięły maczetami i dzidami około 2 milionów Tutsi. Świat przyglądał się temu z niedowierzaniem. Jean Hatzfeld, francuski reporter i korespondent wojenny, przebywał wówczas w Sarajewie. Pierwsze obrazy ludobójstwa zaskoczyły go w hotelowym pokoju w San Francisco, gdzie dla francuskiego dziennika relacjonował mistrzostwa świata w piłce nożnej. Jakiś czas później autor „Strategii antylop” wyjechał do Rwandy i spisał wspomnienia ocalałych z rzezi Tutsi. „Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy” są efektem przeprowadzonych wówczas rozmów. Książka jest również częścią rwandyjskiej trylogii. W Polsce ukazała się już trzecia część pod tytułem „Strategia antylop”, za którą autor otrzymał nagrodę imienia Ryszarda Kapuścińskiego. W październiku 2011 roku wydawnictwo Czarne wyda część drugą „Sezon maczet”, w której reporter przytacza świadectwa zabójców.

Do przeczytania całego tekstu zapraszam na stronę e-czaskultury.

środa, 27 lipca 2011

Izabela Pietrzyk "Babskie gadanie"



Izabela Pietrzyk - filolożka rosyjska. Wykłada na uniwersytecie w Szczecinie język ruski (o, przepraszam- rosyjski, bo „Ruskie to są pierogi!”). Publikuje artykuły naukowe, a w wolnych chwilach para się literaturą. Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka pojawiła się jej debiutancka powieść pt. „Babskie gadanie”.

Izabela Nowak -  filolożka rosyjska. Wykłada na uniwersytecie w Szczecinie język ru...znaczy się- rosyjski :). Jest bohaterką (alter-ego autorki?) „Babskiego gadania”. Ma córkę Felę i grono postrzelonych przyjaciółek z czasów licealnych. Co robi w wolnych chwilach? Pisze na forum portalu społecznościowego posty i dyskutuje ze swoimi Dziewczynkami, wychodzi na spacery z psem Sabą, pije hektolitry wina i poznaje „uroki bycia tą trzecią”.

A było tak- poszła nasza bohaterka na spacer z psem i spotkała upierdliwego policjanta, który -bezczelny!- chciał jej wlepić mandat za spuszczenie czworonoga ze smyczy. Izabela podała bez mrugnięcia okiem swoje dane i ...

W domu na skrzynce mailowej bohaterki pojawiła się wiadomość od tajemniczego Anioła Stróża. Od słowa do słowa, doszło do spotkania. No i nie zgadniecie, kto był tym skrzydlatym opiekunem...Tak, tak, właśnie TEN policjant, który bez skrupułów wykorzystał swój mundur, by wydobyć z bezbronnej kobiety jej dane osobowe. Bo on się zakochał. I wszystko byłoby zapewne pięknie, gdyż chłop Izie również wpadł w oko, i żyli by długo i szczęśliwie, gdyby nie jeden, dość istotny szczegół...

Czarek (to ten przebiegły policjant) jest żonaty i ma dwójkę dzieci...Dobrze, że facet się od razu przyznał. Izabela stanęła teraz przed dylematem- czekać na niego, czy nie czekać? Bo przecież zapewniał, że z żoną mu się nie układa, że od dawna ze sobą nie sypiają, nie rozmawiają- bla, bla,bla...Takie typowe farmazony zdradzającego męża. Ja bym się nabrać nie dała, ale miłość dość skutecznie zakłada klapki na oczy i nasza nieszczęsna bohaterka rzuca się na głęboką wodę. I się zaczyna- huśtawki nastrojów, rozchwianie emocjonalne, niepewność, tęsknota, miłość i złość – całe spektrum uczuć towarzyszących takiemu układowi.
Przez prawie 600 stron Izabela Pietrzyk zapewniła czytelniczkom (bo facet raczej po tę książkę nie sięgnie) taką jazdę emocjonalną bez trzymanki.

Nie ma co ukrywać- „Babskie gadanie” to typowy przykład literatury spod znaku chick – lit, lekkie czytadło, akurat na letnie wyjazdy, tzw. literatura pociągowa- czytasz, masz przy tym ubaw, bo trzeba przyznać, że powieść szczecińskiej autorki skrzy się dowcipnymi dialogami i anegdotkami, ale później szybko zapominasz, bo jakiegoś głębszego przesłania i odpowiedzi na egzystencjalne pytania tu nie znajdziesz. Ale to nie znaczy, że książka jest zła. Nie. Jeżeli rozpatrywać ją w kategoriach literatury popularnej, to „Babskie gadanie” jest dobrym kobiecym czytadłem.

Mocną stroną powieści są bohaterowie. Oto mamy przed sobą Carycę- projektantkę mody, redaktorkę radiową- Alusię, przedszkolankę – Ziutę, która wraz ze swoim mężem Atrakcyjnym Kazimierzem należy do bractwa rycerskiego, Violę, której mąż jest marynarzem i przez to ona sama musi użerać się z budowlańcami (wszakże stawia dom) oraz Dorota- najbliższa przyjaciółka Izy i najbardziej sarkastyczna ze wszystkich Dziewczynek.  Kobiety gadają o typowych babskich sprawach- o ciuchach, facetach, a przy tym upijają się niemiłosiernie winem dobrym żarciem. I oczywiście podpierają się w różnych życiowych sytuacjach- takie „Lejdis” w wydaniu papierowym.

Jest jeszcze Fela- osiemnastoletnia córka Izy, która jest zakochana po uszy w Kubie.    W tym roku zdaje maturę. Felka to wyszczekana nastolatka, poszła w ślady mamusi. Relacja między nią, a Izą jest partnerska, są dla siebie najlepszymi przyjaciółkami.
No i oczywiście Czarek- zdradzający mąż. Jak on mnie denerwował tym swoim niezdecydowaniem, tym manipulowaniem, tymi gierkami i próbami zrzucenia odpowiedzialności na kochankę. Te ciągłe pytania i zapewnienia, że jak Iza zdecyduje się zostać z nim do końca życia, to on odejdzie do żony, bo przecież poza swoim Iziątkiem świata nie widzi. Bla, bla, bla...Szkoda, że Iza w to wszystko wierzyła, ale co zrobić, jak człowiek zakochany?

Co zrobi Iza, co jej doradzą przyjaciółki? Ja już wiem, zdziwiona nie byłam, choć przyznam, że epilog dołączony do powieści nieco mnie zaskoczył.

Izabela Pietrzyk, Babskie gadanie, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

Dziękuję wydawnictwu za przesłanie egzemplarza recenzyjnego książki.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Mario Vargas Llosa "Historia Alejandra Mayty"


Pisarstwo Mario Vargasa Llosy jest bardzo zróżnicowane. W jego książkach można jednak wytyczyć dwie mocno zarysowane linie tematyczne- erotyka i polityka.  Napisana w 1984 roku „Historia Alejandra Mayty” wpisuje się w nurt polityczno-społeczny. Trzeba bowiem pamiętać, że Llosa jest jednym z tych pisarzy, którzy próbowali robić karierę polityczną. Noblista kilka razy startował na fotel prezydenta Peru, zna polityczne gierki od kuchni. Już jako młodzieniaszek zaczął interesować się problemami swego kraju. Uderzała go bieda, zacofanie, niesprawiedliwość, a obserwacje, które poczynił pchnęły go w stronę komunizmu. Podobnie jest z bohaterem powieści „Historia Alejandra Mayty”.

Dlaczego akurat Aalejandro tak zainteresował naszego autora? Byli przecież inni, sławniejsi, tacy, którzy zapisali się na kartach historii rewolucji? Narrator sam nie wie do końca dlaczego: „Rzeczywiście, dlaczego? Czy dlatego, że jego przypadek był pierwszym z całej serii podobnych przypadków, które wyznaczyły pewną epokę? Czy dlatego, że był najbardziej niedorzeczny? Czy dlatego, że był najtragiczniejszy?. Czy też po prostu dlatego, że jego postać i jego historia mają w sobie coś nieodparcie wzruszającego, coś co mimo swych konsekwencji moralnych i politycznych jest jak zdjęcie rentgenowskie peruwiańskiego nieszczęścia.”

Jest rok 1958. Lima. Brud, nędza, śmieci i brzydota. Śmierdzące knajpki, w których kwitnie handel narkotykami. „Kto mieszka w Limie, musi się przyzwyczaić do nędzy i brudu albo zwariować, albo się zabić”. Jest też jeszcze jedno wyjście- bunt i rewolucja, która na barkach robotników wyciągnie kraj z biedoty i pociągnie za sobą inne kraje, które są uciskane przez kapitalistyczne wszy.

Bohater powieści już jako dziecko zaczął zauważać biedę, nie mógł zrozumieć skąd ona się bierze- dlaczego jedni mają co do garnka włożyć, a inni nie. Męczył ojca, który był duchownym, by mu wytłumaczył skąd się bierze zło na świecie, skoro Bóg jest dobry i sprawiedliwy.  Odpowiedzi nie uzyskał i w młodym sercu narodził się bunt. Mayta zaczął strajk i we wspólnocie z biedakami odmówił przyjmowania trzech posiłków. Ograniczył się do spożywanej codziennie zupy i porcji suchego chleba. Mayta został komunistą.

W 1958 roku Alejandro ma około czterdziestki i kilkunastoletni staż w Rewolucyjnej Patrii Robotniczej.  Na urodzinach u swojej matki chrzestnej poznaje Vallejosa- dwudziestoletniego chłopaka, w którym dostrzega ogromny potencjał rewolucyjny. Zaczyna mu podrzucać książki, opowiada o trockizmie. To spotkanie zmienia jego życie. Vallejos natomiast zaszczepia ziarnko buntu w młodych gimnazjalistach w Jauja . To właśnie tam rozpoczęła się rewolucja. Mayta wraz z Vallejosem obmyślili plan działania, wszystko wydawało się być zapięte na ostatni guzik. Rewolucja w Jauji miała dać początek wielkiej fali wyzwoleńczej, ale ostatecznie plan nie wypalił.

Dwadzieścia pięć lat po tym wydarzeniu pisarz-narrator (alter – ego Llosy) próbuje odtworzyć historię  Mayty. Dociera do osób, które pamiętają go z tamtych czasów. Każdy z jego rozmówców przedstawia inny obraz Alejandra, każdy ma swoją wizję tamtego incydentu.  Te wszystkie relacje nie tworzą spójnego portretu. Pisarz stara się poukładać wszystko w logiczną całość, ale jak przyznaje w rozmowie z siostrą Vallejosa: „ - To wcale nie będzie prawdziwa historia, lecz właśnie powieść (...) Odległa, a może nawet fałszywa wersja tego co zdarzyło się naprawdę.
- Więc po co tyle pracy? (...) Po co odtwarzać tamte wydarzenia (...) Dlaczego nie kłamać od początku do końca?
- Bo w swoich powieściach chcę być realistą i kłamać ze znajomością rzeczy.”
W tych słowach zawarł Llosa swoje literackie credo, które z konsekwencją wciela we wszystkie swoje powieści. Stąd stają się one dla czytelnika wyzwaniem, intelektualną przygodą, prowokują do poszukiwania prawdy pozatekstowej. Podczas czytania „Historii Alejandra Mayty musiałam co chwilę doszkalać się z trockizmu, sprawdzać, jaka sytuacja polityczna panowała wówczas w Peru, nie dlatego, by zweryfikować prawdziwość wydarzeń opisywanych przez Noblistę, ale po prostu z czystej ciekawości. Książki, które prowokują mnie do takich poszukiwań są dla mnie najbardziej wartościowe.

„Historia Alejandra Mayty” to książka o rewolucji. O bezsensowności rewolucyjnego zrywu. Gdy przyglądamy się jak czterech dorosłych facetów i siedmioro młodych chłopaków próbują dokonać rewolucyjnego zamachu, wymachują karabinami, krzyczą wzniosłe hasła, robią dużo szumu- to śmiech człowieka bierze.  Llosa jest zdeklarowanym pacyfistą, wszelki formy przemocy napawają go wstrętem. Poprzez historię Mayty pokazuje, że przemocą nic się nie wskóra, nawet, gdy mocno wierzy się w jej ideę.

Ale historia Mayty, to również portret człowieka, który całe życie poświęcił się idei, a idea okazała się jedynie mrzonką. Czyż nie jest to znane nam z historii? Dobrze wiemy, że „Rewolucja zjada swoje dzieci”, a każdy fanatyzm kończy się zazwyczaj tragedią.

Wiem, że tematy polityczne nie dla wszystkich są pociągające. Zawsze mam obawy, gdy sięgam po książki Llosy, które w ten nurt się wpisują, ale za każdym razem spotyka mnie miłe rozczarowanie, bo generalnie powieści polityczne kojarzą mi się z nudnymi opisami idei i skomplikowanych stosunków społecznych, a u Llosy? Tak, to wszystko jest, ale ubrane w taką formę i język, że nie sposób oderwać się od lektury.

Mario Vargas Llosa, Historia Alejandra Mayty, wydawnictwo Znak, Kraków 2011.

Dziękuję wydawnictwu Znak za przesłanie egzemplarza recenzyjnego książki.

sobota, 23 lipca 2011

Co z Maleństwem

Pamiętacie Maleństwo? Koteczka, który trafił pod opiekę Miłki ? Nie pamiętacie, to odsyłam TUTAJ.
Historia ma już swój koniec, a koniec nie jest happy endem. Miłka została pozbawiona dziecięcia, a raczej kocięcia, bo jego znalazcy stwierdzili jednak, że zaopiekują się Maleństwem. A już koteczek się do nowej Mamy przyzwyczaił i nowa Mama do koteczka również przywykła. Ech...I nawet imię już było. Ech...

piątek, 22 lipca 2011

Jesiennie

Od wczoraj niebo nad Wrocławiem nabzdyczyło się okrutnie i zalewa Wielkie Miasto strugami deszczu. Płacze i płacze, a ja siedzę od wczoraj z kubkiem gorącego kakao i zakopana po czubek nosa w kordełce czytuję sobie to i owo. Czasami jednak noska spod kordełki wychylam, nóżkę wyciągam i zaglądam do sieci, a tam takie perełki - miłego oglądania. U Was też tak płacze?

czwartek, 21 lipca 2011

Wakacyjny Archipelag


Tak, wiem, że już wszyscy zdążyli umieścić na swoich blogach informację o nowym numerze Archipelagu, ale ja przez ostatnie dni żyję tylko muzyką. Ale już powolutku wracam w literackie rejony i zamieszczam- tradycyjnie- wstępniaka ze strony magazynu :

W piątym, letnim numerze Archipelagu przede wszystkim eksplorujemy znaczenie DROGI.
Rozmawiamy z Tomkiem Grzywaczewskim, młodym zapaleńcem, który wraz z dwoma kolegami wyruszył w sześciomiesięczną podróż śladami Witolda Glińskiego, jednego z więźniów uciekających z rosyjskiego obozu pracy, opisanymi w słynnej książce Sławomira Rawicza Długi marsz. Analizujemy relacje himalaistów z górami, które w szczególny sposób pozwalają poznać lepiej samego siebie. Dumamy nad podróżami Petera Matthiessena i Iana Bakera, których wędrówki zaskoczyły ich samych, odnaleźli bowiem coś znaczenie ważniejszego niż to, czego szukali. Śledzimy rozwój Paula Theroux jako pisarza i podróżnika, dla którego podróż stanowi rodzaj sztuczki magicznej, dającej możliwość zniknięcia na pewien czas w świecie. Tomek Michniewicz zdradza nam, jakie były początki jego fascynacji podróżami, które zaowocowały napisaniem Samsary. Na drogach, których nie ma, opowiada o kulisach powstania książki i dzieli się refleksjami na temat różnic kulturowych, krajów Azji i swego miejsca na ziemi. Słuchamy polskich reporterów opowiadających, jakie cechy trzeba posiadać i rozwijać, by pójść w ich ślady, jak rozmawiać z ludźmi i jak wykształcić warsztat reportera. Oddając się refleksjom nad książkami o tragedii rwandyjskiej Walc z Baszirem, zastanawiamy się, jak żyć przeszedłszy przez piekło na ziemi, jak odnaleźć w sobie na powrót człowieczeństwo. Pochylamy się nad kobietami-podróżniczkami, przecierającymi szlaki kobietom dziś odważnie pchającym się w paszczę przygody. A czującym niedosyt podpowiadamy, po które książki warto sięgnąć, by zgłębić zagadnienie drogi jeszcze dokładniej.

Analizujemy motyw wędrówki w powieściach Salmana Rushdiego, mistrzowsko lawirującego między kontynentami, kulturami i tożsamościami, prezentującego bohaterów w wiecznym stadium metamorfozy. Mariusz Szczygieł opowiada nam o swoich rodzicach, o fascynacjach książkami z dzieciństwa i młodości, pierwszych próbach pisania, bohaterach swoich reportaży i niechęci do fikcji, okraszając wszystkie wypowiedzi zabawnymi anegdotami. Antonia Lloyd-Jones, angielska tłumaczka wielu znakomitych polskich książek, zdradza, jak pracuje jej się z pisarzami, których dzieła przekłada na język angielski, wyjaśnia, jak przebiega proces tłumaczenia, diagnozuje rynek wydawniczy i tłumaczeniowy i wyjawia nam, których polskich pisarzy darzy szczególnym uczuciem. Relacjonujemy spotkanie z Colinem Thubronem, którego ostatnia książka dotyczy podróży do świętej góry Kailas w Tybecie, i który wybrał się w wędrówkę próbując zgłębić relacje człowieka ze śmiercią. Zatrzymujemy się nad światem Alfreda Kubina, pisarza i rysownika cierpiącego na schizofrenię, który w swych dziełach szukał odpowiedzi na sens istnienia i w filozofii Wschodu usiłował odnaleźć spokój duszy. Rozpatrujemy związek między esejem Michaela F. Gibsona, obrazem Pietera Bruegla Droga krzyżowa a filmem Lecha Majewskiego Młyn i krzyż, patrząc z różnych perspektyw na każde z dzieł i analizując je na wielu płaszczyznach.

Przybliżamy twórców projektu wydawniczego „miska ryżu” i publikowane przez nich przepiękne i z niezwykłą starannością opracowane nauki mistrzów buddyjskich. Skupiamy swą uwagę nad poezją Adama Zagajewskiego z najnowszego tomiku Niewidzialna ręka, w którym poeta przenosi czytelników do swego dzieciństwa, w inny wymiar czasoprzestrzenny. Zwiedzamy Stambuł z książkami Orhana Pamuka pod pachą, wędrując krętymi uliczkami, oddając się melancholijnemu nastrojowi nad Bosforem i próbując rozgryźć naturę tego jedynego w swoim rodzaju miasta. Zastanawiamy nad tradycjami kulinarnymi polskiej kuchni i smakami dzieciństwa i pieczemy pyszne lubelskie cebularze. Zuzanna Orlińska rozmawia ze swoimi rodzicami, Wandą i Bogusławem Orlińskimi, których ilustracje zapewne większość z Was dobrze pamięta z dzieciństwa. Państwo Orlińscy wspominają początki kariery i realia pracy ilustratora kilkadziesiąt lat temu, dumają nad zmianami, jakie zaszły po 1989, zwierzają się z trudów i radości pracy ilustratora i grafika i poddają ocenie własne prace. Piszemy o kampanii bibliotekarzy „Olej stado! Bądź czarną owcą!”, która ma na celu uświadomienie, jak ważną rolę w społeczeństwie pełnią biblioteki, ma promować czytelnictwo wśród Polaków i podkreślić konieczność integracji środowiska bibliotekarzy. Jak w każdym numerze, tak i w tym nie zapominamy o przybliżeniu nagrodzonych w ostatnich miesiącach pisarzy i ich książek, zarówno w Polsce jak i poza jej granicami. Relacjonujemy, jak wyglądały obchody Światowego Dnia Książki w Londynie, Berlinie i Karaczi oraz jak przebiegał happening czytelniczy w Gliwicach. W piśmie nie brakuje również recenzji książek wydanych na rynku polskim, brytyjskim, czeskim i niemieckim.
i filmem

Organizujemy aż trzy konkursy. Tradycyjnie na samym końcu magazynu znajdziecie cykliczny konkurs – tym razem polega on na odgadnięciu rebusów. Wprowadzamy też stały konkurs na recenzję oraz ogłaszamy jednorazowy konkurs z okazji Światowego Dnia Książki. Zapraszamy gorąco do wzięcia udziału we wszystkich!

Już tak trochę nieśmiało zaglądnęłam w PDF-a (nie znoszę czytać z monitora, ale Archipelag jest wart odłożenia do lamusa swoich nawyków czytelniczych), bo niesamowicie mnie zaciekawił wywiad z Mariuszem Szczygłem. REWELACJA! Bardzo dziękuję za opublikowanie rozmowy z Panem Mariuszem uważam, że jest to jeden z naszych najlepszych reporterów. A to zdjęcie jego biblioteki- pozazdrościć! Inne artykuły zapowiadają się równie ciekawie- rozmowa z Tomaszem Michniewiczem będzie następna w kolejce do czytania, bo akurat planuję zaopatrzyć się w jego książkę. Doczytałam we wstępniaku, że w numerze jest również poruszany temat tragedii rwandyjskiej, a to jest kwestia, która nie chce mi wyjść z głowy od momentu przeczytania świetnej książki Wojciecha Tochmana "Dzisiaj narysujemy śmierć".  Dużo w Archipelagu o reportażu, podróżach- same ciekawości :) Gratuluję redakcji i dziękuję za dostarczenie mi przyjemnej lektury na wakacyjne miesiące :).

środa, 20 lipca 2011

SNL-Jarocin 2011 cz. II

Dwa kolejne utwory Strachów z Jarocina. "Na pogrzeb Króla" to kawałek, który Strachy grają bardzo rzadko na koncertach, zespół wykonuje go tylko w wyjątkowych momentach. Odkąd chodzę na koncerty Strachów, udało mi się wysłuchać tego utworu na żywo dwa razy. Dla mnie to czysta mistyka. Wprawdzie obraz nie jest najlepszej jakości, ale liczy się dźwięk:
Druga piosenka to "Radio Damacija". Zwróćcie uwagę na to, że w pewnym momencie te kilka tysięcy ludzi z publiczności nagle siadają. Taki "sitting" rozpoczęli fani w Katowicach, ale siadało się na "Cafe Sztok", by oddać klimat kawiarni. Nie rozumiem za bardzo dlaczego w Jarocinie wszyscy siedli na "Radiu...",ale mniejsza o to-robi wrażenie, co?
c.d.n.

P.S. Dostałam nominację od Anety z Filoetowej Biblioteczki, dra Kohoutka i Papryczki do nowej zabawy blogowej One Lovely Blog Award. Bardzo Wam kochani dziękuję, ale, jak już pisałam u Was w komentarzach, tym razem nie podejmę wyzwania. Wytypowanie 16 blogów, które lubię byłoby dla mnie męką, bo ja wszystkie blogi, które czytam lubię i miałabym wyrzuty, gdybym kogoś nie ujęła.

Pierwsze filmy z Jarocina

Pojawiają się już pierwsze filmy z jarocińskiego koncertu Strachów. Oglądam i łezka się w oku kręci. Chłopaki byli w świetnej formie! A tego utworu jeszcze w takiej aranżacji to ja nie widziałam i pewnie nigdy na żywo nie zobaczę.

sobota, 16 lipca 2011

A jednak nie :(

Czasami jeden esemes może obrócić w proch nawet te najpewniejsze plany...
Wczoraj wieczorem na fb organizator festiwalu w Jarocinie umieścił informację, że wyprzedano już wszystkie bilety. No to ja w panice za telefon chwytam i próbuję się dodzwonić do znajomych. Krzysiu potwierdził mi potwierdził wszystko. Swoją drogą, bardzo mu dziękuję za zaangażowanie i zrozumienie i poświęcenie, bo do organizatora niełątwo się dobić. I Adzie dziękuję, bo gdyby mi esemesa nie wysłała, to bym pojechała dziś na festiwal i stałabym z klamotami pod płotem.
Przykro mi strasznie, już tak się napaliłam, a tymczasem wracają do łask stare plany koncertowe-dzisiaj reagge i na początku sierpnia Woodstock. Ech, ciężkie jest życie fana. :(

Sprostowanie po opadnięciu emocji:
Na Woodstock nie pojadę, znalazłąm coś o dużo lepszego, więc niebawem mam zamiar zakupić bilety, zarezerwować pole namiotowe i martwić się jedynie pogodą. A tak na marginesie- czy ktoś wie jak się dostać do Cieszanowa? A na drugim marginesie- może ktoś byłby chętny do mnie dobić? Tu jest link z info o festiwalu. 

piątek, 15 lipca 2011

Spontan

Wczoraj zwitałam do domku. Miałam w planach jechać na Dni Lubawki, by się pobujać przy Całej Górze Barwinków, poskakać przy Marice (choć nie przepadam za nią), a w niedzielę zostać na Obstawę Prezydenta i Cree. Taki był plan. BYŁ.

Wczoraj zawitałam do domku. Miałam nie jechać na Jarocin, by wraz z całą masą fanów świętować 10-lecie Strachów Na Lachy. Kiepsko w tym roku z funduszami. Taki był plan. BYŁ.

Czasami jeden esemes może obrócić w proch nawet te najpewniejsze plany...

Jutro, 6:50 wyruszam świętować ze wszystkimi. Nie usiedziałabym w domu, mając świadomość, że właśnie ucieka mi sprzed nosa jedyna okazja, by zobaczyć i usłyszeć na żywo Grabaża śpiewjącego w duecie z Natalią Fiedorczuk mój ukochany utwór. Zeżarłaby mnie ciekawość, bo podobno SNL zupełnie zmieniły set listę. A poza tym fani SNL to zgrana fejsbukowa ekipa, więc czas najwyższy poznać się w realu i odśpiewać naszym ukochanym idolom "Sto lat".

Dobra, może nie jest to mądre posunięcie. Jadę prosto od rodziców, z walizką pełną kompotów (wyprawka od Babci), butami, sukienkami, bluzkami, masą kosmetyków...Na szczęście, jadąc do domu, wiedziałam ,ze będę szła na koncerty, więc spodenki są, trampki pożycza mi Mamcik (jak to dobrze mieć taki sam rozmiar buta), moja ukochana arafatka już zapakaowana i topik tysz jest. :).
A Wy byście nie pojechali, gdyby ktoś ważny w Waszym życiu obchodził tak piękną rocznicę?

poniedziałek, 11 lipca 2011

Maleństwo


Weekend zapowiadał się przepięknie, więc, niedługo się namyślając, spakowałam manatki i zajechałam do Miłyna. A w Miłynie nowy lokator.
Znajomy znajomej pracuje w fabryce jakiś tam części. W jednym z kontenerów pełnych blach, śrub i Bóg sam wie czego jeszcze znajomy znajomej usłyszał rozdzierające skomlenie. Zagląda, podnosi to całe żelastwo, a tam Maleństwo. I co tu teraz z takim maluchem zrobić, skoro samemu się posiada już kilka psów i kotów, a do tego urlop w Zakopanem zaklepany? A to karmić trzeba, bo ledwo co od ziemi odrosło. W tym wypadku znajoma obdzwoniła wszystkich kolegów, koleżanki, mamy kolegów, mamy koleżanek, krewnych bliskich, i krewnych dalekich, ale nikt Maleństwa na tydzień nie mógł wziąć pod swe skrzydła. I znajoma wpadła na genialny pomysł- przecież Miłka w Miłynie może Maleństwo przygarnąć na tydzień- wszyscy jej przecież pomogą. Chcąc, nie chcąc- Miłka została wrobiona i od soboty jest kocią mamą. Ach, bo nie napisałam, że to kocię tak się w tym kontenerze darło. I teraz przyszły rodzicielskie obowiązki. Maleństwo robi tak:

A Miłka wtedy garnie je do piersi i karmi. Nie, nie piersią, tylko specjalnym specyfikiem ;). Oczywiście kotek jest tylko na tydzień...Oczywiście... I Miłka wcale, a wcale go nie zatrzyma...Nie, nie, nie – absolutnie!
Ale tak na wszelki wypadek, można by mu nadać imię...Macie jakiś pomysł? Zdzichu z góry odpada-nie pasuje do niego. Nie wiemy czy to jest kocur, czy kocurka, więc można propozycje składać w dwóch wariantach. :) Ale śliczny jest, co?

piątek, 8 lipca 2011

Joanna Olczak-Ronikier "Korczak. Próba biografii"

O Starym Doktorze napisano wiele peanów pochwalnych, Andrzej Wajda wystawił mu pomnik w swym filmie „Korczak”, jego książki weszły do kanonu literatury dziecięcej – postać pediatry funkcjonuje w świadomości przeciętnego Polaka jako pełna poświęcenia i heroizmu, ale jaki był naprawdę Stary Doktor? Altruista i wielki pedagog oddany swym wychowankom? To dlaczego, pyta Ronikier, nie interesowały go losy jego podopiecznych po opuszczeniu Domu Sierot, którego był założycielem? Czy obsesyjne ważenie, mierzenie, codzienne badanie dzieci nie jest podejrzane? Czy nie traktował swych wychowanków jak króliki doświadczalne – wszakże był nie tylko pediatrą i wychowawcą, ale również naukowcem, a dzieci mogły stanowić dla niego jedynie materiał do badań. Pytań stawia autorka wiele i nie daje na nie żadnej odpowiedzi, dlatego być może w podtytule jest dopisek- „Próba biografii”? Dokumentacja do stworzenia pełnego portretu jest zbyt uboga, wiele dokumentów przepadło, a ilu jeszcze nie ujawniono?  

Do przeczytania całego tekstu zapraszam na stronę e-czaskultury.

czwartek, 7 lipca 2011

Muzyczna rzepka

Nie mogę wyrzucić z głowy tej piosenki, chodzi toto za mną od wczoraj i nie chce się odczepić, więc bym sama z tym rzepkiem muzycznym nie została, wrzucam dla szerszego grona słuchających:
A jeszcze z innej beczki- Czesław się powoli klimatyzuje, choć nie wykazuje szczególnego zainteresowania kolegami i podwórkiem. Zostanie Czesław kotem salonowym. Wychowałyśmy autyka!


środa, 6 lipca 2011

Lipiec z czasopismami


Ukazał się nowy numer wrocławskiego kwartalnika artystyczno-literackiego Rita Baum.  Tematyka nadzwyczaj dla mnie interesująca.

Anarchia, kultura punkowa stanowią niezwykle silną tradycję, także w Polsce. Kto nie zna takich zespołów jak Dezerter, Guernika Y Luno, Post Regiment czy Apatia? Punk jednak to nie tylko muzyka, ale także inne, pozornie niezwiązane z nim obszary. „Rita Baum” postanowiła tym razem zbadać, co kryje się na tych niepokornych i barwnych peryferiach. Co tam znalazła? Bardzo wiele, o czym można przekonać się, sięgając po punkowy numer.”
[wstępniak ze strony Rity Baum]

Sięgamy zatem i co widzimy? „Akt zbiorowej apostazji”, czyli kilka słów o Kościele i deklaracja kilkunastu osób o wystąpieniu z jego progów. A dalej już jest bardziej punkowo: felietony, artykuły  i kilka tekstów punk-rockowych kapel (wśród nich teksty No Means No, Kliniki, Patyczaka i Pidżamy Porno).
Oprócz tekstów związanych z kontrkulturą punkową są również recenzje oraz fragmenty twórczości wszelakiej. W numerze publikuje swe wiersze afroamerykański poeta Yusef Komunyakaa, a prozą raczą nas Marcin Białczewski, Joanna Lech i Sandra Szczepańska. Dla wielbicieli filmu redakcja przygotowała tekst Małgorzaty Radkiewicz „Tradycja nowej fali a filmy na Berlinale 2011”, natomiast Łukasz Ziomek przytoczy kilka opowieści o poszukiwaniu straconych tożsamości Godarda.
Miłośnicy teatru również znajdą coś dla siebie: Łukasz Rudziński porozmawia z Leszkiem Bzdylem – tancerzem, który zagrał w spektaklu „Charlie bokserem” (reż. Piotr Cieplak, Teatr Wybrzeże, Sopot).
Ja jako degustatorka reportaży szczególnie polecam ciekawy tekst Andrzeja Ficowskiego o wrocławskim wodzireju w stylu retro.
Na koniec warto zajrzeć do galerii Rity, gdzie Gosia Herba! prezentuje swe prace.
Tak wszystko naprędce opisuję, bo sama dopiero zasiadam do czytania i nie wiem od czego zacząć, bo wszystko by się już od razu za jednym machnięciem chciało przeczytać, a tu siedź człowieku i wybieraj- a co jeden artykuł to ciekawszy. Zachęcam!

Ale to jeszcze nie koniec, bo wczoraj ukazał się lipcowy „Bluszcz”. I tu również uczta dla ducha. 

Tym razem dużo w „Bluszczu” o poezji. Mnie szczególnie zaintrygował artykuł Agnieszki Wolny –Hamkało „Pieprz się, antologia wierszy kulinarnych”. A zaraz potem sięgam do moich ulubionych rubryk. Zaczynamy od wywiadów. Co my tu mamy- wywiad z Jackiem Fedorowiczem, już sam lead zachęca ( „I wtedy milicjant powiedział; WYDOWIEM SIĘ, CO JEST BRALNE”), a następnie Agnieszka Wolny-Hamkało magluje Jerzego Jarniewicza. O! I jest rozmowa z Marielą Mehr i Tadeuszem Dąbrowskim. I jeszcze opowiadanie Sylwii Chutnik, i jeszcze artykuł Jasia Kapeli o slamach literackich, i jeszcze słów kilka o wierszach zebranych Świetlickiego, i jeszcze dzień z życia Krzysztofa Siwczyka, i jeszcze stali felietoniści mają coś do powiedzenia, i jeszcze...jeeej, co ja tu jeszcze robię? Idę czytać i Wam proponuję to samo :).