Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 31 grudnia 2014

Agnieszka Osiecka "Dzienniki 1951"

 

Autorka: Agnieszka Osiecka
Tytuł: Dzienniki 1951
Wydawnictwo: Prószyński i Sk-a
Rok wydania: 2014




Od dziesiątego roku życia, z przerwami, pisałam pamiętniki. Namówiła mnie do tego ciotka Baśka, sama pisząca potajemnie. Część z nich jest we wrocławskim Ossolineum, część w tapczanie. (...) są nieszczere. Ciągle pokazywałam je koleżankom, pisałam „pod kogoś". Poza tym starałam się przypodobać sobie samej. Jakaś taka marna autopsychoterapia.
[Agnieszka Osiecka]

W 2013 roku ukazał się pierwszy tom „Dzienników" Agnieszki Osieckiej obejmujący lata 1945-1950. Poznaliśmy w nim dziewczę, które dopiero zaczyna swoją diarystyczną przygodę. Notatki były prowadzone w miarę regularnie, dając obraz nieco naiwnej trzynastolatki, która jest ciekawa świata i ludzi, wszystko widzi przez różowe okulary. W tamtych latach najważniejsze dla Osieckiej były szkoła i treningi, dlatego opisy tej sfery życiowej zajmują najwięcej miejsca. W drugim tomie „Dzienników" obejmującym rok 1951 (Osiecka ma wtedy 14 lat) akcenty rozkładają się już inaczej.

Osiecka nie zawsze miała przy sobie pamiętnik, ale pióra z rąk nie wypuszczała. Notowała wszystko, co się wokół niej działo, notowała wszędzie, na kartkach, w notesach, w listach i wklejała później do diariusza. W zapiskach czternastoletniej śmieszki bardzo często pojawiają się nie tylko opisy codzienności, młoda poetka próbowała również uchwycić nastrój, stąd w dzienniku pojawiają się egzaltowane i przesiąknięte sentymentalną retoryką próby uchwycenia krajobrazów emocji oraz obrazów przyrody. Ocierają się te obrazki o grafomanię, wywołują pobłażliwy uśmiech, ale nie wymagajmy zbyt wiele od młodej dziewczyny.

Życie nastoletniej Osieckiej toczy się nadal wokół szkoły, treningów, potańców, ale coraz więcej miejsca w notatkach zajmują filozoficzne rozważania, dyskusje o literaturze, indywidualizmie, marksizmie (urocze są te naiwne tezy głoszone przez młodą aktywistkę), wrażliwości i ludzkiej naturze, religii, wierze. Wywody młodej panny dotyczące kwestii egzystencjalnych są przesiąknięte młodocianym zapatrzeniem w idee. Osiecka bardzo dużo czyta radzieckich pisarzy, ma słabość do Puszkina, ale zaczytuje się również Boyem - Żeleńskim i Tuwimem. Dobór lektur wyraźnie wpływa na jej poglądy, choć widać, że pisarka na wszystko chce sobie wyrobić własne zdanie.

Wiele miejsca poświęca na analizę kolegów i koleżanek: Małgorzata Rejman (socjalistyczny oryginał. Tzw. herod-baba, za grosz kobiecości. Łączy komunizm z wiarą. Entuzjastka ZSRR. Jest po prostu z zasady szczęśliwa. Cudownie się z nią gada. Ma „matematyczną" rodzinkę. Uwielbia Ukrainę. Chodzi do teatru na dobre sztuki. Mówi protekcjonalnie bez intencji i z intencją. Bywa śliczna, jak również podobna do goryla {zależnie od naświetlenia, miny, pozy itd.}.Mam do niej zaufanie. Nie przyjaźni się z nikim). Portrety są uaktualniane, ale czy do końca szczere? Wszakże sama autorka w przytoczonym na początku recenzji cytacie potwierdza, że nie są. Być może nie do końca jest to prawda, ale na pewno rys kreacji na stronach diariusza jest umotywowany, Osiecka bowiem wymieniała się z koleżankami swoimi zeszytami. Dziewczynki stworzyły swoisty klub pamiętnikarek, pokazywały sobie swoje zapiski, dyskutowały na temat sztuki pisania pamiętników. Mając w świadomości, że ktoś nasze notatki będzie czytał, siłą rzeczy zaczynamy ważyć słowa, pilnować myśli. Tylko w przypadku Osieckiej sprawa ma się nieco inaczej. Wygląda na to, że autorka „Białej bluzki" ma gdzieś zdanie innych i stara się być wiarygodna, pisze co jej ślina na język przyniesie, pisze dużo i bardzo zależy jej na dogłębnej analizie wszystkiego i wszystkich.

Jest jeszcze coś w tym tomie, czego nie było w poprzednim, Osiecka więcej pisze o swojej rodzinie, o zagubionej matce, o ojcu, który też nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Rok 1951 zdaje się być przełomowym. Po rozwodzie rodziców, Agnieszka inaczej patrzy na tatę, który do tej pory był dla niej autorytetem, mama natomiast wzbudza w niej uczucie litości, ale tej czułej, dziewczyna czuje na sobie obowiązek opieki nad jej rozchwianą psychiką.

W 1951 roku Osiecka zaczyna coraz bardziej się angażować w działalność ZMP, obserwujemy, jak z podlotka dojrzewa na aktywistkę, która hartuje w sobie marksistowskiego ducha.

Drugi tom „Dzienników" jest pasjonująca lekturą, choć przyznam szczerze, że niektóre wywody filozoficzne, czy też przydługie cytaty z czytanych przez pisarkę książek, czasami mnie nudziły. Zresztą, czego wymagać od czternastolatki? Fakt, że Osiecka była wybitną artystką, ale w 1951 roku jeszcze nie miała ogłady literackiej, te zapiski są niekiedy infantylne, najeżone kolokwializmami, nowomową, niektóre zdania są chropowate i w tym tkwi cały urok.

2 komentarze:

  1. Tak, jak lubię Osiecką i sporo o niej czytam, tak te dzienniki wyjątkowo mnie nie kręcą i to dokładnie z tego względu o którym piszesz na końcu :) Ewidentnie wolę zostać przy jej dojrzalszej twórczości. Dzięki za super recenzję! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale to właśnie jest takie ciekawe, bo można śledzić, jak Osiecka wyrabiała się literacko, a te jej wywody i fascynacje filozofią i ideami- no miodzio, tylko trochę przynudnawe czasami. Ale w jej wieku miałam podobnie :)

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.