(James Douglas Morrison 08.12.1943 r. - 03.07.1971 r.)
„Po raz pierwszy odkryłem śmierć... Jechałem wraz z rodzicami i dziadkami o świcie przez pustynię. Ciężarówka wypełniona Indianami albo zderzyła się z samochodem, albo o coś uderzyła - dość, że na całej drodze rozrzucone były ciała, wykrwawiające się na śmierć. Zatrzymaliśmy samochód ... Byłem dzieckiem, więc musiałem zostać w środku, kiedy ojciec z dziadkiem poszli sprawdzić co się stało. Nic nie widziałem - jedynie śmieszną czerwoną farbę i ludzi leżących wokół. Nagle zdałem sobie sprawę, że moi rodzice nie wiedzą nic więcej ode mnie. Wtedy po raz pierwszy poczułem, co to jest strach. Sądzę, że w tej właśnie chwili duchy tych zmarłych Indian - może jednego, albo dwóch - biegały wokół i wylądowały w mojej duszy. Ja byłem jak gąbka - gotów siedzieć tam i wszystko chłonąć.”
[Jim Morrison]
Był postacią niesamowitą. Nazywał siebie Królem Jaszczurów. Poeta, czy muzyk? Raczej poeta, śpiewać, jak sam twierdził, nie potrafił. Dużo czasu zajęło mu oswojenie się z publicznością. Na pierwszych koncertach stał tyłem do tłumu, bo paraliżował go strach. Z czasem ze wszystkim się oswoił. Sława, narkotyki, alkohol. Miał 28 lat, gdy odszedł. Krążą legendy o jego śmierci. Zmarł podobno w wannie. Na zawał. Choć inna wersja mówi o przedawkowaniu heroiny. Znalazła go Pamela - jego muza, dziewczyna, która potrafiła nadążyć za jego postrzelonym trybem życia. Tak, Jim Morrison był szaleńcem, młodym Dionizosem, który chciał z życia czerpać pełnymi garściami. Miał w sobie ogromną charyzmę. Zespół The Doors, który stworzył po to, by „otwierać drzwi percepcji” na trwałe zapisał się w historii muzyki. A Morrison?
Cenię go za poezję, cenię za osobowość i tę mistyczną aurę, którą nadal wokół siebie wytwarza, mimo że nie żyje od 40 lat. Nie potrafię zwerbalizować tego co się dzieje ze mną, gdy go oglądam, słucham, czytam. Facet miał w sobie coś. To moja pierwsza poważna fascynacja muzyczno-liryczna.
Jeżeli nie wiecie o kim piszę, zachęcam do obejrzenia filmu w reżyserii Oliviera Stone’a z rewelacyjną rolą Vala Kilmera jako Jima (jak pierwszy raz oglądałam ten film, to myślałam, że to Jim-świetna charakteryzacja!) i Meg Ryan jako Pameli- jego muzy.
A tymczasem zostawiam Was z moim ukochanym kawałkiem The Doors. A na koniec kilka wierszy.
Amerykańska modlitwa
Wiesz co znaczy iść krok za krokiem
w cieple gwiazd ?
Wiesz, że istniejemy ?
Zapomniałeś kluczy
do Królestwa
Urodziłeś się już
i żyjesz ?
Wymyślmy na nowo bogów i
odwieczne mity
Uświęćmy symbole z głębin starych lasów
Zapomniałeś lekcji płynącej
z dawnej wojny
Trzeba nam wielkich złocistych kopulacji
Leśne drzewa chichoczą
głosami ojców
Matka umarła na morzu
Wiesz, że prowadzą nas na
rzeź nieodgadnieni admirałowie
Że grubi, ociężali generałowie oblizują się
na widok młodej krwi
Wiesz, że rządzi nami telewizja
Księżyc jest jak zastrupiałe zwierzę
Partyzanci ciągną losy
za zasłoną winorośli
gromadzą się na wojnę z niewinnymi
pasterzami, którym zagląda w oczy śmierć
O wielki stwórco bytu
daj nam jeszcze godzinę na
uprawiania rzemiosła
i samodoskonalenie
Ćmy i ateiści są po dwakroć boscy
i umierają
Żyjemy, umieramy
a śmierć nie jest kresem
Pędzimy dalej ku
Koszmarom
Trzymaj się życia
Nasz kwiatuszku męki pańskiej
Trzymaj się pizd i kutasów
rozpaczy
Przeżywamy iluminacje
dzięki rzeżączce
Krocze Kolumba
pełne zielonej śmierci
(Przycisnąłem jej udo
i śmierć uśmiechnęła się)
Zebraliśmy się w starym
opętanym kinie
By głosić naszą żądzę życia
i uciec przed bujną mądrością
ulic
Szturmują stodoły
Przy oknach warty
I tylko jeden spośród nich
Zatańczy i ocali nas
Boską ironią
słów
Muzyka rozpala temperament
(Gdy prawdziwi mordercy Króla
biegają na wolności
w państwie rodzą się
tysiące Czarowników)
Gdzie są igrzyska które nam obiecano
Gdzie jest wino
Nowe Wino
(umierające na krzewie)
wewnętrznej ironii
daj nam godzinę na czary
Nam utkanym z fioletowych rękawic
Nam utkanym z lotu szpaka
i aksamitnej godziny
Nam zrodzonym z arabskich uniesień
Nam dzieciom słonecznej kopuły i nocy
Zaufaj nam
Byśmy mogli wierzyć
Nocą pragnienia
Powierz nam
Noc
Rozdaj barwę
O stu odcieniach
pełną mandalę
Dla mnie i dla ciebie
I twego domu
w jedwabnych poduszkach
Głowa, mądrość
I łóżko
Kłopotliwy dar
Wewnętrznej ironii
ogarnął cię
Zwykliśmy wierzyć
W stare dobre czasy
Wciąż nam przynoszą
Po kawałeczku
Wyrazy Uznania
Nieokrzesana brew
zapomina i pozwala
Wiesz, że wolność istnieje
w podręcznikach historii
Wiesz, że szaleńcy
biegają po naszym więzieniu
po naszym więzieniu
w ciemnicy
w białym wolnym i protestanckim wirze
Siedzimy głowa przy głowie
na grzędzie nudy
Czekamy na śmierć
czającą się w wypalonej świecy
Walczymy o to
co już dawno mamy
Cholera, mam dość wątpliwości
Życia w świetle geograficznego
Południa
okrutnych zobowiązań
Potęga należy do sług
hyclów i ich złośliwych kobiet
naciągających nędzne kołdry
na żeglarzy
(A gdzieś był bladym świtem
Doiłeś wąsy
czy miażdżyłeś kwiat?)
Mam dość zbolałych twarzy
Wyzierających na mnie z telewizora
Wieżo, chcę sadzić róże
w ogrodowej altanie; kapujesz?
Królewscy potomkowie, rubiny
muszą zastąpić spędzone płody
Obcych w błocie
Mutantów - krwawy posiłek
dla młodej sadzonki
Czekają, by zabrać nas do
okaleczonego ogrodu
Wiesz jak blada i kapryśnie radosna
jest śmierć przychodząca świtem
nie zapowiedziana, nie zaplanowana
jak przerażający, nadzwyczaj przyjacielski gość którego
wpuściłeś do łóżka
śmierć czyni z nas anioły
i daje nam skrzydła
w miejsce ramion gładkie jak szpony
kruka
Już bez pieniędzy i bez sutych szat
Nowe Królestwo, nowy, lepszy świat
póki się nie odsłoni kazirodcza skaza
oddając posłuch roślinnemu prawu
Nie odejdę
Wolę Ucztę przyjaciół
Niż tę Wielką Rodzinę
w cieple gwiazd ?
Wiesz, że istniejemy ?
Zapomniałeś kluczy
do Królestwa
Urodziłeś się już
i żyjesz ?
Wymyślmy na nowo bogów i
odwieczne mity
Uświęćmy symbole z głębin starych lasów
Zapomniałeś lekcji płynącej
z dawnej wojny
Trzeba nam wielkich złocistych kopulacji
Leśne drzewa chichoczą
głosami ojców
Matka umarła na morzu
Wiesz, że prowadzą nas na
rzeź nieodgadnieni admirałowie
Że grubi, ociężali generałowie oblizują się
na widok młodej krwi
Wiesz, że rządzi nami telewizja
Księżyc jest jak zastrupiałe zwierzę
Partyzanci ciągną losy
za zasłoną winorośli
gromadzą się na wojnę z niewinnymi
pasterzami, którym zagląda w oczy śmierć
O wielki stwórco bytu
daj nam jeszcze godzinę na
uprawiania rzemiosła
i samodoskonalenie
Ćmy i ateiści są po dwakroć boscy
i umierają
Żyjemy, umieramy
a śmierć nie jest kresem
Pędzimy dalej ku
Koszmarom
Trzymaj się życia
Nasz kwiatuszku męki pańskiej
Trzymaj się pizd i kutasów
rozpaczy
Przeżywamy iluminacje
dzięki rzeżączce
Krocze Kolumba
pełne zielonej śmierci
(Przycisnąłem jej udo
i śmierć uśmiechnęła się)
Zebraliśmy się w starym
opętanym kinie
By głosić naszą żądzę życia
i uciec przed bujną mądrością
ulic
Szturmują stodoły
Przy oknach warty
I tylko jeden spośród nich
Zatańczy i ocali nas
Boską ironią
słów
Muzyka rozpala temperament
(Gdy prawdziwi mordercy Króla
biegają na wolności
w państwie rodzą się
tysiące Czarowników)
Gdzie są igrzyska które nam obiecano
Gdzie jest wino
Nowe Wino
(umierające na krzewie)
wewnętrznej ironii
daj nam godzinę na czary
Nam utkanym z fioletowych rękawic
Nam utkanym z lotu szpaka
i aksamitnej godziny
Nam zrodzonym z arabskich uniesień
Nam dzieciom słonecznej kopuły i nocy
Zaufaj nam
Byśmy mogli wierzyć
Nocą pragnienia
Powierz nam
Noc
Rozdaj barwę
O stu odcieniach
pełną mandalę
Dla mnie i dla ciebie
I twego domu
w jedwabnych poduszkach
Głowa, mądrość
I łóżko
Kłopotliwy dar
Wewnętrznej ironii
ogarnął cię
Zwykliśmy wierzyć
W stare dobre czasy
Wciąż nam przynoszą
Po kawałeczku
Wyrazy Uznania
Nieokrzesana brew
zapomina i pozwala
Wiesz, że wolność istnieje
w podręcznikach historii
Wiesz, że szaleńcy
biegają po naszym więzieniu
po naszym więzieniu
w ciemnicy
w białym wolnym i protestanckim wirze
Siedzimy głowa przy głowie
na grzędzie nudy
Czekamy na śmierć
czającą się w wypalonej świecy
Walczymy o to
co już dawno mamy
Cholera, mam dość wątpliwości
Życia w świetle geograficznego
Południa
okrutnych zobowiązań
Potęga należy do sług
hyclów i ich złośliwych kobiet
naciągających nędzne kołdry
na żeglarzy
(A gdzieś był bladym świtem
Doiłeś wąsy
czy miażdżyłeś kwiat?)
Mam dość zbolałych twarzy
Wyzierających na mnie z telewizora
Wieżo, chcę sadzić róże
w ogrodowej altanie; kapujesz?
Królewscy potomkowie, rubiny
muszą zastąpić spędzone płody
Obcych w błocie
Mutantów - krwawy posiłek
dla młodej sadzonki
Czekają, by zabrać nas do
okaleczonego ogrodu
Wiesz jak blada i kapryśnie radosna
jest śmierć przychodząca świtem
nie zapowiedziana, nie zaplanowana
jak przerażający, nadzwyczaj przyjacielski gość którego
wpuściłeś do łóżka
śmierć czyni z nas anioły
i daje nam skrzydła
w miejsce ramion gładkie jak szpony
kruka
Już bez pieniędzy i bez sutych szat
Nowe Królestwo, nowy, lepszy świat
póki się nie odsłoni kazirodcza skaza
oddając posłuch roślinnemu prawu
Nie odejdę
Wolę Ucztę przyjaciół
Niż tę Wielką Rodzinę
***
Nawaleni niepokalanie
Powiem ci...
Zmarnowaliśmy świt
A tego nie wybaczy nam żadne niebo
W tamtych czasach wszystko było prostsze i bardziej pogmatwane
Pewnego letniego wieczoru idąc na molo
Wpadłem na dwie dziewczyny
Blondynka miała na imię Wolność
Brunetka Przedsiębiorczość
Rozmawialiśmy trochę i opowiedziały mi pewną historię
Posłuchaj teraz...
Opowiem ci o radiu Teksas i mocnym uderzeniu
Które płynie powoli, delikatnie i wściekle
Niczym nowy język
Sięga twojej głowy z zimną nagłą furią
boskiego posłańca
Opowiem ci o bólu serca i o tym, jak odszedł Bóg
Wędrujący, wędrujący pośród beznadziejnej nocy
Tu na horyzoncie nie ma gwiazd
Tu my, nawaleni
Niepokalanie
Powiem ci...
Zmarnowaliśmy świt
A tego nie wybaczy nam żadne niebo
W tamtych czasach wszystko było prostsze i bardziej pogmatwane
Pewnego letniego wieczoru idąc na molo
Wpadłem na dwie dziewczyny
Blondynka miała na imię Wolność
Brunetka Przedsiębiorczość
Rozmawialiśmy trochę i opowiedziały mi pewną historię
Posłuchaj teraz...
Opowiem ci o radiu Teksas i mocnym uderzeniu
Które płynie powoli, delikatnie i wściekle
Niczym nowy język
Sięga twojej głowy z zimną nagłą furią
boskiego posłańca
Opowiem ci o bólu serca i o tym, jak odszedł Bóg
Wędrujący, wędrujący pośród beznadziejnej nocy
Tu na horyzoncie nie ma gwiazd
Tu my, nawaleni
Niepokalanie
***
Kiedy ludzie wymyślili budynki
I zamknęli się w pomieszczeniach,
Najpierw były drzewa i jaskinie.
(Okna funkcjonują w obie strony,
lustra tylko w jedną)
Nigdy nie przechodzi się przez lustra,
ani nie przepływa przez okna.
Uwielbiam Jimma. A film - średni, wg mnie groteskowa rola Meg Ryan ;)
OdpowiedzUsuńRamona i Natalia=> zgadzam się,że rola Meg jest przerysowana,ale to moim zdaniem dodaje jej uroku, chociaż, jeżeli ktoś tak mocno nie zagłębiał się w życiorys Jima, to może nie wyczuć ironii, jak towarzyszy postaci jego dziewczyny.
OdpowiedzUsuńEhhh tak kiedyś za czasów licealnych się rytualne świece paliło w rocznice. Piękna to była tradycja:) Pamiętam, że pierwszy cytat jaki spisałam do zeszytu (co zapoczątkowało w ogóle gromadzenie cytatów) był z książki "Nikt nie wyjdzie stąd żywy", która była prezentem gwiazdkowym roku 1996:)) Rany kiedy to było!! A i miało się takie książeczki z tekstami. Cała seria kiedyś wyszła nie tylko Doorsów:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam utwory The Doorsów szczególnie "Alabama song". Zresztą lata '70 to świetny czas dla muzyki Janis Joplin, Hendrix, Jefferson Airplane.
OdpowiedzUsuńpapryczka=> ja też paliłam świece w rocznicę śmierci Jima :), a książka "Nikt nie wyjdzie stąd żywy" to jedna z lepszych monografii zespołu. A książki z tekstami też miałam- duuużo :)
OdpowiedzUsuńsaradeever=> ja bym jeszcze dorzuciła Zeppelinów, Purpli, Mamas and Papas, Simona, Boba Dylana...jeeej całą masę! To dopiero była muza!