Autor: Christian Kracht
Tytuł: Tu będę w słońcu i cieniu
Wydawnictwo: FA-art
Rok wydania: 2011
Christian Kracht jest szwajcarskim pisarzem i dziennikarzem. Jest
również podróżnikiem, był w Azji, Indiach, obecnie mieszka z żoną w Buenos
Aires. Do tej pory wydał kilka tomów prozy podróżniczej i trzy powieści.
„Tu będę w słońcu i cieniu” to pierwsza książka szwajcarskiego pisarza
przełożona na język polski. A szkoda, bo chyba wolałabym rozpocząć znajomość z
tym autorem od literatury faktu.
„Tu będę w słońcu i cieniu” to historia
Afrykańczyka, który w dzieciństwie został oddany do akademii wojskowej,
by w przyszłości zasilać szeregi szwajcarskiego wojska. Bohater - narrator, którego imienia nie poznajemy, jest komisarzem Partii Komunistycznej w Nowym
Bernie. Dostaje rozkaz aresztowania Brażyńskiego- Polaka, do tego Żyda. Wyrusza
za nim do Redity, legendarnej twierdzy, centrum dowodzenia szwajcarskimi
komunistycznymi siłami. Podróż jest ciężka, bohater brnie w śniegu, natyka się
na wrogów, zostaje uratowany przez tajemniczego Uriela, który zdaje się być
aniołem.
Tak mniej więcej wygląda fabuła tej niewielkich rozmiarów powieści.
Autor próbuje podjąć temat wojny i jej wpływu na jednostkę. Życie to wojna, to
szereg wydarzeń, spotkań, które kończą się tragicznie. Nie ma już nadziei,
jesteśmy straconym pokoleniem: „Urodziliśmy się na wojnie i umrzemy na wojnie”.
Autor wykorzystuje również topos wędrówki, albo przynajmniej
chciał go wykorzystać i nie do końca mu
się to udało. W czasie, gdy bohater ściga Brażyńskiego, pokonuje wiele
kilometrów, droga jest trudna, ale podczas wędrówki nie następuje żadna
przemiana. Natomiast, gdy Afrykańczyk dociera do celu okazuje się, że nie jest
w stanie wykonać rozkazu, bo...jego ofiara sama się ukarała. Ale dlaczego? Tego
nie wiem.
Zbyt dużo w tej książce niedopowiedzianych sytuacji. Autor nie panuje
nad swoimi bohaterami, popycha ich do racjonalnych czynów, wszystko się tu
rozpada. Nic nie jest umotywowane. Do tego drażnią tendencyjne dialogi.
Rozdrażniła mnie ta proza, ale nie dlatego, że podejmuje ciężki temat,
ale dlatego, że jest po prostu źle skonstruowana, tak jakby autor spuścił ze smyczy słowa i stracił nad
nimi panowanie. Do tego dochodzi fatalna korekta, co skutecznie zniechęca do
lektury.
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzyjny książki.
Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek "zjechała" tak definitywnie książkę. Musi rzeczywiście być wyjątkowo kiepska.
OdpowiedzUsuńDragonella=> ja generalnie staram się nie krytykować i nawet jak książka nie jest arcydziełem, to staram się wyszukać coś dobrego, ale w tym wypadku nie szło...No po prostu MASAKRA. Zawsze jak dostaję egzemplarz od wydawnictwa to jak mi się książka nie podoba, bo jest po prostu źle napisana, to mam zagwozdkę moralną jak mam pisać, ale zawsze staje na tym,że muszę być szczera- wobec siebie i wobec innych. W całym moim życiu była jeszcze jedna taka książka, która mnie tak rozdrażniła, ale ona miała 500 stron...
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to nie jest "zjechanie na maksa". Ja uznałam, że ten chaos fabuły jest wynikiem ogólnego rozpadu świata.
OdpowiedzUsuńCo do przemiany bohatera- jakas chyba w końcu następuje, ale jest bardziej wynikiem czynników zewnętrznych.
Natomiast pelna zgoda, co do tego, że wolałabym przeczytać jakąś sollidną literaturę faktu w wykonaniu tego autora!
Iza=> to jest właśnie to o czym mówiłam kiedyś, każdy w zależności od doświadczeń życiowych i czytelniczych innych rzeczy szuka w książkach, choć ja staram się zawsze pisać "obiektywnie". Polonistyka trochę skrzywia człowieka :), ale dostajesz pewne narzędzia, którymi operujesz. Ty ten chaos postrzegasz jako metaforę rozpadu świata, ja widzę, że jest to nieumiejętnie zrobione i forma mi się kompletnie rozpada.
OdpowiedzUsuńA przemiana bohatera? W którym momencie?
Na samym końcu, gdy zrzuca mundur komisarza i wraca do Afryki. OK, ale może cała zmiana to zmiana koloru oczu:).
OdpowiedzUsuńIza=> :) Kolor oczu- dobre :))))
OdpowiedzUsuń